Poprzednie częściZaklinaczka -Rozdział I

Zaklinaczka -Rozdział IX

Wstałam z wilgotnej trawy i zdezorientowana rozejrzałam się po polanie. Ze wszystkich stron otoczona była lasem, przez jej środek płynął strumień by wpaść do niewielkiego jeziorka. Postacie stały w kliku grupach sześcioosobowych, jedna z kobiet spojrzała na mnie i ruszyła w moim kierunku. Była to wysoka kobieta o miodowych włosach i zielonych oczach , miała na sobie białą suknię. Uśmiechała się do mnie łagodnie, serce zabiło mi mocniej, miałam ochotę stąd uciec, ale w uszach brzmiały mi słowa Krzysztofa: "Nie możesz okazywać im strachu, wykorzystają cię i zabiją". Podniosłam głowę i starałam się dumnie patrzeć w oczy kobiety. Była już tylko kilka kroków ode mnie.

- Witaj, Łucjo w swoim domu - powiedziała donośnym głosem.

Wszyscy na polanie umilkli i patrzyli na mnie zaciekawieni.

- Dziękuję, pani -wykrztusiłam z trudem.

Nie miałam pojęcia co powinnam powiedzieć, to jedyne co przyszło mi do głowy.

- Widzę, że jesteś onieśmielona naszym spotkaniem -w jej policzkach pojawiły się słodkie dołeczki.

- Masz rację, pani - lekko skłoniłam głowę.

Kobieta chwyciła mnie za ręce i ścisnęła delikatnie.

- Nie martw się, Łucjo, z każdym razem będzie lepiej.

- Dziękuję pani -uśmiechnęłam się nieśmiało i popatrzyłam po twarzach zebranych. Pozostali zaczęli wracać do swoich poprzednich zajęć.

-Pani -podszedł do nas jakiś młody mężczyzna. Miał złote oczy i niesamowicie niebieskie oczy - ziemiacze przybyli.

Kobieta sztywno skinęła głową i zamieniała z nim kilka zdań w dziwnie brzmiącym językiem.

-Łucjo, mam nadzieję, że niedługo uda nam się znowu zobaczyć -powiedziała smutno. - Jesteś bardzo intrygująca, wracaj teraz do domu.

- Ale... -zająknęłam się.

- Następnym razem - ucięła stanowczo.

Chciała już odejść, ale zawołałam za nią.

- Czy mogłabym... ci towarzyszyć?

Przez jej twarz przebiegł grymas gniewu, ale opamiętała się i uśmiechnęła się lekko.

- Jesteś zmęczona - dłonią odgarnęła mi włosy z twarzy - następnym razem.

Pstryknęła palcami i poczułam jak coś mnie mocno ciągnie w dół, moje nogi zaczęły znikać, obniżałam się coraz bardziej. Ostatnią rzeczą jaką widziałam były straszne stwory osiodłane przez ludzi. Miały pyski ogromnych psów i tułów jelenia. Na jednym z nich siedział Krzysztof. Na polanie zapanowało poruszenie, odezwały się ciche okrzyki trwogi.

Coś szarpnęło mną mocniej i spadłam gwałtownie w dół. Znów nie poczułam uderzenia, kiedy wleciałam przez dach do domku i odbiłam się od łóżka, ze świstem wciągnęłam powietrze.

W pokoju panowała głucha cisza, fotel było odsunięty jakby gwałtownie się z niego zerwał. Zaczęłam nasłuchiwać co dzieje się w drugiej izbie, słyszałam tylko jak gospodyni krząta się przy stole kuchennym. Z westchnieniem położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.

Co to było?! Co teraz ze mną będzie?!

Ledwie to pomyślałam a do domu ktoś wszedł.

- Wojsko! - krzyknął na całe gardło.

Zaalarmowana wybiegłam z pokoju i prawie wpadłam na Pawła.

- Co się stało? -zapytałam najspokojniej jak potrafiłam. Miałam ochotę to wykrzyczeć.

- Twój ojciec po ciebie idzie i jest zły - poinformował mnie.

Serce zabiło mi mocniej ze szczęścia, znów go zobaczę, wszystko dobrze się skończy.

- Chcą też zabić Gerarda, król elfów i król krasnoludów przyprowadzili swoje wojsko -opowiedział Paweł. - Ten pierwszy jest przyjacielem twojego ojca, a krasnoludy od zawsze mają zatarg z rządcą.

- Ale - zaczęłam przechadzać się po pokoju - chcą zniszczyć wioskę?

- Nie - prychnął mężczyzna - grzecznie zapukają i przeproszą za zamieszanie.

Stanęłam raptownie i popatrzyłam na obydwoje.

- Musimy ostrzec ludzi, muszą się ukryć.

- Ostrzeżesz tak Gerarda - zanegował Paweł.

- Nie mogą zginąć - pokręciłam stanowczo głową. - Musimy coś zrobić.

Zapanował cisza jak makiem zasiał, słyszałam bicie własnego serca.

- Jest sposób - odezwała się gospodyni - stare tunele są już częściowo zalane, ale da się przejść.

Popatrzyliśmy po sobie z Pawłem.

- To się może udać - powiedział z namysłem. - Jak ostrzec ludzi?

- Przez stary dzwon w siedzibie Gerarda, słyszą go tylko dobrzy ludzie - odpowiedziała.

- To brzmi jak bajka - skrzywiłam się lekko.

- Bajki stały się prawdą - uśmiechnęła się staruszka.

- Idziemy -skinęłam na Pawła. - Pomożesz mi, prawda? -zapytałam niepewnie.

Ze śmiechem skinął głową i ruszył do drzwi.

Wyszliśmy na podwórko i żwawym krokiem ruszyliśmy na główny plac wprost do siedziby Gerarda. Ludzie zachowywali się tak jak zawsze, niczego nie podejrzewali. Paweł cały czas rozglądał się za siebie, wiatr podwiewał piach do góry tworząc zasłonę.

- Łucja, uciekaj ! - krzyknął Paweł.

Obejrzałam się by w porę zauważyć mężczyznę biegnącego w naszym kierunku. Rzuciłam się przed siebie, przebiegłam ledwie parę kroków kiedy drogę zastąpiła mi drogę przyjaciółeczka Krzysztofa. Fantastycznie.

Spróbowałam ją wyminąć, zastąpiła mi drogę, mężczyzna dogonił mnie i chwycił od tyły.

- Mój pan chce cię zobaczyć - głos miał wyjątkowo obrzydliwy.

Szarpnęłam się chcąc wyrwać się z jego uścisku.

- Pójdziesz ze mną, albo wbiję ci ten sztylet wyjątkowo głęboko - przycisnął ostrze do mojego brzucha.

 

-

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania