Poprzednie częściZaklinaczka -Rozdział I

Zaklinaczka -Rozdział IV

Zgodnie z żądaniem hrabiego postąpiłam parę kroków naprzód.

-Bliżej -polecił.

Kolejne dwa kroki, oddzielało nas od siebie tylko biurko. Serce łomotało mi jak szalone kiedy hrabia stanął przy mnie i zaczął mnie uważnie obserwować.

-Wiesz czemu tu jesteś? -zapytał.

Nie odpowiadałam, nie będę mu się do niczego przyznawać. Mężczyzna prychnął zirytowany i ruszył w kierunku drzwi. Odwróciłam się przerażona słysząc dźwięk przekręcanych kluczy.

-Posiedzisz tu, aż nie zaczniesz ze mną normalnie rozmawiać.

Zostałam tu uwięziona!

Hrabia najspokojniej w świecie rozsiadł się w fotelu.

-Powiedz mi, kim są twoi rodzice -poprosił po chwili. -Ależ usiądź Łucjo, stojąc tam wyglądasz jakbyś się mnie bała.

Posłusznie zajęłam miejsce na sofie i zacisnęłam dłonie na sukni. Mężczyzna nalał czegoś do filiżanek i jeden z nich mi podał.

Nie przyjęłam go, tylko cały czas wpatrywałam się w podłogę.

-To herbata!

Zakrzyknął wesoło i wypił zawartość jednego z naczyń. Ociężale sięgnęłam po napój, hrabia przysunął sobie fotel bliżej mnie i patrzył wyczekująco na herbatę. Wywróciłam oczami i upiłam mały łyczek. Była dobra, trochę za słodka. Mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem .

-Teraz możemy porozmawiać -oznajmił radośnie. -Wiesz kim jest twój ojciec?

Nie odpowiedziałam.

-Och, nie ma z tobą zabawy -westchnął. -Twój ojciec jest jednym wielkim oszustem. Chciałem się zemścić przetrzymując jego dziecko, ale przypadkiem okazało się, że to nie jego dziecko.

Parsknęłam śmiechem.

-W takim razie czyim jestem dzieckiem? -wykrztusiłam ze śmiechem.

Hrabia patrzył na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

-Moim.

Wybuchłam jeszcze większym śmiechem, ale widząc wyraz twarzy mężczyzny zamarłam.

- Jak to? Przecież...

-Twoja matka była wspaniałą narzeczoną -rozmarzył się.

Wstałam gwałtownie z sofy rozlewając resztkę herbaty.

-To nieprawda! -wykrzyknęłam. Nie wierzę! Ktoś taki jak pan nie mógłby...

-Jeszcze jedno słowo młoda damo, a pożałujesz -ostrzegł mężczyzna.

Nie słuchałam go, byłam zajęta otwieraniem drzwi za pomocą pęku kluczy, który leżał na biurku. Ręce mi drżały, żaden klucz nie pasował. Hrabia podszedł do mnie i siłą posadził na kanapie.

-Nigdy więcej się tak nie zachowuj.

-Nie zamierzam pana słuchać! -krzyknęłam znowu. -Chcę wrócić do domu, nie może mnie pan tu więzić!

Roześmiał się szczerze, teraz to on nie mógł pohamować wesołości. Zrozumiałam absurd swojego żądania.

-Ten człowiek sam mi cię oddał na dwa lata i lepiej zacznij się do tego przyzwyczajać -opanował się. -Uspokój się to nie koniec świata.

Otuliłam nogi ramionami, zbierało mi się na płacz. Hrabia zajął się już swoimi papierami i nie zwracał na mnie zbytnio uwagi.

 

Obudziłam się w pokoju hrabiego, kiedy on właśnie wychodził, leżałam w jego łóżku.

W jego łóżku?!

Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam na kanapie poduszkę i koc. wstałam z łóżka i zauważyłam stojącą na biurku tacę, pochłonęłam całą jej zawartość. Dopiero po skończonym posiłku zobaczyłam liścik oparty o dzbanek z herbatą.

 

Mam nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego.

Ojciec

Cisnęłam kartkę w najdalszy kąt pokoju i z nadzieją podbiegłam do drzwi. Otwarte.

Skoro były otwarte nie miałam zakazu wychodzenia, czym prędzej zbiegłam po schodach. Jakimś cudem nikt nie kręcił się po dworku, idealnie wykorzystałam okazję. Dobiegłam do drzwi frontowych i z drżącym sercem nacisnęłam klamkę, wybiegłam na ogród. Jakiś zgarbiony służący minął mnie nie zainteresowany.

Czy to mogła być prawda?!

Nie wierzyłam we własne szczęście.

Wszystkie drzwi stały dla mnie otworem, nawet furtka. Wybiegłam na pola, tu były same pola. Byłam na pustkowiu, do tego był mróz, a ja byłam w samej halce. Mam nadzieję, że to Adelajda ściągnęła mi suknię.

Na polach byłam widoczna jak na widelcu, jednak nie mogłam już zawrócić tego byłam pewna.

Przez całą godzinę nie spotkałam żywej duszy, za to później zauważyłam galopującą postać na koniu.

Świetnie!

Przyspieszyłam kroku, ale nie mogłam równać się z koniem. Jeździec nieuchronnie mnie doganiał, biegłam coraz szybciej, lecz minutę później zostałam wciągnięta przez hrabiego na konia. Chwycił mnie brutalnie za włosy.

-Głupia dziewczyno, co byś zrobiła sama na pustkowiu?!

Łzy napłynęły mi do oczy, nie tyle z bólu co ze złości.

-Zamarzłabyś, zagryzłyby cię dzikie zwierzęta, okradliby -wyliczał hrabia.

Zawrócił konia, a ja zaczęłam się wyrywać tak, że mężczyzna musiał mnie trzymać z całej siły. W dworku zaciągnął mnie z powrotem do gabinetu i posadził na kanapie.

-Czemu to zrobiłaś?! -zagrzmiał.

Uparcie milczałam.

-O nie, masz mi to w tej chwili wytłumaczyć.

-Chcę do domu -zrobiłam naburmuszoną minę.

Jesteś w domu -westchnął ciężko. -Zaakceptuj to .

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania