I tak podziwiam Cię, że znajdujesz czas, aby tak szybko dodawać rozdziały. Sama czasem nie wyrabiam się z moim opowiadaniem, by wstawić raz na tydzień, a Ty tak szybko dodajesz.
Staram się wyrabiać z tym jak najszybciej, ale różnie to bywa. Na wstawienie takich 3 stron A4 około, czyli podobnie jak dzisiaj, potrzebuję tak od 1-2h jak za bardzo nie mam weny, plus pół na sprawdzanie. Tak więc trochę tego czasu naskrobać trzeba, a jeszcze w międzyczasie staram się pisać coś na konkursy. Ale jakoś to jest, motywuję się Waszymi komentarzami wyczekującymi xD
Angela, po Tobie chyba najbardziej widać, że lubisz młodego Jeffa :D Uroczo mi się zawsze czyta Twoje komentarze - tak jakbyś zobaczyła zupełnie innego bohatera :) Dziękuję bardzo.
Część świetna, jak zwykle:) Jeff chyba naprawdę zauroczył się w Rose, na razie podjął spontaniczną decyzję o dniu wolnym i wybraniu się na zawody, a ciekawe do czego jeszcze go to pociągnie. Świetnie się czytało o tym ich spacerze, czasie spędzonym razem na strzelnicy i o tym, jaka szczęśliwa była Rose, kiedy zobaczyła Jeffa po zawodach. Może to dlatego, że w przeciwieństwie do jej rodziców zainteresował się jej występem i pokazał, że interesuje go to, czym zajmuje się dziewczyna, że ją wspiera, a to było jej potrzebne. Na spacerze mówiła, że po zawodach po innych przyjeżdżają rodzice, a ona udaje, że jej są na innym parkingu. tym razem ktoś się zjawił i nie miało nawet wielkiego znaczenia znaczenia, że nie byli to rodzice, a Jeff. Mimo to gest chłopaka ją wzruszył. Ciekawe było ostatnie zdanie tekstu. Potwierdziło ono to, że chłopak poważnie traktuje tę relację, która zaczyna łączyć go z dziewczyną. Teraz pewnie mógłby już w pełni świadomie porozmawiać z Xavierem i nie byłby w tej rozmowie tamtym małym chłopcem, któremu mówiło się różne rzeczy, ale który nie miał jeszcze dostatecznie dużo doświadczenia, że mieć o tym jakieś pojęcie. Przez to, że sytuacja, w której znalazł się bohater jest dla niego czymś nowym, wydaje się młodszym w stosunku do obrazu dziecka, a później nastolatka, który musiał dbać o siostrę, który walczył o przetrwanie w sierocińcu, świadomie zabił rodziców i poniósł tego konsekwencje, w stosunku do jego dojrzałych myśli, racjonalnego pojmowania świata. Błędów po raz kolejny nie znalazłam. 5:)
A szczerze mówiąc, nie bez przyczyny Jeff nie musi już być taki dojrzały - przede wszystkim dlatego, że rzeczywiście dorósł i teraz nawet poważne decyzje wydają się adekwatne do wieku, a drugi czynnik... cóż, chyba można się domyślać :) Co do Xaviera, to pewnie masz rację. Szczerze mówiąc, szkoda mi bardzo, że wybył z tego opowiadania. Dzisiaj znowu taki krótki komentarz, aż mi smutno... xD Dziękuję Ci bardzo, że się wciąż tak rozpisujesz, no i brakiem błędów oczywiście jestem niezwykle uradowana :)
Rasia,mnie też szkoda, że nie ma już w opowiadaniu Xaviera, jeśli chodzi o komentarze, to ostatnio jakoś średnio mi idą i trochę mnie to martwi, dlatego mam nadzieję, że niedługo wrócę do swoich dłuższych form, choć wtedy czytania będziesz mieć więcej :D
Twój komentarz przypomniał mi coś, co napisał mi kiedyś Numizmat przy jednej z części zapałek xD "Jest tak pięknie, że tylko czekać, aż coś się spierdoli", tyle że Ty wyraziłaś to kulturalniej :) Nie należy od razu być takim pesymistą... Ale cieszę się, że udało mi się Ciebie "porwać" :)
Wcześniej nie miałam czasu komentować części, ale obiecuję poprawę :) Czytałam jednak na bieżąco i muszę ci powiedzieć jedno: To uzależnia! Już nałogowo sprawdzam co chwila czy nie dodałaś kolejnej części. Tylko ty umiesz tak oderwać od rzeczywistości, kreujesz własny świat i tylko ty masz do niego wstęp, my jedynie możemy śledzić losy i mieć nadzieję, że wszystko skończy się po naszej myśli :) Mocne 5
Och, bardzo dziękuję :) Miło mi mieć w gronie nowego czytelnika, a raczej ujawnionego. Strasznie się cieszę, że Ci się podoba i że uraczyłaś mnie takimi miłymi słowami. Pozdrawiam cieplutko :)
( W salonie słychać skrzypienie. Nagle na ścianę pada stróżka światła. Drzwi uchylają się lekkoi widać wyłaniającą się zza nich postać Morelii. Światło migocze, a za Morelią pojawia się jakiś ogromny cień... brody)
No chodźże waćpan! Ergo spokojnie, powoli, co by się znowu dama nie fochnęła!
Och, ależ ta panna humorzasta. To no przecież miała niespodziankę obiecaną, a ona nas tylko marnym fochem śmie uraczyć i jeszcze pewnie zaraz nam odwali jakąś scenkę.
Mocium panie, koncept mam, aby uspokoić zszargane nerwy. Choć waćpan na banieczkę!
Banieczkę waćpanna chcesz?! Banieczkę?! Ja proponuyę beczkę! I to naylepszego na świecie dwóyniaczka!
A tej niecney kobiecie, którą zwą Rasią, kropelka nawet się nie ostanie!
Dobrze zaiste prawisz mocium panie. Zaprawdę kraśny to pomysł. Nic tak nerwów nie ukoi jak beczka... albo i dwie! Co z kolei wcale nie przeszkadza w korzystaniu z banieczek... Choćno pan!
( Udają się w stronę dziwnego srcokomunistycznego barku, który nagle wyrósł niewiadomo skąd)
Patrzaj jeno niewiasto! Jakież to szczęście cudowne nas spotkało! Alkohol, alkohol, alkohol! Ileż alkoholu! I ani pół złamanego orena za to nie zapłacimy!
Siadaj waćpanna przy tym stole, tośmy się napiyemy i z rzeczywistości poszydzimy przy miodu szklanicy!
W takich wypadkach zawsze powtarzam waćpan: "Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba". Jeślli taka wola nieba, to zaprawdę niebiosa wiedzą, co dla nas najlepsze.
(obydwoje siadają)
Mocium panie, banieczka! Za Zapałki, co by wreszczcie zaczęły płonąć!
Ach, waćpanna! Nie wspominaj mi nawet o Zapałkach! Ileż to ja przy nich nie wycierpiałem, egzystuyąc marnie, a nie żyjąc, w oczekiwaniu na koleyną ich część! Zaprawdę powiadam Ci, moce piekielne na nas w Zapałkach czychayą!
Wypiymy za to!
Zaiste obydwoje się wycierpieliśmy. Tylko ten tam w górze wiem jakież to męki sprawiło mi czekanie na następne części po skomasowanym przeczytaniu poprzednich. Powiadam ci panie, zamęczy nas ta niewiasta tym przetrzymywaniem, tą niepewnością, tym napięciem... Ach, cóż za okropna kobita...!
Może zaiste, wtedy opisy będą tym ciekawsze... Ach, waćpan, nie zniżaymy się do takiego poziomu. Z resztą, skoro jest to wytwór jey wyobraźni, kto wie, czy nie ideał. Chociaż zapewne o te pączki chodziło...
(Morelia podsuwa też swoją)
Ach , no, waćpan, toć ja nie chciałam być tak dosadna.
( Łyka miodu, odpręża się)
Ale któż wie, któż wie, kim w rzeczywistości była rudowłosa Rose...? Tygrys na awatarze też jest rudy.
( Skula się lekko w obawie, iż zaraz skoczy na nią tygrys)
Jaki tam tygrys?! Krrrrrokodyyyyla day mi luba! Krrrrrokodyyyyylaaa!
Swoyą drogą, co waćpanna myśli o postaci Jeffa? Jak się nań zapatruje? Mi tam wielce tenże osobnik do gustu przypadł!
( Zagryza zęby na szklance i łyka)
Zaiste, przebarwna to postać, a i jakże pocieszna!
(Na stronie)
Pewnie nas waćautorka znowu zwyzywa. Ale naprawdę, powiadam, jam wielce wyczekiwała aż nasz zacny bohater zaciuka swoich jaśnie rodziców. Teraz widzę, nasza Rasia zmieniła front na taki bardziey... słodki. Ciekawam kiedy na powrót się nawróci...
(Również na stronie)
I ja waćpannie powiem w zaufaniu, iż rozdział z zabiyaniem swych rodzicieli wielce przypadł mi do gustu... doskonała konstrukcya postaci, godna polecenia i przeczytania... Co do ostatnich rozdziałów... tak czytam, czytam, ale coś za mało przemocy w nich jest... czyżby Jeff miał drugą naturę? Jakże sądzisz?
(Dalyj na stronie)
Ja ci waćpan powiem, iż myślę, że to jego pierwotna natura. Jeszcze nie zdeprawowana do cna przez historyję naszej jaśnie autorki... No i kto wie, czy aby autorka nie oddawała teyże cząstki siebie w tę postać.. Ach, masz racyję waćpan. Tylko nie głaskaj już tak tej brody. Pewnie po prostu chce się wyżyć...
Nie pozostaye nam nic więcej, jak tylko czekać, aż Jeff po raz koleyny zatopi swoje wampirze kły w koleynej ofierze. A zrobi to, być tego pewny mogę!
A więc uważasz waćpanna, że autorka zawarła siebie w postaci Jeffa... czy to znaczy, iż powinniśmy się jej obawiać?
(Dopija duszkiem miód, po zerknięciu na machayącą kłakiem brodę i dolewa jeszcze)
Waćpanie, zgadzam się z panem w całej pana kłaków rozciągłości. Zatopi, aj zatopi. Tak myślę waćpan, iż na jaśnie naszą wielce oświeconą atorkę trzeba szalenie uważać, jak na każdego wielkiego pisarza, zgodzi się waćpan ze mną, nieprawdaż? Bo niby skąd mocium panie, było to nagłe, ładne, grzecnie skierowane w naszą stronę zaproszenie do jey domu...?
(Nalewa miodu do szklanicy po brzegi i zamacza w nim brodę, aby i ona się napoiła)
Racya! Nie pomyślałem o tym, a przecież w każdym z nas, to jest w każdym pisarzu, kryje się swoisty instynkt morderczy, który każe eliminować konkurencyę! Całe szczęście, żeśmy z zaproszenia nie skorzystali, bo biada nam, biada!
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie, co to będzie?!
(Patrzy, krzywiąc się jak miód wsiąka w kłaki brody, po czym wyciąga zza pazuchy szklaną buteleczkę z przeżroczystą cieczą i dolewa do miodu, kontynuując picie)
Principo, to skąd ta dziwna niewiasta się tu wzięła i z jakiey racyji śmie wyśmiewać naszą jakże kulturalną rozmowę. Jaśnie panie, co się z tym dzisieyszym światem podziało. Co się tu wyprawia. Na jakiey sztuce, nawet najgorzyj, masłowowskiej można się tak zachowywać?!
A wracayąc do rozmowy mocium panie i odpowiadając na pytanie. Co to będzie? Zbrodnia to niesłychana, pani zabiła pana waćpanie... I jeszcze myśli jaśnie oświecona autorka, iż to jey oddajemy czas. Toż my przecież sobye przyjemność sprawiamy rozkoszuyąć się alkoholem, jego oparami i jakże kulturalną rozmową.
Ach, no i my wszyscy psychopaci, my pisarze, ale niektórzy znają granicę. Ty waćpan trzymasz w szafie martwe kurtyzany, ja morduyę nauczycieli, znamy granice waćpan, granice kultury pisarskiej!
(Łyka napój do końca i dolewa ponownie wraz z przeźroczystą cieczą)
(wącha miód, do którego dolała przezroczystej cieczy i krzywi się)
Aj pani autorko! Cóż to tam dodałaś? Absynt, byśmy ślepi byli, jak Homer?
Co do przerywania... szalenie to niekulturalne, żeby w trakcie trwania sztuki przerywać ją swoimi docinkami! Hańba! Hańba komentującemu!
(z podłogi wychodzi głowa suflera, który upomina gadających na widowni)
Co do rozmowy... cóż pani zabiłaby nie tylko pana ale i panią! Toż to dopiero zbrodnia nad zbrodniami! O pomstę do nieba wołająca! Szczęście całe, żeśmy się w porę odpowiednią ocknęli!
A szczęście jeszcze większe, że przy tak zacnym dwójniaczku, jak tenże tutaj!
Nie wiem jak Ty waćpanno, ale ja to o swoje plecy obawiać się zaczynam, coby jakaś Rasia się za nimi nie poywaiła i mnie nie zabiła!
Toż to ja właśnie mocium panie dlatego z absyntu korzystam, co by rozdzieranie maczetą pleców mniey bolało.
No i ja? Polskość we mnie płynie, mocium panie. Byle absynt z miodem mnie nie oślepi! Ja nie Grek!
(Łyka)
Ach, no i wreszcie ten sufler piyak się na coś przydał. Rozwydrzona widownia naszego wieku, mocium panie... Skąd myśmy się w ogóle w tym wieku wzięli?
Ale w tej drugiej beczce to trójniaczek?
Lepiej! Półtoraczek!
(podchodzi do beczki i otwiera ją, nalewając sobie do szklanicy)
Wybacz, ale nie ufam Twym absyntom, waćpanno... wolę czysty miód. Moja broda także!
A co do maczet w plecach... słyszałem, że autorka Rasią zwana zamówiła prosto z Krakowa naynowszy model! Pięć setek sztuk!
To już wiem, skąd te ciągłe szarże dresowej brygady po moim blokiem. Ach, oj dobrze waćpanie żem się w porę strzelać nauczyła. W razie czego mogę ci mocium panie szpady mej kochanej Artemizy użyczyć.
(Wyciąga tabakierkę z Napoleonem, wciąga tytoń, po czym popiya swoim koktaylem)
Ach, jak dobrze. Może się waćpan skusi na tabaczkę? Nasza polska, prosto z Częstochowy.
Tabakiera z samym Napoleonem? Jakże ja mógłbym nie pociągnąć!
(bierze tabakę i wciąga, popijając swoim czystym jak łza półtorakiem)
Za Artemizę dziękuję, bo oto w mej dłoni szabla - pani Kowalska, którą to pewnemu półgłówkowi Kowalskiemu zabrałem, w kości z nim grając... dobra szabla, maczetę wytrzyma!
A w razie czego to i kosę mam! Zabrałem kiedyś kobiecinie jakiejś, co to przyszła do mnie w czarny płaszcz ubrana. Chuda była taka i coś o śmierci mówiła, tom ją wygonił miotłą za próg i kosę jeszcze zabrałem, coby krzywdy sobie nie uczyniła!
Prawda, że przepiękna. Dostałam go od jegomości, który przenocował u mnie, będąc w jakiejś długiej podróży. Soplica się zwał. Mi się to odrazu z ognistą wodą bogów skoyarzyło, ale niestety jey przy sobie nie miał. Za to tabakierkę mi dał. Zaiste dobry człowiek to był, ale słyszałam, że niedługo potem mu się zeszło. Czuway Boże nad jego duszyczką.
(Robi znak krzyża)
Ja waćpan powiem ci, że za gorsetem zawsze noszę, tak na wszelki słuczay, motykę naostrzoną pięknie, niczym katana. Zabrałam ją takiemu chłopu, co mi chałupę z resztą jakiegoś motłochu próbował podpalić. Nie jestem pewna, cóż to za nędzny człowieczyna był, ale ten jego motłoch krzyczał:"Kubuś! Szela, daway!". No, ale i on długo nie pożył. Pchnęłam go na chochoła, to się skurczybykowi zmarło od kolców róży. No cóż, taka koley rzeczy, ważne mi się coś z tego ostało.
Chochoła?! Toż to mój stary znajomy jest! Od lat żeśmy się nie widzieli!
(głos Chochoła zza sceny - ,,Kto mnie wołał? Czego chciał?")
Och! Wydawało mi się, że go słyszę... a może to ta tabaka tak na mnie zadziałała? Sam nie wiem...
Waćpanno! Mój Boże! Wymyśliłem coś!
Jak myślisz, skąd tutaj alkohol? I to darmowy? Co jeśli to Rasia go tutaj dała i otruła?
Biada nam, biada! I Chochoł przybył!
(na scenie pojawia się Chochoł)
I ta staruszka, co to o śmierci mówiła i com jej kosę zabrał!
(na scenę wchodzi śmierć, bez kosy)
Waćpanie uspokóy się pan. Łyknij pan absynta na odtrutkę. Ja zwid nie mam, panie. Faktycznie coś musiała dodać. No już, łykay pan!
(Podaje buteleczkę z ognistą wodą)
No, a teraz powiedz mi waćpan, jakżeś ocenił te Zapałki? Bo szczerze mówiąc, mocium panie, to ja bladego poyęcia nie mam, coż tam wcisnęłam. Za duża ta skala, za dużo pączków tam było. 2...? 1..? Ach, do czorta panie! Ni cholery nie pamiętam. Mam tylko nadzieję, iż pięciu nie wcisnęłam, bo za te fochy...! Za ten zatruty alkohol...! I za to przeszkadzanie w sztuce, to tylko nagana! Zgodzisz się chyba, waćpan?
(bierze buteleczkę z wodą i pije)
Mam nadzieję, że ta trucizna mi wzroku nie zmydliła i żem 1 dał za to opowiadanie! Rozczarowałem się całkowicie... pączki zaraz po morderstwie? I róża?! Gdzie jest stary, dobry Jeff... no gdzie?!
Gdzieeeeeeee...
(pada bez przytomności na ziemię. Zbliża się do niego śmierć, ale jeszcze żywa broda odgania ją)
To waćpan Polak jest czy Grek?!
(Zabiera leżącemu buteleczke, chwyta go za kłaki brody i podnosi)
Mocium panie, poprawie pana pytanie. A gdzie do nayjaśniejszej anielki jest wysrośnięty, nowy Jeff? Tuszę, iż niedługo nam się obyawi. Ale nie wiem, czy to ten absynt działa na mnie tak kłamobójczo, ale chyba żem kontent nawet była, czytayąc to, bo mi się tu pod skalą zacne, złośliwie patrzące pięć jawi. Mocium panie cożem ja narobiła. Ja.. Głupia niewiasta... Ach...
(Kończy buteleczkę duszkiem)
Waćpanno, jam nie od Twej wody ognistej padł, a od trucizny zdradzieckiej, która to kazała mi 5 dać tej okropnej Autorce! Pięć a nie jeden! Hańba! Mam nadzieję, że chociaż w późniejszych częściach wróci ten Jeff, którego kochamy!
Ratujcie mój honor! Brodo, pomocy!
(wkłada całą głowę do beczki i pije cały będący w niej miód)
Och, już mi lepiej... już jestem sobą... tylko to 5 nadal zostało, hańbiąc me dobre imię!
Oby stary Jeff wrócił, bo inaczej... inaczej to z szabelką przyjdę i poproszę o to grzecznie Autorkę!
(Odchodzi ze sceny, tańcząc z Chochołem i Śmiercią)
(Idzie w strone wyjścia, ale okazuye się, iż brodacz w pośpiechu zatrzasnął za sobą drzwi)
Aż, do kroćset diabłów!
(Wywiya po kolei wszystkie warstwy sukni przy dekolcie)
Jedna.. Ach.. druga, trzecia, czwarta...Jest!
(Dociera do gorsetu, wyymuye motykę, obciosuye drzwi i z trudem wychodzi, wyłamuyąc zawias)
KURTYNA ZAPADA, ŚWIATŁO GAŚNIE
W ciemności słychać tylko klęcie suflera, którzy burczy pod nosem:
Cholerni alkoholicy! Wszystko wypili! Nawet kropli nie zostawili po sobie! Niech ich cholera!
KONIEC
(ze specjalną dedykacją dla naszej Wielkiej Rasi, oraz z drobniejszymi dla wszystkich, którzy czytają jej dzieła)
Jeszcze raz dzięki, że tyle czasu poświęciliście na tę sztukę xD Za drobne dogryzki i komplementy też, bardzo mi miło, że zrobiliście taką niespodziankę i tak polubiliście tę serię oraz postacie. Strasznie się cieszę, pocieszne z Was istotki, choć trochę mnie speszyliście ;p Ale tak na marginesie... nie jestem ruda :))
Ale w sumie przyznam Wam szczerze, że nawet wzruszyła mnie ta Wasza sztuka, jeszcze nigdy nikt nic takiego dla mnie nie napisał i to w takim pozytywnym tonie :)
O-MÓJ-BOŻE! Cały czas śledzę tę Waszą dyskusyję i pękam ze śmiechu xD Uosobiliście mnie z mordercą :( Wasza niespodzianka jest wielce... urocza, ale jakże złośliwa xD Prawie jak śmieszne prezenty na urodziny xd Dzięki, że poświęciliście na to tyle czasu, że byłam go tyle warta xD
Komentarze (108)
No chodźże waćpan! Ergo spokojnie, powoli, co by się znowu dama nie fochnęła!
Mocium panie, koncept mam, aby uspokoić zszargane nerwy. Choć waćpan na banieczkę!
A tej niecney kobiecie, którą zwą Rasią, kropelka nawet się nie ostanie!
( Udają się w stronę dziwnego srcokomunistycznego barku, który nagle wyrósł niewiadomo skąd)
Siadaj waćpanna przy tym stole, tośmy się napiyemy i z rzeczywistości poszydzimy przy miodu szklanicy!
(obydwoje siadają)
Mocium panie, banieczka! Za Zapałki, co by wreszczcie zaczęły płonąć!
Wypiymy za to!
(podnosi kielich w toaście i pije)
(rubaszny śmiech, przerywany toastem)
(Poważnieje i nalewa szklanicę miodu)
Ach , no, waćpan, toć ja nie chciałam być tak dosadna.
( Łyka miodu, odpręża się)
Ale któż wie, któż wie, kim w rzeczywistości była rudowłosa Rose...? Tygrys na awatarze też jest rudy.
( Skula się lekko w obawie, iż zaraz skoczy na nią tygrys)
Swoyą drogą, co waćpanna myśli o postaci Jeffa? Jak się nań zapatruje? Mi tam wielce tenże osobnik do gustu przypadł!
(Znów pije)
Zaiste, przebarwna to postać, a i jakże pocieszna!
(Na stronie)
Pewnie nas waćautorka znowu zwyzywa. Ale naprawdę, powiadam, jam wielce wyczekiwała aż nasz zacny bohater zaciuka swoich jaśnie rodziców. Teraz widzę, nasza Rasia zmieniła front na taki bardziey... słodki. Ciekawam kiedy na powrót się nawróci...
I ja waćpannie powiem w zaufaniu, iż rozdział z zabiyaniem swych rodzicieli wielce przypadł mi do gustu... doskonała konstrukcya postaci, godna polecenia i przeczytania... Co do ostatnich rozdziałów... tak czytam, czytam, ale coś za mało przemocy w nich jest... czyżby Jeff miał drugą naturę? Jakże sądzisz?
Ja ci waćpan powiem, iż myślę, że to jego pierwotna natura. Jeszcze nie zdeprawowana do cna przez historyję naszej jaśnie autorki... No i kto wie, czy aby autorka nie oddawała teyże cząstki siebie w tę postać.. Ach, masz racyję waćpan. Tylko nie głaskaj już tak tej brody. Pewnie po prostu chce się wyżyć...
Nie pozostaye nam nic więcej, jak tylko czekać, aż Jeff po raz koleyny zatopi swoje wampirze kły w koleynej ofierze. A zrobi to, być tego pewny mogę!
A więc uważasz waćpanna, że autorka zawarła siebie w postaci Jeffa... czy to znaczy, iż powinniśmy się jej obawiać?
(pije miód)
Waćpanie, zgadzam się z panem w całej pana kłaków rozciągłości. Zatopi, aj zatopi. Tak myślę waćpan, iż na jaśnie naszą wielce oświeconą atorkę trzeba szalenie uważać, jak na każdego wielkiego pisarza, zgodzi się waćpan ze mną, nieprawdaż? Bo niby skąd mocium panie, było to nagłe, ładne, grzecnie skierowane w naszą stronę zaproszenie do jey domu...?
Racya! Nie pomyślałem o tym, a przecież w każdym z nas, to jest w każdym pisarzu, kryje się swoisty instynkt morderczy, który każe eliminować konkurencyę! Całe szczęście, żeśmy z zaproszenia nie skorzystali, bo biada nam, biada!
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie, co to będzie?!
Principo, to skąd ta dziwna niewiasta się tu wzięła i z jakiey racyji śmie wyśmiewać naszą jakże kulturalną rozmowę. Jaśnie panie, co się z tym dzisieyszym światem podziało. Co się tu wyprawia. Na jakiey sztuce, nawet najgorzyj, masłowowskiej można się tak zachowywać?!
A wracayąc do rozmowy mocium panie i odpowiadając na pytanie. Co to będzie? Zbrodnia to niesłychana, pani zabiła pana waćpanie... I jeszcze myśli jaśnie oświecona autorka, iż to jey oddajemy czas. Toż my przecież sobye przyjemność sprawiamy rozkoszuyąć się alkoholem, jego oparami i jakże kulturalną rozmową.
Ach, no i my wszyscy psychopaci, my pisarze, ale niektórzy znają granicę. Ty waćpan trzymasz w szafie martwe kurtyzany, ja morduyę nauczycieli, znamy granice waćpan, granice kultury pisarskiej!
(Łyka napój do końca i dolewa ponownie wraz z przeźroczystą cieczą)
Aj pani autorko! Cóż to tam dodałaś? Absynt, byśmy ślepi byli, jak Homer?
Co do przerywania... szalenie to niekulturalne, żeby w trakcie trwania sztuki przerywać ją swoimi docinkami! Hańba! Hańba komentującemu!
(z podłogi wychodzi głowa suflera, który upomina gadających na widowni)
Co do rozmowy... cóż pani zabiłaby nie tylko pana ale i panią! Toż to dopiero zbrodnia nad zbrodniami! O pomstę do nieba wołająca! Szczęście całe, żeśmy się w porę odpowiednią ocknęli!
A szczęście jeszcze większe, że przy tak zacnym dwójniaczku, jak tenże tutaj!
Nie wiem jak Ty waćpanno, ale ja to o swoje plecy obawiać się zaczynam, coby jakaś Rasia się za nimi nie poywaiła i mnie nie zabiła!
No i ja? Polskość we mnie płynie, mocium panie. Byle absynt z miodem mnie nie oślepi! Ja nie Grek!
(Łyka)
Ach, no i wreszcie ten sufler piyak się na coś przydał. Rozwydrzona widownia naszego wieku, mocium panie... Skąd myśmy się w ogóle w tym wieku wzięli?
Ale w tej drugiej beczce to trójniaczek?
(podchodzi do beczki i otwiera ją, nalewając sobie do szklanicy)
Wybacz, ale nie ufam Twym absyntom, waćpanno... wolę czysty miód. Moja broda także!
A co do maczet w plecach... słyszałem, że autorka Rasią zwana zamówiła prosto z Krakowa naynowszy model! Pięć setek sztuk!
(Wyciąga tabakierkę z Napoleonem, wciąga tytoń, po czym popiya swoim koktaylem)
Ach, jak dobrze. Może się waćpan skusi na tabaczkę? Nasza polska, prosto z Częstochowy.
(bierze tabakę i wciąga, popijając swoim czystym jak łza półtorakiem)
Za Artemizę dziękuję, bo oto w mej dłoni szabla - pani Kowalska, którą to pewnemu półgłówkowi Kowalskiemu zabrałem, w kości z nim grając... dobra szabla, maczetę wytrzyma!
A w razie czego to i kosę mam! Zabrałem kiedyś kobiecinie jakiejś, co to przyszła do mnie w czarny płaszcz ubrana. Chuda była taka i coś o śmierci mówiła, tom ją wygonił miotłą za próg i kosę jeszcze zabrałem, coby krzywdy sobie nie uczyniła!
(Robi znak krzyża)
Ja waćpan powiem ci, że za gorsetem zawsze noszę, tak na wszelki słuczay, motykę naostrzoną pięknie, niczym katana. Zabrałam ją takiemu chłopu, co mi chałupę z resztą jakiegoś motłochu próbował podpalić. Nie jestem pewna, cóż to za nędzny człowieczyna był, ale ten jego motłoch krzyczał:"Kubuś! Szela, daway!". No, ale i on długo nie pożył. Pchnęłam go na chochoła, to się skurczybykowi zmarło od kolców róży. No cóż, taka koley rzeczy, ważne mi się coś z tego ostało.
(głos Chochoła zza sceny - ,,Kto mnie wołał? Czego chciał?")
Och! Wydawało mi się, że go słyszę... a może to ta tabaka tak na mnie zadziałała? Sam nie wiem...
Waćpanno! Mój Boże! Wymyśliłem coś!
Jak myślisz, skąd tutaj alkohol? I to darmowy? Co jeśli to Rasia go tutaj dała i otruła?
Biada nam, biada! I Chochoł przybył!
(na scenie pojawia się Chochoł)
I ta staruszka, co to o śmierci mówiła i com jej kosę zabrał!
(na scenę wchodzi śmierć, bez kosy)
(Podaje buteleczkę z ognistą wodą)
No, a teraz powiedz mi waćpan, jakżeś ocenił te Zapałki? Bo szczerze mówiąc, mocium panie, to ja bladego poyęcia nie mam, coż tam wcisnęłam. Za duża ta skala, za dużo pączków tam było. 2...? 1..? Ach, do czorta panie! Ni cholery nie pamiętam. Mam tylko nadzieję, iż pięciu nie wcisnęłam, bo za te fochy...! Za ten zatruty alkohol...! I za to przeszkadzanie w sztuce, to tylko nagana! Zgodzisz się chyba, waćpan?
Mam nadzieję, że ta trucizna mi wzroku nie zmydliła i żem 1 dał za to opowiadanie! Rozczarowałem się całkowicie... pączki zaraz po morderstwie? I róża?! Gdzie jest stary, dobry Jeff... no gdzie?!
Gdzieeeeeeee...
(pada bez przytomności na ziemię. Zbliża się do niego śmierć, ale jeszcze żywa broda odgania ją)
(Zabiera leżącemu buteleczke, chwyta go za kłaki brody i podnosi)
Mocium panie, poprawie pana pytanie. A gdzie do nayjaśniejszej anielki jest wysrośnięty, nowy Jeff? Tuszę, iż niedługo nam się obyawi. Ale nie wiem, czy to ten absynt działa na mnie tak kłamobójczo, ale chyba żem kontent nawet była, czytayąc to, bo mi się tu pod skalą zacne, złośliwie patrzące pięć jawi. Mocium panie cożem ja narobiła. Ja.. Głupia niewiasta... Ach...
(Kończy buteleczkę duszkiem)
Ratujcie mój honor! Brodo, pomocy!
(wkłada całą głowę do beczki i pije cały będący w niej miód)
Och, już mi lepiej... już jestem sobą... tylko to 5 nadal zostało, hańbiąc me dobre imię!
Oby stary Jeff wrócił, bo inaczej... inaczej to z szabelką przyjdę i poproszę o to grzecznie Autorkę!
(Odchodzi ze sceny, tańcząc z Chochołem i Śmiercią)
Aż, do kroćset diabłów!
(Wywiya po kolei wszystkie warstwy sukni przy dekolcie)
Jedna.. Ach.. druga, trzecia, czwarta...Jest!
(Dociera do gorsetu, wyymuye motykę, obciosuye drzwi i z trudem wychodzi, wyłamuyąc zawias)
W ciemności słychać tylko klęcie suflera, którzy burczy pod nosem:
Cholerni alkoholicy! Wszystko wypili! Nawet kropli nie zostawili po sobie! Niech ich cholera!
KONIEC
(ze specjalną dedykacją dla naszej Wielkiej Rasi, oraz z drobniejszymi dla wszystkich, którzy czytają jej dzieła)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania