Żądam usunięcia konta

Sprawa wydaje się banalna i prosta. I powtarzam dobitnie z całym zdenerwowaniem i pewnością siebie: żądam usunięcia konta. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nie po ostatnich wydarzeniach. Ot, co zwykłe żądanie na papierze urzędowym. Ręce pocą mi się w rękawicach, ale bez nich prawdopodobnie poranię sobie dłonie. Spoglądam na moich współtowarzyszy i zaczynam rozumieć, co mieli na myśli mówiąc, że w tej części kwanto-wymiaru numer 2016 nikt nie składa podań o usunięcie konta. Nie składa, bo ów podania składać można wyłącznie na papierze ściernym! Tak, ściernym, dobrze czytacie! Tak więc siedzę sobie przy biurku i skrobię jak jaskiniowiec malowidła w kamieniu. Treść następująca:

"Uprzejmie, acz stanowczo żądam usunięcia mojego konta z bazy narodowych wieszczy kwanto-wymiaru numer 2016. Swoją prośbę motywuję strachem przez wyrzutną dinozaurów oraz niepokojem związanym z literaturą Stephanie Meyer". I tu warto wyjaśnić, tym którzy nie czytali mojego poprzedniego oświadczenia, że poprzez mój niezwykły talent pisarski zostałem wplątany w między wymiarową batalię, ale po kolei...

Statek buntowników, w którego szeregi zostałem zwerbowany, piszę "zwerbowany" nie chcąc nadużywać słowa "porwany", wylądował na planecie Boczek będącej stolicą wymiaru 2016.

- Jest jakieś święto? - spytałem, zaniepokojony tłumami ludzi tłoczącymi się na ulicach.

- To buntownicy – odparła Grechen.

- Myślałem, że wasza misja jest bardziej... - szukałem właściwego słowa - tajemna.

- Raczej twoja – przyznał Anders. - My mieliśmy cię tylko tutaj dostarczyć, a reszta róbta, co chceta.

- Powoli... - przyznała. - Zgadzam się z tobą – mruknęła Grechen do siebie. - Nie, nie będzie nam potrzebna karta biblioteczna.

Ja i Anders spojrzeliśmy po sobie.

- Znowu gada sama ze sobą – uspokoiła nas Lynn.

- Nie sama ze sobą tylko z panem Czwartkiem – mruknęła zagniewana dziewczyna. - Pan Czwartek uważa, że nie powinniśmy zostawić Marcina samego z misją.

Ta odpowiedź niezmiernie mnie uradowała. Nie miałem pojęcia, czy pan Czwartek istniał naprawdę, czy był jedynie urojeniem w głowie Grechen, ale byłem gotowy poprzeć go w stu procentach.

- Czwartek uważa, że powinieneś przeczytać nam jakieś swoje opowiadanie.

- Najlepiej takie, które poderwie wszystkich buntowników do walki z królową – zasugerowała Lynn.

Nie miałem na swoim koncie wielu opowiadań o tematyce wojennej. Do głowy przyszedł mi "Mały Żołnierzyk", którego spłodziłem będąc jeszcze w gimnazjum bez świadomości istnienia czegoś takiego jak reguła "nie z czasownikami, osobno". Na całe szczęście Anders wygooglował mi w międzygalaktycznym kwanto-internecie stronę z opowiadaniami. Szczena mi opadła, gdy zobaczyłem własny profil, wszystkie napisane fan fiki, kilka fanficków oraz wysoką średnią czytających. Na dole strony znajdowało się kilka opinii od czytelników - większość szczera i serdeczna, a gdzieś wśród kilka chamskich hejtów o tym, że niby jakieś błędy robię. Od razu zajrzałem na stronę Prudzińskiego i ha! Tak jak myślałem! Miał dużo niższą średnią od e mnie. Ogarnęła mnie euforia. Byłem gotowy przeczytać "Małego Żołnierzyka", gdy tłum buntowników zaczął rozbiegać się w popłochu.

Pojawiła się armia prawdziwych żołnierzy wraz z wredną królową. Na ulicy poza naszą grupą nie było już nikogo.

- Co tutaj się dzieje? - zapytała królowa Macocha.

- Nic... - machnął ręką od niechcenia Anders.

- Kto to? - wyszeptałem do Lynn.

Blondynka z gniewem wypisanym na twarzy ryknęła:

- To jest złodziejka narzeczonych i zarazem najbardziej sukowata władczyni kwanto-wymiaru w tej części galaktyki.

- Nikogo ci nie ukradłam, wariatko – władczyni odkrzyknęła niemal od razu.

- Ukradłaś! A poza tym nie powinnaś rządzić!

Macocha zignorowała zarzuty i spojrzała na mnie. Przez moment miałem wrażenie, że rozbiera mnie wzrokiem (wcale się nie dziwię, w tamtej chwili byłem podobny do Brada Pitta z filmu "Wagary").

- A ten tu to kto?

- Tylko jej nic nie mówcie. Łgać, ile wlezie – szepnął Anders, po czym wyszedł do przodu i oznajmił: - Jest to manager Stephanie Meyers.

- Meyer – poprawił go robot ULVA, którego jedną z funkcji była znajomość książek wspomnianej autorki.

- Dokładnie – zaśmiał się nerwowo Anders.

- Meyer? - zdziwiła się Macocha. - Tej od świecących w ciemności wampirów?

- Błyszczących w słońcu – naprostował ULVA.

- Tak no bo my... - włączyła się Lynn. - Organizujemy spotkanie z tą...

- Meyer – dokończył robot.

- I przyjechał jej manager i... - kontynuowała niezdarnie.

- Pokazujemy mu miasto – robot ponownie dokończył zdanie.

Gorzej od Lynn kłamać już tylko mogła Grechen. W zasadzie to nie potrafiła tego robić wcale. Na jedną chwilę jej ładna buzia zmieniła się w koczkodanią gębę, która sprawiała wrażenie, jakby pytała o drogę do toalety. Przez moment starała się ukryć swoje zdenerwowanie, po czym wypaliła:

- To wszystko kłamstwo!

Zapadła niezręczna cisza na całe dwa zdania. Grechen spojrzała na nas ponuro i wydukała:

- Przepraszam. Nie lubię takich stresujących sytuacji.

- Mogłaś się ugryźć w język! - syknęła Lynn. - Jeszcze powiedz jej, że to Marcin i jest tu po to, aby dodać swoją twórczością odwagi buntownikom w obaleniu tej zołzy.

- Obie się zamknijcie! - huknął Anders.

W ciągu następnych chwil trwania burzliwej dyskusji Macocha mogła się dowiedzieć: kim jestem, skąd jestem, co napisałem i dlaczego buntownicy liczą na moją pomoc.

- Dobra! - zawołała zła królowa, tym samym kończąc dyskusję. - Wiem już wszystko! Pora was zabić! - ogłosiła, spoglądając na swoją armię. - Przygotować się do strzału z dino-miotacza.

- O, kurwa, na pokład! - zawołał Anders.

- Co to jest dnio-miotacz? - spytałem, wbiegając na pokład statku.

- Jedna z pięciu najgroźniejszych broni w naszym wymiarze – usłyszałem ULVA.

Żołnierz wycelował w statek i oddał pojedynczy strzał. Niebieski pocisk przypominający na początku bezkształtną masę rozrastał się i przybierał formę, aby tuż przed upadkiem na ziemię przemienić się w potężnego Ankylozaura.

- Beeee! - zawył dinozaur.

- Co to, kurwa, jest? - zawołała królowa. - Miałeś załadować broń pociskami z Welociraptorów! Po kiego nam ta wielka nieruchawa krowa?

Ankylozaur rzeczywiście nie wydawał się zainteresowany atakowaniem naszej grupy. Raz jeszcze wydał z siebie rozpaczliwy odgłos, po czym zrobił kupę na chodniku.

- W dodatku zesrał się! - wrzeszczała królowa. - Kto to posprząta?! Łapcie buntowników! - krzyczała, a my uciekaliśmy.

Nie obchodziło mnie dokąd. Chciałem jedynie napisać podanie o usunięcie konta z portalu literackiego kwanto-wymiaru numer 2016.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Farfocel 01.04.2016
    Przeczytał to F., spojrzał na oceny i zastanowił się - kto naprawdę przeczytał ten tekst, a kto zerknął tylko na tytuł i haniebnie zaniżył średnią? W opowiadaniu znalazłem trochę błędów, głównie literówek. Ale nie mam jeszcze takiego stopnia Wtajemniczenia, żeby ci je wszystkie wypisać.
  • Vampircia 18.04.2016
    To jedno z najlepszych twoich dzieł. Teksty, pomysły, absurdalny humor - to wszystko w twoim wydaniu jest genialne. I podobnie jak Farfocel mam wrażenie, że ludzie nawet nie przeczytali, o czym to jest. Ale ja cię podziwiam za to, że potrafisz stworzyć coś o tak przewrotnym tytule, co nie jest trollem.
  • detektyw prawdy 20.08.2016
    Dobre to jest daje ci3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania