Poprzednie częściZaklinaczka -Rozdział I

Zaklinaczka -Rozdział II

W ostatnim tygodniu chciałam jak najwięcej czasu spędzać z Arturem. Widząc jego smutek moje serce krajało się.

-Pojedź ze mną.

Poprosił któregoś razu podczas spaceru i wsunął mi pierścionek na palec, zatrzymałam się w pół kroku.

-Kiedy wygramy wojnę będę mógł prosić o to co tylko zechcę -uśmiechnął się. -Chcę ciebie.

Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć, powinnam mu odmówić, ale nie mogłam.

-Powiesz coś?

-Pojadę z tobą -oznajmiłam.

Szczęśliwy wziął mnie w ramiona i pocałował, wyswobodziłam się z jego uścisku.

-Muszę iść, ojciec mnie zabije.

Odwróciłam się i pognałam w stronę domu. Ścieżki w lesie były pokryte warstwą śniegu co zdecydowanie mnie spowalniało, ślizgałam się na oblodzonych górkach. Jednak w głębi serca byłam szczęśliwa, Artur mnie kochał i chciał być ze mną!

Zwolniłam kroku wchodząc do ogrodu i najspokojniej w świecie ruszyłam wąską ścieżką i doszłam do dworku. W holu dochodziły mnie odgłosy rozmowy w salonie, drzwi były zamknięte. Pochyliłam się w stronę drzwi jednak z kuchni wyszła Dorota, jedna ze służących. Podeszła do mnie szybko i wcisnęła mi zwiniętą kartkę w dłoń. Wyszłam z powrotem do ogrodu i ukryłam się w cieniu drzew, drżącymi rękami odwinęłam wiadomość:

Zamek hrabiego Douwskiego

22XII1416r.

Co miało wydarzyć się w zamku hrabiego?

Był to dzień wyjazdu Artura do Orali, naszego wyjazdu.

Drzwi domu otworzyły się i usłyszałam skrawek rozmowy.

-Zjawi się tam na pewno -obiecał ojciec.

-Ma się zachowywać, nie toleruję chamstwa -zagrzmiał męski głos. -Ma być punktualnie, nie będę na nią czekał.

Kroki przybliżyły się do mojej kryjówki, wcisnęłam się w pień drzewa. Owy mężczyzna był potężnej postury, miał długie czarne włosy, kiedy odwrócił się przez ramię zobaczyłam jego twarz. Była sroga, jakby rzeźbiona z kamienia, miał błękitne oczy, orli nos i wąskie usta.

Minął drzewo, nie zauważywszy mnie, odetchnęłam z ulgą.

Poczekałam aż ojciec wejdzie do środka, policzyłam do stu i ruszyłam ścieżką prowadzącą do domu.

-Łucja!

Zawołał ojciec jakąś godzinę później.

-Łucja, chodź tutaj!

Z drżącym sercem weszłam po schodach i uchyliłam drzwi do gabinetu ojca.

Siedział na swoim bogato rzeźbionym fotelu, kiedy mnie zobaczył ze słodkim wyrazem twarzy wyciągnął do mnie rękę.

-Łucjo, słyszałem o twoim zadurzeniu w księciu Arturze -ścisnął mnie za rękę. -Powiedz mi, czy to prawda?

Boże, skąd o tym wie?

-Nie.., -powiedziałam drżącym głosem.

-Co: nie?! -stracił cierpliwość.

-Nie zadurzyłam się w księciu, prawie go nie znam -skłamałam.

Usiadł z powrotem w swoim fotelu.

- Doskonale, mam nadzieję, że nie sprawi ci przykrości fakt, że nie pożegnasz naszego drogiego księcia.

Moje serce przystanęło na dobrą minutę.

-Dlaczego? Wyjeżdżamy?

- Dokładnie, to ty wyjeżdżasz -wytłumaczył. -Jedziesz do hrabiego Douwskiego.

Głośno przełknęłam ślinę.

-Kiedy? -wykrztusiłam.

-22 grudnia.

-To pojutrze -zauważyłam.

Wstał raptownie.

-Idź się pakować -polecił. -Musisz koniecznie zdążyć.

Prawie wypchnął mnie z gabinetu i zatrzasnął drzwi przed nosem. Pognałam do swojego pokoju i rozpłakałam się, płakałam całą noc, mama była przy mnie. Nic nie mówiła, wiedziała, że to nic nie pomoże. Na d ranem udało mi się usnąć na parę godzin.

Mama potrząsnęła mną gwałtownie.

-Łucja! Łucja, obudź się!

Leniwie otworzyłam oczy.

-Ojciec znalazł pierścionek -szepnęła. -Idzie tu!

-Co robić?!

Ojciec wpadł sekundę później i szarpnął mnie za włosy.

-Ty wiedźmo! -wykrzyknął. -Okłamałaś mnie!

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania