Z piekła do nieba
W Polsce jest Piekło. A nawet dwa! Naprawdę. Ażeby nieco sprecyzować, dodam iż usytuowane są one w województwach: świętokrzyskim i pomorskim. To Piekło, które będzie miejscem wydarzeń mojej opowieści znajduje się w Pomorskiem. Oczywiście jest nim niewielka, licząca około 400 mieszkańców, wieś.
Tam właśnie swój „raj” znalazła rodzina Świętych, nastoletnia (ale niemożliwie wygadana i opryskliwa) Halinka, Barbara oraz Krzysztof. Wcześniej mieszkali w Szczecinie, ale jakoś tak wyszło, że duże miasto odstraszyło ich swoją zurbanizowaną rzeczywistością. Wówczas ojciec rodziny wyjął mapę i spędził kilka godzin na szukaniu najdogodniejszego miejsca na egzystowanie we współczesnym świecie betonu, autostrad oraz smogu. Po dziś dzień nikt nie ma zielonego pojęcia, na jakiej podstawie mężczyzna ogłosił pomorską wieś prawdziwą idyllą. Co do jego decyzji nikt też nie miał zastrzeżeń i tak oto Święci zamieszkali w Piekle. Kupili piękny dom z dużym ogrodem, a także uszkodzoną huśtawką w zestawie. Wiedli spokojne życie przez wiele wiosen. Z czasem Halinka, jak ta poczwarka, przeobraziła się w dojrzałą, pewną siebie kobietę, w związku z czym, wyruszyła na podbój Londynu. (Eh, ci emigranci…). Małżeństwo Krzysztofa i Barbary w tym czasie przeżyło wiele trudnych prób (talerze latały ponad kuchennym stołem, noże aż kusiły, by ich użyć).
Kiedy zauważyli, do czego zmierza ich budowana tak misternie przez wiele lat konstrukcja zwana związkiem, postanowili oderwać się od rzeczywistości. „Wyjedziemy do luksusowego hotelu, gdzieś w górach”, zarządził Krzysztof. Do tego też wszystko zmierzało. Pokoje zarezerwowane, dojazd ustalony, każdy szczegół dopięty na ostatni guzik. Co się wtedy stało? Barbara zgubiła dowód. Jak wiadomo, dzisiaj bez dowodu ani rusz! Czym prędzej wyrobiła kolejny, jednak miała go otrzymać we wtorek, dzień po wyjeździe do hotelu. Krzysztof długo (i na pewno zaciekle) się wzbraniał, że poczeka na żonę, ta jednak kazała mu jechać. Miała dołączyć do niego we środę. Mężczyzna, zgodnie z wolą kobiety swego życia (lub przynajmniej kilku lat młodości), wyruszył na dwutygodniowy pobyt w czterogwiazdkowym hotelu.
Cóż to za tragedia spotkała Barbarę! Dwa dni później, na chwilę przed wyjazdem, otrzymała telefon ze szpitala, że jej mąż zginął w wypadku. Oczywiście było to nieporozumienie. W Polsce jednak rzadko zwraca się uwagę na takie szczególiki. Wspomniany wypadek skończył się tragicznie dla Krzysztofa Świętego, ale nie tego Krzysztofa Świętego, którego znała Barbara.
Następny tydzień, kolor żałobnej czerni, obfitował w liczne kondolencje, spotkania z najbliższymi oraz uroczysty pogrzeb. Ciało poszkodowanego było na tyle zmasakrowane, że nikt z rodziny nie chciał nawet potwierdzić tożsamości Krzysztofa.
Może wydawać się to śmieszne, jednak dla tej kobiety cały świat momentalnie runął. Został tylko dom z ogrodem i uszkodzoną huśtawką oraz córka w Londynie. Jak wiadomo, pan Święty żył i miał się dobrze. Wysłał nawet swojej żonie list. Trzy dni po pogrzebie…
„Droga Barbarko,
Dlaczego tak długo zwlekasz? Czekam na Ciebie z rosnącym niepokojem. Ufam, że to tylko przejściowe kłopoty i niedługo do mnie dołączysz.
Tu, na górze, jest naprawdę zimno! I biało. Wszędzie biel, gdzie tylko nie spojrzysz. A służba? Same anioły! Robią wszystko, o co ich poproszę. Niebo, mówię Ci, prawdziwe niebo!
Czekam zatem niecierpliwe.
Całuję,
Krzysztof
PS: Gdy zawitasz na miejsce, poznam Cię z Noem, równy z niego gość.”
Niestety Barbara nie zorientowała się, że „na górze” miało związek z lokalizacją hotelu, „wszędzie biel” opisywało ilość śniegu, a Noe to recepcjonista o oryginalnym imieniu.
Skutkiem tej pomyłki był zgon. Tak, wiem, bardzo to brutalne. Barbara (mimo woli) zrealizowała oczekiwania męża, a pomogło jej w tym chore serce. Odkryła jednak, że w niebie (tym prawdziwym) Krzysztofa nie ma. On pozostał w Piekle, pomorskim Piekle.
Komentarze (15)
Tzw. czarny humor nie jest zły; kiedyś celował w tym na krajowym gruncie Maciej Zembaty i lubiał śpiewać jeszcze do tego ballady Cohena. Pzdr. :)
A więc:
Podobało mi się, głównie przez Twój styl, jest naprawdę genialny i zachęca czytelnika do dalszego penetrowania zdań. Tekst był, jak dla mnie, skrótowy, jestem pod wrażeniem, że tak dobrze poradziłes sobie z zaznaczeniem ważnych i mniej ważnych wydarzeń. Takie umiejętne skróty są jak najbardziej dobre. Końcówka wypadła dobrze. Generalnie dobrze rozpocząłeś i zakończyliśmy tekst. Świetnie, Kakarotto.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania