Poprzednie częściZ życia Adeline (1)

Z życia Adeline (7)

Powoli zapadał już zmrok. Idąc korytarzem do kuchni, zobaczyłam szkła na podłodze. Pomyślałam, że Charlie znowu coś stłukł. Bez zastanowienia rzuciłam oskarżenie na własnego brata.

- Charlie! - Zawołałam - Przyjdź tu natychmiast!

Chwilę musiałam poczekać, ponieważ jak to przystało na brata, a przynajmniej mojego brata, nie lubił być na każde skinienie starszej siostry. Nieco zniecierpliwiona usłyszałam wreszcie dźwięk zbiegania ze schodów. Nim zdążyłam się obejrzeć, Charlie już stał koło mnie. W głębi duszy zawsze zazdrościłam mu kondycji i dobrej koordynacji ruchowej. W skakaniu, bieganiu czy zwyczajnej grze w badmintona, zostawałam za nim daleko w tyle.

- Co? - rzucił sucho. Nie spodobało mi się to. Poczułam, że zachowuję się trochę jak mama, ale przecież trochę szacunku mi się jednak chyba należało.

- Po pierwsze nie "co", tylko "słucham", a po drugie, co tu robią te szkła? - Zapytałam, słabo udawanym pedagogicznym tonem.

- Leżą. - Warknął sarkastycznie. - Pewnie dlatego, że coś stłukłaś.

Właśnie w tamtym momencie uświadomiłam sobie, że Charlie jest porządnie wkurzony. Spojrzałam w dół. Jego prawa stopa była owinięta ciasno bandażem, przez który i tak przesiąkało kilka kropel krwi.

- Co ci się stało? - Spytałam, wskazując na jego stopę. Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Cóż innego mogło mu się stać niż to, że nadepnął na ostre kawałki leżące na ziemi?

- Rozciąłem ją o szkło z wazonu, który stłukłaś. - Wycedził.

- Nie stłukłam żadnego wazonu! Myślałam że ty! - Krzyknęłam zdezorientowana.

- Tak, to logiczne. - Zaczął, znów z sarkazmem. - Najpierw stłukłem wazon, a potem na to nadepnąłem.

Miał rację. Poczułam się głupio, że tak go oskarżyłam. Jeśli jednak nie ja, nie Charlie, to kto? Byłam pewna, że mama albo tata, od razu posprzątaliby te szkła, żeby nie stało się to, co się stało z nogą mojego brata. To dziwne. Postanowiłam się jednak upewnić. Może rodzice rozbili ten wazon niedawno i jeszcze nie zdążyli posprzątać?

- Charls, kiedy to się stało? - Zapytałam.

- Dobrą godzinę temu. - Odpowiedział i ignorując to, że nie skończyliśmy jeszcze rozmowy, poszedł z powrotem na górę.

Ta informacja zupełnie zbiła mnie z tropu. Czy to możliwe, że przewrażliwieni na punkcie naszego zdrowia i bezpieczeństwa rodzice, nie zebrali szkieł z rozbitego wazonu? Postanowiłam, że zamiast snuć podejrzenia, po prostu ich o to zapytam. Udałam się więc do salonu, gdzie zastałam mamę i tatę pogrążonych głęboko w lekturze. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest, żeby być kiedyś w tak udanym związku jak oni. Wyglądali tak uroczo, kiedy jedno co chwilę zagadywało drugie, opowiadając zabawniejsze momenty ze swojej książki.

- Cześć - przywitałam się z uśmiechem.

- Cześć, córcia - powitała mnie mama.

- Słuchajcie - zaczęłam - Charlie rozciął sobie stopę, bo na ziemi leżą szkła z rozbitego wazonu.

Mama łypnęła na mnie groźnie i zapytała:

- Rozbiliście wazon?

- Ależ skąd! - To oskarżenie wydawało mi się być niedorzeczne. - Myślałam że to któreś z was.

- Nie, Adele - wtrącił tata. - Cały czas siedzieliśmy tu z mamą. Jak z Charliem?

- Jest ok, to zwykłe skaleczenie. - uspokoiłam rodziców. - Jeśli to nie wy, nie ja, bo dopiero co wróciłam od Mike'a, nie Charlie, to kto?

Rodzice spojrzeli na mnie równocześnie, ale nie z powodu pytania, które zadałam. Ich wzrok przeszedł na mnie w momencie wypowiedzenia imienia "Mike". Zerkali to na siebie nawzajem, to na mnie. Mama uśmiechnęła się znacząco, i spytała:

- No i, jak tam było z młodym Jones'em?

- Fajnie. - Rzuciłam i chcąc uniknąć niezręcznego rumieńca, wycofałam się. - Pójdę się już położyć.

- Dobranoc, skarbie! - Krzyknął za mną tata.

Szybko wykąpałam się, przebrałam w piżamę i pomaszerowałam w stronę pokoju. Przechodząc koło drzwi Charliego, zapukałam cicho i nie otwierając drzwi, powiedziałam:

- Dobranoc.

- Dobranoc, Adeline. - usłyszałam głos dobiegający zza drzwi. Uśmiechnęłam się. Pomimo tego, że czasami się na niego denerwuję, to umarłabym, gdybym za długo nie słyszała tej specyficznie słodkiej chrypki w głosie mojego brata. Dopiero gdy rzuciłam się na łóżko w moim pokoju, poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Zasnęłam w oka mgnieniu. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu coś mi się śniło. W moim śnie szłam przez las, zupełnie sama, było ciemno. Pomimo tego, szłam śmiało przed siebie, jakbym znała drogę na pamięć. Było zimno i mokro, ale ja nie przestawałam iść, wpatrując się w jeden, jedyny punkt. Patrzyłam na siebie z góry. Moje włosy powiewały na wietrze, a na odsłoniętych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Byłam ubrana w zwiewną, śliczną sukienkę w kwiaty. Wyglądałam niecodziennie pięknie. Mój wzrok spoczywał na rzędzie małych, iglastych drzewek. Szłam w ich kierunku tak pewnie, że podejrzewałam, że za nimi coś się kryje. Chwilę potem, już byłam o tym przekonana, kiedy senna ja, przeszła między nimi, wychodząc w ten sposób na wielką, idealnie okrągłą polanę. Widok który tak zobaczyłam, kompletnie zwalił mnie z nóg. Kilkadziesiąt metrów od sennej mnie, stało w rzędzie kilkanaście młodych dziewcząt. Wszystkie były ubrane identycznie, w białe sukienki, które przypominały koszule nocne. Moja uroda, dobrze wyszczególniona w tym śnie, przy tych dziewczynach zupełnie wygasła. Każda z nich była nieludzko piękna. Gęste, ale i zarazem nieprzyzwoicie lekkie i piękne, różnokolorowe włosy każdej z nich falowały, unoszone powiewami wiatru. Rysy ich twarzy były absolutnie idealne, stojąc tak, razem wyglądały jak rząd najpiękniejszych aniołów. Żadne modelki, nie mogłyby się równać urodą w tamtymi istotami. Na przedzie, kilka metrów przed rzędem stała dziewczyna nieco różniąca się od tamtych. Jej uroda oczywiście nie odstawała od nich ani trochę, jednak miała na sobie śliczną suknię. Wyglądała jak księżniczka i w moich oczach oczywiście nią była. Przyglądała mi się bez żadnego wyrazu. Gdy przyjrzałam się lepiej, od razu ją rozpoznałam. To była Kate. Nie mogłam w to uwierzyć. Wyglądała jak jakaś cudowna bogini. Zbliżyła się o krok i pomimo to, że byłyśmy tak daleko, dokładnie usłyszałam co mówi:

- Powiedz Mike'owi, że mam się dobrze, pamiętam o nim i go kocham. Przepraszam za ten wazon, stłukłam go przypadkiem.

 

Nie zdołałam wydusić z siebie ani słowa. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył i wstąpiła to szeregu. W tej chwili, na miejscu jej pięknej sukienki, pojawiła się taka sama jak u tamtych dziewczyn, biała koszula nocna. Cała polana zaczęła się rozmywać, tak samo, jak rząd anielic. Gwałtownie zadrżałam i usiadłam na łóżku, oddychając szybko. Zegar wskazywał 02:00 nad ranem.

 

Ciąg Dalszy Nastąpi...

 

~Taka_Jedna_D

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • nagisa-chan 23.07.2016
    Nie da się nie śnić da się zapomnieć sen po przebydzeniu ale zawsze jest jakiś sen i to zdanie powinno być chyba z a nie w
    'Żadne modelki, nie mogłyby się równać urodą w tamtymi istotami.'
  • Taka_Jedna_D 24.07.2016
    Tak, masz rację. Dziękuję i zapamiętam :)
  • Szalokapel 28.07.2016
    Dobry rozdział. Ta końcówka mnie zamurowala, dobry pomysł... Taka wroga i straszna, aww... Czekam na CD. 5
  • Taka_Jedna_D 28.07.2016
    Miło to słyszeć :) Planuję dodać opowiadaniu trochę więcej fantastyki, ponieważ tak jak większość moich rówieśników mam jeszcze strasznie wybujałą fantazję :D Pozdrawiam
  • Szalokapel 31.07.2016
    Taka_Jedna_D, Ciekawe. Osobiście nie lubię fantastyki, ale kto wie? Może polubię?!
  • Juri69 26.08.2016
    A teraz się poczułam, jakbym czytała moje opowiadanie ;^; xDD Główna bohaterka spotkała (prawdopodobnie) nie żywą, byłą dziewczynę bohatera ... Podoba mi się ♥ Uwielbiam Charliego *o* Biedny, ale mógł paczeć pod nogi xDD
  • Taka_Jedna_D 26.08.2016
    A no, mógł :) dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania