Zemsta

Pulsujący ból skroni. Tak ciężko mi się oddycha. Niosą mnie. Ale kto mnie niesie? Wysilam obolałą głowę aby spojrzała w kierunku twarzy. Mężczyzna. Czarny. Ciążą mi powieki. Nie mogę ufać własnym zmysłom. Sam nie wiem. Odgłosy które słyszę są prawdziwe, czy to wytwór mojej wyobraźni.

Ma zaciśnięte usta, wzrok skierowany przed siebie, niemalże pochłonięty głębią korytarza w którym się znajdujemy oraz jego docelowym punktem. Jest to osoba, którą dobrze znam, choć nie umiem sobie przypomnieć, kim jest. Myśl, myśl. Ciężko mi myśleć. Staram się wyostrzyć wzrok, który stał się zbyt rozmyty aby dostarczać mi wiarygodnych informacji. Czuje się zmęczony, zmęczony jak nigdy wcześniej. Ale nie mogę pozwolić sobie na sen. Chciałbym zareagować, zapytać gdzie zmierzamy, jednak ciało mnie nie słucha. Nie wykonuje moich poleceń. Napotykam własne odbicie w jedynym z umieszczonych na ścianie korytarza luster. Odbicie towarzyszy mi przez dalszą część podróży. Dopiero teraz dostrzegam, że jestem kompletnie goły, nie próbuję nawet zasłonić własnej nagości. To wymaga zbyt dużej pracy, zużycia energii. Głowa opada mi w bok, nie walczę. Jestem zbyt słaby. Znów słyszę jakiś dźwięk i zaraz po tym ogarnia mnie ziąb, przenikający do szpiku kości. Ale nie trzęsę się. „Chyba jesteśmy na dworze”resztkami sił splatam zdanie,którego i tak nie wypowiadam. Skup się. Okej. Jesteśmy poza bazą,. Zostaję położony na zimnej i niewątpliwie mokrej glebie. Resztki ciepła zostają mi zabrane, wraz z oddalającymi się ramionami mężczyzny. Klika sekund zajmuje mi zrozumienie, że on chce mnie tu zostawić. Ktoś, z powodu, którego nie potrafię sobie przypomnieć, porzuca mnie. Drzwi bazy zamykają się automatycznie, oddzielając mnie od ciepła, bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa? Myśli, obrazy zlewają się w jedno. Nic już nie wiem, Niczego nie jestem pewny. To znaczy oprócz jednego...mężczyzną był mój ojciec.

***

Klęczeli z dłońmi związanymi z tyłu. Nawet nie próbowali się uwolnić. Wiedzieli, że nie jest to możliwe w otoczeniu tylu maszyn, w dodatku bacznie ich obserwujących. Archie spacerował wokół , zataczając już trzecie kółko. Powoli. Z nogi na nogę, nigdzie się nie śpiesząc. Chciał aby postawa, którą przyjął wyrażała brak szacunku, lekceważenie, władzę. Tym razem to on ją miał. Uśmiech zagościł na twarzy mężczyzny. Tak długo czekał na to czekał, że teraz, gdy nadeszła wielka chwila, nie był pewny za co się zabrać. Podrapał się po szyi.

-Wiecie kim jestem?-przemówił z goryczą w głosie. Kobieta spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, znak, że tabletki zaczęły działać. Musiał się uwijać, za parę minut odpłyną, przestaną rozumieć jego słowa.- Heh. Wrócimy do tego nieco później.- Nadal żadnej reakcji ze strony ich obojga- Zastanawiacie się zapewne, co jest zgrane, co tu robicie.-kontynuował- Powiem wam. Właśnie w tej chwili, roboty atakują waszą bazę. Tak, wasze roboty. Nic nie rozumiecie? To ja,wasz syn!- krzyknął. Nie tak to miało wyglądać lecz nie potrafił zapanować nad ogarniającym go gniewem. Tracił nad sobą panowanie.- Ten którego usilnie staraliście się pozbyć, którego wyrzuciliście. Zostawiliście mnie abym zgnił, lecz to ja wygrałem, przeżyłem, choć dla was byłem nikim. Nieprzydatny, bezużyteczny.-Wzrok rodziców skupiony był teraz na Archiem. Mógł ich zabić. Roboty mogły to zrobić. Lecz mężczyzna pragnął zemsty. Aby jego rodzice, których tak bardzo nienawidził przez te wszystkie lata, odczuli to co on w tym dniu,gdy został wydalony z ich głupiej i żałosnej bazy. Lęk, odurzenie silnymi środkami, brak pamięci. Archie zdawał sobie sprawę, że po przebudzeniu ani matka ani ojciec nic nie będą pamiętać. A on chętnie opowie im cała historię. Prawdę.

Zajęło im to dłużej niż przypuszczał. Pierwszy ocknął się ojciec, a parę godzin po nim żona,

-Co,co jest...A, moja głowa- złapała się za nią, mocno uciskając z dwóch stron. Ubrani byli w jednakowe czarne kombinezony, zapinane tuż przy szyjach. Włosy w nieładzie. Kobieta spojrzała na równie zdezorientowanego męża. Byli bezbronni, tak jak on 15lat temu. Doświadczają na własnej skórze bólu niepamięci.

-Kim jesteś? Czego chcesz?-W głosie ojca wyczuć można był strach, jaki niewątpliwie czuł. Archie wiedział, że ciśnie mu się na język jeszcze jedno pytanie, którego nie zadał. „Kim ja jestem?”. Zabawa się zaczęła.

-Zabierzcie ich.- Dwa słowa. Skierowane do robotów. Nawet nie silił się aby odpowiedzieć rodzicom. Nie zasługiwali na to. Z każdą mijającą sekundą, jego nienawiść do nich rosła i przybierała na sile. Maszyny, zalecając się do rozkazu, szarpnięciem podniosły parę leżącą na ziemi i niemalże ciągnąc ich po ziemi skierowały się za prowadzącym je przywódcą. Przeszli z ciemnego i nieprzyjemnego pomieszczenia do nieco bardziej przyjaznego. Na środku znajdowała się kanapa, a obok niej stolik i krzesło.

-Siadajcie- Powiedział Archie z uśmiechem.- Opowiem wam jak to było...Wszystko zaczęło się od pomysłu, nie groźnego zresztą, który narodził się w głowie amerykańskiego prezydenta Oliviera Thompsona. „Co gdyby ostatecznie rozwiązać problem z Rosją, która to czuje się coraz bardziej wszechmocna, potężna, niezniszczalna i bezkarna”.W ostatnim czasie zajęła tereny, wcześniej należące go pobliskich krajów: Ukrainę, Białoruś, Polskę. Ku zaskoczeniu wszystkich narodów, dała sobie radę z państwami takimi jak Niemcy czy Belgia . Oczywiście, starano się powstrzymać szerzący się terror Rosyjski, jednak bez większych sukcesów. Po pewnym czasie, strach zaczęły odczuwać silniejsze mocarstwa, ich pozycja stawała się, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej zagrożona. Dlatego też ostatecznie, po długich dyskusjach oraz setkach opinii ekspertów, zdecydowano się na atak. Atak z wykorzystaniem najnowocześniejszych osiągnięć technologicznych. Roboty, do niedawna stosowane jako pomoc domowa, ręce od pracy w wielu fabrykach zostały poddane licznym testom oraz ulepszeniom. Wreszcie się udało. Powstały maszyny zaprogramowane aby zabijać ludność Rosyjską. Pierwszym etapem, misji było zamordowanie ówczesnego prezydenta wraz z całym rządem, elitami, ludźmi obejmującymi wysokie stanowiska. Następnie zabrano się za likwidację ludności cywilnej, zgodnie z zasadą, zaczynając od najsilniejszych. Gdy rozniosła się wieść o pomysłowych robotach stworzonych przez USA, na całym świecie zapanowała radość. Prezydenci, premierzy, nareszcie mogli odetchnąć z ulgą i odwołać mobilizację wojsk. Jednak, zawsze pojawia się „ale”. 8 kwietnia został odnotowany pierwszy przypadek buntu, roboty nie atakowały już jedynie Rosjan a także dokonywały morderstw na reszcie ludności. Wielu wybitnych amerykańskich naukowców bezskutecznie starało się ponownie odzyskać kontrolę nad maszynami. No właśnie. Bezskutecznie. Nasze nowe wynalazki, stworzone przecież aby uczynić świat lepszym, bezpieczniejszym, okazały się niepojętym zagrożeniem i wizją klęski dla całej ludzkości. Apokalipsa zbliżała się nieuchronnie. Nigdy w historii nie rasa ludzka nie była tak blisko zagłady, należało podjąć decyzję. Szybko. Brak przygotowania. Długie narady. Ostatecznie zabrakło czasu na jakikolwiek plan, ratunek. Roboty zbliżały się do Ameryki, nie pozostawiając po sobie choćby jednej osoby przy życiu. W akcie desperacji wybrano 200 osób. Jedynie 200 osób z liczącego ponad 7mld społeczeństwa. Odgrodzono nieduży teren, zabezpieczono go przed wtargnięciem robotów. Zadbano o wszystko, zapasy jedzenia, które w późniejszym czasie miały być uzupełniane przez żywność wyhodowaną już na terenie bazy, wodę, ubrania. Skorzystać z przywileju życia mogła tylko niewielka liczba...wybrani. Umieszczono w bazie prezydenta, rodzinę prezydenta,ważniejszych ministrów, rodzinę ważniejszych ministrów. Po chwili okazało się, że wolnych jest tylko 96 miejsc. Zmarnowano ponad połowę na osoby bezużyteczne, nic nie potrafiące, zbędne. Jak oni przysłużą się do odbudowy ludzkości? Do czego się przydadzą? Zamiast zaopatrzyć się lekarzy, inżynierów, architektów, którzy faktycznie posiadają odpowiednie zdolności, kompetencję, wiedzę wolano wybrać polityków potrafiących jedynie liczyć pieniądze w kieszeni. Niedługo po ostatecznym zamknięci wejścia do naszej bazy, roboty wypleniły całą planetę. Nie został nikt oprócz nas. Ani jednej żywej duszy na wolności. Jedynie my, żyjący w ukryciu przed maszynami. To my powinniśmy mieć nad nimi kontrolę a stało się zupełnie odwrotnie. One zmusiły nas do ucieczki. Zabrały nam wolność. Już po dwóch miesiącach teren bazy okazał się zbyt mały, zapasy niewystarczające a ludzi zbyt wiele. Dodatkowo nasza mała społeczność zwiększyła się o parę nowo narodzonych dzieci, one również potrzebowały jedzenia, wody a co najważniejsze opieki i poświęconego czasu. Gdy zaczynały domagać się coraz większej ilości pokarmu, przywódcy oświadczyli ,że to bez sensu. Dopóki staną się dojrzali, zdolni do pomocy, wykształceni minie zbyt dużo czasu. Nie opłacało im się. Wy też, mamo i tato nie protestowaliście. Od razu zostałem spisany na straty. Zbyt słaby. Młody. Do czego może przydać się dziecko, prawda? Nie było ze mnie żadnego pożytku, dlatego mnie wyrzuciliście. Miałem zginąć rozerwany na strzępki przez robota, uduszony, zasztyletowany tak jak ginęła reszta dzieci. Ale przeżyłem. Dziwne, prawda? Jak to możliwe, że przetrwałem w świecie zdominowanym przez roboty. Oswoiłem je. Bezużyteczne małe dziecko, okazało się posiadać niezwykły talent, którego wy i wasze komputery nie potrafiliście dostrzec ani przewidzieć. Udało mi się zaprogramować jedna ze zniszczonych maszyn tak aby nie tylko zaczęła dobrze działać ale i zyskała zwierzchnictwo nad resztą istot. Mogłem decydować o każdym ich kroku. Z ich pomocą zbudowałem to oto pomieszczenie, w którym się znajdujemy. Zacząłem odbudowywać zniszczony świat, i udało się. Zadanie było niezwykle ciężkie. Musiałem sklonować wiele maszyn aby ich armia sprostała wyzwaniu. Dzielnie pracowały, dzień i noc, nieprzerwanie przez 10 lat aby wreszcie, zapoczątkować nową cywilizację. Tym razem wolną od nienawiści, zemsty, zazdrości, biedy, zła i cierpienia. Jednym słowem ludzi. Już wiecie czemu musicie zginąć. Czemu my musimy zginąć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Adam T 14.06.2018
    Do poprawy interpunkcja. Dywizy zamiast pauz (lub półpauz) Barak spacji przed i za dywizami w dialogach, brak spacji po przecinkach, kropkach, wielokropkach. Wizualnie bardzo to źle wygląda. Temat przegadany mocno. Pierwszy fragment (kiedy bohater jest wynoszony) czyta się dobrze (pomijam tu błędy, zresztą tu ich jest najmniej). Potem następuje to przegadanie, masa błędów w interpunkcji. Zakończenie - w sumie niezłe.
    Tyle wrażeń bardzo ogólnych.
    Pozdrawiam ;)
  • Kleopatra 14.06.2018
    Dziękuję za opinię ;)
  • Ritha 24.09.2018
    Dziekować to za mało, interpunkcja nie ruszona, miałam czytać Twoje najświeższe, szkoda czasu, skoro nie stosujesz rad.
    Pozdro
  • Canulas 24.09.2018
    Zacząłem czytać. Czytam i myślę se: o jakim nagromadzeniu błędów oni mówią?
    Na szczęście (albo nieszczęście) nie kazałeś/aś długo na nie czekać.
    Początek w miarę zacny, ale jak się już zaczyna sypać tekścior, to w iście Hollywood'skim stylu.
    Naprawdę jest co poprawiać, ale po początku wnoszę, że umiesz pisać. Wyłącz tylko niedbałość.

    Bez oceny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania