Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - 14

Po ogarnięciu siebie ruszyłem do szpitala, by podzielić się wiadomością z rodzicami Martiny. Czekała mnie jeszcze rozmowa z lekarzami. Domyślałem się, że im się to nie spodoba. Jednak to była ostatnia nadzieja na powrót aniołka do życia. Wcześniej rozmawiałem z doktorem Ming i kazał mi jak najszybciej załatwiać transport, by on mógł szybko zacząć leczenie. Wynająłem prywatny samolot z najpotrzebniejszym sprzętem medycznym. Wiedziałem, że dzięki takim pieniądzom jakie ja miałem, mogłem załatwić wszystko. Nie powiem, że było łatwo, ale wystarczająco posypałem im kasy, by w końcu dojść do porozumienia.

 

Wpadłem do szpitala cały zdyszany i w pewnym stopniu zadowolony. Amanda siedziała na korytarzu i w ręku trzymała kubek z kawą. Spojrzała się na mnie, kiedy usiadłem obok niej i wyciągnąłem z jej dłoni kawę, stawiając na podłodze czuła, że chce powiedzieć coś zaskakującego.

 

- Boże, Axel... Co się stało? - była naprawdę bardzo zdziwiona moim zachowaniem.

 

- Uratuję ją... Pozwól mi ją stąd zabrać - między słowami, łapałem oddech, bo byłem zdyszany. Amanda spojrzała się na mnie jak na debila.

 

- O czym ty mówisz?

 

- O tym, że mogę uratować waszą córkę. Wszystko jest już przyszykowane i błagam was... Pozwólcie mi na to - opowiedziałem im całą historię o doktorze Ming. Patrzyli na mnie jak na szarlatana. Nie wiedziałem jak jeszcze mam ich bardziej przekonać do tego, że dzięki Wen Ming, Martina wróci do życia.

 

Szpital Changi znajduje się w Singapurze i z tego co wyczytałem w internecie, pochodzi za nawiedzony. Podobno był to stary szpital, a złą sławę zdobył za czasów drugiej wojny światowej. Budynek stał pusty od 1997 roku, każdy bał się do niego wejść. Jednak Wen stwierdził, że nie ma rzeczy straszniejszych niż choroby ludzi. Przejął od miasta budynek oraz całą posiadłość i stworzył prywatną klinikę, w której ratują ludzi z najcięższych zagrożeń życiowych. Oczywiście nie za każdym razem udawało się uratować człowieka, u którego stwierdzono śmierć mózgu. Ja pragnąłem za wszelką cenę ratować Martinę i próbowałem przekonać Amandę i Dominica, by się zgodzili. Po dwóch godzinach się zgodzili, ale lekarze nie chcieli się zgodzić ze względu na dziecko. Okazałem im wszystkie dokumenty związane z opisem sprzętu medycznego, który znajdował się w samolocie i wtedy się zgodzili. Cieszyłem się na myśl, że za jakiś czas moje szczęście się obudzi i wróci do nas żywa i radosna. Tak długo na nią czekałem, na to kiedy otworzy swoje zielone oczy i rozchyli usta, bym mógł usłyszeć jej delikatny i zmysłowy głos. Bardzo mi jej brakowało i bardzo za nią tęskniłem, ale wierzyłem, że metoda Wen zadziała i wszystko pomału wróci do normalności.

 

 

Podróż minęła spokojnie, na lotnisku czekali już ludzie ze szpitala i po podłączeniu Martiny w karetce, ruszyliśmy do kliniki. Gdy dotarliśmy na miejsce, faktycznie szpital wydawał się dziwny, a przede wszystkim bardzo zimny i mroczny. Chociaż był wyremontowany i wyglądał jak najbardziej nowocześniej, przyprawiał mnie o gęsią skórę. W ogrodzie siedziało dużo pacjentów z rodzinami jak i z bliskimi. Wyobrażałem sobie, że niedługo ja tak z Martiną będę siedział.

 

- Dzień dobry panie Anderson - wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnąłem - Jak dobrze, że pan tak szybko do nas przybył.

 

- Starałem się być jak najszybciej.

 

- Dobrze, pani Hinata pokaże panu pokój, a ja zabiorę pańską narzeczoną do sali, by zrobić badania i zorientować się na czym stoimy. Za godzinę proszę przyjść do mojego gabinetu - nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Ming tak jak szybko powiedział, tak szybko znikł. Ja udałem się za niską i szczupłą chinką, która po drodze wskazała mi gabinet Kazuya i salę, w której miała przebywać Martina. Mój pokój był nie daleko, więc nie miałem daleko.

 

Pokój okazał się całkiem przyjemny, ale tak jak cały budynek, środek był również zimny i tak jakby martwy, bez żadnego życia. Dziwne było to uczucie, bo przecież tyle osób powróciło w tym szpitalu do życia.

 

Obiecałem Amandzie i Dominicowi, że jak dotrzemy na miejsce to zadzwonię, jednak postanowiłem poczekać i zadzwonić po rozmowie z Ming. Miałem nadzieję, że przekaże mi dobre wieści i będę mógł cieszyć się i przekazać je Dominicowi.

 

Wziąłem ciepły prysznic i się przebrałem. Zszedłem na dół do baru i zamówiłem sobie polędwiczki z grzybami mun. Nie sądziłem, że chińska kuchnia mogłaby mi zasmakować. Stwierdziłem, że będę musiał spróbować większości tutejszych dań. Oczywiście najedzony i odświeżony poszedłem do gabinetu Kazuya. Tak jak myślałem już czekał na mnie.

 

- Niech pan siada - wskazał mi potężny, skórzany fotel. Usiadłem.

 

- Panie doktorze i jakie są szanse na powrót Martiny do życia? - długo mi nie odpowiadał, a ja się denerwowałem.

 

- Niech pan posłucha. Mówił pan, że trzech lekarzy stwierdziło śmierć mózgu, tak?

 

- Tak - przełknąłem głośno ślinę.

 

- A ja mogę powiedzieć, że każdy z nich był jak w największym błędzie. Pańska narzeczona żyje, jedynie jej świadomość zagubiła się gdzieś między życiem, a śmiercią. Jednak jej organizm, jak i ona sama broni się, by ponownie wrócić do życia i czerpać z niego jak najwięcej przyjemności.

 

- Nawet nie wie pan doktor, jak ja się cieszę słysząc takie słowa. Ile może potrwać jej powrót do świadomości? - nikt nie mógł opisać tego jaki byłem w danym momencie szczęśliwy. Czułem, że tu mój aniołek wróci do normalności.

 

- Od jutra zaczniemy wykonywać różne badania, które będą pobudzać mózg i sprawiać, by ta młoda dziewczyna wróciła do pana i do dziecka. A teraz proszę iść odpocząć po podróży i zachęcam do spaceru po naszym ogrodzie - otworzył przede mną drzwi, podał mi rękę i się pożegnaliśmy.

 

Wen był dziwnym człowiekiem, ale za to jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie. Jeśli sprawi, że Martina się obudzi, to będę mu dziękował do końca życia.

 

Skorzystałem z propozycji i skierowałem się do szpitalnego ogrodu. U nas w Nowym Jorku nie był tak pięknych miejsc jakim był ten ogród. Nigdy nie przypuszczałbym, że szpital może mieć tak piękne miejsce. Nie dziwiło mnie, że pacjenci przesiadywali w tym pięknym ogrodzie, w którym było tak kolorowo. Drzewa miały różne odcienie kolorów, a kwiaty pięknie zdobiły resztę tego widoku. Martina będzie zachwycona tym cudem, który ktoś tu stworzył.

 

Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na zegarek. Tu była godzina 14, a w NY 23. Wybiłem numer Dominica, a ten po trzech sygnałach odebrał.

 

- Już myślałem stary, że nie odezwiesz się - powiedział zdenerwowanym głosem Dominic.

 

- Mam dobre wiadomości. Możecie przylecieć i razem ze mną czekać na wybudzenie Martiny.

 

- O czym ty mówisz?

 

- Wen stwierdził, że Martina żyje i jedynie jej świadomość się gdzieś zagubiła i w ciągu kilku dni Martina wróci do nas. Rozumiesz to?! - darłem się do telefonu jak walnięty.

 

- Poważnie mówisz?

 

- Jak najbardziej Dominicu. Martina żyję i wszystko wróci do normy.

 

- Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. A uważałem twój pomysł za idiotyczny, jednak ty miałeś rację i uratowałeś naszą córkę. Jutro wieczorem będziemy - pożegnaliśmy się, a ja ręką otarłem łzę spływającą po policzku.

 

Kto by przypuszczał, że jedni lekarze skreślą twoje życie i uśmiercą, a inni lekarze będą robili wszystko, by człowieka uratować. Dzień, w którym poznałem barmana o imieniu Tobi, zmienił moje życie i sprawił, że zacząłem wierzyć w cuda. Ale czy cud życia potwierdzi tą ogromną siłę czy jednak pęknie jak bańka mydlana i zniknie tak szybko jak się pojawiła? Ja jednak wierzyłem, że cud będzie miał większą siłę i zwycięży.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Luna 30.01.2016
    Długo czekałam, ale się opłacało. :D
  • kesi 30.01.2016
    Przepraszam, że to tak długo trwało, ale z córką byłam w szpitalu i nie miałam czasu na pisanie. Jednak teraz biorę się za pisanie i nadrobienie zaległości. Pozdrawiam.
  • Karo 30.01.2016
    5 ;P
  • Szalona123 30.01.2016
    Przecudowne! Czekałam i się doczekałam! Pozdrawiam :)
  • levi 31.01.2016
    troche nie dowierzam temu gadaniu tego doktora nie wiem dlaczego, te jego wytłumaczenie zaprzeczające diagnozie innych lekarzy, i rozmowa Axela i dominica wydała mi się taka nienaturalna, zostawiam tym razem 4
  • kesi 31.01.2016
    Ogólnie pomysły leczenia są moje, wymyślone. Długą przerwę miałam w pisaniu i wiem, że nie które momenty się nie kleją. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania