Zaklinaczka - Rozdział X
Pociągnął mnie w stronę zrujnowanego zamku. Nie było tu żadnej straży, ani jednej żywej duszy. Weszliśmy przez jedne z małych drzwi i poszliśmy schodami na górę. Mijaliśmy puste, ciemne korytarze bez okien, obrazów, ludzi, nikogo. W końcu pchnął największe drzwi i znaleźliśmy się w zatęchłej komnacie z dużymi oknami wypełnionymi witrażami. Przynajmniej tutaj znajdowało się trochę światła. W wysokim fotelu przypominającym tron siedział mężczyzna w kwiecie wieku. Miał długie, czarne, kręcone włosy i strój iście królewski.
- Widzę Radzimirze, że przyprowadziłeś naszą drogą wybrankę - zwrócił się do służącego. Głos miał przyjemny, kojący. - Poszło całkiem łatwo, prawda?
- Tak, panie - zgodził się. - Zostaw nas teraz samych.
Radzimir czym prędzej wyszedł z komnaty trzaskając drzwiami, a Gerard zaczął chodzić wokół mnie.
- Wiesz - wziął w palce pasmo moich włosów - myślałem, że będzie od ciebie bił blask, wszystko w tobie będzie mówiło o twojej mocy. Ty, natomiast jesteś zupełnie przeciętną dziewczyną - uśmiechnął się przebiegle.
Cofnęłam się wyrywając mu moje włosy z dłoni.
- No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - spojrzał na mnie z góry. - Mam nadzieję , że będziesz pomocna.
- Czego ode mnie chcesz? - warknęłam.
- Oj -zaśmiał się - ostra jesteś, ale takie są najlepsze, lubię patrzeć jak tracą silna wolę i załamują się.
- Jesteś obrzydliwy - wyplułam te słowa jak jad.
Uderzył mnie w policzek.
- Nigdy więcej tak o mnie nie mów - chwycił mnie za włosy. - Będą z tobą kłopoty.
Puścił moje włosy i odszedł parę kroków. Rozejrzał się po całej sali i usiadł w swoim fotelu.
- Widzisz, kiedyś było tu pełno życia - zaczął opowiadać - w wiosce toczyło się spokojne życie. Ludzie byli szczęśliwi, rządca był sprawiedliwy, prawy.
Popatrzył na mnie badając moją reakcję.
- Co stało się z rządcą?
- To co ze wszystkim i ludźmi, umarł - uśmiechnął się krzywo. - A ja jestem jego synem. Pewnie zapytasz dlaczego, nie jestem jak ojciec?
- Nie, rozumiem - odpowiedziałam powoli.- Kiedyś stało się coś złego,widzę to w twoich oczach.
- Zaiste jesteś gwiazdą, pewnie wiesz co - westchnął teatralnie.
Utkwiłam spojrzenie w jego oczach. NIENAWIŚĆ. BEZRADNOŚĆ. SMUTEK.
- Czujesz się winny śmierci twojej siostry - powiedziałam cicho - bawiliście się nad urwiskiem, zdarzył się wypadek.
- To nie był wypadek! - wrzasnął i rzucił się nade mną.
Przewrócił mnie na podłogę i zaczął kopać. Bił mnie w brzuch, butem uderzył mnie w usta, krew zaczęła kapać na starą, białą podłogę. Gerard stał nade mną i sapał ze złości.
- Jesteś do niczego! - znowu uderzył mnie w twarz. - Nic nie rozumiesz!
Puścił mnie i podszedł do okna, zachłysnął się powietrzem. Brutalnie postawił mnie na nogi i pociągnął mnie do okna. Nadciągały armie elfów i krasnoludów, widziałam ich połyskujące zbroje.
- Ty ich tu sprowadziłeś - powiedział oskarżycielsko.
- To nie ja - zaprzeczyłam słabo.
- Kłamiesz! - uderzył moją głową w szybę. - Przestań kłamać!
Uderzył mnie znowu w twarz, moje policzki płonęły z bólu. Łzy pojawiły się w moich oczach.
Gerard pociągnął mnie na nogi i potrząsnął mną mocno.
- Jeśli tu wejdą, zabiją cię -ostrzegł mnie.
Komentarze (1)
Proponowałbym przeczytać od słów "przewrócił mnie na podłogę" do "Gerard pociągnął mnie na nogi" i rysować przy każdej scenie schematyczne postaci bohaterki i Gerarda. Sadzę, że zobaczysz wtedy mankamenty opisu. Na marginesie kopiemy nogami, bijemy rękami. Trudno bić po brzuchu leżącą. To tyle zrzędzenia za co przepraszam. Pozdrawiam i zostawiam 4,5=5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania