Zamrożony Oddech cz.1

Cześć, nazywam się Lara, mam 17 lat, i właśnie jadę samochodem w Alpy z moim chłopakiem, Natanem.

 

**

 

Nagle, Natan delikatnie szturchnął moje ramie, na znak że właśnie dojechaliśmy, ja wciąż lekko zaspana powolnie otworzyłam drzwi, wystawiłam jedną, a potem drugą stopę, kiedy już stałam na śniegu, przeszył mnie zimny wiatr dzięki któremu od razu odżyłam. Wraz z Natanem wyjęliśmy nasze rzeczy z bagażnika i udaliśmy się do ośrodka "Carlina", po szybkiej rejestracji, i odebraniu klucza do naszego pokoju, udaliśmy się wprost do niego. Pokoik nie był duży, miał jedno łóżko dwuosobowe, mały stolik z dwoma krzesłami, mini lodówkę i również mały telewizor zawieszony na ścianie, na przeciwko łóżka.

 

**

 

Tego dnia postanowiliśmy sobie odpuścić wszelkie wyprawy czy też zjazdy, tylko zostać w naszym pokoju i odpocząć. Rozpakowałam nasze rzeczy, chciałam usiąść obok Natana, ale ten spał jak niemowlę, w sumie nie dziwię mu się, prowadził całą drogę, na oko tak 8-9 godzin...

 

Wyszłam więc cichutko z pokoju, i postanowiłam przejść się po okolicy, niestety padał śnieg, przez co mało co było widać, udałam się w kierunku świateł - prawdopodobnie miasta, po około 7 minutowej wędrówce, byłam na miejscu, śnieg przestał padać, a ja zobaczyłam liczne stoiska, parę karczm i chyba nawet jakiś sklep spożywczy. Nie wyglądało to źle. Kiedy przeszłam dalej zauważyłam wypożyczalnie nart i snowboardów, weszłam tam podekscytowana, i od razu spytałam o wypożyczenie dla mnie sprzętu na ten tydzień;

 

- Przepraszam, czy można by było wypożyczyć snowboard?

 

- Tak, już chwilkę - odpowiedziała kobieta za ladą, jej głos był taki ciepły i spokojny. Po chwili owa kobieta, pokazuje mi parę na prawdę ładnych snowboardów

 

- Jaki ma pani numer buta? - Zapytała po chwili

 

- Umm, 39 - odpowiedziałam jej spokojnie, a ona po mojej odpowiedzi zabrała parę snowboardów z lady, zostało kilka, wybrałam sobie jeden z nich. Jasno niebieski w piękne, białe śnieżynki. Po wybraniu sprzętu podała mi buty, i podliczyła cenę za tydzień. Zapłaciłam i podziękowałam, pomyślałam że nie ma na co czekać, założyłam buty, wzięłam sprzęt i udałam się do kolejki żeby kupić dla naszej dwójki karnety na stok.

 

Udałam się na wyciąg, przypięłam jedną stopę, skasowałam karnet, i już siedziałam na kanapie, udającą się na szczyt. Będąc na szczycie, zapięłam drugą stopę, i udałam się w dół stoku, brakowało mi tego przez cały rok...

 

Nagle zadzwonił mój telefon, sięgnęłam po niego do kurtki, zobaczyłam że to Natan, w tym momencie wyleciałam przez siatkę, odgradzającą stok od lasu, przewróciłam się jeszcze parę razy, aż w końcu zatrzymałam się uderzając o pień drzewa, wtedy wszystko się urwało..

 

Obudziłam się było ciemno, nie wiem ile leżałam nie przytomna, próbowałam się szybko otrząsnąć, sięgnęłam po telefon, próbowałam go włączyć, na szczęście po paru próbach udało mi się, miałam 1% baterii, i 237 nieodebranych połączeń... Od Natana...

 

Spojrzałam na datę, nie było to już 25 Stycznia 2017, a 18 Lutego 2020 Roku... Telefon zaalarmował że wyłączy się za 30 sekund, szybko spojrzałam w lustro w telefonie, aby zobaczyć, czy mam jakiekolwiek rany, blizny... Ale to co zobaczyłam było grosze, moje piękne kasztanowo-blond włosy, zmieniły się na praktycznie białe, na bardzo jasny platynowy blond, moje oczy z zielonych zrobiły się blado niebieskie, usta stały się sine, a skóra blada jak śnieg, wtedy mój telefon się rozładował i wyłączył, jednocześnie mała łza spłynęła po moim policzku..

 

Stanęłam na nogi, lekko się zachwiałam przez co zaczęłam machać rękami, dla uzyskania równowagi, dotknęłam zapięcia na stopach, ale one zostały jeszcze bardziej przymrożone, po paru próbach przestałam siłować się z zapięciem, i odpuściłam, wtedy usłyszałam szelest liści nieopodal mnie, szybko odwróciłam się w tamtą stronę, oparłam się na kolanach i czekałam, nagle zza liści wyłonił się Natan z jakąś dziewczyną, kolejna łza spłynęła po moim policzku, wtedy powiedziałam do niego "Natan, kto to jest?" Ale on nie zareagował, podeszłam do niego na moich kolanach, ale on przeszedł "przeze mnie" poczułam dziwne uczucie, przerażenia, smutku, inaczej mówiąc, miałam mieszane uczucia, spojrzałam ponownie na Natana, wyjął z torby znicz i kwiaty, położył przy pniu i oddalił się z prawdopodobnie nową dziewczyną.

 

Kiedy odszedł, ponownie spróbowałam wstać, lekko podbierając się o drzewo, kiedy go dotknęłam pojawił się lód wokół mojej ręki, szybko ją odsunęłam, podjechałam do innego drzewa, dotknęłam go - to samo, lód. Tak samo było z kolejnym i kolejnym, zjechałam na dół, dotykając przypadkowych roślin, rzeczy po drodze, lód, na każdej z nich pojawiał się piękny wzór z lodu.

 

Ponownie spróbowałam odpiąć snowboard, dotknęłam deski, a ona lekko uniosła się ponad ziemię, przez co straciłam równowagę i się przewróciłam, zdziwiona, spróbowałam znowu, deska uniosła się, przechyliłam się w przód... Leciałam... Spojrzałam w górę, skierowałam swoją deskę w niebo i uniosłam się jeszcze wyżej, i wyżej i wyżej! Przechyliłam się mocno do przodu, a deska sunęła w przód, nagle wysunęłam ręce w górę, i nagle spadł śnieg, szybko schowałam ręce w kieszenie, odruchowo, żeby schować je przed zimnem, ale wtedy zorientowałam się że nie czuję zimna, zdjęłam kurtkę, zostałam w samej bluzie i jeansach, podleciałam na sam dół stoku i zaczęła się zabawa!

 

Będąc na samym dole, podjęłam się wyzwania zdjęcia snowboardu, lekko dotknęłam zapięcia, a ono momentalnie się poluzowało, tak samo zrobiłam z drugim, po zdjęciu snowboardu chwyciłam go w ręce i ruszyłam przed siebie...Po krótkiej wędrówce, znowu byłam przy hotelu, a wspomnienia wracały, ale wzięłam się w garść i przeszłam obok owego budynku obojętnie.

 

Nagle poczułam mroźny wiatr, a było mi to obce, bo przecież nie odczuwałam zimna.. Z ciekawości, ale trochę bardziej ze strachu zapytałam;

 

- Halo, jest tu kto? - Kiedy nie dostałam odpowiedzi, wzruszyłam ramionami i wznowiłam wędrówkę. Po paru sekundach dostałam śnieżką w kark.

 

- Kimkolwiek jesteś, pokaż się, nie chce mi się z tobą "bawić" - powiedziałam podenerwowana, w oddali zobaczyłam małą rodzinę, normalną - mama, tata i dwójka dzieci, chciałam podejść, zapytać, ale nikt mnie nie widzi... Czekajcie, sorko nikt mnie nie widzi, to jak on..?

 

- Pokaż się! Nie wiem jak mnie widzisz, ale to nie jest zabawne - powiedziałam głośno, w tym momencie zza drzew wyleciał chłopak na oko miał 16-17 lat, zapewne to zwykły człowiek, po co marnować na niego czas, mam co robić.. - pomyślałam i odeszłam.

 

Po godzinnej wędrówce, postanowiłam dać sobie chwilę odpoczynku, usiadłam więc obok kamienia przed lasem i zamknęłam oczy, aby oczyścić umysł, jednak nie trwało to długo, ponieważ poczułam zimne powietrze lecące w moje czoło, i tak parę razy, otworzyłam więc oczy i zobaczyłam tego samego chłopaka, który gapił się na mnie, według mnie - bez powodu, ale musiałam go spytać...

 

- Posłuchaj potrzebuję odrobiny spokoju, a ty mi tego czasu nie umilasz! - powiedziawszy to odsunęłam go od mojej twarzy, stanęłam na nogi i znowu zaczęłam iść. Jednakże chwilę potem poczułam dotyk na moim ramieniu, załapał mnie za nie ten sam chłopak i zapytał

 

- Ty, mnie widzisz?

 

- Lepiej zapytać JAK ty MNIE widzisz... - powiedziałam smutno - A do Twojego pytania, to tak, widzę cię - odpowiedziałam po chwili i ruszyłam przed siebie. Chłopak nie wyglądał zwyczajnie, miał białe włosy, jasną, bladą skórę i jasno niebieskie oczy, z ubrań miał na sobie niebieską bluzę i stare spodnie związane sznurami na końcach.

 

- Poczekaj! - usłyszałam głos za sobą - Opowiedz mi, co się stało.. - powiedział po chwili, a ja momentalnie mu zaufałam i nie bałam mu się powiedzieć o tym wszystkim

 

**

 

Kiedy skończyłam opowiadać o tym jak do czego doszło, o wypadku, o moim snowboardzie i reszcie, on tylko się uśmiechnął

 

- Czemu się uśmiechasz, aż tak cię to bawi? - zapytałam

 

- Nie, współczuję ci, ale... no w sumie chodź, nie będę Ci o tym opowiadać, zbyt skomplikowane - powiedział i sunął w powietrze

 

Stanęłam na snowboardzie, i ruszyłam za nim. Szybko go dogoniłam, właśnie wtedy mój snowboard spadł na ziemię, ale już go tam nie było - zniknął, a ja wciąż mogłam być w powietrzu, spojrzałam na chłopaka, a on po prostu powiedział "no na co czekasz? Chodź!" i znowu poleciałam za nim, a po chwili zapytałam

 

- Jak masz na imię?

 

- Jack, a ty?

 

- Lara, ale możesz do mnie mówić Lar - odpowiedziałam z uśmiechem

 

**

 

Kiedy byliśmy na miejscu, a było to zamarznięte jezioro, Jack dotknął powierzchni, a na niej pojawił się lód, zrobiłam to samo, po chwili Jack zapytał

 

- Od kiedy, no wiesz, masz moce

 

- Z tego co wiem od dzisiaj, dzisiaj się o nich dowiedziałam, a powiedz mi, jak było z tobą - powiedziałam patrząc na Jack'a

 

- Było to dawno, wyszedłem z siostrą na łyżwy, wszystko było dobrze do momentu, gdy lód pod jej stopami zaczął pękać, musiałem jej pomóc, była moją siostrą, zacząłem grać z nią w chopsanki, po moich trzech krokach sięgnąłem po laskę, zacząłem jej odliczać do trzech, na trzy ową laską przyciągnąłem ją do siebie, a ja sam poleciałem na jej miejsce. Kiedy wstała, zaczęliśmy się śmiać, a kilka sekund później, lód pode mną pękną, i sam wpadłem do lodowatej wody. To tyle ile pamiętam, tylko dzięki zębuszce i wspomnieniom z jej zębów, ale o tym później, bo za długo by opowiadać.

 

- Współczuję Ci - powiedziałam - Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś - zapytałam po chwili

 

- Tutaj odbył się cały wypadek - odpowiedział - niedaleko jest również miasto, więc możemy tam się udać - powiedział i się zaśmiał

 

Nagle usłyszeliśmy szelest krzaków i szaleńczy śmiech, momentalnie stanęliśmy i poszliśmy sprawdzić co tam jest, zajrzeliśmy za krzaki - nic, śmiech pojawił się znowu, tym razem za nami, szybko się odwróciliśmy i zobaczyliśmy cień, który robił się coraz większy, a wraz z tym stawało się coraz ciemniej, wraz z Jackiem obserwowaliśmy z niepokojem, nagle cień, mrok i śmiech zniknęły, od tak. Jack spojrzał na mnie porozumiewawczo, ale nie wiedziałam co się dzieje, szczerze mówiąc nie chciałam wiedzieć...

 

Perspektywa Jack'a

 

Minęło parę miesięcy od kiedy pokonaliśmy Mroka, ale najwyraźniej wrócił... Tylko jak jej to wszystko wytłumaczyć, na pewno nie będzie to proste, a może będę udawał że nic się nie stało, że tylko nam się przewidziało, albo że to nic groźnego, nie wiem, coś wymyślę, ale nie teraz.

 

- Um.. Lara, ja muszę iść, wiesz, może jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedziałem

 

- Aha, czyli teraz będziesz udawać że nic się nie wydarzyło, może przynajmniej powiedz mi co to było, albo coś, bo nie wyglądałeś na specjalnie zaskoczonego tym co się stało - wypaliła

 

- Widziałem tyle samo co ty, skąd mam wiedzieć co to było, a po prostu takich rzeczy się nie boję więc co, normalny cień- odpowiedziałem oschle

 

- Chciałabym żeby był normalny - powiedziała cicho, a ja odleciałem, udałem się wprost na Biegun Północny

 

**

 

- North!, North! Gdzie jesteś?! - krzyknąłem i podbiegłem do Sfery Snów

 

- Jack, co się stało - zapytał po chwili

 

- To on, tam był Mrok - powiedziałem szybko

 

- Jack, Mrok jest pokonany, idź się wyśpij pewnie ci się przewidziało - powiedział North

 

- Ale North, mówię prawdę! posłuchaj mnie - powiedziałem zdesperowany

 

- Jack! Nic nam nie grozi, spokojnie! - krzyknął, ale jego głos stopniowo stawał się cichszy - Jack, idź się położyć, dobrze Ci to zrobi - powiedział, a ja ostatecznie się go posłuchałem

 

Ale on tam był, czemu on mnie nie posłucha - pomyślałem, po czym usiadłem na oknie. Postanowiłem że tego tak nie zostawię, wymknąłem się przez okno i poleciałem nad jezioro

 

**

 

Będąc na miejscu, nie było już tam Lary, a las dookoła dawał uczucie że zaraz coś na mnie wyskoczy. Zacząłem iść przez jezioro tak cicho jak potrafiłem, nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk dziewczyny, szybko wzleciałem w powietrze i poleciałem w centrum krzyku, widziałem krew, dużo krwi i.. lód, przez głowę przeszła mi jedna myśl - Lara...

 

Perspektywa Lary

 

Po tym jak Jack odleciał, postanowiłam odpocząć, niestety nie trwało to długo gdyż nagle ugryzł mnie wilk, ale nie mocno, lekko. Potem pojawiła się jakaś kobieta, wysoka w czarnej sukni, jej szmaragdowo zielone oczy odbijały blask księżyca na tyle mocno że można by pomyśleć, że są one magiczne..

 

Ta kobieta zaczęła się do mnie zbliżać - bałam się, kiedy była o stopy ode mnie, krzyknęłam, ona wyciągnęła swoje ręce, wzięła mnie, złapałam się kamienia, niestety to nic nie dało, wzięła mnie i zaciągnęła dalej, straciłam przytomność...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • BeerAfterShow 18.02.2017
    Sama treść nie najgorsza jednak narracja sprawia wrażenie niezwykle dziecinnej. Bez oceny. Zobaczę co będzie dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania