Zdradzony

Była ciemna noc. Wzdłuż drogi, rowerem jechała jakaś kobieta. Spieszyła się i pedałowała z całych sił. Była widocznie zestresowana i roztargniona, ponieważ nie zobaczyła przejeżdżającego obok samochodu. Zagapiła się i nagle oślepiły ją światła pojazdu. Nie zauważyła dziury w drodze i na wyboju spadła z roweru. Na szczęście zobaczył ją kierowca samochodu. Wybiegł z pojazdu i podbiegł do leżącej na asfalcie kobiety. Nachylił się nad nią i pomógł jej wstać. Popatrzyła się na niego z wdzięcznością. Była to wysoka kobieta z długimi, ciemnobrązowymi włosami i zielonymi oczami.

Nic się pani nie stało? - spytał kierowca, wysoki, łysy brodacz.

Nie, nic! - odparła kobieta. - Ale mój rower widocznie nie miał tyle szczęścia! A spieszę się na milicję!

Faktycznie! - zauważył kierowca. - Rower nie wygląda dobrze. Trzeba go zabrać do naprawy. A skoro się pani spieszy, to mogę panią podwieźć na milicję! Rower włożę do bagażnika.

Dlaczego pan chce mi pomóc?

Niech pani nie pyta i wsiada!

Kobieta bez słowa wsiadła do samochodu. Kierowca podniósł rower i zaniósł go do bagażnika. Upchnął go tam z trudem, po czym usiadł za kierownicą. Samochód ruszył. Zawrócił na jakimś skrzyżowaniu i zaczął jechać w stronę najbliższego posterunku milicji.

A dlaczego pani jedzie na milicję? - spytał kierowca. - Ktoś pani coś zrobił?

Nie pana sprawa! - odparła ostro kobieta.

Muszę wiedzieć kogo wiozę.

Wiezie pan kobietę, która musi jak najszybciej dostać się na milicję, a to sprawa życia jej rodziców.

Ktoś chce zamord.......

Nie pana sprawa!

W sumie nie! A jak pani ma na imię?

A pan?

Mariusz, Mariusz Zdun! Były wójt. Nie zna mnie pani?

Nigdy pana na oczy nie widziałam.

Ja pani też....

Niech pan nawet nie myśli, żeby się we mnie zakochać. Mam narzeczonego?

Kogo?!

Nie będę o tym mówić! - wybuchła kobieta. - Nie będę! Może pan przyspieszyć? Chcę jak najszybciej znaleźć się na posterunku.

Mężczyzna nie przyspieszył i siedział cicho. Ta kobieta widocznie była zestresowana i wściekła. Po dziesięciu minutach samochód zatrzymał się przed posterunkiem. Kobieta wyskoczyła z niego bez słowa.

A pani rower?! - krzyknął kierowca.

Kobieta nie odpowiedziała. Wbiegła do posterunku. Mężczyzna zaklął pod nosem, wysiadł z samochodu i wyjął rower z bagażnika. Postawił go, oparł o latarnię.

A jak ktoś go ukradnie, to nie z mojej winy. Zresztą, kto byłby takim idiotą, żeby kraść zepsuty rower! - mruknął pod nosem. Następnie wszedł do samochodu i odjechał.

Tymczasem kobieta siedziała na krześle, na posterunku. Pochylał się nad nią milicjant.

E, pani sobie z nas robi bambuko! - powiedział.

Słowo, że nie! Mietek naprawdę tam jest! Z kompanem!

Nie mam humoru na żarty! - mruknął milicjant. - Obudziła mnie pani w środku nocy! I wmawia jakieś bajeczki!

Niech pan zadzwoni do KBW! Albo UB. Powiedz o agentce "Marcie". Muszę porozmawiać z kapitanem Kizińskim!

Niech pani będzie! - zdenerwował się milicjant. - Może pani zadzwonić, ja zaraz idę spać. Cały dzień byłem na służbie, cholera. A jak się okaże, że to głupi żart to .......

Kobieta podeszła do telefonu i wystukała jakiś numer. Odebrał jakiś mężczyzna z grubym głosem.

Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, słucham! - usłyszała kobieta.

Muszę porozmawiać z kapitanem Kizińskim!

Śpi. A w jakiej sprawie? Ważna, prywatna!

Nie, do licha. W sprawie Miecia, znaczy "Roja"!

Aha! Pani to "Marta"! Ma pani jakieś informacje o tym bandycie!

Przebywa w moim domu...

Co pani mówi? Z oddziałem?

Z "Mazurem"!

Niech pani poczeka. Gnuś, idź obudź kapitana i wezwij go tu! Powiedz że dzwoni agentka "Marta"

Kobieta czekała chwilę. Po jakimś czasi usłyszała senny głos:

Kiziński, słucham!

Tu "Marta" Mietek przebywa w moim domu!

Mietek? Aha! To ten zbir Dziemieszkiewicz. Jest z kompanami?

Nie.

Doskonale. Otoczymy go. Za chwilę zjawi się tam brygada KBW. Trzystu żołnierzy! Zaskoczymy go i wywabimy z domu! Skończy w więzieniu. Chyba, że pani kłamie! A jak nie, to pani rodzice wyjdą z więzienia!

Kobieta odłożyła słuchawkę. Wybiegła zapłakana z komendy. Nie zwróciła uwagi na rower oparty o latarnię. Biegła przez wieś i zatrzymała się na głównym placu. Usiadła na ławce.

Od jakiegoś czasu była narzeczoną Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" – Starszego Sierżanta, dowódcy oddziału podziemia antykomunistycznego. Rój nie dowodził wprawdzie zbyt wieloma żołnierzami, ale oddział był skuteczny. Rozbroili kilka posterunków MO, zabili kilku ubowców, w tym Władysława Nasierowskiego - jednego z najbardziej zatwardziałych komunistów w okolicy. Był sekretarzem gminnym PPR, chciał przerobić wszystkie kościóły w gminie na budynki gospodarcze, lubiał strzelać do rzeźb Matki Boskiej. Oddział "Roja" pozbył się go 4 lata temu, czyli w 1947. Teraz był rok 1951, komuniści zaczęli przeprowadzać coraz więcej akcji dążących do klęski "Roja". Ona była jego najbardziej zaufaną osobą, wierzył jej bez granic, kochał ją. Ale UB się o tym dowiedziało. Komuniści szantażowali ją obciążającymi materiałami, więc podjęła z nimi współpracę. Przyjęła pseudonim "Marta" i donosiła im na swojego lubego. "Rój" niczego się nie domyślał, a już dwa razy o mało nie wpadł. Narzeczona działała tak sprytnie, że nawet żołnierze Dziemieszkiewicza byli przekonani o nieskazitelności "Marty". Ona jednak po jakimś czasie stała się mniej skuteczna. Ubecy aresztowali jej rodziców i postawili warunek: Uwolnią ich dopiero, kiedy "Rój" zostanie unieszkodliwiony. Więc dalej donosiła. I teraz, kiedy wróciła z Warszawy, została powiadomiona że "Rój" przebywa w jej domu. Walcząc z sobą, czy woli wolność rodziców, czy życie ukochanego, zdecydowała się pojechać rowerem na najbliższy posterunek milicji i skontaktować się telefonicznie z kapitanem Kizińskim, największym wrogiem "Roja". Za chwilę KBW i UB zjawi się w jej domu, a "Rój" zostanie aresztowany, lub zabity. Sprawa wyglądała świetnie, cholera! Przez nią zginie dzielny człowiek, który walczy o wolną Polskę. Sama nienawidziła komunistów, ale jakoś poszła z nimi na współpracę. Nie mogła nawet naprawić swojego błędu, nie zdążyłaby dotrzeć do domu przed komunistami, skoro jej rower był w opłakanym stanie. KBW dostanie się tam pierwsze. Ona musi złapać autostop, tylko że dochodziła dziesiąta i drogami nikt nie jeździł. Sapnęła i zaczęła ocierać czoło z łez. Nie zdąży na piechotę, to godzina drogi, a oni będą tam pewnie za dwadzieścia minut, może trzydzieści. Zwaliła. Zdradziła narzeczonego, powinna ponieść karę. W oddali zobaczyła most. Jest sposób, aby się ukarać. Skoczyć do wody. Ruszyła w stronę mostu, a kiedy znalazła się na nim, przymierzyła się do skoku. Most nie był wprawdzie zbyt wysoko nad rzeką, ale w tym miejscu było głęboko, jakieś 4-5 metrów. Utopiłaby się jak nic. Już miała skoczyć, kiedy usłyszała pisk opon. Drogą przejeżdżała cała chmara wozów z żołnierzami KBW i UB. Odwróciła się i zobaczyła niskiego mężczyznę z wąsikiem i krótkimi, jasnymi włosami. Był to sam kapitan Kiziński. Spytał się, co "Marta" robi na tym moście, a ona nic nie odpowiedziała. Szykowała się do skoku. Weszła na poręcz. Kiziński w ostatniej chwili rzucił się na nią, złapał ją i pociągnął na drogę. Szarpała się, opierała, aż Kiziński wrzucił ją do wozu z ubowcami. Sapnął i rozejrzał się, nikogo nie zauważył. Wsiadł na wóz i po chwili wszystkie ruszyły. Po kwadransie znaleźli się w wiosce "Marty". Wysiedli z wozów i niepostrzeżenie pobiegli do lasu. Czekali na posiłki KBW. Trzystu żołnierzy miało otoczyć wieś i wywabić niespodziewającego się niczego "Roja" do poddania się. Wiedzieli, że będzie to trudne, lecz nie chcieli po prostu go zastrzelić. Musieli wyciągnąć od niego zeznania, aby przyskrzynić cały oddział, który wciąż pełniłby szkody. Dość posterunków rozbroili żołnierze bez dowódcy, ktoś inny zacząłby dowodzić. Tak czy inaczej, "Rój był tylko starszym sierżantem, sierżantem, który ośmielił się stawić czoła KBW i UB, kapitanowi Kizińskiemu, doświadczonego i szanowanego dowódcy

Prawda była jednak taka, że to "Rój" powinien być kapitanem, a nie Kiziński. Kapitan UB miał na sumieniu wiele tajemniczych spraw, egzekucji, a "Rój" był uczciwym człowiekiem, który przez komunistów nie mógł żyć spokojnie. Dlatego poszedł do lasu walczyć. Miał dopiero 26 lat, a już stał się postrachem wielu wrogów ojczyzny.

Teraz dom, w którym przebywał, był otoczony. Posiłki przybyły. Aż trzystu żołnierzy otoczyło wieś.

 

...

 

"Rój" wyszedł z domu i skierował się w stronę lasu. Wziął ze sobą karabin. Czuł się nieswojo, psy szczekały, działo się coś dziwnego. Zamierzał sprawdzić przyczynę psiego hałasu. Szedł przez wieś ostrożnie, aż nagle zauważył podejrzany ruch za drzewem. Odbezpieczył karabin i poszedł w tamtą stronę. Przyłapał chłopca, może trzynastoletniego, kryjącego się za drzewem.

Co tu robisz o takiej godzinie!? - spytał.

Nie słyszy pan? - odpowiedział chłopak. - Psy szczekają! Wymknąłem się sprawdzić co się dzieje. Szedłem obok lasu i nagle zza drzewa wyskoczył jakiś pan, żołnierz chyba. Miał taką zarośniętą, tłustą twarz i czapkę. Powiedział do mnie żebym się tu nie kręcił i wracał do domu dopóki mogę. Zaśmiał się jeszcze i powiedział, że przeprowadzają akcję...

Miał mundur?!

Było ciemno, dobrze nie widziałem. Ale chyba miał.

Wracaj do domu! Szybko!

Chłopak bez słowa odwrócił się i pobiegł do domu. "Rój" też zaczął biec. Do domu "Marty". Wbiegł do środka i obudził towarzysza.

"Mazur"! - krzyknął. - Uciekamy! Obława! Urządzono na nas obławę!

"Mazur" wstał i razem z "Rojem" wybiegł z domu z karabinem w dłoni. Chcieli wydostać się ze wsi. I nagle, pod lasem usłyszeli strzały.

Poddaj się, "Rój"! - krzyknął ktoś. - Wiemy, że to ty!

Dziemieszkiewicz nie odpowiedział. Zaczął strzelać. "Mazur" również. Usłyszeli jęki ubeków. Widocznie trafili kilku. Ktoś znów wezwał "Roja" do poddania się. Starszy Sierżant rozpoznał ten głos. To był ten padalec Kiziński. Odpowiedział strzałem. Teraz zaczęli strzelać ubowcy. Bezlitośnie, seriami. "Mazur" i "Rój" odpowiadali tym samym, kilku ubowców jęknęło, widocznie ich trafili. Strzelanina trwała kilka minut, aż nagle "Rój" przewrócił się. "Mazur" przyklęknął obok niego. Dowódca miał przestrzeloną klatkę piersiową. Wściekły "Mazur" zaczął bezlitośnie strzelać do ubowców. I po chwili także dostał. Zginął.

Taki był koniec Starszego Sierżanta Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja". Niezłomnego żołnierza.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania