Zagubienie w miłości - rozdział jedenasty

Dzień w pracy minął całkiem dobrze. Z Kurtem nie wchodziliśmy sobie w drogę. Raz poprosił mnie do siebie, by podyktować mi list do naszego klienta. Widać było, że coś go trapi, ale nie próbowałam się pytać, bo nie interesowało mnie to. Gdy już zbierałam się do wyjścia, do biura wszedł Oskar. Kurczę, jeszcze tego mi tu brakowało.

 

- Cześć śliczna - uśmiechnął się do mnie.

 

- Witaj.

 

- Jak ci się pracuje z moim bratem?

 

- Ujdzie - z gabinetu wyszedł Kurt i przywitał się z Oscarem.

 

- Wejdź do gabinetu - powiedział mój szef.

 

- Esme, musimy porozmawiać o naszej nocy - puścił do mnie oczko. Kurt zrobił zdziwioną minę.

 

- Noc? - patrzył na mnie, wyczekując odpowiedzi.

 

- Małe nieporozumienie - chciałam już wyjść, ale szef mnie zatrzymał.

 

- Wszystko mi wyśpiewasz, Esme. Będę wieczorem u ciebie.

 

- Nie będzie mnie - ruszyłam do windy.

 

- Ja będę - drzwi windy się zamknęły i zjechałam na dół.

 

Niech to szlak! Zapomniałam, że jestem bez samochodu. Wyszłam na zewnątrz, by złapać taksówkę. Jak na złość, żadna nie jechała pusta. Do tego zaczął padać ulewny deszcz. Co za pech. Ogromne kałuże robiły się na ulicach momentalnie. Spróbowałam raz jeszcze złapać taxi, ale przejeżdżający samochód wjechał w kałuże i ochlapał mnie. Byłam cała mokra i zaczęłam kichać. Pieprzona pogoda. Jeszcze choroby mi brakowało.

 

Nad głową zaczęły pojawiać się błyski i w oddali było słychać grzmoty. Widocznie pech wieczorny mnie dopadł. Zmarnowana postanowiłam ruszyć na nogach do domu. Mój piękny kostium z jasnego koloru zrobił się czarny, a szpilki rozczłapały się. Wszystko nadawało się do wyrzucenia. Powietrze zrobiło się chłodne, a ja dostałam kataru i moje kichanie się wzmogło. Nagle podskoczyłam do góry na dźwięk klaksonu. Odwróciłam się w stronę odgłosu. Drzwi od auta się otworzyły.

 

- Wsiadaj - był to Kurt. Wskoczyłam szybko do auta. Cała się trzęsłam z zimna - Będziesz chora - odkręcił na maksa ciepłe powietrze zarzucając mi na plecy swoją marynarkę.

 

- Dam radę. Dziękuję, że się zatrzymałeś - mówiłam, a szczęka drżała mi jak szalona.

 

- Zaraz zrobimy ci gorącą kąpiel, ciepły rosół i postawimy cię na nogi - nie miałam siły ani ochoty się sprzeciwiać - Przez weekend dojdziesz do siebie. Doktor Kurt Donovan się tobą zajmie - nie miałam siły się kłócić.

 

Kurt zatrzymał się pod sklepem i wyskoczył kupić potrzebne produkty. Po kilku minutach wrócił z dwoma torbami. Po dwudziestu minutach leżałam już w ciepłej wodzie, we własnej wannie i rozgrzewałam swoje zmarznięte ciało. Było całe czerwone i gorące. Z każdego mojego potknięcia ratował mnie Kurt. Co on moim aniołem stróżem był? Zastanawiałam się w ciszy, którą przerwało pukanie do drzwi.

 

- Żyjesz? - zapytał po drugiej stronie drzwi.

 

- Nie, utopiłam się i pływam brzuchem do dna - dziwne pytania czasami zadawał.

 

- Wiedźma.

 

- Słyszałam - strasznie irytujący był.

 

- Rosół czeka, więc się pośpiesz.

 

- Już wychodzę.

 

Nie chętnie wyszłam z wanny, ale Kurt naprawdę się starał, a ja nie chciałam robić mu przykrości, a poza tym uwielbiałam jego rosół. Wytarłam ciało i wtarłam w nie balsam kokosowy i ubrałam się w dresy. Włosy zaplotłam w niesforny kok i wyszłam. Od razu skierowałam się do kuchni, z której unosił się cudowny zapach rosołku.

 

- Jak pięknie pachnie - moje słowa zakłóciło głośne burczenie w brzuchu.

 

- Ktoś tu jest bardzo głodny - usiadłam, a chłopak postawił przede mną parujący talerz z zupą.

 

Tak jak pachniało tak samo smakowało. Była obłędnie pyszna i do tego ta krucha marchew, którą tak bardzo uwielbiałam.

 

- To jest pyszne. Powinieneś otworzyć swoją restaurację - naprawdę wspaniale gotował. Ja jako kobieta umywałam się do niego z pichceniem.

 

- Nie przesadzaj. Oczywiście uwielbiam gotować, ale jeśli mam dla kogo - ze smakiem pałaszowałam zupę, on również.

 

- Nie bądź taki skromny szefie - na ostatnie słowo lekko się uśmiechnęłam.

 

- Będziesz mi dokuczać z tego powodu? - odłożył łyżkę do pustego talerza.

 

- No co ty. Nie mam tego w planach. Jednak brakuje mi twojego ojca. To jest naprawdę wspaniały człowiek, taki ciepły, sympatyczny i bardzo zakochany w Lidii - Kurt słuchał mnie z zainteresowaniem.

 

- To prawda. Rodzice od zawsze bardzo się kochali.

 

- Miło na taką miłość patrzeć - gdyby mnie Kurt nie zdradził, to może my też byśmy się tak mocno kochali jak jego rodzice, ale nie przekonam się już o tym.

 

- O jaką noc chodziło Oscarowi? - kurczę, że też musiał do tego wracać.

 

- To nic takiego. Upiłam się na urodzinach Brit, a Oscar zabrał mnie do swojego pokoju, a że było jedno łóżko, to spaliśmy razem - mówiłam swobodnie, ale mojemu słuchaczowi się widocznie to nie spodobało.

 

- Tylko spaliście?

 

- A co to, przesłuchanie? - wstałam żeby odłożyć talerz.

 

- Mnie rzuciłaś i wzięłaś się za omamianie mojego brata? - nie podobał mi się jego ton.

 

-To co robię z twoim bratem to moja i jego sprawa, więc nie wpieprzaj się tam gdzie nie trzeba - rzuciłam talerz do zlewu, ale się potłukł. Chciałam szybko pozbierać potłuczony talerz, ale w nerwach wbiłam sobie jedną część w dłoń - Kurwa mać! - syknęłam z bólu. Krew wypływała szybko z rany. Odkręciłam wodę. Kurt od razu znalazł się obok mnie i zaczął osuszać ranę.

 

- Gdzie masz apteczkę?

 

- W łazience, za lusterkiem - poszedł szybko i wrócił z wodą utlenioną i bandażem.

 

- Podaj mi dłoń - zrobiłam to o co mnie poprosił. Perfekcyjnie zajął się ręką i miała na niej gotowy opatrunek.

 

- Dziękuje.

 

- Coś przy mnie robisz sobie często krzywdę - uśmiechnął się - Uważasz mnie za swojego rycerza?

 

- Ta, tylko gdzie rycerzu masz białego rumaka - wyszłam z kuchni i poszłam usiąść w salonie.

 

- Kochasz Oscara? - no tym pytanie mnie zaskoczył totalnie.

 

- Kurt, o co ci chodzi? - wstałam, bo bardzo mnie zdenerwował.

 

- Zadałem proste pytanie - był zły, widać to było po ruchach jego szczęki.

 

- Tak kocham, ale jako przyjaciela. Odpowiedź ciebie usatysfakcjonowała? - wpatrywałam się w niego.

 

- Tak - podszedł do mnie, złapał w pasie i wbił się w moje usta. Byłam w szoku.

 

Miałam tak wielki mętlik w głowie, że nie wiedziałam co mam robić. Czy ten pocałunek odwzajemnić czy też go odepchnąć i strzelić mu w twarz albo rzucić się na niego i połączyć się w cudownym doznaniu tej noc, która by powróciła wszystkie uczucia, które mam skryte w sercu. Marzyłam długi czas, by taka chwila powróciła, ale nie, nie mogłam pozwolić na kolejną zdradę.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Magda 29.04.2016
    O rany!!! Uwielbiam twoje opowiadania ;)
  • kesi 29.04.2016
    Dziękuję ci :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania