Pokaż listęUkryj listę

Z pamiętnika amerykańskiego wieśniaka - Zapomnianego wstępu ciąg dalszy. (Odnaleziony i opublikowany z przyczyn terapeutycznych)

Okazuje się jednak, że zostanie zwykłym robolem też nie do końca było mi dane. Zacząłem od grabienia liści, trzy bite tygodnie grabiłem. Dzień w dzień, osiem godzin grabienia. Po trzecim tygodniu,g dy już śniło mi się, że grabie liście, usiadłem w fotelu z wieczorną szklanką „łiskacza” i pomyślałem sobie: „kurwa, czas poszukać innej roboty”. Nie miałem na to czasu, bo mój szef jakby czytając mi w myślach, przerzucił mnie do innej ekipy i tak zacząłem kosić trawę.

Jeżdżenie kosiarką to już była całkiem znośna fucha. Załadować i rozładować przyczepę, jeździć w ciężarówce, odwiedzać nowe domy – coś się działo, każdy dzień przedstawiał sobą nowe wyzwania i wymagał zdobywania nowych umiejętności.

„Uważaj żeby prosto wykonać pierwszy przejazd a potem patrz żeby jechać równo do niego. Jest tylko kosiarka i te dwa pasy ziemi”. – tak mi powiedział kolega z pracy gdy pierwszego dnia męczyłem się z tym, by ciąć równo. Skupiłem się więc tylko na kosiarce i małym skrawku ziemi, a niedługo potem linie, które pozostawiałem za sobą były coraz prostsze ( a wierzcie mi nie jest to łatwe). Cała historia gdy teraz ją spisuje nie brzmi ciekawie ale dla mnie to był moment zwrotny. Coś może być tak proste. Jedna dobra rada, chwila praktyki i zdobywam jakąś umiejętność! Poczułem się znowu tak jak wtedy gdy, podczas wakacji w liceum i na studiach, chodziłem pracować na budowę – zrealizowany. To na co patrzę to może tylko przystrzyżony trawnik, pomalowana ściana ale to JA to zrobiłem i dobrze wykonałem swoją pracę, a teraz ktoś inny będzie z niej miał pożytek.

Kiedy jeszcze byłem w liceum chodziliśmy na przerwach do parku za pobliski bank, palić papierosy i kopać w „zośkę”. Zwykle nikt nas tam nie niepokoił, ale od czasu do czasu wypadała tamtędy droga jednego z „psorów”, wtedy my chowaliśmy papierosy za plecy udając, że wcale nie palimy tylko gramy w „zośkę” oni zaś patrzyli prosto przed siebie, udając, że nam wierzą.

Pewnego dnia postanowił sobie tym szlakiem skróć drogę nasz nauczyciel PO, z którym to nigdy nie darzyłem się wielką miłością. Był on osobą dziwaczną, mocno już posuniętą w latach. Na sprawdzianach wycinał w gazetach dziurki na oczy i udawał, że czyta. Jeżeli udało mu się tą metodą, w prost ze slapstickowej komedii, kogoś złapać na ściąganiu zrywał się z werwą, o którą nikt by go nie podejrzewał i rozentuzjazmowany krzyczał ile sił w płucach: „MALWERSANT! MALWERSANT!”. W wielkim uproszczeniu; ja miałem go za starego durnia, on mnie natomiast za to, czego każdy stary dureń nie znosi najbardziej, czyli młodego durnia. Trudno orzec kto miał rację, i być może najrozsądniej będzie nie dociekać.

Tamtego dnia, mimo iż zgodnie niepisaną umową, nie zauważył w pośpiechu chowanych petów, jednak postanowił inaczej dać mi popalić. Zwolnił więc nieco patrząc prosto na mnie, zaczął kręcić głową i z kpiarskim uśmieszkiem na twarzy rzekł:

– Jacek, Jacek... Aleksander Macedoński w twoim wieku podbił już połowę świata, a ty co?! Kopiesz sobie szmacianą piłeczkę!

Zanim dążyłem się zastanowić rzuciłem odpowiedź, co przydarza mi się nazbyt często i niezmiennie pakuje mnie w tarapaty.

– To prawda panie Profesorze, ale jego nauczycielem był Arystoteles.

Oczywiście zostałem wezwany do dyrekcji. Nasz szkolny szef wszystkich szefów nie był pod wrażeniem mojej ciętej riposty i był raczej ambiwalentny w stosunku do faktu, że słowny pojedynek nie był przeze mnie zainicjowany a jedynie zakończony.

– Pan profesor poczuł się urażony twoim komentarzem panie Jacku, oczekuję, że go należycie przeprosisz.

W tym miejscu znów wrodzona przekora i ozór szybszy od myśli dały o sobie znać. Otworzyłem więc szeroko oczy i z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy (od lat interesowałem się aktorstwem i mówiono mi, że jestem całkiem niezły) zapytałem, lekko drżącym głosem:

– Uraziłem?! Nie byłem świadom! Czy Pan Dyrektor mógłby mi powiedzieć dokładnie czym, żebym mógł Profesora należycie przeprosić? – z marszczących się brwi i wyrazu konsternacji, na licu niezłomnego pryncypała wyczytałem jasno, iż obrałem właściwą taktykę do tej rozmowy.

– No... Powiedział mu Pan, że nie jest Arystotelesem.

– Gdyż według mej najlepszej wiedzy nim nie jest, podobnie jak ja nie jestem Aleksandrem Macedońskim. Profesor jest profesorem, a ja jestem mną i nie ma moim zdaniem nic złego w tym stanie rzeczy, a na pewno już nic co ja bym chciał zmienić.

– Panie Jacku, chodzi tu bardziej o kontekst, niż o samą wypowiedź.

– W takim razie po raz kolejny jestem zagubiony, panie Dyrektorze. Gdy Profesor wspomniał Aleksandra Wielkiego w kontekście mojej osoby, nawet jeżeli tylko po to by unaocznić dzielącą mnie z nim oczywistą przepaść, było to w moim subiektywnym odczuciu wielkie wyróżnienie, że oto Profesor patrząc na mnie wspomniał wielkiego wodza. Poczułem się więc w obowiązku by mojego edukatora nie zawieść i odpowiedzieć na tym samym poziomie. Co więcej nigdy nie powiedziałem Profesorowi, że Arystotelesem nie jest a jedynie stwierdziłem fakt, że ów był nauczycielem Aleksandra Macedońskiego, chcąc pokazać iż moja wiedza historyczna jest na wyższym poziomie niż aspiracje dyktatorskie i dokonania wojenne.

– Cóż... może będzie lepiej jeżeli ja porozmawiam z Profesorem a pan wróci na lekcje, co panie Jacku?

–Oczywiście skoro pan Dyrektor tak uważa, jednak muszę powiedzieć, że jeżeli czymkolwiek uchybiłem, nieświadomie oczywiście, jestem gotów w każdej chwili Profesorowi udzielić wyjaśnień.

– To nie będzie konieczne. Proszę na lekcję.

Tym razem mimo iż historia dla wielu osób, które ją słyszała wydawała się być interesująca, nie uważam bym zrobił cokolwiek. Być może wynika to z tego, że przepychanki słowne i fortele w dialogach zawsze były dla mnie proste i nie wymagały wysiłku. Moja pani profesor z historii, nazwijmy ją panią Andzią, kiedyś podczas wywiadówki powiedziała mojej mamie: „Wie pani, ma pani bardzo kulturalnego syna. On potrafi coś powiedzieć w tak kulturalny i zawoalowany sposób, że ani nie obrazi ani nic złego nie powie, ale człowiek potem całą noc nie może spać tylko o tym myśli”. Nigdy jednak, mnie osobiście, nie przyniosło to żadnej satysfakcji. Przyznaję, często uciekałem się do podobnych metod ale był to dla mnie jedynie środek przetrwania, jedyna broń do walki z otaczającą mnie rzeczywistością, której, za nic w świecie, nie chciałem być częścią.

Przypomniałem sobie tę historię tamtego dnia, patrząc na świeżo ścięty trawnik. Trawnik, który ja ściąłem i wyglądał on dobrze, nie świetnie ale dobrze. W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że nie muszę być Aleksandrem Wielkim i podbijać całego świata, chcę być dobry w tym co robię i chcę żeby to co robię było pożyteczne – jestem tylko ja i ten trawnik. Karel Capek powiedział, że gdyby każdy dbał tylko o własny ogródek świat byłby dużo lepszym miejscem. Tamtego dnia postanowiłem zmienić świat, nawet jeżeli będzie to tylko mój mały światek.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Skoiastel 18.11.2016
    Wspomnienie liceum skojarzyło mi się z czasami gimnazjum, wiesz, „trójka”. Tam też był bank, prawie że na terenie szkoły. I też dyrektor nas widział i udawał, że jednak nie patrzył w tamtą stronę. Piękne czasy :)
    Podobne skojarzenie utrzymywało się dalej. Gość od PO to cały dyrcio z WOS-u, naprawdę – pierwsze skojarzenie.
    Podoba mi się ta lekkość. Stylistykę masz cudowną :D język, którym piszesz deskrypcje, jest wyćwiczony i plastyczny. Wczoraj pisałam o możliwości chodzenia w twoich butach, a dzisiaj mogę zrobić to raz jeszcze. Jutro też będzie? Uważaj, bo się przyzwyczaję i będę kolejną, która nie da ci już spokoju :P

    Mój ulubiony fragment:
    „W takim razie po raz kolejny jestem zagubiony, panie Dyrektorze. Gdy Profesor wspomniał Aleksandra Wielkiego w kontekście mojej osoby, nawet jeżeli tylko po to [przecinek] by unaocznić dzielącą mnie z nim oczywistą przepaść, było to w moim subiektywnym odczuciu wielkie wyróżnienie, że oto Profesor [przecinek] patrząc na mnie [przecinek] wspomniał wielkiego wodza. Poczułem się więc w obowiązku [przecinek] by mojego edukatora nie zawieść i odpowiedzieć na tym samym poziomie. Co więcej nigdy nie powiedziałem Profesorowi, że Arystotelesem nie jest [przecinek] a jedynie stwierdziłem fakt, że ów był nauczycielem Aleksandra Macedońskiego, chcąc pokazać [przecinek] iż moja wiedza historyczna jest na wyższym poziomie niż aspiracje dyktatorskie i dokonania wojenne". – Naz, to jest genialne! <3 wybrnąłeś na medal. A za aktorstwo mogę poręczyć – widziałam niektóre projekty i tym bardziej wierzę ci, że w tym stylu odpowiedź mogła faktycznie mieć miejsce. Poza tym od razu przypomniałeś mi jeszcze relację ze skandynawskiej podróży i akcję w kantorze... tamto też było dobre :D

    Życzysz sobie rozpiskę baboli czy sobie darować?
  • Nazareth 18.11.2016
    Daruj ją sobie tutaj ;) Ale od kilku dni noszę się z zamiarem, by napisać do ciebie w sprawie pokrewnej :) Dzięki, że przeczytałaś!
  • Skoiastel 18.11.2016
    :D będę czekać.
  • Ritha 21.11.2016
    Ej, z zazdrości mi się przypomniało, jak na wakacjach po maturze, ubrana w żółty kubraczek, roznosiłam ulotki pewnego banku. Ludzie je brali, oczywiście, bardzo chętnie, po czym, momentalnie, na moich oczach wyrzucali do kosza. To tak jakbym łopatką przerzucała na ulicy błotko z jednej kałuży do drugiej. Poczucie wykonywania zupełnie bezsensownej i nikomu nie potrzebnej pracy. I takie liście wygrabione czy trawa wykoszona, to byłoby coś! Przynajmniej namacalny efekt pracy, a nie zapchane ulotkami kosze na całym osiedlu. :/

    Opowieść o nauczycielu PO… Naz, gdybym ja miała w liceum tak cięty język, to bym była zdrowszym człowiekiem. Genialne odwrócenie sytuacji na niekorzyść agresora. My kobiety chyba nie potrafimy być takimi dyplomatkami – intelektualistkami. Czasem maskujemy upust swojej złośliwości w sposób dużo bardziej prymitywny typu „Kochana, cudowną masz tą nową sukienkę, wyglądasz w niej zjawiskowo i olśniewającą, serio, w ogóle, ale naprawdę, w ogóle nie widać, że tyle od wiosny przytyłaś, świetnie maskuje mankamenty, doskonały zakup, doskonały.”. Ups…A tu, takie rozważania, Arystoteles, z profesorem, szacun.

    ” Karel Capek powiedział, że gdyby każdy dbał tylko o własny ogródek świat byłby dużo lepszym miejscem. Tamtego dnia postanowiłem zmienić świat, nawet jeżeli będzie to tylko mój mały światek.” – puenta, bardzo dobra na zakończenie tekstu i początek nowego tygodnia. Pozdro :)
  • Nazareth 21.11.2016
    A czego tu zazdrościć? :) Kobiety to straszni wrogowie, szczególnie w słownych pojedynkach, za nic mają sobie logikę, argumentację a nawet przegraną trwają dalej w pasywnej walce i wszystkie fortele i starania rozbijają się o nie jak przybój o skały. A facet się produkuje, nie znam lepszej taktyki niż kobieca ;) Dzięki za komentarz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania