Zagadka do dyskusji- czego to mogłaby być kontynuacja? 1

1.

" Kolejny z naszych", pomyślał "Nowy" pochylając się nad ciałem Kazka. Ciało pięćdziesięcioletniego policjanta znaleziono w Raduni jak tylko odtajały lody. Woda w tym miejscu była dość płytka, co wskazywałoby na to, iż nikomu zbyt mocno nie zależało na ukryciu zwłok. Ta sama reguła, trzy strzały- dwa z daleka, trzeci- śmiertelny z bliskiej odległości w sam środek czoła. Kazek poszukiwany był od dwóch tygodni, ostatni raz widziała go żona w sobotę, kiedy szedł do chłopaków na sobotnie piwko i skoki do "Harley-Davidson Pub". Nie dotarł tam jednak. Koledzy nie przejęli się zbytnio. Kazek nie miał łatwego życia rodzinnego, więc niejednokrotnie dla świętego spokoju odpuszczał sobie spotkania ze znajomymi i w samotności podciągał bimberek własnej roboty.

 

- Zimno, co panie poruczniku?- spytał jeden ze świeżo przyjętych na komendę adept podoficerki- Kawę przyniosłem.

- Dzięki młody- burknął "Nowy".

Naprawdę miał na imię Waldek, ale ksywa uczepiła się go jak rzep psiego ogona, lata służby mijały, a on wciąż był "nowy" albo "jak nowy"... W końcu machnął na to ręką. Tylko młodzi musieli mówić mu per porucznik, ewentualnie co odważniejszy wazeliniarz próbował " Panie Waldziu".

 

- Znał go pan?

-Taaaa, pracowaliśmy kiedyś razem. Krótko, stare dzieje... Ja zostałem w kryminalnej, on po ciężkim postrzale został przeniesiony do drogówki i tam awansował na kapitana. Spotykaliśmy się czasem na piwku... A tyś co taki ciekawy?- Waldek tak jakby zorientował się, że rozmawia z gościem, którego nie zna. Tyle młodych teraz kręci się po komendzie, że trudno ich spamiętać- Do roboty, a nie na gadane ci się zebrało!- warknął.

 

-Dobrze wygląda, zimno było to i ciało się zakonserwowało. Jak zahibernowany hehe- rubasznie zaśmiał się młody prokurator Nawrocki. Cztery pokolenia prokuratorów, niezależnie od czasów i ustroju. Ojciec synowi stołek szykował.

- Trochę kurwa szacunku. Znałem go ponad dwadzieścia lat. Dobrze żeś tym razem bez pączków przyszedł- przecedził przez zęby Nowy.

- Tyyyy, żebyś no emerytury doczekał! Już mój stary chciał ci się do dupy dobrać. Dziwne, że tylko was- starych komuchów na odstrzał biorą. A może pan porucznik następny będzie?

- Spierdalaj- mruknął pod nosem Waldek. - Chłopaki zwijamy się, prokuratorek przyjechał, nic tu po nas.

 

Powoli podszedł do Nawrockiego.

- A komuchem, to twój stary był. Ujebaliśmy jego, może i tobie dobierzemy się do dupy- szepnął do ucha młodemu prawnikowi Waldek.

Nawrocki zrobił się czerwony, zacisnął bezwiednie pięści, oczy zrobiły się wilgotne. W bezsilnej złości plunął Waldkowi pod nogi.

-Chłopaki idziemy!!! Jak mówiłem, nic tu po nas.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Waldek zasiadł ciężko na mocno sfatygowanym krześle. Oparł ręce na biurku, spuścił głowę... "O co w tym wszystkim chodzi?"- myślał gorączkowo. Faktycznie, ktoś jakby uwziął się na "starą gwardię". Tylko, że oni wszyscy albo już byli na emeryturze, albo pierdzieli w stołki czekając na nią. On jeden pozostał w czynnej służbie do końca. Przypłacił to rozwodem, życiem w samotności. Parę przelotnych romansów, czasem wpadająca sąsiadka, pies... skromny domek z ogródkiem, po uwłaszczeniu terenów działkowych. Przez kilkanaście lat nie miał nawet adresu... Ęx pozwoliła mu na zameldowanie, ale kiedy zniesiono obowiązek, w dowodzie był do niedawna bezdomny.

Przeglądał w komputerze zdjęcia Kazka i czterech wcześniejszych kompanów, zabitych w podobny sposób. Dwa strzały z daleka, żeby zranić, wyrok z bliska- w środek czoła. Mały kaliber, inny niż w tułowie, tak jakby morderca chciał nie uszkodzić twarzy swojej ofiary.

 

- Panie poruczniku, poczta- usłyszał zza pleców kobiecy głos.

Anna, czterdziestoparo- letnia starsza szeregowa po latach na ulicy pełniła teraz rolę ni to sekretarki, ni to asystentki, gońca... Nikt do końca nie miał pojęcia jaki jest zakres jej obowiązków. Pomimo upływającego czasu natura traktowała ją z wielką łagodnością, zmarszczki pokazywały się czasem tylko wokół oczu, figurę miała zgrabną, lekko puszystą, aczkolwiek zbitą, piersi jędrne... Na jej twarzy zawsze widniał uśmiech, nie wiadomo czy prawdziwy. Nawet, kiedy przed rozwodem mąż pobił ją po raz kolejny, z podbitym okiem witała się w pracy z uśmiechem. Waldek, po którymś razie zebrał chłopaków i tak załatwili gościa, że po miesiącu w szpitalu sam złożył wniosek rozwodowy z orzeczeniem o własnej winie. Do tego dostał zakaz zbliżania się na 500 metrów. Wyjechał i ślad po nim zaginął.

Waldek patrzył na Annę z zachwytem, dla niego była marzeniem, niespełnionym... Brakowało mu odwagi, żeby zrobić pierwszy krok, wiedział że jest wolna, sama, z nikim się nie spotyka, ale dla niego była bardziej jak świętość, bał się, że kiedy ją zagai, ideał przestanie być ideałem, że może ją zbrukać swoją prostotą, choć szarmancji mu nie brakowało.

 

Wydawać się też mogło, że i on nie jest jej obojętny. Pomimo, iż akcja z jej byłym mężem była wielką tajemnicą, ona wiedziała...

Waldek nie wiedział, że wie...

 

- Dziękuję Aniu, jesteś jak zwykle nieoceniona.

- Ależ tam panie poruczniku, zwykły obowiązek - Anna zarzuciła włosy do tyłu, obróciła się i odeszła z jeszcze większym uśmiechem niż przyszła.

 

- Co my tu mamy- zamruczał pod nosem- Aha, raport z autopsji majora... Hmmm... Taaaaa.... , nic nowego, dalej hmmm, nic nowego...- przerzucał koperty Waldek.

- Aha!!!- zakrzyknął odkrywając następną- Maciej Kowalski!!!

Oglądnął się przez ramię, na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na jego podekscytowanie. Zbliżała się Wielkanoc, czekał na ten list o tygodni.

- Stary, poczciwy Franc- wyszeptał.

 

Zawsze pisał na komendę i zawsze jako Maciej Kowalski. Taki rytuał od ponad dwudziestu lat. Waldek drżącymi rękami rozerwał niecierpliwie kopertę. W środku był jak zwykle bilet lotniczy. Tyle lat przyjaźni, nigdy ani jednego napisanego słowa, ale na każde święta i w wakacje bilet. Pomiędzy cisza, Waldek nie wiedział czy żyje, czy umarł, czy nie miał wypadku, albo czy go nie deportowali. Będą gadać dniami, pic nocami. No i dzieciaki, chociaż już dorosłe będą otaczać kochanego "Wuja", "policjanta- bohatera" itp., itd., pytać o wszelka prawdę i nieprawdę jaką naopowiadał im tatuś.

 

Z tej euforii wyrwał go dzwonek komórki. Waldek nie nosił smartfona, dla niego telefon musiał być telefonem, a zabawka- zabawką.

- Morawiec, słucham.

- Dostaniesz list - rozległ się dziwny, chrypliwy głos w słuchawce.

- Co, proszę?

- Dostaniesz list. Czekaj.

 

Głos zamilkł. Telefon nie pokazał numeru- był zastrzeżony...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Adam T 16.02.2017
    Kto jeszcze pamięta Psy? Bardzo fajnie się czyta, będzie coś dalej? Ode mnie, oczywiście piątka :))
  • riggs 16.02.2017
    Kilkanaście przeczytań i jedna odpowiedź. Cieszę się, że to Ty. Tak mi chodzi po głowie dalsze pisanie, tylko co na to Pasikowski?
  • Adam T 17.02.2017
    No, właśnie :)) Odgrzewasz jego kotleta :) Fakt, faktem, Psy to dla mnie kamień milowy w polskim kinie. W tamtym czasie film sensacyjny, policyjny, gangsterski nie istniał, kręcili pierdoły o rabowaniu niemcom złota w jakimś tam czasie II Wojny, a kryminały przypominały Dobranockę. I wtedy Pasikowski "wypalił z obrzyna". Chwała mu i sława za to. Z drugiej strony, ludzie piszą "fnficki" tylu rzeczy... Ale jeszcze z innej strony, sama historia zabójstw "starych" funkcjonariuszy teź może potoczyć się ciekwie. W każdym razie - trzymam kciuki i chętnie poczytam :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania