Zagubienie w miłości - rozdział trzynasty

KURT

 

Jak ona mogła porzucić swoje stanowisko pracy? Tak wiem, że ja sam to powiedziałem, ale to wszystko nerwy. Przecież miałem prawo się zdenerwować, a każdy wie, że gdy człowieka poniesie to powie wszystko czego tak naprawdę nie chce. Kurwa! Ponownie Esme uciekła ode mnie. Nie mogłem pozwolić ponownie na to, by odeszła. Przecież ja ją tak naprawdę nadal kochałem. Ona była dla mnie wszystkim co najważniejsze w życiu. Była tą jedyną, moją miłością i kobietą z którą pragnąłem spędzić resztę swoich dni. Musiałem ją odzyskać. Jednak, kim był do cholery Patrick? A jeśli to był jej facet, o którym ja nic nie wiedziałem. Jak najszybciej miałem to sprawdzić.

 

Zabrałem płaszcz i wyszedłem z biura. Wysiadłem do samochodu i pojechałem do domu się przebrać. Po zrobieniu całkowitej toalety, ubrałem się w dżinsy, sweter i adidasy, do tego kurtkę skórzaną i ruszyłem wozem do Esme. Musiałem wiedzieć jak wygląda ten cały Patrick i kim on u licha był.

W końcu o miłość trzeba walczyć do ostatniej kropli krwi. Albo ma się wszystko albo nie ma się nic.

 

ESME

 

Nie miałam za dużo czasu żeby się zastanowić nad tym co założyć, więc włożyłam przylegające spodnie, czerwoną bluzkę, zrobiłam makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Gotowa, udałam się na lotnisko. Dojechałam przed czasem i czekałam na przylot jeszcze dobre pół godziny. Ogólnie denerwowałam się jego przylotem. Przecież tak naprawdę to ja go nie znałam. Jedynie wiedziałam, że jest dobrym pracownikiem mego ojca i to, że całował cudownie, ale Kurt robił to o niebo lepiej. Stop! Nie mogłam ciągle porównywać każdego mężczyzny do byłego faceta. Co mi też strzeliło do głowy.

 

Usłyszałam w końcu jak jakaś kobieta wyczytywała lądowanie samolotu, którym miał przylecieć Patrick. Chwila jeszcze minęła nim zobaczyłam tego umięśnionego i przystojnego chłopaka. Ubrany był w obcisłe dżinsy, białą koszulę, którą miał rozpiętą o trzy guziki, pod którą było widać jak był umięśniony. Szlak by to trafił. Stałam i pożerałam go wzrokiem. Gdy mnie zobaczył, to uśmiechnął się szeroko i podbiegł do mnie łapiąc za pas i podniósł do góry, kręcąc mną w okół swojej osi.

 

- Puść mnie, Patrick - śmiałam się w głos.

 

- Tak się cieszę, że ciebie widzę - postawił mnie na podłodze i nadal uśmiechał się, ukazując przy tym dołeczki w policzkach.

 

- Jak minęła podróż? - zmieniłam szybko temat.

 

- Super, tylko dłużyło mi się do spotkania z tobą - pocałował mój policzek.

 

- Z pewnością jesteś głodny, a ja nie zdążyłam nic u gotować. Dlatego zapraszam ciebie na kolację do mojej ulubionej restauracji.

 

- Ok, ale ja płacę.

 

Lekko się uśmiechnęłam i poprowadziłam go do samochodu. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do restauracji "Hawana swing" w której zazwyczaj w piątki odbywały się dodatkowo tańce w drugiej części lokalu. Kelner zaprowadził nas do ustronnego stolika na końcu sali i podał nam karty menu. Ja wybrałam soczystego steka z surówkami, a mój towarzysz zamówił kurczaka, ziemniaki i surówkę. Nasza kolacja mijała nam w bardzo wesołej atmosferze. Śmiałam się bardzo często z jego opowieści o pracy z tatą. Wiedziałam, że mój ojciec potrafił być bardzo wymagający, ale nie sądziłam, że z niego taki luzak. Patrick opowiedział mi jak mój tata próbował go zeswatać ze mną i poniekąd to był jego pomysł, by Patrick do mnie przyjechał. Tatuś stwierdził, że trzeba brać to co zostało podane nam na tacy. Szczerze, to nie spodobało mi się podejście mojego rodzica. Jak on mógł rządzić mną i tym czy chciałam się widywać z Patrickiem czy też nie. Przecież to była moja sprawa, a nie mojego ojca. Czekała mnie poważna rozmowa z moim kochanym tatą, ale miła z pewnością nie będę.

 

Co do Patricka, to okazał się bardzo wesołym, sympatycznym chłopakiem, który uwielbiał tańczyć i bardzo dobrze mu to wychodziło. Wyciągnął mnie na parkiet po kolacji i pląsaliśmy spory czas. Nasz taniec się zakończył, gdy na parkiet wszedł rozzłoszczony Kurt. Skąd on wiedział gdzie ja jestem? Nie podobała mi się jego mina. W oczach widać było chęć zabicia Patricka. Mało myśląc pociągnęłam za rękę mojego gościa i wybiegliśmy z pomieszczenia.

 

- Esme, co się dzieje? - zapytał, kiedy odjeżdżaliśmy spod Hawany. Kątem oka zobaczyłam jak Kurt wybiega i coś krzyczał za nami, ale tego już nie usłyszałam.

 

- Długa historia.

 

- Przecież mamy dużo czasu, więc jeśli chcesz możesz mi wszystko opowiedzieć - dotknął dłonią mojego uda. Na jego dotknięcie odsunęłam nogę i wróciłam myślami do swojego byłego faceta. Dlaczego on tak łaził za mną? Przecież mówiłam mu, że MY to temat zamknięty. Jego upartość się nie zmieniła wcale.

 

- Na razie nie chcę o tym mówić - podjechałam na parking i zaparkowałam auto na swoim miejscu - Na długo przyjechałeś? -miałam nadzieję, że pojutrze wyjedzie i da mi ochłonąć.

 

- W niedzielę rano mam samolot. Będzie trzeba wrócić do rzeczywistości i do pracy - uśmiechnął się i wziął swoją walizkę.

 

Wjechaliśmy na dwudzieste piętro i gdy winda się otworzyła, szlak mnie trafił. Pod moimi drzwiami stał wściekły Kurt. Na dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się w naszym kierunku.

 

- O nie! Mam ciebie dosyć - otworzyłam pośpiesznie drzwi do mieszkania.

 

- Kto to jest? - zapytał Patrick.

 

- Mój były chłopak i były szef - zrobił dziwną minę - Mówiłam ci, że to długa historia.

 

- Esme, porozmawiajmy - powiedział nerwowym głosem Kurt.

 

- Mogę się nim zająć jak chcesz - spojrzał się na mnie Patrick.

 

- Dam sobie radę. Wejdź do środka i nalej nam wina do kieliszków. Wino znajdziesz w szafce koło lodówki, a kieliszki nad lodówką - Patrick podszedł do mnie i to co zrobił mnie bardzo zaskoczyło. Pocałował mnie prosto w usta. I rozpętało się piekło.

 

Kurt dopadł do Patricka i uderzył go prosto w szczękę. Zaczęli się bić. Raz jeden dał w twarz drugiemu i na odwrót. Nie zważali na moje słowa i krzyki, nic ich nie wzruszało. Zaczęłam krzyczeć, ale mało myśląc wskoczyłam między nimi i chcąc nie chcąc dostałam w oko od Patricka, a Kurt nie zauważył mnie i wpadł na mnie, przewracając mnie.

 

- Ja pierdolę! Wynoście mi się stąd obydwoje! - trzymałam się za bolące oko, które momentalnie puchło.

 

- Boże Esme, ja nie chciałem. Naprawdę - Patrick klęczał przede mną i przepraszał mnie. Krew sączyła mu się łuku brwiowego, a Kurt z drugiej strony kucał i odgarniał mi włosy z twarzy. Też wyglądał nie lepiej. Miał rozciętą wargę. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Nie wiedziałam czemu zareagowałam śmiechem. Chłopaki patrzyli na mnie jak na wariatkę, a ja nie potrafiłam się powstrzymać.

 

- Od twojego uderzenia, Esme ma chyba jakieś uszkodzenie na mózgu - nie wiem o czym oni gadali. Wiem, że jedno oskarżało drugiego o to co się stało.

 

- Zamknijcie się w końcu palanty. Chodźcie, trzeba każdemu z was zrobić opatrunek, a ja siebie przyłożyć lód na oko - wstałam i weszliśmy do środka. Mężczyźni usiedli grzecznie na krzesłach w kuchni i czekali jak ja przyjdę z apteczką. Wcześniej zabrałam lód w woreczku i przyłożyłam do oka.

 

O kurwa! Jak ja wyglądam.

 

Stałam przed lusterkiem w łazience i patrzyłam na zapuchnięte oko, które robiło się w koło granatowe. Jeszcze nigdy nie miałam śliwy pod okiem. Po jaką cholerę on zjawili się w moim życiu?

 

Weszłam do kuchni i zaczęłam opatrywać Patricka, a raczej jego rozcięty lekko łuk brwiowy. Nie mogłam się oprzeć i z całej siły strzeliłam go w twarz. Facet się skrzywił i wybałuszył na mnie oczy.

 

- A to za co? - jego głos był zbolały.

 

- Jeszcze się pytasz? Kurwa faceci! - wzięłam się dalej za opatrywanie swojego gościa, kiedy skończyłam usiadłam na przeciwko Kurta.

 

- A ty masz całkowicie przejebane - wzięłam wacik i polałam na niego wodę utlenioną, by obmyć mu pęknięcie na wardze, która zrobiła się dwa razy większa. Wyglądał jakby miał ją nadmuchaną. Chciało mi się ponownie śmiać, ale trzymałam się swojej powagi.

 

- Ja? A niby za co? - zrobił oczy malutkiego szczeniaczka - Za to, że chciałem ciebie przeprosić?

 

- Mam w dupie twoje przeprosiny - dotknęłam wacikiem jego wargi, a on syknął - Nie ruszaj się!

 

Kiedy opatrzyłam dwóch małych chłopców, zajęłam się sama sobą. Nalałam nam po kieliszku wina słodkiego. Kazałam Patrickowi iść do pokoju gościnnego, bo już patrzeć na niego nie mogłam, a Kurtowi kazałam spadać. Nie spodobało się to moim gościom, ale ja miałam to głęboko w czarnej dziurze.

 

- Esme, ale ja chciałem z tobą porozmawiać.

 

- Czy ty rozumiesz, że ja nie mam o czym z tobą rozmawiać, Kurt. Dałam ci wypowiedzenie i więcej nie chcę ciebie widzieć na oczy - chciała do mnie podejść, ale odsunęłam się na bezpieczną odległość.

 

- Zależy mi na tobie, zawsze tak było i pamiętaj, że ja nigdy ciebie nie zdradziłem, bo byłaś dla mnie wszystkim.

 

- Już mnie to nie interesuje. W niedzielę wyjeżdżam i już nie wrócę - nie wiem czemu to powiedziałam, bo przecież nie miałam w planach wyjeżdżać już w niedzielę.

 

- Nie pozwolę ci ucieknąć kolejny raz ode mnie - otworzył drzwi i przystanął na chwilę - Byłaś i będziesz moja. Chcę cię mieć koło siebie, a nie tylko w moim sercu. Sama doskonale o tym wiesz, bo czujesz to tak samo jak i ja - zamknął drzwi.

 

Dlaczego on się tak upierał na odzyskaniu mnie? Kochałam go i kocham nadal, ale nie potrafię mu zaufać i uwierzyć w to, że mówił prawdę. Dlaczego upierałam się, że ta ruda to była jego kochanka? Czy tak bardzo byłam pozbawiona normalnego myślenia? Jak miałam się przekonać o jego wierności? Pozostało mi jedynie spotkać się z jego kuzynką. To było najlepsze rozwiązanie. W tym musiał mi pomóc Oskar, a Kurt o niczym nie mógł się dowiedzieć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Magda 01.05.2016
    Lubie to! ;) heh. świetny rozdział;)
  • kesi 01.05.2016
    Dziękuje. Jutro dalsza część. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania