Poprzednie częściZdzi*a cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Zdzi*a cz. XII

Jechaliśmy do mieszkania w dzikim pędzie. Całe szczęście, że auto zostawiłem nieopodal okna, którym zwialiśmy z miejsca zbrodni. Inaczej mogłoby być z nami krucho. Trzymając się kurczowo kierownicy, trząsłem się z nerwów jak osika, za to Anielka tryskała dobrym humorem. Czułem się mega niepewnie. Myśli waliły mi w baniak jak oszalałe. Nie chciałem iść do pierdla, nie mogłem sobie nawet wyobrazić takiej perspektywy.

 

– A co, jeśli nas złapią? Czy ty w ogóle to przemyślałaś? – wypowiedziałem na głos swoje największe obawy.

 

Spojrzała na mnie urażonym wzrokiem, po czym rzuciła wyniosłym tonem:

 

– Oczywiście, że tak! – Cmoknęła z dezaprobatą. Jej mina świadczyła, że się srogo na mnie zawiodła. – Masz mnie za totalną idiotkę?

 

– Pewnie, że nie! Wybacz jednak, ale jakoś mi się nie uśmiecha witać jutro u drzwi milicjantów! Na Boga, powiedz mi wreszcie wszystko, co powinienem wiedzieć, skoro siedzę w tym gównie razem z tobą! – Miałem świadomość, że krzykiem niewiele wskóram, ale panika wzięła górę nad rozsądkiem. Jedynie, aby złagodzić ton, dodałem na koniec: – Proszę…

 

Popatrzyła na mnie już nie tyle obrażona, ile zdziwiona. Chyba nie spodziewała się mojego wybuchu. Uniosła oczy ku niebu, pokręciła głową i z westchnieniem oparła się na powrót o fotel pasażera.

 

– Co tu dużo gadać. Jan dostał to, na co zasłużył, koniec i kropka.

 

– Anielo – wciągnąłem zniecierpliwiony powietrze przez nos – nie zwódź mnie i po prostu powiedz.

 

– Okej, okej. – Uniosła lekko ręce do góry. – Co dokładnie chcesz wiedzieć? Nie wiem od czego mam zacząć.

 

W myślach mignęło mi kilka pytań. Postanowiłem najpierw zadać najbardziej mnie interesujące:

 

– Czy przeprosił?

 

Anielka aż prychnęła ze śmiechu:

 

– Naprawdę, to jest dla ciebie teraz najistotniejsze?

 

– Odpowiedz.

 

Przewróciła oczami, ale chyba się w końcu poddała:

 

– Nie zdążył – wyszczerzyła swoje ząbki. – Rzuciłam się na niego od drzwi. Dał jedynie radę pod koniec kilka razy wymówić moje imię, poza tym obyło się bez słów.

 

– Czyli tak naprawdę wcale ci nie zależało na przeprosinach?

 

– Nie. Chodziło tylko o to, by zwabić go do miejsca, w którym będę mieć przewagę.

 

Zamyśliłem się na moment. Co było w tym burdelu szczególnego, że blondi wybrała to miejsce?

 

– Dlaczego w „Mokrych”?

 

– Znam burdelmamę. Jest moją dłużniczką. Pomogłam jej pozbyć się natrętnego adoratora. To stare dzieje, ale wiem, że będzie osłaniała mi dupę.

 

– Jak zamierzają ukryć ciało?

 

Uśmiech na twarzy aniołeczka przerodził się w szatański grymas triumfu.

 

– Nie będą ukrywać. Nie muszą.

 

Zupełnie nic nie rozumiałem. Jak to nie muszą? Czy ona postradała zmysły? Chce się podłożyć? Przecież są ślady DNA, odciski palców, śluz z jej pochwy, włosy… W tym miejscu aż roi się od dowodów.

 

– Chcesz, by cię złapali? – zapytałem niepewnie. Musiałaby być szalona, chcąc dać się aresztować.

 

– Mój ty człowieczku słabej wiary. – Pogładziła mnie pieszczotliwie po policzku. – Nic z tych rzeczy. Nie złapią mnie, bo śledztwo się nie odbędzie.

 

– Skąd taka pewność?

 

– Pomyszkowałam trochę w aktach pracowniczych i odnalazłam dane jego żonki. To zbyt wielka szycha, by pozwoliła rzucić na siebie niekorzystne światło. Nie jest jakąś podrzędną biurwą, jak myślałam na początku, ale sędziną Sądu Najwyższego. Aż dziw, że poleciała na takiego byczka jak Jan. No ale cóż, ona młoda już nie jest, a on pieprzyć na pewno się lubił. Miał mnie za dziwkę, podczas gdy to on sprzedał się za kasę babce po pięćdziesiątce – roześmiała się gardłowo. – Niezły paradoks, prawda?

 

Uniosłem jeden kącik ust i pokiwałem twierdząco głową, by następnie zapytać:

 

– Naprawdę myślisz, że zamiotą wszystko pod dywan?

 

– To dla mnie nie pierwszyzna. Miałam już kontakt z ludźmi jej pokroju. Nie tylko okoliczności jego śmierci zostaną owiane tajemnicą, ale jeszcze żoneczka zapłaci bajzelci za milczenie. Zaufaj mi, wiem co mówię.

 

Może rzeczywiście miała rację? Może niepotrzebnie się martwiłem? Powoli dojeżdżaliśmy do mieszkania, ale coś nadal nie dawało mi spokoju:

 

– Jak to zrobiłaś?

 

– Co? – udawała, że nie zrozumiała pytania.

 

– Jak go zabiłaś?

 

– Szybko – popatrzyła nieobecnym wzrokiem przez przednią szybę – i w miarę bezboleśnie.

 

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Chcę wiedzieć jak to robisz…

 

Zaparkowałem pod blokiem. Odwróciłem głowę i pozwoliłem jej przez chwilę spoglądać mi w oczy. Gdy już się odezwała, ton jej głosu był spokojny, opanowany i poważny:

 

– Nie chcesz wiedzieć – stwierdziła zimno. – Obyś się nigdy nie dowiedział. Już raz próbowałam cię zabić, mogę to zrobić ponownie, tym razem z powodzeniem. Lepiej dla ciebie byś pozostał w błogiej niewiedzy. To może uratować ci kiedyś życie.

 

Po plecach przebiegł mi dreszcz. Zapomniałem o naszej umowie i smagnęła mnie batem. Musiałem powrócić na właściwą ścieżkę. Tylko czemu do kurwy nędzy, było to takie trudne?

 

Odchrząknąłem nerwowo i pokiwałem głową. Bez słowa wyszedłem z auta i zaczekałem, aż zrobi to samo. Zablokowałem drzwi i skierowałem się na klatkę schodową. Jak zwykle podążała za mną niczym cień. Tym razem jednak nie czułem takiego strachu jak za pierwszym razem. W moich piersiach kiełkował ból. Zawiodłem się. Myślałem, że stałem się jej bliższy, że znaczę coś więcej niż potencjalne ofiary. Że mi ufa i jesteśmy sobie równi. Ale to nie wszystko. Byłem zraniony i już wiedziałem dlaczego... Zakochałem się w niej. Jak głupi szczeniak. Leciałem jak ćma do ognia, jak samiec do modliszki, Ikar do słońca. Mogłem sobie wyrzucać głupotę, ale w czym by to pomogło? To się po prostu stało. Jedna wielka chujnia z grzybnią, z patatajnią.

 

Wlazłem po schodach, otworzyłem i wkroczyłem do mieszkania, nawet nie czekając, czy zamknie za sobą drzwi. Zrezygnowany zdjąłem kurtkę i chociaż wiedziałem, że się o to wkurzy, rzuciłem okrycie niedbale na siedzisko pod wieszakiem. Nie miałem na nic siły. Wcześniejsza adrenalina wyparowała, do tego stres zrobił swoje. Smutek tylko spotęgował kiepski humor. Zaskakujące, że dopiero jako dorosły facet doznałem pierwszego zawodu miłosnego. Mogłem jednak powiedzieć, że na własne życzenie.

 

Nie zdawałem sobie sprawy, że stoję pośrodku korytarza, dopóki nie poczułem dotyku jej dłoni. Stanęła za mną i przytuliła się od tyłu, zaplatając ręce na mojej klatce piersiowej. Wciągnąłem głośno powietrze i powiedziałem:

 

– To nie jest najlepszy pomysł. – Złapałem jej dłonie w swoje i próbowałem odciągnąć. – Prześpię się na sofie w dużym pokoju.

 

Nie pozwoliła mi odejść. Nadal mocno trzymała. Poczułem, jak czołem dotyka moich pleców:

 

– Jesteś na mnie zły – stwierdziła. Miała rację, więc nie zaprzeczyłem. – Nie gniewaj się. Jestem po prostu szczera. Ludzie mawiali mi czasem, że aż do bólu, za co cię przepraszam. Nie umiem inaczej. Potrafię jednak ci to wynagrodzić. – Wsunęła dłonie pod moje dresy i uścisnęła mnie przez bokserki. W innych okolicznościach, bym się na nią rzucił, ale teraz… po prostu nie potrafiłem.

 

– Nie dzisiaj. – Pociągnąłem jej dłonie do góry i odrzuciłem po moich bokach. Nie zamierzała jednak odpuścić. Szybko chwyciła mnie za pośladki i wbiła zęby w bark, ocierając się piersiami o dół pleców. Wiem, że to było niegrzeczne, ale po prostu zrobiłem kilka kroków do przodu, chcąc nabrać dystansu. Podbiegła do mnie w mgnieniu oka i zaczęła wpychać dłonie pod materiał mojej koszulki. Tego było zbyt wiele. Nie mogłem tak dłużej.

 

– Anielo dosyć! – zgromiłem ją, kurczowo przytrzymując drobne dłonie, które desperacko próbowały mnie dosięgnąć. Spojrzała na mnie i dostrzegłem łzy w błękitnych oczach. Nie wiem czy znowu grała, ale mało mnie to obchodziło. – Daj mi proszę święty spokój.

 

– Nie! – otrzymałem natychmiastową odpowiedź – Nie rób mi tego, nie zachowuj się jak zimny drań! Przecież nakreśliłam ci zasady, powiedziałam, że to ja podejmuję decyzje. Nie możesz mnie winić za prawdę. Nie odrzucaj mnie do cholery! – Trzęsła się na całym ciele. Nie miałem pewności, kto z nas czuł się bardziej zraniony zachowaniem drugiego. Oboje schrzaniliśmy to koncertowo – Pozwól mi, proszę… – ciągnęła.

 

Wiedziałem, że mówi o seksie, chciała znowu być dzika i namiętna. Pragnęła odreagować swoje czyny i zapomnieć o wyrzutach sumienia. Była uzależniona od kontroli. Zaskakiwałem sam siebie, jak łatwo było mi teraz odgadywać jej nastroje i rozpoznawać zwyczaje – kolejny fakt potwierdzający, że była dla mnie ważna. Ale dzisiaj nie potrzebowałem bliskości, nie dążyłem do spełnienia, które byłoby tylko zaostrzeniem mojego apetytu. Chciałem, by była moja, nie na chwilę, nie tylko w łóżku. Cała. Dlatego nie zamierzałem ustąpić.

 

– Niestety, skarbeńku. – Złapałem jej podbródek i potarłem kciukiem po wargach, które od razu rozchyliła, a następnie ucałowałem blade czoło. Musiała doznać zawodu, gdy na odchodne tylko dodałem. – Nie tym razem.

 

Puściłem jej dłonie i odwróciłem się na pięcie. Wszedłem do salonu i zamknąłem za sobą drzwi. Po raz pierwszy użyłem klucza, który od kupna mieszkania tkwił w zamku. Nie zapukała, nie lamentowała, najwyraźniej pogodziła się z porażką. Martwiłem się, co przyniesie jutro, jednak byłem zbyt padnięty, by mieć do tego głowę. Olałem kąpiel, kolację i nawet rozebranie się do snu. W opakowaniu padłem na łóżko i momentalnie odpłynąłem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Shogun 01.06.2020
    Stara dobra Zdzi*a, ale czy na pewno? :D Otóż w tej części jest coś, co wyróżnia ją od pozostałych, co takiego? Ano to, że nasz główny bohater odniósł zwycięstwo, natomiast Aniołek porażkę. Niby prosta rzecz, a jakże jednak ważna. On, postawił się jej i wygrał, chyba pierwszy raz, aż tak bardzo jest to widoczne. Bardzo mi się to podobało, to, że jednak Aniela nie może z nim zrobić wszystkiego, tego co chce.
    Na, a ogólnie, po prostu świetny rozdział ;D
  • Kocwiaczek 01.06.2020
    Dzięki Shu. Może teraz i z nią wygrał, ale przegrał walkę z samym sobą skoro się w niej zakochał. Chociaż, czy to nie było pewne od samego początku? :) Pozdrowienia!
  • Shogun 01.06.2020
    Kocwiaczek cóż, szczerze, to było pewne od samego początku ;)
    Również pozdrawiam! ;)
  • Bajkopisarz 01.06.2020
    „ja podejmuje decyzje.”
    Podejmuję (decyzje ok., mogą być w l. mn.)

    No ładnie. Zrobię szachowe porównanie. Pan narrator się zakochał na zabój i przegrał. Przynajmniej na plus, że nie przegrał od razu walkowerem, tylko dopiero po kilku posunięciach zobaczył jak daremna jest dalsza walka. Wtrącił jeszcze swojego szacha i poszedł spać, nie wiedząc chyba, że mat to kwestia czasu.
    Jedyna szansą dla niego może być tylko to, że ktoś przyjdzie i wywróci stolik z szachownicą…
  • Kocwiaczek 01.06.2020
    Tak, to liczba mnoga :) Przyznam, że ciekawe porównanie. Dałeś mi do myślenia i podałeś nawet pewien pomysł :D A co z niego wyniknie? Któż to wie:] Dziękuję za odwiedziny, miło, że tym razem wiele nie sknociłam. Pozdrowienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania