Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Zegarowy Cmentarz

Dziwne było dla mnie to, że nad cmentarzem -w poświacie kolorowych świateł-

wisiał ogromny zegar.

Obracał się miarowo wokół pionowej osi, lecz nie za szybko,

aby każdy mógł dojrzeć dokładną godzinę.

 

Ale zacznę od początku.

 

Jest ciepła wiosenna noc. Księżyc świeci jasno,

jak wielka latarnia zawieszona na nieboskłonie.

Idę polną ścieżką, wolniutko i spokojnie.

Można powiedzieć, że kroczę w tunelu własnej wyobraźni,

chociaż dostrzegam świat zewnętrzny.

Cisza jest tego rodzaju, że aż ją słychać.

Nagle, kawałek myśli przede mną, ukazuje się ściana migotliwego światła.

Jest tak blisko, że z rozpędu, przez nią przechodzę.

 

Stoję na cmentarzu. Nie jest ciemno, ale też nie jest zupełnie jasno.

Dużo różnych ludzi, chodzi pogrążonych w swoich myślach.

Takie przynajmniej sprawiają wrażenie.

Można by rzec, że ich twarze są radosne i smutne równocześnie.

Atmosfera oczekiwania, jest tak gęsta, że prawie mnie przytłacza.

 

Sam cmentarz wygląda jakoś inaczej.

Przede wszystkim groby. Są w równych rzędach, prawie identyczne.

Jakby na ogromnym prostokącie, poustawiano takie same prostokątne pomniki.

Widzę, że nad każdym świeci się biała lampka. Zdaje się wisieć w powietrzu.

Płyty są w kształcie dwuskrzydłowych drzwi.

A najbardziej rzuca się w oczy –zegar na każdym grobie.

Stoi nad imieniem i nazwiskiem. Słyszę wyraźnie coraz więcej rozmów.

 

Spoglądam do góry.

Na wielkim zegarze, dochodzi dwunasta. Nie mam pojęcia, czy w południe, czy w nocy.

Światło jest takie dziwne, że trudno się zorientować.

Wszędzie świecą się lampki, ale w przeróżnych kolorach.

Myślę sobie, że brakuje tutaj jedynie lampionów i wesołych śpiewów.

Atmosfera jest dziwaczna.

Widać to po zachowaniu ludzi. Wszyscy idą w kierunku grobów swoich bliskich.

Stoi tam kilka krzeseł i mały stolik. Nie mam pojęcia po co.

Chociaż podświadomie, przychodzą mi różne myśli do głowy.

 

Patrzę w górę na zegar. Zresztą nie tylko ja. Zaczyna wybijać dwunastą.

Do moich uszu dobiega dźwięk otwieranych drzwi. Patrzę na jeden z grobów.

Jest otwarty.

Widać nad nim białą poświatę. Zegar nadal wybija dwunastą. Odstępy są dość długie.

Ludzie przy grobach stoją w milczeniu.

Nagle robi się cicho. Zegar wskazuje dokładną godzinę.

Sekundnik się zatrzymuje.

 

Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu.

 

W tym momencie zaczynają wychodzić zmarli.

Jestem taki skołowany sytuacją, że tylko stoję i się gapię.

Nie są to żadne szkarady. Wyglądają tak samo, jak wtedy, kiedy ich chowano.

A przynajmniej tak wnioskuję z ich wyglądu.

Ludzie przy grobach się z nimi witają, a następnie siadają na krzesłach,

a osoba – teraz żywa – podchodzi do zegara i sekundnik rusza.

Tak mi się przynajmniej wydaje.

Domyślam się, że przy wszystkich pozostałych grobach, jest tak samo.

Mam nawet wrażenie, że zegary zadziałały równocześnie. Ale pewności nie mam.

 

Zaczynają się ożywione rozmowy z umarłymi.

Zdarza się oczywiście, że przy grobie są tylko dwie osoby.

Żyjąca i umarła. Albo tylko umarła, stojąca samotnie.

 

Trwa to już jakiś czas.

 

Jedno mnie zastanawia, gdy tak chodzę między grobami.

Odwiedzający, co chwila zerkają na zegar, stojący na tablicy.

Niby rozmawiają ze zmarłym, ale robią się coraz bardziej nerwowi.

 

Nagle jeden odchodzi od grobu, kierując się do wyjścia.

Sytuacje tego typu, zaczynają się powtarzać.

Im więcej czasu mija, tym więcej odwiedzających odchodzi.

Tylko nieliczni żegnają się z umarłymi.

 

Nie bardzo rozumiem co się dzieje.

 

Dlaczego tak uciekają, skoro mają okazję porozmawiać z osobą,

która najwyraźniej była im bliska.

 

Stoję na zewnątrz cmentarza.

Ludzie wchodzą i wychodzą, ale nikt nie chce zaspokoić mojej ciekawości.

Co tu się u licha wyprawia – myślę sobie. Wiem, że to wszystko jest nierealne,

ale skoro już tu jestem, to chciałbym wiedzieć, co się dzieje.

 

Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Aż się wzdrygam. Wiadomo czemu.

 

Odwracam się.

Widzę żyjącego człowieka, mam nadzieję.

Odzywa się do mnie:

– Pan chyba nie stąd?

– No nie.

– Ciekawi pana zapewne, co tu się dzieje?

– Tak.

– To jest dziwna kraina. Coś jak świat równoległy.

– Do czego?

– Tego nie wiemy. A propos. Skąd pan się tu wziął?

– Prosto z pola.

– Rozumiem. Jakby to panu wytłumaczyć najprościej.

Tu jest tak samo jak u was, ale z małym wyjątkiem.

– Z jakim?

– Mówiąc krótko – raz na rok, dla wszystkich w tym samym dniu, jest Możliwość Rozmowy.

– Domyślam się, że z umarłym?

– Tak.

– To wspaniałe. U nas tak niestety nie jest.

– Żeby nie przedłużać… mówiąc trochę żartem – za darmo umarło. Rozumie pan?

– Nie bardzo.

– Mówiąc prosto z mostu - godzina rozmowy, odbiera osobie odwiedzającej rok życia.

– Rok? To dużo.

– Tak. Jeszcze jedno. Liczy się zaczęta godzina. Wszystko jasne?

– Czyli jeżeli ktoś pogada powiedzmy jedną minutę, to i tak rok do tyłu?

– Dokładnie.

– Czyli lepiej wykorzystać do maksimum?

– W zasadzie, tak.

– Dlaczego w zasadzie?

– Maksimum ma ryzyko w sobie.

Można się zagadać, minuta wejdzie następnej i rozumie pan,..dwa lata do tyłu.

Zawsze w takiej sytuacji radzę wykorzystać następną godzinę, ale bardzo uważać.

– A jeżeli komuś na latach nie zależy. Chce być z bliską osobą bardzo długo.

– Jest limit do czterech lat.

– Dlaczego akurat tyle?

– Nie wiadomo.

– A jak ktoś będzie gadać pięć godzin?

– Nic z tego. Po czterech wchodzą z powrotem. Nie mogą inaczej. Siła wyższa.

– A niby skąd osoba odwiedzająca będzie wiedziała, że umiera za wcześnie?

– Nie będzie wiedziała. Rodzina też. Tu chodzi o psychologię. Rozumie pan.

Świadomość, że godzina rozmowy, skraca o rok moje życie.

– Czy rzeczywiście skraca?

– Tak. Niestety zdarzają się… dowody. I to przeważnie przez nieuwagę rodziców.

Albo raczej rodzica. Zdarza się to niezmiernie rzadko – chociażby dzięki zegarom - ale jednak.

Jeszcze jedno. Swoje zegarki są nieprzydatne.

Trzeba patrzeć, na te przy grobie, lub na ten wielki ogólny.

To szczegół, ale bardzo istotny.

– Mówił pan o jakimś dowodzie.

– To znaczy… w pewnym sensie.

– Nie rozumiem.

– Chodzi szczególnie o dzieci.

– O dzieci?

– Małe dzieci. Kilkuletnie. Czy muszę tłumaczyć dalej?

– Proszę.

– Dawno temu mieliśmy taki przypadek,

że ojciec przyprowadził swoją trzyletnią córeczkę, żeby sobie z mamą pogadała.

Niestety, przegapił czas.

Gdy minęły trzy godziny a zaczęła czwarta, dziewczynka momentalnie umarła.

To było straszne. Mówię panu.

– Chwileczkę. Przecież może być tak, że danemu dziecku - wliczając te trzy lata -

przeznaczone jest powiedzmy sto lat życia. Przekracza limit trzech godzin

i umiera mając dziewięćdziesiąt sześć. Kto by się zorientował?

– Zgadza się. To żaden dowód. Tylko, że to o czym wspomniałem, wydarzyło się tutaj.

Ludzie od razu pomyśleli, że to dziecko miało żyć siedem lat…

– Ale to mógł być zbieg okoliczności.

– Owszem. Mógł. Ale tutaj, to wyglądało inaczej.

– Ojciec był nieroztropny, można by rzec. Po co dziecko w takie miejsce przyprowadzał.

Gdyby nie przegapił, to jeszcze by żyło jeden rok.

Ale z drugiej strony, skąd miał wiedzieć, że jego córka, ma tylko cztery lata przed sobą.

– No wie pan. W takich okolicznościach zdarza się, że ludzie postępują nieracjonalnie.

– Czyli jednak to prawda. Coś za coś?

– Tak. To znaczy nie istnieje dowód, że tak jest. Ale też nie ma dowodu, że tak nie jest.

– A co z dorosłymi. Załóżmy, że mąż w wieku powiedzmy czterdziestu lat,

ma jeszcze przed sobą – trzy lata życia – ale o tym nie wie.

Przekracza limit trzech godzin i po rozmowie z żoną, nagle umiera.

Takie przypadki też się zdarzają?

– Nie chciałem o tym mówić, ale też. Człowiek nie wie, ile mu czasu zostało.

A zatem, każde odwiedziny to ryzyko, że po wizycie – lub w trakcie – odwiedzający umrze.

– Rozumiem. A proszę mi powiedzieć, czy dużo jest odwiedzających?

– Mniej, niż by się mogło spodziewać. Ludzie różnie do tego podchodzą.

Przed śmiercią dziewczynki, przychodziło więcej.

Śmierć dorosłych, robi trochę mniejsze wrażenie, szczególnie dla postronnych osób.

Ale mimo wszystko, przychodzą.

Chęć pogadania z bliską osobą jest czasami bardzo silna. Różni ludzie, różnie się na to zapatrują.

– A proszę mi powiedzieć, czy istnieje sposób, żeby na przykład,

rozmawiać cztery godziny, a być tylko – powiedzmy – dwa lata do tyłu?

– Owszem jest. Ale też coś za coś.

– To znaczy?

– Najlepiej pan to zrozumie na prostym przykładzie.

Istnieje możliwość, przerzucenia swoich godzin, na drugą osobę.

Wtedy ta druga rozmawia – powiedzmy – cztery godziny – a traci – dwa lata życia.

– No to super…

– To zależy dla kogo. Wtedy ta pierwsza, rozmawiając z umarłym – dwie godziny,

jest cztery lata do tyłu.

Trzeba kogoś naprawdę kochać, żeby być zdolnym do takiego gestu.

– Niewątpliwie. A jak to jest z tymi umarłymi, którzy muszą stać samotnie przy grobie.

Podejdzie ktoś do takiego, żeby z nim pogadać?

– Bardzo rzadko. Wolą wykorzystać czas do rozmowy z bliską osobą, niż gadać z obcą.

Zresztą trudno się dziwić. Aha, jeszcze o jednym zapomniałem.

Można oczywiście chodzić do kilku grobów i rozmawiać po trochu.

Liczy się łączny czas.

– Czyli mówiąc trochę żartem, z wujkiem, który nam chałupę zapisał, gadamy dłużej,

a z ciotką, z którą żeśmy ostatnie koty darli, tylko chwilę albo wcale?

– Różnie to bywa. Nie mnie sądzić. To też kwestia wybaczenia lub nie.

Dziwnie się układają relacje międzyludzkie.

– A co by się stało, gdyby osoba zmarła wyszła poza granice cmentarza?

-- Raczej by trzeba powiedzieć - poza obszar zewnętrzny należący do cmentarza.

-- Duży to obszar?

-- Dokładnie nie wiadomo.

-- No to co by się stało?

– To by było straszne… że tak powiem. Zarówno dla żyjących jak i umarłych.

– Czy to się kiedyś zdarzyło?

– Gdyby się zdarzyło, to by nie było naszej rozmowy.

– Czyli nie mam drążyć tematu?

– Nie.

– A proszę mi powiedzieć, czy ci umarli… mówią jak Tam jest?

– Ani słowa. Po wyjściu, pamiętają tylko to, co było do czasu ich śmierci.

A poza tym, nie mówią o wielu sprawach, co by mogły zaszkodzić lub być przydatne

osobom żyjącym. Rozumie pan?

– Chyba. Jeszcze jedno pytanie mnie nurtuje.

Po co ten wielki zegar nad cmentarzem, skoro każdy grób ma swój?

– Nie domyśla się pan?

– Żeby było widać z daleka.

– Też dlatego.

– Też?

– Uzyskał pan ode mnie, wiele cennych i ciekawych informacji,

lecz nie wszystkie kwestie dokładnie wyjaśniłem. To by zajęło za dużo czasu.

Aczkolwiek sprawia pan wrażenie inteligentnego człowieka,

a zatem – jak rozumiem – nie ma problemu.

– Oczywiście, że nie ma. Jestem wielce zobowiązany. A nawet wdzięczny.

Bardzo dziękuję.

– Miło mi, że pan dziękuję, ale… zresztą nie ważne.

Życzę miłego powrotu.

 

Oddalam się od cmentarza, w poświacie światła, bijącego od Wielkiego Zegara.

Widzę przed sobą migotliwą ścianę. Przechodzę przez nią.

Jestem na polu.

 

Zamglony Księżyc, oświetla drogę mojej przyszłości.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Paulaz 20.11.2017
    Fajnie się zapowiada, czekam na kontynuację
  • Dekaos Dondi 03.12.2017
    Paulaz - Przeoczone Podziękowanie.Sorry. Pozdrawiam
  • Bożena Joanna 03.02.2018
    Jestem urzeczona. Wspaniale budujesz napięcie i to pięknymi słowami poety "Księżyc świeci jasno,
    jak wielka latarnia zawieszona na nieboskłonie". Dialog pomiędzy Tobą a informatorem jest niesamowity, co chwila sięgamy po nową tajemnicę, ale niczego nie wiemy na pewno. Jednocześnie odsłaniasz tajemnicę każdego z nas, który chciałby jeszcze raz spotkać kochaną, a utraconą osobę. Jednak wszystko ma swoją cenę, więc nie każdy jest gotów na poświęcenie nawet kilku lat swojego życia, aby porozmawiać z umarłym. Tym dniem rozmowy z umarłymi żądzą też swoiste prawa, nie wszystkie znane do końca, które symbolizują zegary. Ostatnią tajemnicą jest obszar cmentarza, nie można go przekroczyć, ponieważ zagraża to nam i zmarłym. Zmarli nie przekażą nam tajemnic z zaświatów, więc nie zaspokoją wrodzonej nam ciekawości, co się stanie z nami po śmierci. Wizją migotliwej ściany kończysz wiersz bardzo poetycko, co sprawia wrażenie lekkości.

    Operujesz pięknym językiem poetyckim, co sprawia, że chętnie czytam, to co umieszczasz w opowi.pl. Nigdy nie umiałam analizować wierszy z formalnego punktu widzenia, więc to co mówię odnosi się do warstwy emocjonalnej, chociaż mogę nie zawsze zrozumieć intencje autora. Zresztą, chyba każdy utwór literacki oddany czytelnikowi żyje swoim własnym życiem, i to chyba dobrze, każdy dysponuje inną wrażliwością. Dziękuję za namiary na ten utwór. Zawsze chętnie odpowiem na Twoje zapytania.

    A teraz powiem coś prywatnie, pół roku temu odszedł mój tata, chętnie oddałabym dwa czy trzy lata, aby mieć szansę na taką rozmowę, tutaj poruszyłeś do głębi moją duszę. Serdecznie pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 03.02.2018
    Bożeno Joanno - Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz. Zrozumiałaś moje przesłanie. Nie chciałem dokładnie wyjaśniać, co i jak - żeby każdy mógł zrozumieć po swojemu. Np: Czy on rozmawiał z żywą osobą czy z umarłą? Czy byli poza granicą, czy w jej obrębie.? Czy stracił też kilka lat i tego nie wiedział, czy nie? Itd... Jeszcze raz Dzięki!!!! Pozdrawiam!!!
  • Justyska 16.05.2018
    Ciekawy ten pomysł, bo pierwsza moja myśl, że rozmawiał z kimś martwymi nieświadomie stracił swój czas. Gdyby jednak założyć na chwilę, że jest to możliwe... ludzie poświęcali by wiele. A z drugiej strony tak refleksja czy nie jest tak, że gdy umiera ktoś nam bliski, to nas tez ubywa? Przeżyłam niestety w swoim życiu kilka bolesnych strat i zawsze miałam wrażenie, że mnie ubywa...
    Pozdrawiam i tu
  • Dekaos Dondi 16.05.2018
    Twoja refleksja mnie zaskoczyła, ale pełna zgoda. Też niedawno straciłem bardzo bliską osobę.
    Rzeczywiście tak się czuję, jakby mnie ''ubyło''. Tylko nie wiedziałem jak to nazwać. Dzięki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania