Za chwilę przyjdę do Ciebie 2
Każdego dnia borykamy się z rutyną, tym, co ma być poukładane, najzwyczajniej w świecie jest nie do ruszenia. I czy to będzie nam na rączkę, musimy wstając pogodzić się z faktem, że nie zmienimy układu sił, choć prowizorycznie dano nam prawo wyboru. Dusimy w zarodku potrzebę lotu, ucieczki ponad ten stan zawieszenia, gdzie marazm, frustracja i ciasnota ścian.
I tak raz na jakiś czas, gdy już powietrze lepkie od cierpkich słów, wypowiadanych na bezdechu, patrzę w horyzontu dal. Nie czekam by trafić do drzwi, a tak choćby z okna głową w dół, byle to przerwać, poczuć ten pęd powietrza, zaśmiać się losowi w twarz. Przechytrzyć to, co miało dniem świstaka być, by z drzemki wyrwany mój anioł stróż, ratunku w niebiesiech szukał.
I jak tak serce już rozmarzyło się, to powiem ci, że nie straszny mi ten twardy bruk, ba! Ja o nim nie myślę, ja go nie dostrzegam, ta chwila daje tą jedną pewność, że to już nic strasznego. Wyparłem się tego, co fizycznie przytłaczało mnie i jak na ironię, pozbywszy się tego swetra z szarych piór lotnym uczyniło mnie. Dosięgam przestworzy, palcami przecinam powietrze.
Wypuszczając to, co głowę zaprzątało w dzień, by nie ściągało mnie, na poniedziałkowy stres, czwartkowy test. Lżejszy o tygodniowy rytuał beznamiętnych gestów, ptakom dorównać mogę.
Nie! Nie oszukam tego, co nieuniknione, więc ostatni głęboki wdech, tak głęboki by źrenice rozszerzył, w mostku zagościł, no! Tak na raz, taki zachłanny haust i już nic więcej nie potrzebuję.
Komentarze (2)
Smutne słowa. Pozdrawiam :)
Tak, to prawda, - " ciarki na plecach".
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania