Pokaż listęUkryj listę

Z pamiętnika amerykańskiego wieśniaka - Dzień rzęcha cz1 (Dziennik)

Obudziło mnie bębnienie deszczu o okno. To nigdy nie jest dobry znak. W deszczowe dni nie ma pracy, a jeśli jest, to szybko zmienia się w udrękę.

Mój prywatny samochód od dwóch tygodni stoi zepsuty pod firmą i poruszam się autem służbowym. Stary dodge przestał w krzakach za naszym warsztatem prawie trzy lata. Szef kupił go tylko po to, by ściągnąć z niego pakę i zamontować na inne auto. Nim trafił do nas, stał w krzakach za innym warsztatem przez prawie dwa lata. Co było z nim nie tak? Zupełnie nic. Poza tym, że ma tylko jedną oś pędną, a większość chłopaków tutaj uważa, że nie da się jeździć samochodami bez napędu na cztery koła.

Nie lubię dodge'y, do tego jednego mam jednak sentyment. Dwa lata temu utknąłem pod jednym z naszych warsztatów w zepsutej ciężarówce, podczas burzy śnieżnej. Był środek nocy i nie wiedziałem, ile przyjdzie mi czekać na kogokolwiek, kto mógłby mnie stamtąd wyciągnąć. Nie miałem kluczy, by dostać się do budynku, a auto, którym tam dojechałem, musiałem wyłączyć jak najszybciej z powodu usterki. Miałem więc zerowe szanse na pozostanie w cieple. Trzeba było działać. Na szczęście mam doświadczenie w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami. Udało mi się odpalić na kablach odrapaną ciężarówkę, składającą się jedynie z kabiny i wystającej z tyłu ramy. Wskoczyłem do środka i ruszyłem do domu bocznymi drogami. Podróż nie była komfortowa. Pojazd, który nie ma żadnego obciążenia nad osią pędną, nie nadaje się do jazdy po śniegu, jak zawsze jednak wolałem zaryzykować, niż prosić o pomoc.

Miałem do pokonania jeszcze kilka kilometrów i toczyłem się wąską leśną drogą, na której nie ma ani domów, ani żadnych świateł, gdy wskrzeszona niedawno ciężarówka zaczęła wariować. Reflektory gasły i ponownie się zapalały, silnik prychał i bulgotał.

‑ Nie teraz! Nie tutaj! - zawarczałem, wbijając wzrok we wskaźniki.

Wiedziałem dobrze, że na tej drodze mój telefon nie ma zasięgu nawet w najlepszych warunkach pogodowych. Zerknąłem jednak na wyświetlacz. „No Service”

‑ Karwia... no dobra. Tylko ty i ja, dziewczynko... Damy radę... Wiem, że potrafisz... - przemawiałem do niej spokojnie, czule głaszcząc deskę rozdzielczą.

Ze wszystkich sił zwalczałem ochotę, by dodać gazu i wydostać się stamtąd jak najprędzej. Poza kolejną usterką groziło mi jeszcze utknięcie w śniegu. Tu gdzie mieszkam, drogi składają się wyłącznie ze wzgórz i zakrętów. Musiałem ostrożnie dobrać prędkość. Jechać na tyle wolno, by nie wpaść w poślizg i na tle szybko, by nieprzystosowane auto nie utknęło w miejscu.

Sięgnąłem po papierosa i światła zgasły na dobre. „Walić to” - pomyślałem, nie potrzebowałem ich, znam te drogi lepiej niż własną kieszeń. Silnik zaczął buntować się jeszcze bardziej, obroty spadały niezależnie od tego, jak operowałem pedałem gazu. Czułem, jak wzbiera we mnie gniew.

‑ No dalej, dziwko! - krzyknąłem, tracąc panowanie nad sobą i z całej siły grzmotnąłem pięścią w deskę rozdzielczą.

Ciężarówka jakby tylko na to czekała, reflektory ponownie się zapaliły, a silnik warknął radośnie.

‑ Zasrana elektryka... - rzuciłem pod nosem, moszcząc się wygodniej na siedzeniu.

Stara dziewczynka dowiozła mnie tamtej nocy bezpiecznie do domu. Mimo że następnego dnia zaparkowałem ją z powrotem na jej miejscu za warsztatem, pozostał mi do niej sentyment. Zawsze, gdy ktoś pytał lub naśmiewał się z obitej paskudy zarośniętej chaszczami, odpowiadałem: „Wierz lub nie, ale to dobre auto”.

Kilka tygodni temu, gdy szef szukał nowego samochodu, przypomniałem mu o niej.

‑ Taniej będzie naprawić, niż kupić inne.

‑ Poza tym, to dobrze jeżdżący samochód – Majster dorzucił swoje trzy grosze, biorąc moją stronę.

Szef zamyślił się na chwilę, popatrując to na nią, to znowu na nas.

‑ Cholera, dwóch facetów, którzy z całego serca nie cierpią dodge'y przekonuje mnie, że warto jakiegoś ratować – uśmiechnął się pod nosem – Coś w tym musi być. Dacie radę ją zrobić na przyszły tydzień?

Daliśmy. W przeciągu kilku dni dokonaliśmy wszystkich niezbędnych zabiegów mechanicznych, wymieniliśmy masę części, zamontowaliśmy nowe okablowanie. Auto pojechało do malowania i otrzymało nowiutką, błyszczącą pakę. Wygląda teraz, jakby dopiero wyjechało z fabryki.

Kiedy, kilka tygodni temu mój stary Ford zaczął rzygać chłodziwem, poprosiłem Szefa, by pożyczył mi jakiś samochód, puki nie znajdę czasu, by swojego naprawić.

‑ Weź, który chcesz – odparł krótko.

Wybór był dla mnie oczywisty. Tydzień temu jednak, gdy jechałem do pracy w strugach deszczu, nowa duma naszej floty rozpoczęła swoją starą śpiewkę. Silnik zaczął charczeć, obroty skakały do góry i na dół. Nie odpalały co najmniej dwa cylindry, może trzy, ciężko stwierdzić przy silniku typu V8.

‑ Dlaczego mi to robisz, Skarbie? - wyszeptałem – Źle się czujesz? Zajmę się tobą, tylko dojedźmy na warsztat...

Kokietowałem ją w ten sposób całą drogę i widać jej się to podobało, bo znów bezpiecznie dowiozła mnie do celu. Niestety na ten dzień mieliśmy zaplanowane inne roboty i sam nie mogłem się nią zająć, ale zostawiłem ją w dobrych rękach mechanika Jeffa.

Przeniosłem swoje rzeczy do wywrotki, którą ostatnio jeżdżę. Trzydziestoletniej F-800, zdecydowanie mającej daleko za sobą czasy swojej świetności. Mimo mojej miłości do Fordów nie znoszę tej ciężarówki. Jest niewygodna, źle steruje, olbrzymi ponad dziesięciolitrowy silnik diesla wcale nie ma mocy. Hamulce zdarte do końca i psuje się przynajmniej raz w tygodniu. Koszmar.

Pojawiła się w naszej flocie, by zastąpić moją poprzednią ciężarówkę, dużo od niej nowszą F-700 z niespotykanym w tej wielkości samochodach silnikiem benzynowym. Początkowo wszyscy śmiali się z niej i ze mnie, jako że jeździłem nią wyłącznie ja. „Kto to widział? Benzynowa wywrotka! Hahaha!” Dobry nastrój żartownisiów trwał tylko, dopóki nie zacząłem ich wyprzedzać na każdej prostej. Uwielbiałem ją, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nigdy w żadnym innym samochodzie nie czułem się tak komfortowo jak w mojej białej Fordzicy. Niestety, gdy zeszłej zimy walczyliśmy ze śnieżycą, z nieznanych przyczyn wybuchł w niej pożar i spaliła się prawie całkowicie. Nie było czego ratować. Szczęście, że nie wybuchła i nic się nikomu nie stało. Zamiast niej dostałem niebieskiego trupa kupionego na rachu-ciachu: „bo potrzebne nam auto teraz”. Podoba mi się to czy nie, robotę trzeba wykonać. Wrzuciłem więc do środka swoje graty i kręcąc głową ruszyłem.

Robota nie była wielce skomplikowana, poszerzaliśmy drogę. Wybieramy ziemię w jednym miejscu, ładujemy na samochody, zrzucamy na znajomej farmie kilka mil dalej. Jedna z tych fuch, które można wykonywać przez sen. Zwoziłem właśnie kolejny ładunek, ustawiłem się do zrzutu i zacząłem kiprować, kiedy zauważyłem dym we wstecznym lusterku.

‑ Może wydech kopci – powiedziałem sam do siebie, wiedząc jednak, że się okłamuję.

Co by to jednak nie było, wiedziałem jedno: nie mam ochoty naprawiać załadowanego samochodu. Skończyłem więc zrzucać ziemię, cały czas wlepiając oczy w lusterko i obserwując jak cienka stróżka dymu, zmienia się w czarną chmurę. Gdy tylko paka opadła z powrotem na dół, zaciągnąłem hamulec i poleciałem na tył zobaczyć, co się dzieje. Wsadziłem łeb pod samochód i od razu zauważyłem topiącą się izolację kabli kapiącą na ziemię wielkimi czarno-czerwonymi kroplami.

‑ Zasrana elektryka! – warknąłem i zacząłem się rozglądać.

Szukałem tego, co w takiej sytuacji należy znaleźć jak najprędzej: miejsca, gdzie auto może się spokojnie spalić do ziemi, nie czyniąc szkód niczemu innemu. Nim wszedłem z powrotem do kabiny, ta była już wypełniona dymem. Wrzuciłem bieg i ruszyłem w stronę pustego doku, gdzie kiedyś prawdopodobnie trzymano kompost. Wydawało mi się to być najlepsze dostępne miejsce. Po drodze wyrzucałem za okno wszystkie swoje rzeczy, nerwowo szukając gaśnicy. W końcu zaparkowałem ciężarówkę i przekręciłem kluczyk, chcąc zagasić silnik. Nic, dalej chodził. Zadusić też się go nie dało, bo do listy wielu wad niebieskiej ohydy można doliczyć automatyczną skrzynię biegów.

‑ Karwia...

Wyskoczyłem na zewnątrz, w jednej ręce trzymając gaśnicę, a w drugiej telefon. Szybko wybrałem numer szefa, którego farma znajduje się dwie mile dalej. Nie dość więc, że był najbliżej, to jest on byłym strażakiem.

‑ Co tam? – usłyszałem wesoły głos po drugiej stronie.

‑ Jim! Weź klucz uniwersalny i przyjeżdżaj na farmę, gdzie zrzucamy. Moja ciężarówka się pali.

‑ Co?!

‑ Słyszałeś mnie – odrzuciłem krótko i się rozłączyłem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 16

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (56)

  • KarolaKorman 05.06.2016
    ,,Obudziło mnie bębnie'' - tu chyba powinno być bębnienie
    ,, jakby dopiero wjechało z fabryki.'' - wyjechało
    Już czeka, co wydarzyło się dalej :) Czy kompost nie wytwarza przypadkiem łatwopalnych oparów? Uwielbiam takie opowieści i choć nie znam się na samochodach i obciążeniach, zimą woziłam dwa worki z piaskiem w bagażniku, bo inaczej kręciłam piruety :) Oczywiście zostawiłam swoją piąteczkę :)
  • Nazareth 06.06.2016
    Dziękuje Karolko ale faktycznie nie przyłożyłem sie do korekty tej części. Sprawdzałem ją po nieprzespanej nocy o wyszło jak wyszło, następnym razem bardziej sie postaram :) dziękuję za poprawki i komentarz :)
  • KarolaKorman 05.06.2016
    *czekam :) Uczył Marcin, Marcinka :) Dalej sobie dopowiedz :)
  • Neurotyk 06.06.2016
    Z samochodami jak z kobietami, sprawiają kłopoty, ale je kochamy:D Świetny tekst. Świetna gawęda. Po raz kolejny potwierdzasz, że umiesz opowiadać "prawdziwe historie". Czekam na cały zbiór historii ze Stanów, w "książce" :) 5 (Nadrobię poprzednie części "Z pamiętnika..."
  • Nazareth 06.06.2016
    Ja tez czekam na ten zbiór ale pomalutku, po jednym ;)
  • Okropny 06.06.2016
    W kurwę błędów i jeszcze ta karwia... Ych
  • Nazareth 06.06.2016
    Ze w kurwę błędów to wiem ale co ci ta karwia szkodzi?
  • Okropny 06.06.2016
    Nazareth bo to ani po polskiemu, ani po żadnemu. Lepsza byłaby cholera, zaraza, marskość, psia mać czy kurna/kurde/kuźwa, niż ta cała karwia. Stary, zasób słów masz słuszny, a takie dyrdymały, elemeledutki tworzysz po nic. Imho
  • Nazareth 06.06.2016
    Okropny thats like your opinion or whatever man.
  • Okropny 06.06.2016
    Nazareth napisałem imho na końcu, qed
  • Nazareth 06.06.2016
    Okropny true
  • Ritha 06.06.2016
    Faceci to mogą o samochodach goooodzinami jak widać:) "puki" mi się rzuciło w oczy, a czytałam jak zawsze z przyjemnością:)
  • Nazareth 06.06.2016
    Dzięki. Godzinami?! Ha! Słoneczko ja o samochodach mogę całe miesiące rozprawiać i nikogo do głosu nie dopuścić. Pod warunkiem oczywiście ze i ciężarowych to sportowe gowno wogole mnie nie obchodzi.
  • Ritha 06.06.2016
    No widzę widzę, a jak ładnie mówisz do samochodzika, żeby jechał. Cudnie:)
  • Okropny 06.06.2016
    Ritha jak Nazaret jedzie, to wszystkie japońskie tuningowane sraczki spierdalają w bok
  • Ritha 06.06.2016
    Nie śmiem wątpić
  • Nazareth 06.06.2016
    Okropny jak Nazareth jedzie to wszystko spierdala. Ostatnio sęp nie spierdolił I stał się karmą dla swych braci. #niewkurwiajnazarethajakprowadzi
  • Ritha 06.06.2016
    Naz ja mam tak samo czyli #niewkurwiajrithyjakprowadzi bo jest ślepa jak kret i słabo odróżnia prawą od lewej, ajjjj
  • Okropny 06.06.2016
    Ritha ślepa baba w uno... Jakie blachy są w mielcu? RMI?
  • Ritha 06.06.2016
    Okropny proszę mi tu nie szydzić z mojej złomówki-wyścigówki, wiesz ile tym jeżdżę po obwodnicy? Nie chcesz wiedzieć, aż mi lakier zdziera. No, RMI.
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    No dobra, nieźle. Już walić te błędy, ale weź przestań dostarczać mi ciągle powodów do uprawiania fangirlingu. Patrz, se nie śpię i czytam Twój tekst. Wow wow. XD
  • Nazareth 06.06.2016
    Cieszy mnie to (chyba) mimo że nadal nie wytlumaczylas mi pojęcia ;p A błędy kiedyś poprawie, bo Okropny ma racje, trochę wstyd ;)
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    Nazareth "kiedyś poprawię" xD
    Bosz, to trochę bardziej zaawansowane bycie fanką ;-;
  • Nazareth 06.06.2016
    O-Ren Ishii kiedyś poprawie słowo honoru :D ale nie wiem kiedy bo po ostatnim tygodniu wogole niewiele wiem...
    Rozumiem ze nie rozumiem ;) mam jednak przesłanki do wyciągnięcia wniosków :)
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    Nazareth, ach, rozumiem. Ja tam chciałabym być zabiegana.
    Eeeeeeee. Dla ciekawostki, ostatnio spałam u przyjaciółki, no i gadałyśmy z kilkoma osobami jeszcze. Jedna mówi, że fangirluje łan dajrekszyn, druga, że Dżastina Bibera, a ja, że Nazaretha. Wyobraź sobie ich miny. No, nie wiedzą kto to Nazareth. ;-;
  • Okropny 06.06.2016
    O-Ren Ishii kurwy. Jak można nie wiedzieć, kto to Nazaret(h).
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    Okropny, jak widać można.
  • Okropny 06.06.2016
    O-Ren Ishii być Twoim przyjacielem i nie wiedzieć? Nie można.
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    Okropny, można! Nie wszystkim mówię o wszystkich tyle co Tobie xD
  • Okropny 06.06.2016
    O-Ren Ishii i bardzo dobrze ;]
  • O-Ren Ishii 06.06.2016
    Okropny czy ja wiem ;-;
  • Wczoraj się nie udało, ale dziś już nadrobiłem. Kolejna świetna anegdota, w dodatku przerwana w świetnym miejscu. Wrzucaj następną część jak najprędzej :D
  • alfonsyna 06.06.2016
    Uwielbiam jak ludzie (nie tylko mężczyźni, chociaż w męskim wykonaniu to nawet wydaje mi się bardziej szczere i wiarygodne) rozmawiają z własnym samochodem jak z żywą, czującą i rozumiejącą istotą, którą mogą pochwalić lub zwyzywać wedle uznania, licząc, że przyniesie to oczekiwany skutek. I jak widać na powyższym przykładzie - chyba przynosi. :D
  • Nazareth 06.06.2016
    Czasem, rzadko... Ale trzeba próbować :D
  • solly souk 06.06.2016
    Napisać tyle o samochodach i zainteresować kobietę tematem to nie lada sztuka. Skończyłeś w bardzo dobrym momencie, irytującym czytelnika, oczywiście, ale dobrym. Chcę wiedzieć, co było dalej! Błędów nie komentuję, bo wiesz, co o tym myślę, a raczej, dlaczego o tym nie myślę, a i tak jest kolosalna różnica z Twoją początkową fazą produkcji prozy :)
  • Nazareth 06.06.2016
    Ależ dziękuje uprzejmie :) Reszta w krótce :)
  • Lucinda 06.06.2016
    Przeczytałam wczoraj, ale nie mogłam złożyć żadnego komentarza. Po tym maratonie matematycznym miałam takie poczucie, że nic nie umiem, że aby tylko bałam się tej próbnej matury. Dziś jednak mam to już za sobą, więc mam nadzieję, że tym razem pójdzie mi lepiej. A więc po pierwsze, ucieszyłam się, jak zobaczyłam, że mowa o samochodach. No może to trochę dziwne, ale mogłabym o nich słuchać godzinami i chyba bym się nie znudziła. Niedawno miałam na fizyce termodynamikę, więc mówiliśmy o silnikach cieplnych i to był jeden z najciekawszych dla mnie działów (no dobrze, byłby, gdybym miała lepszego nauczyciela, ale i tak ta tematyka zawsze wydawała mi się ciekawa, chodzi mi oczywiście o działanie samochodu itp.). Od małego uwielbiałam patrzeć, jak mój tata naprawiał samochód (albo zwyczajnie sobie grzebał pod maską, bo miał taką ochotę XD ), tylko nie lubił, jak mu się przeszkadzało pytaniami... Po latach za to stwierdził (dokładniej, gdy miałam właśnie termodynamikę), żebym nie zbliżała się do niego z pytaniami, bo są jak czarna dziura XD. No ale odbiegam całkowicie od tematu. Tak, niewątpliwie bardzo ciekawie wyglądały w tekście monologi skierowane do samochodu, wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy i nawet przez chwilę nie myślałam wtedy o matmie. Naprawdę wyobraziłam sobie całą scenerię, tę sytuację i wypowiadane kwestie, a więc dalej uczucia, które powodowały różne wyrażenia i to wszystko właśnie złożyło się na urzeczywistnienie całego zajścia. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie wydało mi się to śmieszne. To znaczy nie sama sytuacja, bo to raczej śmieszne nie było, ale jak ona wpływała właśnie na ekspresję emocji. W jednej chwili pełna nadziei prośba, w następnej wściekłość, gdy prośba nie działa, a znowu kiedy indziej troska, a za każdym razem traktowanie samochodu jak żywej istoty. Pod tym względem naprawdę mi się podobało. Tu się chyba bardzo nie rozpiszę, bo jakoś nie mam już pomysłu na coś sensownego. Końcówka, o czym mówił już Szymon, urwana w odpowiednim momencie. Budzisz ciekawość, aż chce się już natychmiast zobaczyć następną część i zobaczyć, co stało się dalej, jak to się skończyło, czy szef zdążył przyjechać, a może wynikło coś innego. Naprawdę jest nad czym rozmyślać. No i to, co niejednokrotnie powtarzał również Szymon, świetnie prowadzisz narrację i to ona tak wkręca w tę historię. Myślę, że nawet gdybyś opisywał najzwyczajniejszy dzień, kiedy nic kompletnie by się nie działo, i tak potrafiłbyś tym zainteresować przez sam sposób opowiadania o tym, i jest to moja szczera opinia, a właściwie myśl, która przyszła mi do głowy, gdy przeczytałam pierwszą część pamiętnika i jednocześnie pierwszy Twój tekst, jaki przeczytałam. No ale znowu tylko Cię chwalę (no i co z tego, że uzasadniam te pochwały, skoro nadal są pochwałami...). Chciałabym móc napisać, że coś mi się nie podobało, ale nie mogę :/ (pomijam tu błędy np. interpunkcyjne). Ale obiecuję, że będę się starała i nie odpuszczę, dopóki gdzieś w końcu czegoś nie znajdę (jest w końcu jeszcze tyle tekstów do przeczytania...) :D To na koniec jeszcze błędy (wypisywałam je wczoraj, ale mam nadzieję, że nic mi nie umknęło):
    ,,ile przyjdzie mi czekać, na kogokolwiek kto mógłby mnie stamtąd wyciągnąć" - ten przecinek po ,,czekać" powinien być przeniesiony przed ,,kto";
    ,,by dostać się do budynku (przecinek) a auto";
    ,,Na szczęście, mam doświadczenie w radzeniu sobie" - bez przecinka;
    ,,Wskoczyłem do środka i ruszyłem do domu, bocznymi drogami" - tu biorąc pod uwagę całe zdanie nie pisałabym tego przecinka, bo w tej chwili tworzysz takie dopowiedzenie, że te drogi były boczne, ale czy to jest aż tak istotne, że nie były główne, żeby "wyciągać je" z tego wyjściowego zdania? Raczej nie;
    ,,Pojazd, który nie ma żadnego obciążenia, nad osią pędną nie nadaje się do jazdy po śniegu, jak zawsze jednak wolałem zaryzykować (przecinek) niż prosić o pomoc" - poza tym mamy tu przypadek, kiedy interpunkcja wpływa na sens zdania. Napisałeś, że nie nadaje się do jazdy po śniegu nad osią pędną, zamiast że nie nadaje się do takiej jazdy bez obciążenia w tym miejscu (powinieneś to zauważyć, jeśli przeczytasz sobie to zdanie z tymi pauzami, jakie zastosowałeś). Tak więc zdanie powinno brzmieć: ,,Pojazd, który nie ma żadnego obciążenia nad osią pędną, nie nadaje się do jazdy po śniegu";
    ,,gdy wskrzeszona niedawno ciężarówka, zaczęła wariować" - bez przecinka;
    ,,telefon nie ma zasięgu, nawet w najlepszych warunkach pogodowych" - biorąc pod uwagę kontekst całego zdania - tutaj bez przecinka;
    ,,Tylko ty i ja (przecinek) dziewczynko..." - bezpośredni zwrot do adresata;
    ,,Musiałem ostrożnie dobrać, prędkość" - bez przecinka;
    ,,Jechać na tyle wolno (przecinek) by nie wpaść w poślizg";
    ,,obroty spadały nie zależnie od tego" - ,,niezależnie" łącznie, ponieważ partykułę ,,nie" z przysłówkami pochodzącymi od przymiotników (tak jak ten) pisze się łącznie;
    ,,z całej siły grzmotnąłem, pięścią w deskę rozdzielczą" - bez przecinka;
    ,,Ciężarówka, jakby tylko na to czekała, reflektory ponownie się zapaliły" - tu ten pierwszy przecinek wydaje mi się niepotrzebny. Inaczej by było, gdyby po tym drugim przecinku ,,ciężarówka" znowu byłaby podmiotem, ale stają się nim wtedy reflektory, a więc jej część, ale to jednak zmienia trochę sytuację, po prostu nie ma tu dopowiedzenia, którym normalnie ta środkowa część mogłaby być;
    ,,Majster, dorzucił swoje trzy grosze" - bez przecinka;
    ,,uśmiechnął się, pod nosem" - bez przecinka;
    ,,Tydzień temu, jednak gdy jechałem do pracy w strugach deszczu" - ten przecinek przeniosłabym o jedno słowo dalej – przed ,,gdy", bo to ,,jednak" bardziej należy do tego określenia czasu niż do tego, co jest dalej. Gdybyś miał zamienić szyk tak, aby ten sens został zachowany, to napisałbyś pewnie: Jednak tydzień temu... itd. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli;
    ,,Dlaczego mi to robisz (przecinek) Skarbie?"- bezpośredni zwrot;
    ,,Niestety, na ten dzień mieliśmy zaplanowane inne roboty i sam nie mogłem się nią zająć" - tu również nie pisałabym tego przecinka;
    ,,Nigdy w żadnym innym samochodzie nie czułem się tak komfortowo, jak w mojej białej Fordzicy" - ten przecinek również jest zbędny;
    ,,Zamiast niej dostałem niebieskiego trupa, kupionego na rachu-ciachu" - bez przecinka;
    ,,poleciałem na tył, zobaczyć co się dzieje" - ten przecinek przeniosłabym przed ,,co", wcześniej natomiast ,,poleciałem zobaczyć" jest jednym orzeczeniem, więc nie należy go rozdzielać;
    ,,Wsadziłem łeb pod samochód i od razu zauważyłem topiącą się izolację kabli, kapiącą na ziemię wielkimi czarno-czerwonymi kroplami" - ten przecinek również zbędny;
    ,,miejsca (przecinek) gdzie auto może się spokojnie spalić do ziemi";
    ,,Nim wszedłem z powrotem do kabiny (przecinek) ta była już wypełniona dymem";
    ,,Wrzuciłem bieg i ruszyłem w stronę do pustego doku, gdzie kiedyś, prawdopodobnie trzymano kompost" - bez ,,do" i bez przecinka po ,,kiedyś";
    ,,do listy wielu wad niebieskiej ohydy, można doliczyć automatyczną skrzynię biegów" - bez przecinka;
    ,,w jednej ręce trzymając gaśnicę (przecinek) a w drugiej telefon" - w innej części, którą komentowałam, wystąpił bardzo podobny błąd, też chyba o trzymaniu różnych rzeczy w dwóch rękach, jeśli mnie pamięć nie myli;
    ,,usłyszałem wesoły głos, po drugiej stronie" - bez przecinka. 5 :)
  • Nazareth 06.06.2016
    Bardzo ci dziękuję, lubię swobodny przepływ myśli w twoich komentarzach. Nie oczekiwałem takiego zainteresowania ze strony płci pięknej, tym bardziej mnie ono cieszy. Niestety, mam jesynie bardzo mgliste pojęcie o procesach termo-dynamicznych zachodzących w silniku spalinowym, ale wiem jak zrobić żeby działał :D A samochody dla mnie są trochę jak żywe istoty, spędzam z nimi więcej czasu niż z własną rodziną. Jeżdżę, naprawiam cały czas, więc chyba przez to wyrobiło mi się takie podejście do zagadnienia :)
    Bardzo bym chciał, żeby moja narracja była aż tak dobra jak twierdzicie ty i Szymon ale chyba przyjdzie mi jeszcze bardzo długo pracować by osiągnąć taki poziom jeśli wogóle kiedyś mi się to uda.
    Byłem świadom, że błędów jest, jak to ujął romantycznie Okropny: "w kurwę", ale ty tu znalazłaś cały burdel XD Nie mniej dziękuję ci za to niezmiernie, zaraz się biorę za poprawki :)
  • Zapraszamy do głosowania! Bęc: http://www.opowi.pl/forum/glosowanie-literkowa-bitwa-na-rymy-bez-w478/

    Kto wygra? Trump! Ostatnia nadzieja Białych :D
  • ausek 19.06.2016
    Czekałam, kiedy auto przemówi... :p Świetnie prowadzisz czytelnika przez całą historię. A wzmianką o strażaku kupiłeś mnie całkowicie. Czekam na dalszy rozwój wypadków. :) 5
  • Nazareth 19.06.2016
    Dzięki Ausek, auta raczej jednak nie przemówią :P Cieszę się że ci się podobało i wracam do pracy nad dalszym ciągiem historii ;)
  • vilemo 20.06.2016
    Oj Naz, aż chciałam być tym samochodem! 5
  • Nazareth 21.06.2016
    Nie jestem pewny jak mam to rozumieć O.o
  • Okropny 21.06.2016
    Nazareth chciała, żebyś jej tak słodził.
  • vilemo 21.06.2016
    To proste, Gdybym była choć trochę tym samochodem to może nauczyłabym się czegoś i wykorzystała na mój samochód, bo jest bardzo kapryśny. A ty Okropny jesteś naprawdę OKROPNY.
  • Okropny 21.06.2016
    Gdybyś była samochodem, nie miałabyś jak się uczyć, bo do tego trzeba mieć mózg :)
  • vilemo 22.06.2016
    Ha, elektronika byłaby moim mózgiem! I tak jest w przypadku każdego samochodu, nie ma elektroniki nie ma samochodu! Żeby samochód działał to nie tylko potrzebuje oleju i benzyny, coś innego wprawia to wszystko w ruch i tym czymś jest elektronika - mózg każdego samochodu.
  • Nazareth 22.06.2016
    Błąd słoneczko. Sterowniki elektroniczne są instalowane w samochodach dopiero od jakiś 30 lat wcześniej wszystko szło na gaźniku lub wtrysku mechanicznym potrzebna była tylko iskra podana na świece w silnikach benzynowych a w silnikach diesla nawet to było zbędne. Zanim Okropny powie coś o elektrycznym rozruszniku: są wygodne ale diesla da sie odpalić bez tego ustrojstwa ;)
  • vilemo 22.06.2016
    Sorki, ale ja w tamtych czasach nie żyłam. jestem dzisiejsza. Pracowałam pięć lat przy produkcji wiązek elektrycznych do Volkswagena na stole elektrycznym, gdzie sprawdzałam czy wszystko przewodzi prąd. Zanim uzyskałam stopień kierownika jakości na szkoleniach uczono mnie , że taka wiązka to mózg samochodu.Bez tego ani rusz. I dalej tak sądzę. siada elektryka to nigdzie nie jedziesz. Tak właśnie ostatnio załatwiła mnie moja audi Małpa jedna, musiałam odwołać spotkanie.
  • Nazareth 22.06.2016
    Ja też w tamtych czasach nie żyłem, małpo :P Poprostu trochę interusuję się motoryzacją. Elektryka to co co najszybciej psuje się w aucie, dlatego im mniej tego dziadostwa tym lepiej. Tymczasem w samochodzie współczesnym faktycznie, jak szlag trafi główną wiązkę to nic nie działa, dlatego kupuję samochody jak najstarsze i z jak najmniejszą ilością elektronicznego tałatajstwa, bo śledzenie i łatanie kabelków to koszmar. Lubię pojazdy które da się naprawić młotkiem i kawałkiem drutu.
  • vilemo 23.06.2016
    Dzięki za "małpę", tylko zapomniałeś dodać "wredna":))
  • Nazareth 23.06.2016
    Nie zapomniałem na wredną sobie jeszcze nie zasłużyłaś ;)
  • Natalcia69 08.07.2016
    NIEZŁE
  • GeraltRiv 21.07.2016
    Jak zawsze dobre ale skakełes między tymi samochodami, naprawy, gadanie do aut. Trochę się zacząłem gubić xd. 5 zostawie
  • Nazareth 22.07.2016
    Nie ty jeden, ja te się czasem gubię i już sam nie wiem co prowadzę...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania