Poprzednie częściZaginiona część - Prolog

Zaginiona część - Rozdział siódmy

Przez większość drogi nikt nie odezwał się ani słowem. Wynn stwierdziła, że na razie nie powie Jimowi co się z nim dzieje. I... nie powie też prawdy o jego bracie. Gdzieś tam, daleko w jej myślach mała nadzieję, że jednak nie dowie się o tym. W tedy naprawdę miałaby wielki problem z... nim.

Dużo razy jej powtarzano, żeby powiedziała mu prawdę. I powiedziała, dosyć dawno. Jednak w tedy obydwoje byli źli. A Jim ciągle powtarzał, że to nie jest prawda. Ale jeśli on nie potrafi przyjąć tego do wiadomości od niej, może im się uda.

Las gęstniał. Było coraz ciemniej. Musieli być czujni. Mieszkańcy tego lasu nie lubili nieproszonych gości, a tym bardziej Zaklinaczy. Jednak Wynn miała nadzieję, że ją rozpoznają.

Poczuła, jak chłopak łapie ją za ramiona i ciągnie do tyłu. Przed jej oczami przeleciała strzała i wbiła się w drzewo obok. Spojrzała w lewo. Nikogo nie zauważyła, chociaż miała pewność, że ktoś się tam ukrywa. Odwróciła się do przyjaciela.

- Jak ty to zrobiłeś? - nie musiała zadawać mu tego pytania, ponieważ znała odpowiedź, ale chciała coś sprawdzić.

- Sam nie wiem... - wzruszył ramionami, a po chwili zmarszczył brwi - Kto to jest?

Odwróciła się. Kilka metrów przed nimi stał wysoki mężczyzna. Jego ubranie było lekko przybrudzone, jego stopy były bose. Wyglądał przyjaźnie, lecz w ręku trzymał łuk, a zza pleców wystawał mu kołczan ze strzałami. Wiedziała, kim był. Zrobiła krok w jego stronę, a on sięgnął po strzałę.

- Nie! -wystawiła obie ręce przed siebie - Aaronie, to ja.

- Kim on jest? - spytał mężczyzna i wyjął strzałę

- To jest mój przyjaciel, nic wam nie zrobi.

Aaron zmrużył swoje niebieskie oczy i przyjrzał się Jimowi. Westchnął i schował strzałę. Nie wyglądał na przekonanego.

- No dobra, chodźcie.

 

~

 

Po dokładniejszej ocenie sytuacji i przyjrzeniu się dokładniej niejakiemu Aaronowi, Jim był prawie pewny, że trafili do lasu Illis, a ten mężczyzna jest elfem. Jim szedł za nimi, ponieważ Wynn rozmawiała z Aaronem, ale nic nie rozumiał. Możliwe, że rozmawiali w języku, którym posługują się elfy. Był ciekawy, dokąd Aaron ich prowadzi.

Za liśćmi wierzby, kryła się cała magia tego miejsca. Elfów było naprawdę dużo. Jednak nie za przyjaźnie na niego patrzyli. Czuł się dość dziwnie. Po kilku minutach zatrzymali się przed kolejną kurtyną liści. Aaron kazał im chwilę poczekać, po czym dał nura w zieleń.

- Coś czuję, że to nie jest miejsce dla mnie. - powiedział z niesmakiem

- Daj spokój. - dziewczyna machnęła ręką - Oni nam pomogą, zoba...

- Oni się na mnie patrzą tak, jakby miał im coś zrobić! - przerwał jej zdenerwowany - Naprawdę tego nie widzisz? Nie powinienem tu przychodzić.

Elf wyłonił się zza liści i przywołał ich do siebie gestem ręki. Kiedy znaleźli się po drugiej stronie, uśmiechnięta starsza kobieta siedziała na krześle. Obok niej stała młoda dziewczyna, podobna do staruszki.

- Miło cię znów widzieć, Wynn. - staruszka uśmiechnęła się jeszcze szerzej - Jednak jestem zaskoczona twoją wizytą.

- Potrzebujemy waszej pomocy.

Młoda dziewczyna podeszła do Jima. Była od niego niższa. Patrzyła się na niego z szeroko otwartymi oczami. Elfka miała bardzo długie czarne włosy, duże szare oczy i delikatne rysy twarzy.

- Eri! - oburzyła się staruszka - Nie można tak...

- Chłopak z przepowiedni... - powiedziała szeptem i cofnęła się od niego o kilka kroków - Babciu... on wrócił...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania