Zaginięcie małżeństwa

Pan Franciszek siedział nad stawem, łowił ryby i podziwiał otaczający go świat. Nagle spostrzegł coś w szuwarach. Założył gumiaki i podszedł bliżej aby zobaczyć co to jest. Ujrzał ciało kobiety. Przeraził się.

Jerzy założył buty i pożegnał się z żoną Grażyną. Już miał wyjść, gdy przypomniał sobie, że nie zabrał biletu. Cofnął się do pokoju i zaczął szperać w szufladach. Gdy już go znalazł włożył go do tylnej kieszeni spodni.

Wyszedł z domu, wsiadł na swój stary rower, który był wprost w opłakanym stanie. Z ramy odchodziły płaty granatowej farby, spod której wyłaniał się błękit. Błotniki były pokryte rdzą, a opony miały zdarty bieżnik i były już prawie gładkie. Ruszył w kierunku dworca kolejowego. Prowadziła do niego długa aleja. Po jej obu stronach rosły olbrzymie topole. Przy silnym podmuchu wiatru kołysały się, a ich liście szeleściły. Jerzy bał się jechać tą aleją, ponieważ był w Gałczewku już taki przypadek, że jedna z topól rosnących wzdłuż drogi przewróciła się i zabiła rowerzystę.

Jerzy w końcu dotarł do budynku stacji. Jego dach był pokryty czerwonymi dachówkami. Był to stary budynek z początku dwudziestego wieku, w którym śmierdziało stęchlizną. Przypinając swój rower sprawdził czy ma wystarczająco dużo powietrza w kołach. Przytwierdził go do latarni ulicznej, która była jedyną latarnią we wsi. Przeszedł przez pustą poczekalnię, co oznaczało, że pociąg zaraz odjedzie. Na peronie rozchodziły się kłęby czarnego dymu i wkoło czuć było spaliny. Jerzy wsiadł do czwartego, a zarazem ostatniego wagonu składu prowadzonego przez lokomotywę zwaną ,,stonką’’. W pociągu ujrzał swego kolegę Zdzisława.

- Czołem- wykrzyknął Jerzy ciężko opadając na siedzenie pokryte czerwonym skajem.

- Cześć, cześć- odparł kolega wyciągając do niego dłoń na powitanie.

- Co słychać?

-A… stara bieda, jak to mówią.

Rozmawiali tak jeszcze chwilę, aż pociąg zatrzymał się na stacji w Ostrowitem. Wtedy Zdzisław wysiadł, a Jerzy pojechał dalej. Pracował w cukrowni w Chełmży, a więc jego podróż miała trwać jeszcze około czterdziestu minut.

Grażyna wzięła siatkę, założyła buty i poszła do sklepu. . Po drodze spotkała swą sąsiadkę Rafalską.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry- odparła Rafalska, która trzymała w ręce dużą skórzaną torbę.

- A dokąd się sąsiadka wybiera?

-Dostałam skierowanie do sanatorium w Szczawnicy.

- Na ile?

- Na trzy tygodnie.

-No to wszystkiego dobrego. Niech się pani trzyma.

- Do widzenia, do widzenia…

Grażyna kupiła w sklepie GS-u chleb, mleko i musztardę i idąc bardzo wolno wróciła do domu. Nie musiała się spieszyć, bo do powrotu męża miała jeszcze kilka godzin. O trzeciej zaczęła robić obiad. Gdy już zupa się ugotowała zdjęła ją z kuchni i postawiła na stole. Czekała na powrót męża. Włączyła telewizor aby obejrzeć Teleexpres. Była siedemnasta trzydzieści. Jerzy powinien już być w domu. Pomyślała, że wyjdzie mu na spotkanie. Drogę do dworca pokonała w piętnaście minut. Dochodząc do niego zobaczyła rower męża. Weszła do poczekalni, w której po lewej stronie znajdowało się okienko kasowe. Ściany poczekalni były pokryte beżową lamperią. Natomiast na podłodze leżał gumolit imitujący parkiet.

-Cześć Mariolu!- powiedziała Grażyna do kasjerki.

-Cześć.

-Ty, powiedz mi czy pociąg z Chełmży już przyjechał.

-Ten o piątej?

-Jo.

-Nie, ma godzinę opóźnienia.

Grażyna wyszła na peron i czekała tam pięć minut, ale pociągu nie było ani widać, ani słychać. Wróciła do domu. Włączyła telewizor, ale jak zwykle nic ciekawego nie było. Gdy wybiła dwudziesta znów ruszyła w kierunku stacji. Niestety nie dowiedziała się niczego, ponieważ kasa była już nieczynna.

Przez całą noc nie spała. Chodziła od okna do okna, wychodziła na ganek, patrzyła czy Jerzy nie wraca. Niestety nie wrócił. Rano Grażyna pojechała na posterunek milicji do Golubia- Dobrzynia i zgłosiła, że jej mąż zaginął.

Grażyna była załamana, ale miała nadzieję, że jej małżonek się odnajdzie. Wraz ze swoją kuzynką Haliną, która zajmowała jedno z mieszkań w dworze, pojechała do Golubia- Dobrzynia i do Chełmży. Porozwieszały tam kartki ze zdjęciem i informacjami dotyczącymi zaginięcia Jerzego. W cukrowni dowiedziała się, że jej mąż poprzedniego dnia dotarł do pracy i poszedł na pociąg, lecz nie wiadomo czy do niego wsiadł. W drodze powrotnej rozmawiała z konduktorem czy widział wczoraj jej męża w pociągu z Chełmży. Ten zaprzeczył.

Po dwóch miesiącach od jego zniknięcia Grażynę zaczęły nachodzić myśli samobójcze. Chciała skończyć ze sobą. ,,Idź, no idź! Rzuć się pod pociąg!’’ albo ,,Utop się!’’- takie myśli mieszały się w jej głowie. Jedyne pocieszenie jakie znajdowała i dzięki któremu się nie zabiła to była modlitwa, która podtrzymywała ją na duchu i wiara w to, że Jerzy się odnajdzie.

Grażyna była bardzo senna. Miało to związek z niskim ciśnieniem panującym tego październikowego dnia. Nie wytrzymała i musiała się zdrzemnąć. Zdjęła z nosa okulary i wraz z książką odłożyła je na stolik. Bardzo szybko usnęła. W pewnym momencie obudziło ją trzaśnięcie drzwiami. Zerwała się ,,na równe nogi’’. Ujrzała przed sobą mężczyznę w wieku około pięćdziesięciu pięciu lat z długą siwą brodą. Miał na sobie zniszczone spodnie sztruksowe i kurtkę przeciwdeszczową.

-Co pan tu robi, kim pan jest?

-To ja, Jerzy; nie poznajesz mnie?

-Ty???

-Tak.

Nie poznała go, ale po głębokim spojrzeniu w oczy mężczyzny poznała w nim swego męża. Rzuciła mu się na szyję.

Jerzy zmienił się nie do poznania. Z dobrze zbudowanego mężczyzny stał się mizernym człowiekiem przypominającym emeryta, a nie kogoś w kwiecie wieku. Nie chciał mówić z małżonką o niczym. Pytała go dlaczego zaginął i jakim cudem wrócił do domu, lecz nie otrzymała odpowiedzi.

Przez kolejne dni siedział w domu nie wychylając czubka nosa poza drzwi.

Pewnego dnia Jerzy wyszedł z domu o szóstej rano. Powiedział żonie, że idzie do pracy. Nie chciała mu wierzyć.

Gdy wchodziła do sklepu usłyszała jak sklepowa rozmawia z Rafalską. Dołączyła się do rozmowy.

-Jadzia, wiesz co się stało!? Podobno pociąg przejechał kogoś tuż przed stacją.

-No wiesz co? No nie gadaj… -odpowiedziała sklepowa.

-Mówię ci, że przejechał…

W Grażynie mocno zabiło serce. Miała złe przeczucia. Od razu pomyślała o Jerzym. Przecież dziś rano poszedł na dworzec! Grażyna pobiegła na stację na peronie roiło się od gapiów. Ujrzała karetkę i radiowóz milicji. Kilkadziesiąt metrów od dworca stał pociąg. Po rozmowie z milicjantem Grażyna dowiedziała się że to jej mąż zginął pod kołami pociągu. Maszynista powiedział milicjantowi, że Jerzy wyskoczył zza krzaków bzu, którego wokół stacji było mnóstwo.

Grażyna rozmyślała dlaczego się zabił. Podejrzewała, że miało to związek z jego zaginięciem. Gdzie był? Co się wtedy wydarzyło? Musiało być to coś okropnego jeżeli targnął się na swoje życie. Zrozumiała, że tego już się od niego nie dowie. Milicjanci po paru dniach zakończyli śledztwo. Swą tajemnicę Jerzy zabrał do grobu.

Po pogrzebie Jerzego Grażyna rozmawiała z księdzem, ten ją pocieszał i mówił, że jeżeli będzie miała jakąś sprawę to może do niego przyjść i wyżalić się. Załamana kobieta całymi dniami przesiadywała przy oknie i wyglądała co dzieje się we wsi. Z nikim nie chciała rozmawiać.

Już od kilku dni nikt jej nie widział. Zaniepokojeni sąsiedzi przyszli do jej domu i zadzwonili do drzwi, ale nikt im nie otworzył. Rafalska nacisnęła klamkę i… ku wielkiemu zaskoczeniu drzwi otworzyły się. Niestety Grażyny nie było w budynku. Rafalska zawiadomiła milicję o zaginięciu kobiety.

Milicjanci wcale nie interesowali się zaginięciem. Nie chciało im się pracować nad tak błahą sprawą.

Wieczorem osiemnastego marca Grażyna wyszła z domu i już do niego nie wróciła. Nie wiadomo czy sama skoczyła do rzeki. Może ktoś ją popchnął? A może dowiedziała się czegoś o zaginięciu Jerzego i musiała zginąć? Tego już nikt się nie dowie…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania