Z samobójcą w nieznane

To miał być kolejny zwyczajny dzień. Taki sam jak poprzednie i zapewne taki sam jak kolejny. Punktualnie o godzinie ósmej rano wsiadłem do jedynego działającego szynobusu w moim miasteczku. Około cztery minuty później wyjąłem z teczki ulubione czasopismo i szybko zacząłem przewijać kartki. Po chwili stanąłem na stronie siedemnastej z ciekawym artykułem na temat samobójstw. Nasze miasteczko było z nich znane, więc nie zdziwił mnie fakt, że podano tam za przykład osobę z mojej ulicy. Zacząłem wczytywać się głębiej. Każde kolejne słowo hipnotyzowało mnie bardziej. Z transu wyrwał mnie srogi głos konduktora.

- Jest bilet? - spytał, poprawiając krawat.

- Tak jak zawsze - odparłem, wyjmując świstek z kieszeni.

Konduktor spojrzał na mnie, a następnie na bilet. Nic nie powiedział. Skasował i odszedł dalej. Spojrzałem na zegarek , była ósma dwadzieścia siedem. Ruszyliśmy trzy minuty później. Jak zawsze oddałem się podziwianiu miejskiego krajobrazu. Zawsze odprężały mnie widoki blokowisk na tle spowitego dymem nieba. Nagle obok mnie przysiadł się jakiś mężczyzna. Wydawał mi się znajomy. Miał bladą twarz i dziwny ślad na szyi. Spoglądał na czytany przeze mnie przed chwilą artykuł.

- O mnie też piszą? - spytał.

- A kim pan jest? - spytałem niepewnie.

Mężczyzna zaczął wodzić palcem po gazecie.

- To ja. Ten Marian R. - odpowiedział, wskazując na jeden z akapitów o nagłych samobójstwach.

- Przepraszam, ale tego typu żarty są trochę nie na miejscu. Więcej szacunku dla zmarłych, nawet jeśli zesłali na siebie wieczne potępienie.

- Mam dla siebie wystarczający szacunek. A jeśli chodzi o potępienie, to nigdy nic nie wiadomo.

Przez chwilę poczułem się jakbym rozmawiał z duchem.

- Pan sugeruje, że popełnił samobójstwo?

- Dokładnie tak było. Tydzień temu o godzinie ósmej trzydzieści dziewięć w swoim garażu.

- Nie to jakiś absurd.

- Żaden absurd. A pan niedługo do nas dołączy.

- Wezwę policję, jeśli ośmielisz się mnie tknąć.

- Ja nie będę musiał. Jeszcze dwie sekundy.

Po tych słowach poczułem okropny ból w klatce piersiowej. Nie mogłem oddychać.

- Nie opieraj się. Czas już nadszedł.

Nagle bóle ustąpiły i poczułem niesamowitą lekkość. Jedna, gdy ujrzałem siebie lezącego zrozumiałem że nie żyję.

- Teraz idziesz ze mną?

- Dokąd?

- Raczej nie tam gdzie chcesz. Nie popisałeś się przez te lata. Miejmy to za sobą.

- Czy ja idę do piekła? - spytałem przerażony.

Odpowiedzi jednak nie uzyskałem. Ostatnią rzeczą przed wybudzeniem którą zobaczyłem były dusze innych prowadzone w kajdanach w głąb dziwnej jaskini.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 27.11.2017
    Ciekawy tekst. Taki trochę nie z tego świata.
    Nie rozumiem zdania: "Jedna, gdy ujrzałem siebie lezącego zrozumiałem że nie żyję.".
    Coś chyba w nim jest nie tak.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania