Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Z miłości (poprawiona wersja opowiadania "Seksowny mord")

Leżałam sama na drodze, nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Wokół była ciemność i ani śladu żywego ducha. Wiedziałam jedynie, że gdzieś daleko stał jakiś stary dom. Chwilę tak leżałam, próbując poukładać sobie myśli i przypomnieć, do czego tak w ogóle tu doszło, ale im bardziej starałam się to zrobić, tym bardziej czułam, że wszystko miesza mi się w głowie. Przez bardzo długi czas nie byłam w stanie poruszyć ani ręką, ani nogą. Oczy miałam ciągle zamknięte.

„Czy to sen?!” – pomyślałam. W końcu bardzo chciałam, aby tak było. Lodowaty wiatr dotknął moich policzków. Pomału podniosłam powieki. Widok, który jawił się teraz przed moimi oczami, nie różnił się za wiele od tego, co widziałam, gdy miałam je zamknięte. Zdziwiło mnie jednak, że z moim ubraniem jest wszystko w porządku. Powinno zostać zniszczone albo przynajmniej ponadrywane w niektórych miejscach od…no nie wiem…przewrotu?

Usiłowałam się podnieść. Chwiałam się przez chwilę nogach, nie mogąc ustać w miejscu. Trochę czasu mi zajęło złapanie równowagi. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, nim postawiłam pierwszy krok. Wciąż rozglądałam się dookoła, serce zabiło mi szybciej. Sięgnęłam do kieszeni. Chwilę w niej grzebałam, ale jedyne, co znalazłam to rozbity telefon komórkowy nie zdający się już do użytku. Nie pozostawało mi nic poza brnięciem w nieznane. Stara latarnia co jakiś czas oświetlała mi drogę. Krok po kroku pomału podążałam na przód. Przed oczami starałam się mieć jedynie ten wiekowy dom. Może tam znajdę jakąś pomoc? Chociaż wątpliwe… Od dziecka oglądałam dużo horrorów, więc wyobraźnia podsuwała mi różne, logiczne z tego punktu widzenia, następstwa zdarzeń takie, jak np. morderca próbujący zwabić swoją ofiarę do takiego miejsca, aby wiadomo, co z nią zrobić, gwałciciel czy inna niebezpieczna osoba. Duchów jakoś mniej się bałam.

Prawdę mówiąc, to w pewnym sensie zajmowali rolę moich przyjaciół. Babcia od zawsze mi tłumaczyła, że jak się zobaczy duch jakiegoś zmarłego członka rodziny, to dobrze, bo oznacza to, że się on nami opiekuje. Chociaż nie miałam pojęcia o żadnych krewnych powiązanych z tym miejscem, to i tak bardziej obawiałam się żywych ludzi.

- Au! – pisnęłam. Potknęłam się o kamień, ale na całe szczęście mój cel podróży był już blisko. Bez zbędnych westchnień i płaczów podniosłam się i z upartością szłam, na przód. Rzadko, kiedy się poddawałam. To mnie nie charakteryzowało. Światło latarni nie docierało już do tego miejsca, więc na pomoc uruchomiłam wszystkie moje zmysły, aż w końcu udało mi się dotknąć ogromnych, ciężkich drzwi. Szybko wymacałam klamkę i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu odkryłam, że wcale nie było zamknięte. Nawet nie musiałam jej naciskać. Śmiało (jak na kogoś, kto obecnie chwiał się na nogach) pchnęłam ogromne wrota i weszłam do środka. Od razu przywitał mnie zapach starych rzeczy i czegoś dziwnego, co unosiło się w powietrzu, ale jeszcze nie dawało się nazwać.

Stałam w ogromnym korytarzu pełnym chyba z setek drzwi, z których każde były zamknięte. Hol ten zaprowadził mnie do ogromnej Sali, która kiedyś może była miejscem do organizowania imprez. Stały tam ogromne meble pokryte plandeką i dużą warstwą kurzu, a obok nich coś, co kształtem przypominało fortepian. Nacisnęłam kilka klawiszy.

Zasmuciłam się, gdy usłyszałam jedynie jakieś skrzeczenie, nawet, nie zbliżone do pięknego brzmienia tego przedmiotu. Instrumenty muzyczne stanowiły moją ogromną słabość i nigdy nie mogłam się oprzeć, aby na nich nie zagrać. Nawet nie zliczę ile razy pracownicy sklepów muzycznych musieli mnie upominać żebym nie robiłam tego przed zakupieniem fortepianu.

Ten, mimo swojej nie zdatności do użytku, sprawił, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Wyobraziłam sobie te wszystkie osoby, które z niego korzystały i koncerty, być może tutaj urządzane.

Na ścianach wisiała, nie zliczona ilość portretów, małych i dużych, oprawionych w drewniane ramy przedstawiające różne obce mi osoby. Jeden z nich szczególnie zwrócił moją uwagę.

Przedstawiona na nim kobieta siedziała zupełnie, jak „Dama z łasiczką” na obrazie Da Vinciego (tylko łasiczki jej brakowało) i patrzyła na mnie ciepłym wzrokiem. Im dłużej się jej przyglądałam, tym bardziej widziałam w niej coś znajomego, aż w końcu oniemiałam. Nie licząc drobnych różnic w stroju i fryzurze, zauważyłam, że owa dama wygląda tak samo, jak ja! Te same rysy twarzy, ten sam kolor włosów, a może nawet i oczu? Cofnęłam się z wrażenia. Dziwne, że jakiś głupi obraz aż tak mnie uderzył. W dodatku autor umieścił w tle ten fortepian. Pomyślałam, że może do niej on należał?

- To tylko głupi zbieg okoliczności – powiedziałam, próbując samą siebie o tym zapewnić. Głupi zbieg okoliczności, bo jak inaczej można by wyjaśnić to w tak zwany „naukowy sposób”? Przeszłam kolejne kilka kroków i już miałam zacząć rozwiązywać zagadkę, kiedy uświadomiłam sobie kolejną rzecz. Smród owej, niezidentyfikowanej rzeczy stał się dużo bardziej intensywny niż przy wejściu. Ostrożnie skierowałam wzrok na znajdujące się po prawej stronie od „mojego” portretu drzwi. Skradałam się do nich, bojąc się, że zaraz wyskoczy ten wspomniany wcześniej zabójca. Ktoś zostawił uchylone wejście, a zapach coraz bardziej drażnił mój nos. Otworzyłam je na oścież i na nowo przeżyłam szok. Nogi ugięły mi się na ten widok, a ręce przygotowały do asekuracji w razie upadku. Wydobyłam z siebie cichy, stłumiony pisk.

W ciemnym pokoju, który dawniej służył chyba jako coś w rodzaju, graciarni, bezwładnie leżała kobieta, a obok niej rozbite szkło, pewnie jakiś kieliszek czy szklanka. Możliwe, że ktoś ją otruł, ponieważ wokół nie zobaczyłam ani śladu krwi. W dodatku to naczynie…

Chwilę dochodziłam do siebie, a potem spróbowałam jakoś sprawdzić, czy ona w ogóle żyje. Nie reagowała na żadne moje zawołanie, bez trudu przewróciłam ją na plecy. Nie wyczułam bicie jej serca, więc musiała odejść dawno temu.. Zabrałam włosy z jej twarzy.

- Mój Boże… - w końcu pozwoliłam sobie upaść na kolana. – To Marika! Co ona tu… - ktoś stanął za mną i położył mi rękę na ustach. Zamurowało mnie. „Co jeszcze mnie tu czeka?!” – pomyślałam. Poczułam też, jak coś przystawia mi do głowy. Zaczęłam się szarpać i wyrywać z rąk tajemniczego oprawcy. Przez chwile walczył, ale potem nagle zmroził mnie swoim pocałunkiem na szyi.

– Nie poznajesz? – zapytał. Ciepło, które od początku jakoś przez niego przebijało, teraz wypłynęło z całą swoją siłą. Odetchnęłam z ulgą i od razu chwyciłam jego dłoń.

- Marika nie żyje… - pokazałam palcem na zwłoki. Nigdy za nią jakoś specjalnie nie przepadałam, strasznie utrudniała mi życie, więc jej samej nie było mi jakoś specjalnie szkoda, ale śmierć to jednak śmierć.

- Widocznie tak miało być – obojętnie wzruszył ramionami.

- Ale ty chyba… - nie kończyłam zdania.

- Gdyby nie ona, nie byłabyś teraz w ciąży – westchnął.

- Skąd wiesz o ciąży?! – wykrzyknęłam. Dopiero dziś miałam zamiar mu o tym powiedzieć.

- Znalazłem test w twojej szafce, a ona pięknie się przyznała to przebicia gumek – warknął, z obrzydzeniem spoglądając na nią, a potem już łagodnie na mnie.

- Zabiłeś ją?

- Tak, w końcu obiecałem ciebie chronić – Uśmiechnął się do mnie – a teraz będę chronił także to, co masz pod sercem. Chciała wyeliminować cię z zawodów? To ja wyeliminowałem ją.

- Nie! – mówiąc to, cofnęłam się o krok. – Nie wierzę, że to zrobiłeś!

- Chciała ci zniszczyć życie – wzruszył ramionami. – Musiałem to zrobić, bo inaczej to ona wykończyła.

- Zabiłeś człowieka! Jesteś nieobliczalny!

- Zrobiłem to dla ciebie – złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany. Spojrzałam mu w oczy. Miłość i ciepło w połączeniu z całkowitą bezwzględnością i determinacją. W mojej głowie pojawiło się pytanie: „Co robić?” Staliśmy tak dłuższy moment. W końcu jego usta przesunęły się po mojej szyi. Zamierzałam walczyć, ale brakowało mi siły, aby go odepchnąć. Mimo tego, co zrobił, nadal potrafił okazać czułość, a ja gdzieś w głębi chyba nawet tego pragnęłam. Właśnie… To, że być może tego chcę, najbardziej mnie przerażało.

Podwinął mi koszulkę i zaczął masować moje ciało. Najpierw brzuch, a potem jego ręka zeszła niżej. Znów zobaczyłam ten „kojący” i jednocześnie straszny uśmiech na jego twarzy.

- Wypuść mnie – powiedziałam stanowczo. Tylko mruknął, ale jego ręka nadal schodziła niebezpiecznie nisko. Zbliżyłam nogi do siebie.

Przypomniał mi się mój pierwszy raz z nim. Równie czuły, ale w tamtej chwili nie byłam świadoma, kim on jest. To pewnie wtedy zaszłam w ciążę.

Rodzice wyszli wtedy na kolację, a ja bałam się zostawać sama. Jakoś nie specjalnie się tym przejmowali. Właściwie to do tej pory mi to zostało.

Właśnie dlatego zadzwoniłam po mego rycerza. Przybył z kwiatami i ubrany, jak do zaręczyn, choć byłam przekonana, że wiedział, iż nie chodziło mi o randkę. Teraz wydaje mi się, że pewnie wtedy powinna już się zaniepokoić, ale jak to młoda dziewczyna, uznałam to za nie zwykle romantyczne. Matka mówiła mi zawsze, że na takich trzeba uważać i nie uważałam tego za dziwne, patrząc na fakt, że wychowywała mnie sama. Tylko, co może wiedzieć o tych sprawach taka młoda dziewczyna, jak? Niewiele…

Rozpoznałam nawet teraz taki sam zapach perfum, jaki wtedy. Zaciągnęłam się nim. Na nowo chciałam odkryć w nim tego romantyka, którego wtedy w nim widziałam, ale świadomość czynu, który popełnił, przeszkadzała mi w tym. Nie dotyczyło to nawet zabitej osoby, ponieważ nigdy nie żywiłam do niej dobrych emocji, ale o sam fakt, że potrafił to zrobić z zimną krwią. Tamtego dnia nie czułam, nie miałam pojęcia, że kocham zabójcę.

- Co mieliśmy zrobić, to zrobiliśmy – Przygryzł płatek mojego ucha. – Poza tym po twoich oczach widzę, że tego chcesz.

- Ale nie z morder…Ah!

- Kocham cię – rozebrał mnie już do bielizny, a usta pieściły okolice moich piersi.

- Ja ciebie też, ale boję się też ciebie… - spuściłam wzrok.

- Nie oszukuj siebie – zamruczał słodko. – Nienawidziłyście się – pocałował mnie usta.

- No tak, ale…

- Ćśś… - położył mi palec na wargach.

Nie mylił się. Między mną a tą dziewczyną dochodziło do różnych, nie zbyt miłych rzeczy. Doskonale orientowała się w tym, że moje szanse na zwycięstwo w Ogólnopolskich Zawodach Łyżwiarstwa Figurowego były całkiem spore i potrzebowałam tych pieniędzy z nagrody na studia. Zostało do nich tylko sześć miesięcy i udział z zaawansowaną ciążą stanowił ogromne niebezpieczeństwo dla dziecka. Zresztą mój trener nawet by mnie w takim stanie nie wpuściłby na lód.

W głowie toczyłam pojedynek z różnymi głosami. Jedne przekonywały mnie, żeby uciekać, a inne, aby poddać się tej rozkoszy. Te drugie stopniowo zagłuszały myśl o ewakuacji. Z każdą chwilą coraz bardziej cieszyłam się, że Mariki już nie ma.

Wreszcie z przyjemnością rozluźniłam się, oddając mu swoje ciało „do zabawy”. Jego palce biegały po mojej skórze, powodując przyjemne dreszcze. Zaczęłam rozpinać jego koszulę.

- Wiedziałem, że w końcu pękniesz… - przycisnął mnie do siebie.

- Taaa… - mruknęłam. – Traktuj to jak nagrodę za pozbycie się…ah… - Wziął mnie delikatnie.

- …za?

- Yhym…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • Canulas 08.02.2018
    Przejrzałem, chyba nie zmieniałaś zbytnio, Madoka. Nie chodzi już o podpowiedzi, bo masz prawo pozostać przy swoich wizjach, ale chociażby słowo Poza ciągle zapisujesz: po za. WIększość kwiatkó dalej zwiędła. Bez oceny
    Sorry, ja szczerze
  • madoka 09.02.2018
    Wiem. Po prostu tyle tego jest do zmiany, że na razie wszystkiego nie zmieniłam.
  • madoka 09.02.2018
    Na razie też skupiam się raczej na logicznym biegu wydarzeń i relacji między bohaterami, coś, co zauważyła czytelniczka poprzedniej wersji. To i tak jeszcze nie jest ta ostateczna, która powstała chwilę po tej. :D Chcę doprowadzić to opowiadanie do perfekcji.
  • Canulas 09.02.2018
    madoka, masz w profilu edycję. Nie musisz wstawiać jako "nowe"
  • madoka 09.02.2018
    Canulas Dzięki za zwrócenie na to uwagi. :)
  • madoka 09.02.2018
    Canulas, liczę też na dalszą, owocną współpracę. ;)
  • Agnieszka Gu 11.02.2018
    Witam,
    mnie, moich, moim.... itd
    zaraz potem... jedynie, jedyne....=
    Zapis do poprawy. Jakiś pomysł, zamysł tu jest, ale sporo pracy trzeba w to jeszcze włożyć. Widzę, że Can już wcześniej na pewny rzeczy zwracał uwagę. Nie będę powielać.
    Jeśli ktoś ma to z zainteresowaniem przeczytać, to trzeba sporo poprawić.
    Na szczęście na opowi można to zrobić w edycji tekstu.
    Powodzenia i pozdrawiam
  • Kim 11.02.2018
    Przyszłam za Agą i podpisuję się pod komentarzami wyżej. Jeśli spojrzeć na historię tekst nie byłby taki zły, ale jest bardzo dużo błędów, powtórzeń. Brak powtórzeń to absolutna postawa jak dla mnie, zatem sugeruję skoncentrować się właśnie na tym i wyeliminować wszystkie błędy. Jak nie potrafisz zauważyć powtórzeń, czytaj tekst na głos, wolno. To pomaga.
    Zostawiam bez oceny i pozdrawiam.
  • madoka 11.02.2018
    Mnie też drażnią powtórzenia. :/ Jednak problem jest raczej taki, że często mam problem z zastąpieniem danego słowa innym, aby to przynajmniej głupio nie brzmiało...
  • Canulas 11.02.2018
    madoka, to elementarny element stylu: Obadaj synonim net.
    Do interpuncki Language tool i Ortograf.
    Zacznij z programami i stopniowo będzie Ci zostawać.
    Oczyszczenie opka jest podstawą, bo nikt niebędzie sie przez nie przedzierał, nawet dla najzajebistrzej fabuły.
  • madoka 11.02.2018
    Canulas A to są programy do pobrania? I ogólnie dzięki za informację, bo nie wiedziałam, że takie programy są. :)
  • Canulas 11.02.2018
    madoka, darrmowe, to nawet nie programy. Wpisujesz w wyszukiwarkę i jesteś
    Kopiujesz tekst, naciskasz złoty przycisk i już sobie ułatwiłaś życie
  • Kim 11.02.2018
    Nooo jeszcze trzeba zaakceptować zmiany które wyskoczyly bo program sam nic nie zmienia :P
  • Canulas 11.02.2018
    Kim, no tak. Ogarnie sobie.
  • madoka 11.02.2018
    Canulas No i już wersja poprawiona. Mam nadzieję, że lepsza niż poprzednia.
  • madoka 11.02.2018
    Canulas Ogarnęłam i jestem zadowolona! :)
  • Canulas 11.02.2018
    madoka, obadam jutro. Cieszę się. Bardzo dobrze. Brawo!
  • madoka 11.02.2018
    Canulas Dziękuję. :) Znając życie, to dopisując ciąg dalszy, narobiłam kolejnych błędów, ale co tam. :p Poprawię je.
  • madoka 11.02.2018
    Canulas Już nawet kilka znalazłam.
  • Canulas 11.02.2018
    Zajebiście, że walczysz o coraz lepszą jakość. Szanuję to, madoka.
  • madoka 12.02.2018
    Canulas Cóż...tak powinno być. :)
  • madoka 21.02.2018
    Canulas Mam nadzieję, że jest lepiej. :)
  • Canulas 21.02.2018
    madoka, jest lepiej, płynniej. Dalej jednak można dłubać. Choćby odstępy po wielokropkach dać albo:
    "Między mną a tą dziewczyną dochodziło do różnych, nie zbyt miłych rzeczy. " - nizbyt zapisać razem.

    Ale lepiej jest. Czyta się płynniej.
  • madoka 21.02.2018
    Canulas jakby z pierwszą wersją porównać, to całkiem niebo, a ziemia, ale cenię sobie bardzo Twoją opinię, nawet się fajnie o błędach czyta. :)
  • Canulas 21.02.2018
    madoka, sorry. No ja tak mam.
    Wolę napisac jak jest. Jest o niebo lepiej.
    Pierwszej części tekstu się nie da zestawić z drugą. Jest duży przeskok w płynności.
    Dalej jednak trzeba (lub powinno się) przy tym siedzieć.
    Ja lubię. U mnie nigdy nie jest tekst zamknięty.
    Prosząc mnie o poinię, musisz sie liczyć z takimi rzeczami ;)
    Jest naprawdę git
  • madoka 21.02.2018
    Canulas to liczę na owocną współpracę. :D
  • madoka 22.02.2018
    Canulas Jestem ciekawa twoich opinii na temat innych moich prac.
  • Canulas 22.02.2018
    madoka, zdefiniuj pojęcie owocnej współpracy.
  • madoka 22.02.2018
    Canulas Oj, to trochę była ironia. Po prostu dobrze jest mieć taką osobę, która nie tylko będzie ci słodzić: "O! To jest takie śliczne i cudowne!", ale też powie, co poprawić. :)
  • Canulas 22.02.2018
    No tak, tu masz rację. Jestem sporo "poobligowany", więc o monopol będzie trudno - zwłaszcza, że sam też piszę - ale postaram się co jakiś czas zaglądać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania