Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - 16

te ramiona nigdy nie opuszczą Cie

będą stały wokół Ciebie

będę spacerował z Tobą przez każdą burzę

będziesz bezpieczna

i nie będziesz miała wątpliwości

jesteś jedyną dla której żyję

 

 

HENRY

 

Wiedziałem, że Ax będzie chciał wykończyć tego skurwiela, ale miałem nadzieję, że jednak się opamięta i każe oddać go policji. Jednak to nie byłby ten Axel, którego znałem od dawna. On musiał zemścić się za swoją kobietę, która prawie umarła. Mój przyjaciel tak łatwo by mu nie odpuścił. Zresztą nie dziwię się, bo sam wykończyłem zabójcę mojej żony i dziecka. Nie ważne, że to była nie jego wina, ale przez niego straciłem osoby, które najbardziej kochałem na świecie i które były najcenniejszym skarbem jaki w życiu miałem. Morderca zapłacił własnym życiem. Umierał w męczarniach, chociaż wcześniej błagał mnie o litość, jednak mnie to nie wzruszało. Pomściłem śmierć swojej rodziny, jedynych bliskich jakich miałem na tym zjebanym świecie. A teraz nie mam nic, więc zabijanie ludzi na mnie już nie działa jak na początku, kiedy mój dowódca wysłał mój oddział na misję do Afganistanu. Mieliśmy wybić jedną z grup talibów, którzy wybili naszych ludzi. Zginęło wtedy ponad dwadzieścia młodych osób. W tej walce zginął mój jedyny, prawdziwy przyjaciel, który był dla mnie jak brat. Przyrzekłem przed Bogiem, że pomszczę jego śmierć i wybiję całą watahę talibów. Misja jednak była bardzo trudna. Kilku moich ludzi zginęła, a niektórzy byli poważnie ranni. Jednak oddział mój nie poddał się i walczyliśmy, póki nie wybiliśmy ostatniego śmiecia. Czasami jeszcze miewam koszmary o Afganistanie. To była moja ostatnia misja na wojnie. Nigdy więcej nie chciałem tam wracać, bo miałem rodzinę i miałem do kogo wracać. Po śmierci żony i synka odszedłem z oddziału i więcej nie miałem z nimi do czynienia. Kiedy poznałem Axela i dowiedziawszy się czym się zajmuje bez żadnych hamulców zgodziłem się na przystąpienie do jego grupy. Niektórych moich ludzi, którzy odeszli z oddziału, zgarnąłem do naszej paczki. Do tej pory jesteśmy wszyscy razem. Oni cieszą się, bo mają wystarczająco sporo kasy, by utrzymywać na wysokim poziomie swoje żony, kochanki i dzieci. Nie przeszkadzało im zabijanie, bo przecież zabili nie jednego taliba. A ja? A mnie było wszystko jedno. Miałem kasy w brud i nie wiedziałem co z nią zrobić. Pod pseudonimem przelewałem pieniądze na różne cele charytatywne. Chociaż w taki sposób mogłem zrobić coś dobrego dla potrzebujących, a zwłaszcza chorych dzieci.

 

***

 

- Kurwa, Adam weź go oblej wodą, bo śmierdzi jak stara ściera od podłogi - powiedziałem, schodząc na dół do piwnicy. Smród był nie do wytrzymania. Koleś z bólu i z lęku srał i sikał pod siebie. Czułem się jakbym był w jakimś szambie.

 

- Dam mu inne rzeczy i niech się wykąpie, bo inaczej jakieś choroby się nabawimy - zwrócił się do mnie Adam.

 

- Rób jak chcesz, ale pamiętaj, zero litości dla tego chuja. Jego dni i tak są policzone - nie mogłem patrzeć na Liama, rzygać mi się chciało na jego widok.

 

- Henry!? - odwróciłem się w stronę Adama - A jeśli przez tego kutasa Axelowi do dupy się dobiorą?

 

- Nie martw się. To już nasz problem i trzeba wszystko zrobić tak, by nikt nie powiązał Axa z Liamem. Jutro wieczorem przechodzimy do akcji i czas wykończyć skurwysyna. Musi zapłacić za Martinę - odwróciłem się i wszedłem na górę.

 

Czas szykować pochówek temu draniowi. Miejsce było i nikt nie miałby możliwości znaleźć jego prochów. Mój człowiek pracował w krematorium i na następny dzień miał być spalony, a prochy rozsypie się obojętnie gdzie. Plan był doskonały.

 

AXEL

 

Siedziałem na tej ławce i paliłem papierosa za papierosem, kiedy rozdzwonił się telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, ale numeru nie znałem. Odebrałem, to był Wen.

 

- Anderson, słucham.

 

- Niech pan wraca do sali i to jak najszybciej - powiedział i się rozłączył.

 

Nie wiedziałem co się stało. Czarne myśli opętały moją głowę. Rzuciłem niedopałek na ziemię i pobiegłem w stronę szpitala. Zdyszany wpadłem do sali numer 13, w której leżała moja Martina, moja najukochańsza kobieta na świecie. Otworzyłem drzwi i nie wiedziałem co mam powiedzieć. Lekarze skakali koło Marti z każdej strony, sprawdzali jej reakcje na jakieś bodźce, a ona? A ona miała otwarte oczy i odpowiadała na każde zadane jej pytanie. Stałem w drzwiach i nie wierzyłem w to co widzę. Nie mogłem wydobyć żadnego słowa z siebie. Wtedy ona, mój przepiękny anioł spojrzał na mnie i posłał mi najpiękniejszy uśmiech jaki tylko ona mogła mieć. Wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja nie potrafiłem wykonać żadnego kroku. Dopiero Wen popchnął mnie i złapałem jej ciepłą i delikatną jak aksamit dłoń. Nie zauważyłem kiedy łzy zalały mi twarz, dopiero dotyk Martiny na moich policzkach o tym mi powiedział, że płakałem. Złapałem jej dłoń i tuliłem do swej twarzy.

 

- Aniołku, tak bardzo mi ciebie brakowało... Tak bardzo ciebie skarbie kocham - łkałem jak małe dziecko, ale nie mogłem się powstrzymać.

 

- Kochanie, nie płacz. Wróciłam do ciebie - delikatny pocałunek złożyła na mojej dłoni.

 

- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale panią musimy zabrać na badania. Trzeba sprawdzić jak pani mięśnie reagują i mózg - inni lekarze wywieźli Martinę z sali - A z panem porozmawiam później, kiedy będę miał wszystkie wyniki badań. Jednak z tego co widzę, to jest lepiej niż mi się wydawało.

 

- Nawet nie wiem jak panie doktorze dziękować - uścisnąłem go z wielkim uśmiechem na ustach.

 

- Najważniejsze, że pańska narzeczona żyje i ma się w miarę dobrze.

 

- Może potrzebuje pan jakieś kwoty na szpital?

 

- Niech pan tak nie mówi. Ja żadnych pieniędzy nie potrzebuje - czułem, że uraziłem Ming'a

 

- Nie miałem niczego złego na myśli. Chodziło mi o darowiznę na zakup jakiegoś sprzętu medycznego - poklepał mnie po ramieniu.

 

- Teraz idę zająć się panią Dorian, a pan niech idzie coś zjeść i przyjdzie za godzinę do mnie.

 

- Dobrze. Dziękuje panu bardzo - lekarz odszedł w głąb korytarza i zniknął za białymi drzwiami.

 

Nie czułem się głodny, ale ze względu na dbanie o moją kobietę i matkę moich dzieci, musiałem również zadbać o siebie. Zadzwoniłem do Dominica, ale włączyła się poczta. Najwidoczniej lecieli już do swojej córki. Ciekawy byłem jak zareagują na to, że ich córka żyje i się obudziła.

 

Wkroczyłem do baru i zamówiłem sobie wołowinę w pięciu smakach ze smażonym ryżem i bukietem surówek. Kolejne danie, które mi smakowało. Dziwiłem się, że jeszcze nigdy nie próbowałem chińskiej kuchni. Jak Martina dojdzie do siebie to zabiorę ją do najbardziej znanej restauracji chińskiej w Nowym Jorku.

 

Pomyśleć, że po tak ciężkim wypadku i czteromiesięcznej śpiączce, kobieta mojego życia się obudzi. Kiedy zobaczyłem, że ma otwarte oczy, że ze spokojem odpowiada co chwilę na nowe pytania, serce chciało wyskoczyć mi z piersi. A kiedy jeszcze się do mnie uśmiechnęła i wyciągnęła rękę myślałem, że śnie. Odzyskałem największy i najcenniejszy skarb na świecie. Moją miłość, moją kobietę, mojego anioła, który zmienił mnie w kochającego i czułego mężczyznę. W końcu byłem szczęśliwy.

 

 

Każdy nowy dzień jest kwiatem

Który zakwita w naszych rękach

Tam gdzie się kocha, nigdy nie zapada noc.

Serce to cząstka człowieka,

Które tęskni, kocha i czeka.

[Adam Mickiewicz]

 

 

Uff ... Udało mi się napisać kolejny rozdział.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szalona123 01.02.2016
    Cudowne, cudowne! Czekam na kolejne części !jestem pod wrażeniem tego rozdziału, jest naprawdę cudowny!
  • Luna 01.02.2016
    Wreszcie się obudziła. :) więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania