Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - 18

Jestem uzależniona od Ciebie

 

Uzależniona od Twej miłości,

Jak od silnego narkotyku,

Którym nie mogę się nasycić.

Zatraciłam się w Twoich oczach,

Tonę w niebieskości

Poza kontrolą.

Co mogę zrobić?

Jestem uzależniona od ciebie

 

 

- Kochanie!

 

- Mój piękny aniołek - do mojej sali wpadli zapłakani i uradowani rodzice. Jedno przez drugie mówiło i nie mogłam zrozumieć co oni do mnie mówią.

 

- Kochani, spokojnie. Też się cieszę, że was widzę. Tęskniłam - mama z tatą przytulili się do mnie i całowali mnie po policzkach, tak jak kiedyś, kiedy byłam mała.

 

- Tak bardzo ciebie kochamy, skarbeńku - powiedziała mama, a tata ściskał mnie do siebie.

 

- Moi kochani staruszkowie. Dajcie mi złapać tlenu, bo inaczej wam tu wykituje - obydwoje oderwali się ode mnie i z przestraszonymi minami stanęli obok łóżka.

 

- Aniołku, cholera nawet tak nie mów.

 

- Dopiero co z ojcem ciebie odzyskaliśmy - dopowiedziała swoje mama.

 

Musiałam przyznać, że rodzice od mojego wypadku, postarzali się. Tata posiwiał, a mama dostała lekkie zmarszczki. Tak mi przykro było, że przeze mnie osoby, które kochałam najmocniej, cierpiały przez mój wypadek. Głupia byłam, że pojechałam tam, ale ciekawość zwyciężyła i do tego ta założona sprawa.

 

- O cholera! - mama z tatą zerwali się na równe nogi.

 

- Córeczko, co się stało? Coś cię boli, jest ci nie dobrze... ? - pytania padały jedno po drugim.

 

- Hola, hola. Wszystko jest dobrze.

 

- To o co chodzi? - zapytał tata.

 

- Co z moją firmą? Czy Jack jeszcze się tym wszystkim zajmuje? - zapomniałam o moich interesach i o moim przyjacielu, który nawet do mnie nie zadzwonił. Coś czułam, że było nie tak.

 

- Nie wiemy kochanie. Jack odezwał się tylko raz po twoim wypadku i cisza - smutną minę zrobiła moja mama.

 

- A ty - zwróciłam się do ojca - Oczywiście nie pomyślałeś o tym, żeby sprawdzić co się dzieje z Jackiem - w nerwach chciałam wstać z łóżka, ale zakręciło mi się w głowie i do tego moje maleństwo zaczęło kopać.

 

- Cholera! - usłyszałam podniesiony głos Axela - Kto ci pozwolił wstać, co?! - podniosłam wściekłe spojrzenie na Axa. On sam miał dzikość w oczach i nerwowo zaciskał dłonie w pięści.

 

- Kochani, możecie nas zostawić na chwilę? - powiedziałam do rodziców.

 

- Oczywiście, ale tylko na chwilę, bo jesteśmy stęsknieni za tobą - uśmiechnęłam się do nich, a oni odwzajemnili go.

 

Kiedy Amanda z Dominiciem opuścili sale, Axel podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.

 

- Dlaczego tak krzyczałeś na mnie?

 

- A dlaczego nie wykonujesz poleceń lekarza? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.

 

- Zdenerwowałam się i zapomniałam. Nikt z was nie zainteresował się co się dzieje z Jackiem i z moją firmą! - ależ ja byłam sfrustrowana.

 

- A czy ty do cholery myślałaś, że ktoś miał głowę do zajmowania się czymś co było nie istotne?! - przyglądałam się zachowaniu Axa. Był jakiś nerwowy, niespokojny i niepewny. Sama nie wiedziałam co jeszcze mogłabym z niego wyczytać. Nie podobało mi się to, bo wiedziałam co później z tego może wyniknąć, a bardzo bym tego nie chciała.

 

- Skarbie? - wyciągnęłam do niego obie dłonie - No chodź tu do mnie szybciutko - podszedł do mnie i ścisnął obie dłonie, siadając obok mnie na łóżku - Kochanie, powiedz mi co się dzieje? - uniósł wzrok na mnie i wpatrywał się przez kilka minut we mnie.

 

- Wiesz, że ciebie bardzo kocham, prawda? - początek rozmowy bardzo mi się nie podobał, ale nie chciałam tego przerywać.

 

- Oczywiście, że wiem, bo ja ciebie też kocham.

 

- I wiesz również, że dla ciebie zrobiłbym wszystko? - o co do cholery chodziło?

 

- Tak wiem. Axel, co się dzieje? Zaczynasz mnie przerażać - uśmiechnął się lekko i tak jakby od niechcenia.

 

- Aniołku, nic się nie dzieje. Po prostu muszę wyjechać na dwa dni do Nowego Jorku. Sprawy związane z firmą mnie wzywają, rozumiesz? - ucałował wierzch mych dłoni.

 

- Rozumiem i dlatego w taki sposób się zachowujesz? To dlatego jesteś tak bardzo nerwowy? - coś za bardzo nie wierzyłam w jego słowa. Coś było na rzeczy, a on nie chciał mi powiedzieć.

 

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielkim jest dla mnie bólem to że, muszę zostawi ciebie na dwa dni samą - w jego oczach ujrzałam łzy.

 

- Kochanie - ręką dotknęłam jego policzka i kciukiem potarłam jego skórę - Nie będę sama, bo będą ze mną rodzice. Damy radę, a dwa dni to nie wieczność. Wytrzymamy skarbie - uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

 

- Martina, nawet nie wiesz jak ciężko było mi żyć bez twego uśmiechu, dotyku i głosu. A teraz kiedy to wszystko odzyskałem po tak długim czasie, muszę opuścić ciebie na te pieprzone dwa dni. Jestem w tobie tak szaleńczo zakochany, tak szaleńczo potrzebuje ciebie do życia, że stałem się narkomanem twojego ciała i życia. Jesteś dla mnie jak Nirvana, która będzie trwała wiecznie. Ale obojętnie gdzie będę i cokolwiek zrobię, ja zawszę będę ciebie kochał i dla ciebie żył. Obiecaj, że cokolwiek by się nie stało ty mnie nie zostawisz już nigdy i wytrwasz przy mnie - na jego słowa łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach. Gula w gardle mi stanęła i nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa.

 

To co powiedział mi Ax, było dla mnie jak nowa energia w nowe życie, które mieliśmy razem na nowo zacząć. Tyle bym chciała powiedzieć temu mężczyźnie, który siedział koło mnie i całował moje dłonie raz za razem. Kiedy odzyskałam głos, powiedziałam mu to, co siedziało we mnie.

 

- Skarbie, nie chce ciebie stracić i nie chce nigdy się z tobą żegnać. Pragnę co ranek witać się z tobą w łóżku, gdy otworzę oczy. Pragnę czuć twą obecność obok siebie i wiedzieć, że jesteś, że nigdy nie odejdziesz i nie zrobisz już nigdy nic głupiego co mogłoby nas rozłączyć. Kocham cię i nie wiem czy jeszcze bardziej da się kochać. To jest prawdziwa miłość, która przetrwała najgorsze momenty w naszym życiu. Przy tobie czuje się tylko szczęśliwa i tak już zawszę chcę się czuć - nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Byliśmy obydwoje bardzo poruszeni swoimi słowami i wyznaniami. Nasze łzy mieszały się wzajemnie, a usta pożerały się w przypływie wielkiego pożądania.

 

Nigdy nie rozumiałam, że ktoś kogoś może kochać i do tego jeszcze nie mógł bez tej osoby żyć. Teraz sama kochałam nie skończenie mocno i nie potrafiłabym bez swojego mężczyzny dalej żyć. Nasza miłość była ogromna jak ocean, nigdzie nie było widać brzegu. Żadne z nas nie potrzebowało już tego brzegu, zbyt wiele ich było, teraz pragnęliśmy płynąć i więcej się nie zatrzymywać.

 

Moja podświadomość jednak podpowiadała mi, że brzeg zbliża się do nas ponownie i chcąc czy nie chcąc, będziemy musieli na niego wysiąść i przejść się, by los naprawił ponownie naszą łódź, byśmy mogli ponownie na nią wsiąść i być może odpłynąć na zawsze w spokoju i szczęściu, którego potrzebujemy tak bardzo. Ale czy takie życie było nam pisane. Miałam taką nadzieję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania