Poprzednie częściZdrada- Rozdział 1

Zdrada- Rozdział II

Dalszy ciąg opowieści o trójkącie małżeńskim zamożnego adwokata Jerzego Bernatowicza. Czy po romantycznej podróży do Paryża z kochanką zdecyduje się opuścić rodzinę? Kogo ostatecznie zdecyduje się wybrać- żonę czy kochankę? A może nie będzie umiał zdecydować?

Swoje życiowe decyzje Jerzy podejmował zazwyczaj pewnie i zdecydowanie. Ale teraz ważyła się przyszłość jego życia prywatnego.

Wnętrze mieszkania Jerzego zdawało się potwierdzać, że mieszka tutaj człowiek, który w życiu kieruje się rozumem i racjonalnością, a nie sercem i uczuciami.

W gabinecie, w którym godzinami przygotowywał pozwy i czytał akty spraw sądowych, było kilka półek wypełnionych książkami, łóżko, przy nim etażerka, na której był budzik, dzięki któremu zawsze w dniach pracy budził się o siódmej rano.

Ale najważniejszy był komputer na biurku. Używał go codziennie przez kilka godzin. To na nim przygotowywał pozwy sądowe dla swoich klientów. Jego zadaniem, zadaniem adwokata, było bronić ich najlepiej, jak tylko można.

Jerzy w swojej szafie obok swojej togi adwokackiej z zielonym żabotem miał kilkanaście markowych garniturów, najczęściej w szarym kolorze. Było też kilka granatowych.

Ubiór traktował bardzo poważnie, był dla niego symbolem statusu, prestiżu i sukcesu. Najczęściej ubierał się w szary garnitur, białą koszulę, ciemnozielony krawat. Do tego złożona po prezydencku biała poszetka i zegarek Tag Heuer, który nosił zazwyczaj w pracy. Oczywiście miał również Rolexa, którym uwielbiał błysnąć. Był dumny z tego, że było go stać na jego zakup z własnych pieniędzy.

Jednak kiedy wychodził z gabinetu do dawnego pokoju dzieci, uderzyła go pustka. Od wyprowadzki żony nie zmienił w nim ani jednego mebla, ale bez dziecięcego śmiechu i gwaru ta przestrzeń była martwa.

Nie było w nim życia.

Nic dziwnego, że to kancelaria Bernatowicz i Partnerzy, a nie mieszkanie, było dla Jerzego domem. To praca była jego największą pasją. Kochał ją silniej niż własną rodzinę.

Choć jeździł bardzo drogim luksusowym lamborghini, traktował samochód jak narzędzie, którym jedzie się z punktu A do punktu B, a nie symbol statusu. Ludzie z jego otoczenia widzieli to inaczej.

Doskonale wiedzieli, że lamborghini to nie jest samochód, którym jeździ typowy przedstawiciel klasy średniej. To samochód elit.

Z pewnością ten samochód na parkingach Lublina był rzadko spotykany.

To właśnie swoim lamborghini pojechał z Mają z warszawskiego lotniska do Lublina.

Po drodze spędził kilka godzin w stolicy, żeby móc zobaczyć się i spędzić czas ze swoimi dziećmi.

Udał się z dziećmi do Centrum Nauki Kopernik. Zwiedzili wystawy o korzeniach cywilizacji oraz o człowieku i środowisku.

-Jak było?- Jerzy spytał swoje dzieci.

-Świetnie- odpowiedział Mikołaj.

-Doskonale się bawiłam- stwierdziła Marysia.

-A może pojedziemy jeszcze do zoo?- poprosiła Matylda.

-Zgadzam się- odpowiedział Jerzy. -Pójdziemy do zoo.

Traf chciał, że w drodze z nadwiślańskiej części Śródmieścia, gdzie znajdowało się Centrum Nauki Kopernik do Pragi Północ, gdzie był Miejski Ogród Zoologiczny, spotkał żonę, która właśnie wracała ze spotkania biznesowego z klientem.

-Jerzy, zdradziłeś!- krzyknęła. -Jak mogłeś to zrobić!

-Tak, zdradziłem cię- Jerzy przyznał z trudem.

-Kim ona jest?- zapytała.

-Ma na imię Maja, znam ją od lat, przyjaźnimy się.

-A łączy was coś więcej?

-Od kilku miesięcy.

-Kiedy dokładnie wydarzył się przełom w twoich relacjach z tą dziewczyną?- Julia nie była w stanie powiedzieć imienia kochanki męża.

-W Boże Narodzenie 2011 roku. Wiesz, święta spędzamy osobno. Wtedy święta spędzałem w Tajlandii.

-Ona również wypoczywała w Tajlandii?

-Potwierdzam. Choć lądując w upalnym Bangkoku, jakże odmiennym od Polski o tej porze i nie tylko mam tu na myśli pogodę, nie wiedziałem o tym.

-I wtedy, gdy ją spotkałeś...

-Nagle spojrzałem na Maję zupełnie inaczej. Przyjaźniliśmy się z nią od lat, znam ją jeszcze z dzieciństwa, ale wówczas...Zobaczyłem w niej nie zahukaną dziewczynkę, ale kobietę.

-Ostatnią Wielkanoc spędziłeś z nią czy sam?

-Z nią, w Paryżu. W Wielkanoc robię raczej krótsze wypady niż w okresie bożonarodzeniowym.

-Paryż. Kiedyś wpadaliśmy tutaj razem. Zakupy, wspólna kawa, wspólne kolacje, wspólne wino...

-Wtedy cię kochałem, dzisiaj już nie potrafię.

-Chciałabym uratować nasze małżeństwo. Choćby dla naszych dzieci. Do teraz pamiętam, jak obiecałam sobie, że wszystkim moim dzieciom dam imiona na literę M. M jak miłość...

-Która już wygasła. Kończę rozmowę, ponieważ obiecałem dzieciakom wizytę w zoo. Choć tak nie chcę ich zawieść.

Matyldzie, Marysi i Mikołajowi bardzo podobało się na wycieczce w zoo. Szczególnie tzw. baśniowe zoo, specjalny wybieg dostępny dla dzieci.

Marysia wraz z sympatyczną pracownicą zoo nakarmiła zwierzęta.

Jednak dzieci wyczuwały napięcie, jakie było między ich rodzicami.

-Tato, czy rozwiedziesz się z moją mamą?- w końcu wprost zapytała o to Matylda.

-Tak. Zamierzam się rozwieść. Moje małżeństwo już się rozpadło- odpowiedział.

-Dlaczego?- spytała Marysia.

-Będę szczery. Rodzina nigdy nie była dla mnie najważniejsza. Zawsze w mojej życiowej hierarchii na pierwszym miejscu była praca.

-Co to znaczy?- zapytał Mikołaj.

-Prowadzę kancelarię prawną. Sprawy kancelarii były dla mnie życiowym priorytetem. Mógłbym nie pracować, mój ojciec jest bardzo bogaty.

-Dlaczego zatem nie porzuciłeś pracy, by nami się zaopiekować?- pytała Matylda.

-Samcza ambicja. Przez lata dążyłem do zawodowego sukcesu. Otworzyłem kancelarię, ta zdobywała coraz więcej klientów. Bardzo zależało mi na tym, żeby nie być tylko synem bogatego ojca. Dlatego chciałem na swoją pozycję samemu zapracować- wyjaśnił swoim dzieciom.

-Zatem wiele czasu dla nas nie miałeś- zauważyła Marysia.

-Tak jak mój ojciec. Zajął się biznesem, zarobił ogromne pieniądze. Ale zapłaciłem ogromną cenę za to, że on został milionerem. Biznes i zarządzanie firmą pochłonęło go całkowicie.

-Tak jak ciebie kancelaria?

-Absolutnie, mechanizm był ten sam.

Łatwo dotrzymać przysięgi małżeńskiej, jeśli jest się Hitlerem w berlińskim bunkrze i jedyne, co ma się przed sobą, to samobójczy strzał. Ale trudniej, jeśli jest się na życiowym starcie.

Jerzy obiecywał sobie, że w życiu będzie kochał jedną kobietę raz na całe życie. Obiecywał sobie, że nie odejdzie od wiary katolickiej. Obiecywał sobie, że wszystko, co było złe w jego ojcu, ominie go i będzie inny niż on.

Żadnej tej obietnicy nie dotrzymał.

Nie dochował wierności kobiecie, której ślubował, że nigdy jej nie opuści.

Kobiecie, która była matką jego dzieci.

Dopiero teraz, jako 37-latek, Jerzy Bernatowicz zrozumiał, jak dużo jest w nim ojca. Jak podobne podejmował decyzje życiowe. Nic jednak nie było w tym dziwnego. Jego i ojca łączyło bardzo wiele.

Pracoholizm. Wykształcenie prawnicze. Ta sama uczelnia, na której studiowali- Katolicki Uniwersytet Lubelski. Swoje pierwsze żony poznali na studiach. Obu z pierwszego małżeństwa urodziło się troje dzieci. Dla obydwu priorytetem życiowym był sukces finansowy i zawodowy.

Już nie wspominając o tym, że Jerzy był z wyglądu skórą zdartą z ojca. Te same niebiesko-szare oczy, dokładnie ten sam wysoki wzrost(mierzył 188 cm, ojciec centymetr mniej), bardzo podobna szczupła sylwetka.

I jeszcze takie samo imię.

Ojciec poprosił go o poważną rozmowę.

-Synu, jak się masz?

-W pracy świetnie. Wygrałem kolejną sprawę- stwierdził Jerzy.

-Ale ja nie o pracę pytam.

-Poza pracą...Kupiłem bilety na mecze polskiej reprezentacji na Euro 2012.

-Czyli na mecze fazy grupowej?

-Tak, na dwa mecze- z Rosją na Narodowym i z Czechami we Wrocławiu.

-Co jeszcze planujesz?

-Wyjazd z żoną do Pragi, tylko we dwoje.

-Po co? -Żeby zastanowić się, czy nasze małżeństwo ma jeszcze sens. Od pewnego czasu mam romans z inną kobietą.

-Mieszkasz razem ze swoją żoną?

-Już nie. Mieszkam w Lublinie, żona- z racji obowiązków zawodowych z naszymi dziećmi- w Warszawie.

-A więc żyjecie na odległość.

-O ile można powiedzieć, że jeszcze jesteśmy razem...

-Biznes jest narkotykiem, od którego łatwo się uzależnić, ale bardzo trudno się z niego wyleczyć- ojciec wyjaśniał Jerzemu, dlaczego miał dla niego tak mało czasu, gdy dorastał.

-Bardzo chciałem być inny niż ty, nie powtórzyć twojej drogi życiowej. Jednak podążyliśmy bardzo podobną ścieżką...-zauważył. -Bardzo dużo pracujesz.

-Tak, moja praca jest bardzo wymagająca i absorbująca. Wielokrotnie pozwy sądowe dla moich klientów przygotowuję po godzinach. Kariera jest dla mnie najważniejsza, głównie to nią jest wypełnione moje życie. Przez to sam wiesz, tak naprawdę nigdy nie kochałem mojej żony.

To wyznanie "tak naprawdę nigdy nie kochałem mojej żony" było przerażająco prawdziwe.

Być może to były najbardziej szczere słowa, jakie powiedział swojemu ojcu, człowiekowi, który go spłodził i znał go przez całe życie.

Wyjazd Jerzego i Julii, we dwoje, bez dzieci, był wyjazdem ostatniej szansy.

Praga.

To tam zaczęli swoje małżeńskie życie. Teraz mieli przypomnieć swoje pierwsze wspólne chwile, uratować swoje małżeństwo przed rozpadem. Bajeczne, staroświeckie Hradczany. Słynna Złota Uliczka i wiele wąskich, krętych uliczek. Plac Wacława- miejsce samospalenia Palacha, serce aksamitnej rewolucji, nocą rozświetlony czerwonymi latarniami. Futurystyczna wieża telewizyjna Żiżkov. Kamienny most Karola nad Wełtawą, przez który Jerzy i Julia trzymali się za ręce podczas swojego miesiąca miodowego. Wzgórza Wyszehrad i Petrin, klimatem mocno przypominające Jerzemu Kraków.

Podczas kolacji, przed samym lotem powrotnym Jerzy i Julia przeprowadzili rozmowę.

-Czy mnie kochasz?- zapytała Julia.

-Nie wiem- Jerzy nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

-Kogo wybierasz: mnie czy tę kobietę?- imię kochanki męża nadal nie przechodziło Julii przez gardło.

-Tę kobietę. Maję- odpowiedział Jerzy.

-Czy chcesz ze mną dalej być?- Julia zadała jeszcze jedno pytanie.

-Nie. Rozwodzimy się- podjął finalną decyzję.

Julia, mimo, że ze względu na pracę nie mieszkała już z mężem, próbowała ratować małżeństwo dla swoich dzieci. Chciała, by 11-letnia Matylda, 8-letnia Marysia i 6-letni Mikołaj mieli pełną, kochającą się rodzinę.

Zgodziła się na wyjazd do Pragi tylko z mężem, bez dzieci. Liczyła na to, że znów będzie między nimi tak jak dawniej.

Jednak małżeństwo, między innymi przez pracoholizm obojga, zostało zepchnięte do dołu, z którego nie miało szans się wygrzebać.

Teraz zostało im tylko przeprowadzenie rozwodu. Podpisali intercyzę, zatem wszystkie kwestie dotyczące ewentualnego podziału majątku były uregulowane już wcześniej.

Kością niezgody była jednak dość prozaiczna kwestia. Chodziło o nazwisko, które Julia miała nosić po rozwodzie.

Chciała- ze względu na dzieci- zatrzymać nazwisko po mężu(nosiła podwójne nazwisko Wałczuk-Bernatowicz). Jerzy na to nie zgadzał się. Wychodził z założenia, że rozwiedziona kobieta nie powinna nosić nazwiska męża.

Inaczej niż w większości polskich spraw rozwodowych, pozew wniósł mąż. W tym wypadku Jerzy.

To on szybciej poczuł, że tego małżeństwa nie uda się już uratować. Bardzo zależało mu na tym, by rozwód był możliwie jak najmniej bolesny.

Jako adwokat doskonale wiedział, z czym wiążą się rozwody. Wielokrotnie widział pranie brudów, wzajemne oczernianie, oskarżania i upokarzanie się.

Mając taką wiedzę, chciał tego uniknąć.

Uniknąć błędu, który sprawia, że każdego roku tysiące spraw rozwodowych w polskich sądach staje się emocjonalną wojną na śmierć i życie.

Mąż oskarżający żonę o zdrady. Żona oskarżająca męża o stosowanie przemocy domowej. Mąż kontruje, opowiadając o tym, jak żona nagrywała ich małżeńskie rozmowy. Żona pragnąca oczernić swojego męża, uważa, że on molestował seksualnie ich wspólne dziecko.

Prowadził wiele takich spraw. Wszystkie chwyty były dozwolone, by dołożyć drugiemu człowiekowi, z którym kiedyś dzieliło się wspólne życie. Co rusz w tych procesach nie chodziło o zamknięcie życiowego etapu.

Chodziło o to, by zniszczyć i wykończyć przeciwnika.

Czasem podczas rozpraw rozwodowych miał wrażenie, że nie jest na sali sądowej, ale ogląda walkę Pudziana lub Tomasza Adamka.

Zanim Jerzy sfinalizował rozwód, obejrzał na stadionie razem z ojcem, 6-letnim synem i swoją nową dziewczyną dwa mecze polskiej reprezentacji na Euro 2012.

To wtedy przedstawił Maję swojemu ojcu i synowi.

-To moja umiłowana- powiedział Jerzy.

-To dla niej odszedłeś od żony?- zapytał go ojciec.

-Tak. Mam zamiar ją poślubić- odpowiedział Jerzy.

-Jeszcze nie masz rozwodu- zwrócił uwagę.

-Już złożyłem pozew. Mam nadzieję, że rozwód z Julią zyskam na pierwszej rozprawie.

Tak zresztą stało się dwa miesiące później. Była żona ostatecznie zrezygnowała z jego nazwiska.

Jerzy Bernatowicz, adwokat z bardzo bogatej rodziny, żył między dwiema kobietami.

Długo zastanawiał się, którą kobietę wybrać. Czy wybrać żonę, z którą przez lata prowadził ustabilizowane życie, ale z nią z każdym rokiem łączyło go coraz mniej czy wybrać młodszą kochankę.

Dziewczynę, którą kochał, pragnął i której pożądał.

W końcu wybrał Maję.

W momencie, gdy zyskał rozwód, Maja nosiła pod sercem jego czwarte dziecko.

Poślubił ją podczas cywilnej uroczystości, która odbyła się 22 grudnia 2012 roku.

W marcu 2013 r. urodził im się syn, Wiktor.

Tak oto zakończyła się ta historia.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Jan Potfforny 06.05.2017
    Dałem 5,
    ale "A może nie będzie potrafił zdecydować?"
    lepiej:
    " A może nie będzie umieć zdecydować?"
    Czasownik "potrafił" jest uznawany za dokonany, dlatego nie może wyrażać przyszłego czasu - tak twierdzą językoznawcy.
    Pozdrawiam!
    JP
  • Margerita 17.06.2017
    Faceci nic innego nie potrafią, jak tylko latać na baby, bić swoje żony i się rozwodzić moje ocena pięć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania