Z wywoływania duchów retrospekcja trzecia
Prawie na pewno koniec października
Jestem wyczerpany.
Przyznam szczerze, że ostatnie kilkanaście godzin stanowiło najtrudniejszy moment w moim życiu - nigdy dotąd nie rozmawiałem z osobą bez dwóch zdań martwą. Marek Aureliusz się nie zalicza, on jako nośnik pewnej idei był, jest i będzie.
Tak ciężko jest mi zebrać myśli po tym wszystkim, by opisać, niczym Linneusz, naturę rzeczy. Opisać gatunek, nadać mu nazwę, sklasyfikować i przestać się bać niewiedzy, na spokojnie już obcując z czymś poznanym. Nie mam nikogo poza mną, kto doświadczyłby widma mojej byłej dziewczyny. Nie chciałem zapraszać żadnej z Nich, żeby broń boże i wszyscy święci Markowie, nie przylepiło się do Niej widmo mojej byłej, uchowajcie, i nawygadywało głupot. Już mam z tyłu głowy kołaczące się wyobrażenia rodem z horroru, że Jedna ucieka z krzykiem przed rozdziawioną, zakrwawioną Otą, w tle widzę pogrążony w chaosie sklep spożywczy, rozdeptane kosmetyki, bułki i trupy, przewracające się półki, płonące stoiska z bielizną i wybuchające alejki z drogą literaturą. Albo Druga, jak usiłuje przekrzyczeć szept ducha, rzuca się w agonii szaleństwa po ścianach, szybach i meblach i atakuje niewinnych współpracowników… bliżej niesprecyzowanymi biurowymi utensyliami. Obie walczą z niesionym chaosem tłumem, ściany płoną, a niewzruszone widmo opowiada o wywracających kiszki i gałki oczne ohydztwach z zaświatów, mackach, torturach i łańcuchach.
Nie chciałem takiego losu dla Nich i mając Ich dobro na uwadze, z widmem, koniec końców, udało mi się dogadać. Konwersowaliśmy tu i tam o wszystkim, aż dwa razy przypadkiem targnąłem się na swoje życie.
Zwróciłem się do Oktawii wprost z prośbą, by towarzyszyła mi na spacerze, gdyż po pierwsze, chciałem wyprowadzić ducha z domu aby sprawdzić, czy potrafi opuścić moją siedzibę (a przy tym, czy jest przywiązany do miejsca i gdzie wejść, być może, nie da rady) oraz, przez to, że nigdzie specjalnie nie wychodzę, chciałem skorzystać z możliwości wyjścia na spacer w towarzystwie kogoś, z kim absolutnie, zakładałem, nie mam się czego obawiać. Założenie przy tym poczyniłem, że więcej niż jeden upiór, mara, bestia, demon, duch i diabeł na człowieka śmiertelnego na raz przydarzyć się nie może - wobec braku oficjalnych danych na potwierdzenie tego lub zaprzeczenie, uznałem słuszność własnej tezy, można powiedzieć, a conto.
Wskoczyłem obiema nogami w konwersację z widmem i byłbym od tego osiwiał, wyłysiał i spadł ze schodów - gdyby nie to, że w rodzinie nie łysiejemy, siwy już jestem prawie całkiem, a o poręcz zahaczyłem rękawem i tylko naderwałem materiał, ale uchroniło mnie to przed niebezpiecznym dla zdrowia i życia —
Kartka oberwana, nieczytelna... dalszego ciągu brak. Zacznę od początku.
Komentarze (1)
Na marginesie, tutaj zaimek nie powinien być użyty w liczbie mnogiej?
"nie przylepiło się do Niej widmo "
Może zaczęcie od początku:) mi Ich istotę objawi.
Kapitalne poczucie humoru, opisy, sceny... no kawał dobrej literatury.
Jedna z perełek:
"(...) płonące stoiska z bielizną i wybuchające alejki z drogą literaturą. "
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania