Poprzednie częściZanim zgaśnie: Rozdział 1

Zanim zgaśnie: Rozdział 2

Lekki powiew chłodnego wiatru otarł twarz idącego przez zaspy śniegu Alana. Śnieg skrzypiał za każdym krokiem wojskowych desantów, zostawiając za sobą ślady wypadu na zewnątrz. Mógł nacieszyć się świeżym powietrzem, którego brakowało w schronie. W całym kompleksie powietrze było gorące i duszne od pracujących co prawda oszczędnie, pieców. Każde wyjście na niebezpieczną przestrzeń dawało okazję by odetchnąć. Trzeba było się liczyć z występującymi w nowym świecie zagrożeniami. Jedne z nich to temperatura, która wymagała noszenia ciepłej odzieży. W najzimniejsze dni termometr pokazywał -45, temperatura -36 była dla nowych ludzi przystosowanych już do obecnych warunków jak lato, którego już nigdy nie doświadczą.

Szedł zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj. Było to spowodowane nie zabraniem całego ekwipunku na wyprawę. Miał ze sobą jedynie dwa magazynki amunicji 9x19 mm do swojego najwierniejszego kompana każdej wyprawy MP 40 oraz odpowiedni ubiór. Na plecach przylegał pusty plecak z torbą w środku, tą samą w której powędrował do schronu w tamtym dniu. Wiedział, że na taki dystans w tej okolicy nie będzie nic więcej mu potrzebne. Zbliżał się do osiedla domków jednorodzinnych, w którym jako chłopiec dorastał. Nie była to typowa sentymentalna podróż. Głównym celem były pozostawione tam rzeczy, które mogłyby się przydać w codziennej walce o przetrwanie. Z opowiadań żołnierzy, którzy jako pierwsi udali się na zewnątrz, że większość domów wygląda na zniszczoną. Najczęściej te które w pospiechu swoich lokatorów nie zostały zamknięte. Miał nadzieję, że jego własny dom, a raczej budynek, w którym 6 lat temu mieszkał nie został splądrowany. Pamiętał dobrze, że według poleceń rodziców wpajanych od małego zamknął drzwi wraz z furtką. Przez cały ten czas miał przy sobie klucze do niego. Dobrze wiedział iż nadejdzie dzień powrotu do rodzinnego gniazda by wynieść z niego wszystko co się da.

Wygląd okolicy, który pamiętał zdecydowanie różnił się od tego co zastał. Wybite szyby, porozbijane samochody przy wyjeździe na główną ulicę osiedla i do tego ślady krwi ciężko widoczne na pierwszy rzut oka pod domami. Nie mógł zrozumieć dlaczego dopiero teraz zdecydował się na podróż w ten rejon. Powinien iść przy pierwszej okazji, ale coś go powstrzymywało. Nie pozwalało obrać kursu. Mimo iż to nie jego pierwsze wyjście na zewnątrz, zawsze sprytnie omijał drogę prowadzącą na osiedle. Chociaż nie czuł do tego miejsca żadnej nostalgii, ponieważ większość czasu mieszkał u dziadków lub w wynajmowanych mieszkaniach z matką na około dwa miesiące. Próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie, lecz zawsze kończyło się to zajęciem inną rzeczą niezwiązaną z tematem. Prawdą było to, że bał się przeszłości. Wszystko co działo się w dawniej , co go raniło, doprowadzało do szaleństwa i rozpaczy zostawił za sobą w dniu zagłady ludzkości za pancernymi drzwiami szczelnie izolującymi od nowego świata. Myślał, że to będzie dla niego nowa szansa by zacząć od zera. Kompletnie nowe życie, jak się później okazało był w błędzie. Demony przeszłości nie dawały zamieść się pod dywan. Bał się powrotu, i tego co może go zastać. Czy powita go mocny zapach bimbru czy może odgłos codziennie włączonego telewizora. Żyło mu się o wiele łatwiej ze świadomością o śmierci własnej rodziny. Nie musiał zaprzątać sobie głowy pytaniem „Czy żyją i gdzie są”. Bardziej obchodziło go czy jego kolekcja książek i historii obrazkowych przetrwała.

Podjazd nie wyglądał na zniszczony w przeciwieństwie do innych. Furtkę otworzył w widowiskowy sposób, silnym wyważeniem rodem z gry na konsole o zimnej wojnie i zoombie w Pentagonie. Efektowość wyważenia furtki opierała się na niedużym koszcie siły i dystansie z jakim furtka powędrowała na kamienną posadzkę pokrytą śniegiem, ponieważ zamek i zawiasy zdążyły już dawno zamarznąć i zardzewieć bez zabiegu konserwacji. Z drzwiami już nie była tak łatwo, Zamek z Gerdy wytrzymał niesprzyjające warunki pogodowe. Udowadniając tym samym swoją cenę. Klucz został włożony delikatnie w zamek, a następnie przekręcony.

- Raz… Kurwa! – Powiedział do siebie chłopak zaciskając zęby ze złości.

Kluczyk nie chciał przekręcić się drugi raz, co spowodowało przyspieszenie tętna i użycia wulgaryzmu. Lekko wyjął kluczyk po czym znowu spróbował.

- Uff, całe szczęcie.

W domu unosiła się lekka woń farby i zgniłych owoców. Ściany były popękane, a część powieszonych obrazków zdążył pospadać. Zdawało się, że temperatura w domu była jeszcze bardziej niższa niż na zewnątrz. Idealnie odpowiadało to atmosferze, która tam panowała za czasu swojej świetności. Wnętrze nie wyglądało na splądrowane, a tym bardziej nie widniały ślady czyjejś obecności. Mimo wszystko odbezpieczył broń i począł sprawdzać. Na pierwszy remanent poszła kuchnia. Upewnił się jeszcze raz o swojej samotności w budynku. Położył pistolet blisko siebie na podłodze zdjął z pleców plecak i wyjął z niego torbę. Wyjmował z szafek konserwy, alkohol, jedzenie mrożone, chemie, wszystko co mogło mieć jeszcze aktualną datę przydatności lub nie zaszkodzić w znacznej mierze układowi pokarmowemu człowieka. Nie przeszukiwał salonu, postanowił sprawdzić jeszcze górne piętro, strych, a na końcu piwnicę. Góra nie różniła się stanem od poprzedniego poziomu. Zostawił torbę pomiędzy pokojami, tym razem mając automat zabezpieczony, przewieszony na plecach. Z garderoby zabrał ubrania nadające się do wymiany lub własnego użytku. Musiał brać tylko najlepiej zachowane, gdyż torba z plecakiem zaczęły się stopniowo zapełniać. Niestety kosmetyki na których znalezienie się spodziewał nie były zdatne do użycia, ale nie można tego powiedzieć o papierze toaletowym, którego znalazł ponad 35 rolek. Za papier toaletowy można było kupić dość dużo różnorodności poczynając od używek po jedzenie. Starano się go oszczędzać na potęgę, lecz i tak jego ilość malała prawie tak samo oszczędzając co najwyżej około 12 sztuk rolek. Przy łącznej populacji Scyzora to naprawdę niewiele.

-Dobra, papier jest, ubrania są, jedzenie jest to chyba wszystko stąd?- mruczał pod nosem Alan starając się sprawdzić staranność swojego przeczesywania. Wtem przypomniało mu się o swoim własnym pokoju. Dość niedorzeczne jest zapomnienie o własnym azylu, oazie spokoju i odpoczynku, o swojej lisiej norce. Nie można zapomnieć o własnej przystani, gdyby nią jeszcze była.

Po wejściu do niego, Alana przeszło dziwne uczucie. Radość i smutek zarazem, miał ochotę uśmiechnąć się płacząc, przy tym upaść na kolana. Nie czuł nic takiego od lat. Nie widział co się z nim dzieje. Czy to może być tęsknota za dawnym życiem, które w skutek trzeciej wojny światowej przepadło na wieki. Tylko, że on nie lubił tamtego życia wręcz nienawidził. Jak można było tęsknić za życiem, w którym każde twoje marzenie jest niszczone, zawsze jesteś na końcu, wszyscy uważają cię za zero. To tak jakby być więźniem obozu koncentracyjnego i tęsknić za pracami w nim. A może jednak coś było takiego za czym mógł naprawdę tęsknić, ale na chwile obecną nie wiedział co to mogło być. Chcąc zniwelować uczucia jakie wywołała wizyta w pokoju, jakby nigdy nic wziął komiks z półki i padł wraz z nim na czarną kanapę. Zupełnie zapominając o realiach w jakich się znajduje oraz zasadach obowiązujących wychodzącego na zewnątrz człowieka. Zasady te gwarantowały przeżycie i większą szansę na uniknięcie obrażeń. Mówił o zachowaniu zimnej krwi w kryzysowej sytuacji, nierozpraszanie się, pamiętanie o zabezpieczeniu terenu itp. Alan co prawda w trakcie swoich testów bojowych zawsze o nich pamiętał i surowo przestrzegał bardziej niż biblijne przykazania, ale to nie był test. Trzymał w rękawiczkach komiks w formie zeszytu, które zbierał nie zważając na koszty, które wynosiły około 5 zł. Historia przedstawiona w relikcie kultury narracji obrazkowej opowiadała o przygodzie pewnego faceta, który w barze zadarł z niewłaściwą osobą. Przez całe 32 strony uciekał przed nim unikając wiele razy śmierci oraz wykorzystując swoich wrogów w obronie przed adwersarzem. W trakcie ucieczki wymyślił sposób na unieszkodliwienie oponenta i w widowiskowy dla czytelnika sposób zrobił to. Po 12 minutach obcowania z lekturą zamknął komiks. Znowu poczuł jak to jest mając problem coś przeczytać innego niż tylko instrukcje i poradniki. Całe wcześniejsze uczucie przeminęło, pozwalając na powrót do rzeczywistości. Nie chcąc znowu popaść w to samo zaczął przeszukiwać pokuj. Udało się znaleźć maskę przeciwgazową MC-1 z trzema filtrami, czarne ochraniacze wojskowe kupione w demobilu. W szafie znalazł także desanty rozmiar 42, niestety nie miał sposobności na sprawdzenie czy nadal pasują. Grzebiąc dalej odnalazł nawet dwie kabury na magazynki pistoletowe, jak na były pokuj 16 latka to i tak niewiele. Jego rówieśnicy, którzy interesowali się ASG mieli w domach po kilka modeli broni ASG, kamizelek taktycznych i wiele innych sprzętów militarnych, więc jego kolekcja była niczym w porównaniu do innych jeżeli można ją nazwać kolekcją. Po zapakowaniu rzeczy, zostało mu jeszcze trochę miejsca w torbie, a plecak był już pełny. Wiedział, że musi zostawić jeszcze miejsce na rzeczy z piwnicy. Planował z niej zabrać narzędzia, części, może jakieś konserwy jeżeli takowe tam są. Chciał jednak zabrać w to miejsce kilka książek i komiksów, jednak uczynienie tego mogło by spowodować iż zasoby znajdujące się jeszcze w tym domu nie zostaną zabrane, na co nie mógł sobie pozwolić. To nie jest sklep gdzie możesz odłożyć dany produkt i potem wrócić po niego, bo ktoś inny go zabierze.

- Cholera, a gdyby tak…- powiedział z nadzieją w głosie spoglądając na szafę. Pod stertą rupieci odnalazł niebieskie pudełko kartonowe.

Nie mogąc zabrać swoich skarbów postanowił je ukryć w tym pudełku i gdzieś schować, tam gdzie nikt ich nie znajdzie i wrócić po nie. Nawet gdyby jakimś cudem ktoś odnalazł pudełko, zawartość nie byłaby interesująca dla przeciętnego człowieka Nowych Kielc. Uradowany Alan począł wyjmować z pudełka teczki w których trzymał rysunki, tworzenie ich porzucił w wieku 14 lat, jak sam stwierdził nie ma talentu. Na dnie odnalazł obiekt zawinięty starannie w folię. Powoli wyjął obiekt i odpakował go odsłaniając jego kształt. Był to pluszowy kucyk z serialu dla dzieci, który wbrew oczekiwaniu twórców przyciągnął do telewizorów starszą widownię. Pamiętał dzień w którym go kupił. Na konwencie fantastyki od krawca, szyjącego owe pluszami. Kolory przez lata utraciły swoje barwy pokrywał je kusz, sprawiając iż wyglądał jak szary szmaciak. Nie zastanawiając się ani chwili rozsunął wojskową kurtkę i schował kucyka w lewą wewnętrzną kieszeń. Czuł, że jakiemuś dziecku ze schronu może być miło otrzymując teki prezent. Niestety tego samego nie mógł powiedzieć o książkach i komiksach. Prawie nikt nie sięgał po historie fabularne, bardziej pożądane były podręczniki, poradniki czy instrukcje. Chociaż było kilka osób lubiących poświęcić czas na oderwanie się od codziennej brudnej, zimnej, szarej rzeczywistości. Tego typu postawy zachęcające były negowane przez dyktaturę wojskową będącą jedyną formą władzy państwowej, która przetrwała. Nie była zła w porównaniu do tej z kart historii. Zabraniano głównie propagowaniu zachowań jak to określał oficer Martyniuk „anty wojskowych”. Zaliczał do nich czynności niezwiązane z dążeniem po przetrwania gatunku ludzkiego a przede wszystkim narodu polskiego. Kultura była na drugim miejscu, podstawą było przetrwanie ponad wszystko.

Dźwięk tłuczonej szyby wytrącił chłopaka. Odgłos dobiegał z kuchni. Odbezpieczył pistolet maszynowy i zostawiając na środku pokoju pudełko z niedopakowanymi reliktami tamtego świata, przeszedł cicho do schodów przysłuchując się krokom. Istota która rozbiła szybę poruszała się na dwóch kończynach dość ociężale. Był przygotowany, na ewentualny kontakt z wrogiem ale ku swojemu zdziwieniu kroki powędrowały do piwnicy. Sam nie chciał walczyć na schodach, ponieważ mogło to grozić upadkiem. Piwnica też nie była lepszym miejscem, ciemność królująca tam byłaby złym elementem strategicznym. Musiał mieć na uwadze również to, iż nie wiedział z czym ma do czynienia. Czy to człowiek, czy coś gorszego. Zdziwił go fakt iż włamywacz nie zainteresował się mokrymi śladami zostawionymi przez swoje buty. To wykluczyło człowieka, gdyż każdy myślący od razu spostrzegł po tym, że w przeszukiwanym budynku ktoś jest. Kroki na dół ustały, zmieniły się w głuchy odgłos walenia w zamknięte drzwi. Piwnica przed wojną była zamykana na klucz ze względu na szczury, które mogły się przedostać do mieszkalnej części. Istota nie wiedziała, że klucz znajduje się w zamku drzwi, więc kontynuowała uderzanie. Po około 6 uderzeniach zrobiło się cicho po to by nagle usłyszeć wyłamujące się drzwi, które prawdopodobnie zostały zniszczone silnym jednorazowym uderzeniem z niewielkiego rozpędu. Były mieszkaniec domu przełknął ślinę i delikatnie stąpając po schodach szedł na dół na spotkanie z nieuchronnym. Wyjął z kieszeni żarówkę LED na czoło, znalezioną w pokoju. Mogła mu się przydać oświetlając przyszłe pole starcia lub go zdradzić niwelując element zaskoczenia. Nie mógł widzieć w ciemnościach, więc włączenie LED-ówki było kwestią wyczucia chwili. Upewnił się, że obiekt planowanego ataku oddalił się od wyjścia w prawą stronę, w kierunki spiżarni. Dedukując tę informacje wykluczył szabrownika czy bandytę, ci najczęściej zajmowali się grabieniem od razu po wejściu a nie przejściu w odpowiednie miejsce. Obawiał się najgorszego, z czym przyjdzie mu się zmierzyć.

Szedł po omacku starając się nie hałasować. Znajdował się przed spiżarnią drzwi były otwarte. Żarówka LED buchnęła światłem odsłaniając mrok z tajemniczej istoty. Człowiek o jasnoniebieskiej skórze w zniszczonym ubraniu technicznym stał tyłem do Alana. Odwrócił się reagując na światło latarki, jego krwistoczerwone oczy spojrzały na chłopaka bez emocji. Zanim nacisnął spust drewniana skrzynka u stup istoty została rzucona w jego stronę. Niestety nie zdążył zrobić uniku co w konsekwencji doprowadziło do upadku na zimną podłogę wyłożoną płytkami. MP40 poleciało na tyle daleko żeby uniemożliwić podniesienie go w pozycji leżącej. Istota zbliżyła się do chłopaka łapiąc go za ubranie. Zimna ręka stwora powoli złapała za szyję i ścisnęła. Alan podniesiony przez stwora mógł sięgnąć stołu z narzędziami. Przez rękawiczkę poczuł cos metalowego, nie miał czasu na zastanawianie się nad słusznością wybranej rzeczy. Twarz duszącego była jeszcze bardziej straszniejsza gdy z bliska światło padało na nią. Nie było po niej widać żadnej satysfakcji z wykańczania i tak już wyniszczonego przedstawiciela homo sapiens. Czuć było jedynie pewną pogardę z perspektywy duszącego.

Nie tracąc czasu Alan zamachnął się i z całej siły jaka mu została uderzył wroga w głowę łomem wywalczając sobie ucieczkę. Wytrącając przeciwnika z równowagi wykorzystał okazję na prowadzenia dalszych ciosów. Wszystkie były skupione w głowę, która powoli odsłaniała czarną ciecz pryskającą na otoczenie. Alanowi z każdym uderzeniem przybierało na sile zapominając o bólu szyi. Gdy bity opadł na ziemię ruszając się jeszcze trochę, Alan zakończył jego męczarnię wbijając w tył głowy końcówkę łomu.

-Było blisko – powiedział osuwając się na ziemię pod ścianą. Był wyczerpany potyczką, przed chwilą pokonał zmarznielca. Było to jedno z zagrożeń zaraz po bandytach, dzikich psach i zmutowanych mrówkach czekających wędrowców. Nikt nie wiedział dlaczego ludzie zmieniali się w to coś. Przypuszczali, że potencjalnym sprawcą może być wirus rozpuszczony w powietrzu w dzień zagłady. O dziwo przez pierwsze miesiące utrzymywał się w powietrzu, lecz po pewnym czasie zniknął, tak przynajmniej myślano. Jakimś cudem wyzwala się dopiero w trakcie opadów śniegu, które zdarzały się sporadycznie. Niektórzy, żołnierze mówili o prawdopodobnym zrzuceniu gdzieś poza miastem mini bomb atomowych. Niestety nie było możliwości sprawdzenia tego. Więc sposób przemiany pozostawał nadal tajemnicą.

„Zmarznielce” jak przyszło ich nazywać posiadali siną skórę, jakby odmrożoną, która potrafiła przybrać kolor jasnoniebieski, czerwone oczy. Cechowali się również brakiem owłosienia i narządów płciowych, które musiały zniknąć w wyniku przemiany. Krew była koloru czarnego. Zachowywały się dziwnie, ponieważ często stały nieruchomo. Tak jakby byli w transie, albo przez kogoś sterowani. Nigdy nie zaobserwowano oznak emocji jedynie niektórzy w trakcie kontaktów z nimi czuli cos dziwnego. Nie potrafili powiedzieć co dokładnie. Mogli tylko myśleć nad tym tak jak teraz Alan pod ścianą.

Po uspokojeniu oddechu podniósł się z ziemi, chcąc poszukać ścierki do wytarcia krwi zmarznielca z kurtki. Udało mu się znaleźć starą szmatkę z zielonej koszulki pod stołem z narzędziami. Ciecz łatwo dała się wytrzeć z kurtki nie pozostawiając po sobie śladu. Nie widząc czy przemiana zachodzi po kontakcie z krwią wolał się upewnić, że nie będzie szansy na przekonanie się. Postanowił zabrać łom, wiedząc jego przydatność, w końcu mógł nim spróbować wyłamać drzwi lub wykorzystać jako broń w ostateczności.

Będąc w piwnicy skorzystał z okazji przeszukania jej. Zaczął od pomieszczenia do którego przyszedł zmarznielec. W spiżarni większość słoików była popękana, a ich zawartość pewnie nie nadawała się do spożycia bez posiadania leków na biegunkę. A takowe były na wagę złota. Spoglądając na dolne pułki zauważył pewne butelki w dobrym stanie z zawartością. Były to wszelakie alkohole domowej roboty, począwszy od wódki kończąc na winie. Pudełko w którym się znajdowały było starannie zabezpieczone sianem co zmniejszało zagrożenie potłuczenia. Ciekawił go smak i wycena tych znalezisk przez handlarzy. Liczył na spory zarobek za alkohole sprzed zagłady domowej roboty. Jeżeli miały jeszcze swoje właściwości. Grzebiąc dalej w stercie żelastwa udało się znaleźć prawdziwe sanki. Nie mógł uwierzyć w znalezisko, myślał, że zostały wyrzucone przez rodziców z powodu nieużywania, ale o dziwo zostały. Były dla niego teraz jak prawdziwy cud, dzięki temu mógł zabrać pozostawione na górze kartonowe pudło, alkohole, całą torbę dodatkowo kilka potrzebnych lub wartościowych rzeczy i to wszystko zabrać do schronu. Bał się tylko, że to może być sen. Tylko sen skończyłby się pobudką dzwonka i obowiązkiem chodzenia do szkoły, a taki obowiązek już od dobrych pary lat nie istniał. Uradowany jak i lekko przybity począł znosić do wyjścia sanki i bagaże. W niecałe 15 minut był gotowy do wymarszu, pakunki starannie związał liną z garażu tak, aby nic nie wypadło i nie tracić czasu na podnoszenie i ponowne układnie. Nie chciał dopuścić do tego by nastał go opad śniegu, na który nie był wystarczająco dobrze przygotowany. Zsunął sanki delikatnie po schodach wejściowych, następnie zamknął za sobą drzwi sprawdzając dokładnie, chociaż wybita szyba w kuchni i tak dawała możliwość wejścia do domu. Musiał mieć nadzieję że to sprawi wrażenie przeczesanego budynku, którym właściwie był. Ostatecznie pożegnał się ze swoim byłym domem oraz z przeszłością i związaną z nią życiem.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Frank Underwood 02.03.2017
    Wymyśl coś oryginalnego bo to już wszystko było bądź kreatywny niech poniesie cię fantazja w końcu to fantastyka
  • Pan W 05.03.2017
    Dopiero się rozkręcam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania