Zannah

Postanowiłem wstawić taką małą jednoaktówkę, będącą swego rodzaju epilogiem do trylogii Dartha Bane'a z cyklu Gwiezdnych Wojen, a w sumie do pierwszej części tej trylogii. Zapraszam.

 

_________________________________________________________________________________________________

 

Darth Bane, Mroczny Lord Sithów, przemierzał galaktykę w „Valcynie”, statku międzygwiezdnym, przecinając hiperprzestrzeń niczym nóż masło. Obok niego, na drugim fotelu pilota, siedziała mała dziewczynka o imieniu Zannah, ale wszyscy mówili na nią Rain. Byli to jedyni ocalali z bitwy o Ruusan – jedyni, którzy posługiwali się Mocą. Inni zginęli w wyniku wybuchu bomby myśli. Sithowie mieli bowiem zdolność zbierania Ciemnej Strony w skoncentrowaną strefę energii i uwalniania jej w jednym potężnym wybuchu. Wszyscy, którzy byli wrażliwi na Moc, zarówno Jedi jak i Sithowie, padali ofiarą tej eksplozji, a ich duchy stawały się więźniami wielkiej pustki, jaka tworzyła się w epicentrum. Na planecie pozostali jedynie żołnierze, którym przyszło grzebać ciała swych mistrzów i wrogów.

Bane spojrzał na małą i wciąż nie mógł uwierzyć, jak Moc pokierowała go, by się spotkali. Szukał kogoś, kto miałby stać się jego uczniem, kogoś, kto zostałby spadkobiercą Sithów. Czyżby ta niepozorna dziewczynka miała dostąpić tego zaszczytu? Myślał o tym intensywnie. Ale musiał przyznać, że Moc jest w niej duża, skoro jedynie za pomocą myśli, kierując się gniewem, zabiła dwóch żołnierzy Republiki. A przecież nie była szkolona, nie znała arkan Mocy, nie rozumiała prawdziwej natury Ciemnej Strony. Mimo to potrafiła się nią posługiwać. Bane zastanawiał się zatem, jak wiele będzie w stanie z nią osiągnąć.

Statek zwolnił, wychodząc z nadprzestrzeni, i płynnym skosem wszedł na orbitę Gitranina, małej planety na peryferiach galaktyki. Tu Bane postanowił rozpocząć szkolenie Rain. Wyłączył autopilota i chwycił za drążek sterowniczy. Wszedł w atmosferę. Po chwili statek zaczął lekko dygotać, a przez szyby w kokpicie dało się dostrzec snopy iskier. Dziób statku rozgrzał się do czerwoności w wyniku tarcia. Bane włączył silniki hamujące, stabilizując lot. Statek zwolnił, snopy iskier zanikły.

Bane zszedł na wysokość około kilometra i wyrównał lot. Począł bacznie rozglądać się po powierzchni planety, szukając odpowiedniego miejsca do lądowania.

Planeta była gęsto porośnięta lasami, tu i ówdzie poprzecinana kotlinami i wąwozami. Jedynym urozmaiceniem były jeziora porozrzucane w tej dzikiej zieleni. Bane dojrzał jednak większą polanę nadającą się na lądowisko. Posadził delikatnie „Valcyna” i zwrócił się do milczącej Rain:

– Tu rozpoczniemy pierwszą lekcję.

Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego ze zrozumieniem.

– Chodźmy na zewnątrz – dodał.

Świeży powiew powietrza uderzył w nozdrza tysiącami zapachów. Bane odetchnął głęboko, rozkoszując się tymi aromatami i napełniając nimi płuca do ostatniej komórki. Brakowało mu tego na Ruusan, gdzie wszędzie wyczuwał tylko woń śmierci.

– Pierwszą rzeczą, jakiej musisz się nauczyć – zaczął – jest poddanie się Mocy.

– Nie rozumiem – odparła i szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.

– Potrafisz posługiwać się Mocą, ale musisz też pozwolić, aby Moc kierowała tobą – wyjaśnił. – To właśnie dzięki niej zabiłaś tamtych żołnierzy.

– Ale ja nie wiem, jak to się stało.

– Co wtedy czułaś? – spytał.

– Złość?... Gniew?... Sama nie wiem. Oni zabili skoczka, a to była moja przyjaciółka. Przecież to stworzenie nic im nie zrobiło. – Zamilkła na wspomnienie tamtych wydarzeń.

Bane zauważył, jak wzbiera w niej złość, poczuł bowiem zawirowania Mocy.

– Dobrze – powiedział. – Teraz stoczysz walkę z innym przeciwnikiem. – Dziewczynka tylko otworzyła usta ze zdziwienia.

Bane skupił się i począł Mocą lustrować okolicę. Sięgał coraz dalej i dalej, aż jakieś dwieście metrów od nich, w zaroślach wyczuł jakieś zwierzę. Wiedział, że na tej planecie są tylko krwiożercze bestie, był więc pewien, że to jedna z nich.

– Tam – wskazał. – Chodźmy.

Przedzierali się cicho przez dżunglę, z mozołem torując sobie drogę wśród gałęzi drzew i krzaków. Darth Bane nie chciał używać swojego świetlnego miecza, by jego odgłos nie spłoszył ofiary. Po kilkunastu minutach trafili na ścieżkę, zapewne zrobioną przez zwierzę, na które mieli zapolować. Posuwając się nią, zbliżyli się niezauważeni do ofiary na kilkanaście kroków. Zwierz, wielkości słonia, leżał pod drzewem, zapewne odpoczywając i nabierając sił na nocne łowy.

– Proszę bardzo. Pokaż, co potrafisz – powiedział szeptem.

– Ale po co mam go zabijać? – spytała.

– Bo ja tak mówię – odparł krótko.

Rain zrobiła kilka kroków i odwróciła się w stronę Bane'a.

– Dasz mi jakąś broń?

– Nie.

Dziewczynka zawahała się przez moment, ale po chwili posłusznie ruszyła dalej. Zwierz obudził się, wyczuwając czyjąś obecność, podniósł się z legowiska i spojrzał na zbliżającą się postać. Nie czuł strachu, nie spłoszył się – był przecież zdecydowanie większy. Na początku obserwował ją badawczo, pierwszy raz widział bowiem takie małe stworzenie chodzące na dwóch nogach. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że idealnie pasuje na podwieczorek.

Rain przystanęła. Zaczęła przyglądać się zwierzęciu. Wyglądał jak ogromny kot z rogatą głową i dwoma ogonami. Zamiast sierści miał łuski, które pokrywały dokładnie całe ciało. Każdy z ogonów zakończony był kolcem – zapewne jadowym.

Rain nie odczuwała jednak strachu. Na planecie, z której pochodziła, również można było spotkać niebezpieczne zwierzęta. Nauczyła się więc panować nad strachem, który tylko paraliżował i prowadził do śmierci. Jednak co innego zaprzątało jej głowę. Słyszała głosy – wewnętrzne głosy, które toczyły walkę. Jedne podpowiadały jej, że przecież nie musi zabijać, że to coś złego, niepotrzebna śmierć. Drugie głosy mówiły, że tego właśnie potrzebuje, że pragnie krwi i cierpienia.

Szum w głowie narastał: litość, wyrzuty sumienia, troska, złość, agresja, żądza zwycięstwa. Pamiętała nauki Jedi, by chronić każde życie. Ale przecież odrzuciła te nauki, zdecydowała się zostać Sithem. Litość jest dla słabych, przegranych. To nie jest droga Sithów. Próbowała uciszyć te głosy, stłumić je, uwolnić się od nich. Ale im bardziej się starała, tym bardziej one się nasilały.

Zwierz tymczasem pochylił głowę i począł nacierać. Dziewczynka w ostatniej chwili odskoczyła w bok. Potwór zatrzymał się i zawrócił. Rain schowała się za najbliższym drzewem. Głosy w jej głowie dalej buczały. Zatkała uszy, myśląc, że to coś pomoże. Nagle jakiś impuls nakazał jej się schylić. Posłuchała go, a po chwili jeden z ogonów bestii świsnął jej nad głową, wbijając kolec w drzewo.

– Poczuj gniew... złość! – usłyszała daleki głos Bane'a. – Poddaj się Mocy!

Chciała to zrobić, ale nie wiedziała jak. Ciągle słyszała te głosy w głowie. Wskoczyła na drzewo i wspięła się na jeden z konarów. Bestia z impetem walnęła w pień, aż całe drzewo się zakołysało.

„To zwierzę jest dzikie, krwiożercze” – zaczęła sobie tłumaczyć. – „Nie zasługuje na to, aby żyć. Albo ja, albo ono”.

„Każdy ma prawo żyć” – podpowiadały głosy.

– Dosyć! – krzyknęła. Poczuła, jak w jej wnętrzu rozwija się nowe uczucie: nienawiść. Z każdą sekundą rosła i wypełniała każdą komórkę ciała. Poczuła napływającą Moc. Poddała się jej, mimo że głosy w jej głowie protestowały. Zaczęła wyczuwać bestię. Już nie musiała jej szukać wzrokiem, czuła każdy jej krok, każdy ruch, każdą myśl.

Zeskoczyła z drzewa i siłą Mocy odepchnęła zwierzę na kilka metrów. Potwór jednak szybko stanął na nogi i rzucił się w jej stronę, ale Rain była już przygotowana. Siłą umysłu zwaliła na bestię pobliskie drzewo. Przygnieciony zwierz zaczął wyć i szamotać się, próbując zrzucić z siebie przygniatający go ciężar, ale nie był w stanie.

Bane podszedł do dziewczynki i podał jej swój miecz świetlny.

– Dobij go – powiedział.

„Nie rób tego” – mówiły głosy. – „On jest bezbronny, już ci nie zagraża”.

Rain uruchomiła miecz i wbiła jego energetyczne ostrze w serce zwierzęcia. W jej głowie zapanowała cisza. Głosy odeszły, pozostał tylko słodki smak zwycięstwa.

– Bardzo dobrze, mój uczniu – powiedział z uśmiechem na ustach Bane. – Rozkoszuj się tą chwilą. Moc karmi się cierpieniem innych.

– Tak, mój mistrzu – odparła.

 

Odtąd ta zasada stała się najważniejszą – zawsze ma ich być dwóch: mistrz i jego uczeń.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • katharina182 31.10.2016
    Kocham Star Wars:* opowiadanie bardzo mi się podobało. Będzie takich więcej? Czy to taka jednorazowka? Zostawiam 5
  • StuGraMP 31.10.2016
    Piszę pełnometrażową powieść SF, ale lubię czasem skrobnąć jakąś miniaturkę. Dzięki za uwagę :)
  • Jeju Gwiezdne Wojny! Kocham!. Opowiadanie świetne.
    Mam nadzieję, że będzie takich więcej. Zostawiam 5.
  • StuGraMP 31.10.2016
    Dziękuję. Jeszcze kilka takich głosów i może faktycznie coś podobnego skrobnę...
    :)
  • Mów mi Nasya 06.11.2016
    No i znowu coś dla mnie :D. Również uwielbiam Star Wars. Cała opowieść w nich zawarta jest piękna i intrygująca.
    To opowiadanie również mi się podoba. Ma w sobie dużo z tych wspaniałych Gwiezdnych Wojen. Leci okrągła 5.
  • StuGraMP 06.11.2016
    Dziękuję.
  • Ellie Victoriano 06.11.2016
    "– Tu rozpoczniemy pierwszą lekcję. – Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego ze zrozumieniem. – Chodźmy na zewnątrz." ~ Rozumiem, że jest to wypowiedź Bane'a, ale myślę, że reakcję Rain lepiej przenieść do nowego akapitu.
    "Potwór jednak szybko stanął na nogi i rzucił się w jej stronę. Rain była jednak przygotowana." ~ Powtórzenie.
    "Odtąd ta zasada stała się najważniejszą - zawsze ma ich być dwóch: mistrz i jego uczeń." ~ W całym tekście stosowane są półpauzy, natomiast tutaj dywiz.
    Czasami można odnieść wrażenie dużej ilości imiesłowów.
    Nie ukrywam, że klimaty "Gwiezdnych Wojen" są mi całkowicie obce, dlatego też ciężko mi się wypowiedzieć co do tekstu. Mogę jedynie powiedzieć, że początek mi się nie podobał. Jeśli dobrze zrozumiałam, jest to wprowadzenie do fabuły dla osób, które nie są zaznajomione z oryginałem. Ale nie przemówiło do mnie to wprowadzenie i w sumie nie jestem w stanie określić dlaczego. Później w moim odczuciu było lepiej, kiedy Bane rozkazał Rain zabić zwierzę, choć zabrakło mi nieco jej wewnętrznej walki. Szczególnie zakończenie można bardziej rozwinąć. Bo mimo wewnętrznej walki, zabiła zwierzę z wielką łatwością.
    Wybacz mi moje marudzenie :/
  • StuGraMP 07.11.2016
    Dzięki za pełną wnikliwości wypowiedź. Tekst nie miał być czymś wielkim. Był napisany w pojedynku na temat "Cisza", stąd minimalizm. Zakończenie z dywizem dopisałem tutaj, by bardziej powiązać tekst z trylogią o Bane'ie.
    Wskazane niedociągnięcia już poprawiam i jeszcze raz dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania