Poprzednie częściZamiast imienin #1

Zamiast imienin #3

Najpierw Lopez na czworaka bardzo wolno podchodziła do kamery zasłaniając kaskadą włosów swe drobne, wyglądające dziewczęco piersi. Na moje szczęście jedno z ujęć zrobiono, gdy włosy rozwiewał pęd powietrza i to przez moment pozwala nam powiedzieć dzień dobry tym skarbom. Które w takiej pozycji i z tak misterną precyzją skrojonych miseczkach zdają się być znacznie wydatniejsze.

No mnie przekonał jej strój i uzmysłowił, że dopasowany stanik jest w stanie uwypuklić nawet skromniejszą partię ciała.

 

Taa, nie będę udawać, jak dla mnie apetycznie wyglądała podczas tego skradania, że słysząc:

Who cares what they're gonna say

(let's do it do it do it)

 

Miałem wrażenie, że śpiewa to dla mnie.

Podniosłem się, więc na łokciu i palcami dotykałem matrycy monitora, delikatnie objeżdżając jej kontury. A nie było to proste, gdy ścierając swoje kabaretki na kolanach kołysała pupą.

Ale od tego jest klatka stop.

By jak scenarzysta wybrać optymalne plenery, wychylenie biustu, lewego pośladka czy wyłapania pryzmy światła rzucanej z jupitera. Która przechodzi między jej udami i rozpromienia jej owalne podbrzusze, opięte czarniusieńkim materiałem.

 

A później jest już tylko lepiej.

 

I wanna dance, and love, and dance again

I wanna dance, and love, and dance again

 

W następnej pojawiającej się scenerii widzę wokalistkę na sali z tancerzem, który obraca ją do mnie tyłem. Wędruje palcami przemierzając jej talię, biodra i nim zdecyduje się gdzie ostatecznie, i na jakiej części ciała ma zostawić swe dłonie, Jo robi mi prezent.

Łapie go za przeguby i z zamachem wdusza w swoje wyćwiczone w czasie samby pośladki.

Palce tancerza rozcapierzają się na tych krągłościach, a ja nie wiem gdzie wepchać swoje.

Strój Lopez ma głębokie wcięcia sięgające talii, tak, że jej wydatniejsze biodra w jeszcze większym stopniu są eksponowane. Co z rzutkimi pośladkami tworzy zabójczą kombinację.

Przynajmniej dla mojej chuci.

 

Słychać wybijany takt a oni w niemal ekstatycznym szale wyginają swe ciała.

Ja nie odstaję, jadę równo, pocierając rękawicą po kocu przesuwając dzbanek, powoduję załamania i wybrzuszenia na filiżankach. Na szczęście to tylko natłoczone ozdoby na tym pluszowym ocieplaczu i oprócz skołtunienia nic im nie grozi.

Mógłbym tak długo opisywać, ale każdy zna ten clip, więc nie będę zanudzał kolejnymi sekundami i swoimi eskapadami na tapczanie.

Dla formalności dodam tylko, że nigdy nie musiałem szukać czegoś dodatkowego. Po takiej prezentacji nie musiałem długo czekać by mój towarzysz w jakiejś mierze wypełnił w rękawiczce przestrzeń przeznaczoną na serdeczny palec, ten od fuck you.

Taa, nic dodać nic ująć.

Dosadniej nie da się ująć.

 

Czemu piszę, że w jakiejś mierze?

Bo to był początek, byłem dzieckiem, które odkryło nowy gadżet, którym nie mógł się nacieszyć, ale co gorsza robił sobie wir w głowie.

Pokiwałem się na łóżku, doszedłem, stelepało mnie jak młodego kotka po grysiku i coś plumknęło z przyrodzenia. Które było jak ten piesek miniaturka, dużo tylko było ujadania ( czytaj stękania.)

Musiałem nawet pozaglądać w tą rękawiczkę by zobaczyć czy w ogóle coś po tym trzęsieniu ziemi nastąpiło.

 

Opisuję to może groteskowo, ale to, dlatego, że chcę to przedstawić, jako coś złego i stąd ta ironia.

Nie neguję kopulacji czy seksu, jako takiego. To dar, dopust, coś dobrego, ale tylko i wyłącznie w partnerstwie, a nie w takim klimacie.

Bo co tu dużo kryć w początkowym stadium poznawania swych potrzeb cielesnych liczyło się jedno: - danie sobie upustu i samozadowolenia.

I tak dokładnie było.

 

I nim przejdę do mych dojrzalszych przeżyć związanych z tym ważnym aspektem życia, dopiszę tylko taką ciekawostkę.

Zdarzenie, które wyda się nierealne, surrealistyczne, ale życie pisze takie scenariusze, na które, żaden reżyser, pisarz czy kabareciarz nigdy by sam nie wpadł.

Otóż, co do tych rękawiczek to nasze rendez-vous nie trwało długo, do czasu, gdy przyszły zimne dni i tata ( to była jego własność) zapytał mamy:

- Monisiu, chyba przesadziłaś z krochmalem – wyciągając w jej kierunku owe rękawiczki.

- Marcin, proszę cię – na jej twarzy zagościł grymas – od kiedy, to rękawice i to ze skóry się krochmali?

Wystraszyłem się nie na żarty.

Na szczęście nikt nie próbował rozwikłać zagadki, co też za specyfik zapaskudził wnętrze skórzanego dodatku.

I tak szczerze mówiąc to do dzisiaj mam awersję do wkładania rękawiczek, - nawet na ręce, -szczególnie tych na bazie skóry zwierząt. Wolę trzymać w kieszeni niż ubrać choćby włóczkowe.

 

Ciekawe ilu mężczyzn nie wkłada rękawic i dlaczego?

Tylko drogie panie, jeśli wasz partner nie cieszy się z prezentu w postaci rękawic to błagam, nie sądźcie ich moją miarą.

A co do tej piosenki, to pozostał moralny kac, więc nie tęsknie za jej melodią.

Przypomina jak bardzo, ale to bardzo brzydko poznawałem swe potrzeby doprowadzając się do ostateczności, czyli hm, eee…powiedzmy krochmalenia.

 

Tak było na dzień dobry, ale później, gdy rzucił mi się wąsik, zaczęło to być powodem do stresu, Nie chciałem już tak nikczemnie się podniecać, niestety organizm domagał się aprobaty, nauczony na pieszczoty. Pojawiały się bóle podbrzusza, gdy walczyłem o zdrowy rozsądek, kiedy przewijały się wizje jak slajdy zapamiętane choćby z powyższych obrazów dnia codziennego. Niestety często przegrywałem i po fakcie, gdy przyszły wyrzuty sumienia czułem się jak takie zero, które nie zasługuje na miłość, ponieważ dostrzega w kobiecie tylko cielesność i chce zaspokoić swoje pragnienia.

 

Dobra tyle refleksji z początków poznawania cielesności.

Czas na konkretne przeżycia.

A to zaczęło się, gdy rodzice byli na imieninach u cioci Emilii.

Następne częściZamiast imienin #4 Zamiast imienin #5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania