Z pamiętnika Nadzei. Cz 2/2
Gdy już i niebo, i ja nie mieliśmy czym płakać. Poszłam do ojca. Po drodze mijałam morskie piany, syreny, które oddały życie za chwile miłości. U nas znalazły schronienie. Szłam długim kryształowym korytarzem, który prowadził do gabinetu ojca. Zapukałam, po czym weszłam. A ten już stał, wpatrując się w okno ziemi. Okno, którym przesyłał listy, i rzeczy.
- Wejdź. Masz to, o co prosiłem?
- Tak. Widze, że już wszystko przygotowałeś.
- Tak czekałem tylko na ciebie. Spójrz to on tam na błoniach. Daj mi list.
Ja posłusznie podałam i list, i świece. Gdy obie rzeczy opadały, czułam, jakbym opadała razem z nimi. A me serce krwawiło, bo znów go ujrzało. A on wziął podniósł list, przeczytał i wpatrywał się w niebo. Wybiegłam z gabinetu jak oparzona. Nie mogłam znieść, jego smutnych oczu. Dokładnie dwa tygodnie po tym zdarzeniu, nadszedł czas oficjalnych ślubów. Ja miałam głowę pełną różnych myśli. Jak to mówiła Odwaga.
- Gdzie jest ta Nadzieja, która jak kwiat wabiła owady.
- Tamtej gwiazdy już nie ma. Została tam na dole.
- Ból minie. I chociaż ty przeżyłaś wiele ciężkich chwil, to ci zazdrosze.
- Czego?
- Prawdziwych uczuć. Tego, że ktoś pokochał cię nawet jako upadłą, a niekiedy humorzasta gwiazdę. No i jeszcze, spotkałaś matkę.
- Tak. Szczęściara ze mnie.
Właściwie to ona organizowała wszystko. Ja wybrałam tylko sukienkę. Była ona błękitna, rozkloszowana. Obszyta kroplami rosy, na głowie miałam mieć długi welon. I oczywiście diadem. Lecz gdy nastał ten dzień, do włosów wsadziłam te pamiętną różę. I wyszłam z pokoju. Z łzami w oczach. Szłam bogato przystrojonymi korytarzami. Pełno było w nich lilii, róż, magnolii. Na ścianach wisiały rodowe gobeliny. Gdy weszłam do sali tronowej, mój wzrok przykuła najjaśniejsza z zórz. Bowiem one mogły przybywać na wielkie zabawy. Tą zorzą była Wiara, moja matka. Moją druhną została Odwaga. Ona ubrana była w zieloną piękną suknię. Trzeba przyznać, że się postarała, aby ten dzień zapadł mi w pamięci. Ślubu udzielił nam Brat Mauricio. Nadworny kapelan, który nie raz już był świadkiem takich ślubów. Więc podeszłam, do miejsca gdzie czekał na mnie Grom. On w przeciwieństwie do mnie miał szczęście wypisane na twarzy. Słowa przysięgi niczym się nie różniły, od tych zawartych na ziemi. Tylko że na palce włożyliśmy sobie kryształowe obrączki. Które zrobione zostały, z serc wygasłych gwiazd. Po całej tej ceremonii odbyło się huczne wesele. Ja jako panna młoda udawałam, że to dzień moich marzeń. Ponieważ prawdę znały tylko cztery osoby, z tych którzy się bawili. A po tem , no cóż, ja stałam się Nadzieją królową Czarnego Zamku. Urodziłam dzieci, lecz nigdy nie przestałam myśleć o tym dniu. Kiedy to dwie kochające się dusze połączą się na wieki.
Komentarze (5)
Ja niczego nie zazdroszczę miałaś poprawić w słowie zazdroszczę wpisując na końcu ę
Oki i przepraszam
nie ma za co
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania