Beta. Pamiętnik za młodej, by przeczyć

„Beta. Pamiętnik za młodej, by przeczyć”, fragmenty [redakcja: 10.06.21]

cz. 4

 

***

 

Czuję nagły napływ weny. Odkryłam w sobie chęć tworzenia. Tworzenia, które ukazuje się pod postacią głównie literacką – okres matur już mi minął, ale niedługo przyjdzie czas na licencjaty. Mogę poprawiać błędy, mogę napisać też całe. Fabryka debili – powiedział ktoś ostatnio o systemie edukacyjnym. „Mnie to nie przeszkadza. Mnie się ma tylko kwit zgadzać”. A i z tym problem, gdy nie potrafię sama siebie wycenić. Chyba podświadomie jara mnie wolontariat, jestem betą.

Bety – nie przechodzą pierwsze po pasach. Bety czekają, aż ktoś je puści.

Znalazł się ktoś, kto chce mnie wpuścić do siebie i prosi, bym pozostała.

„Bety nie podejmują decyzji… Wiedzą, co jest złe, a co dobre, ale decyzja jest w geście autorskim”.

Ale – przecież ja nie chcę pozostać.

 

***

 

Czuję, że nie potrafię, a tak bardzo chcę potrafić być wdzięczna za jego miłość. Prostą, nieskomplikowaną przez problemy i problemy innych ludzi, stojących gdzieś obok. Problemy, które sama sobie robiłam – przecież pozbyłam się ich. Wypłynęły ze mnie ze łzami i zostały wyrzucone ze śmieciami i z toną chusteczek. Za wszystkie przeprosiłam, nie chcę więcej kłopotów, więc przestań być nowym kłopotem.

Od tego, co jest teraz, właściwie wszystko byłoby lepsze. W ciągu roku, gdy coś się skończyło, doszłam do zarodka samej siebie. Wiem, że chcę kochać i być kochana, ale nie teraz, nie ciebie.

– To kiedy…

– Naprawdę ja nie wiem.

Co innego miałabym powiedzieć?

 

***

 

Czuję, że nie przychodzi.

Przynajmniej nie mogę sobie zarzucić, że nie próbuję, tak…?

– To już?

Bety nie podejmują decyzji. Bety wiedzą, co jest dobre, a co złe. Bety…

– Proszę…

 

***

 

Czuję, że pogorszyło mi się trochę w ostatnim czasie. Przestałam rozmawiać z ludźmi, nic mi się nie chce. Nie dochodzą do mnie dźwięki, gubię się. Czasami jak wyłączony sprzęt – nie łapię, co kto do mnie mówi. Najmocniej odbija to piętno na mojej pracy.

Dlaczego znowu zanosi mi się na płacz? Siedzę w biurze i przeglądam katalogi, nie powinnam płakać. Trzeba wytrzymać ten smutek, który kiedyś się skończy. I zakończone wspomnienia, i szaleństwo, i dawną najprawdziwszą pierwszą miłość, i kwasy wypalające gardło, gdy wymiotowałam ze zmęczenia ze dwa tygodnie temu, bo nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że muszę odpowiadać na pytania, na które nie chcę i nawet nie znam odpowiedzi. Czemu musi opowiadać nam o nas, używając imiesłowów współczesnych…?

– Będąc razem, zwiedzimy cały świat…

„Będąc betą” – ktoś jemu bliski mi kiedyś powiedział – „będziesz nikim”.

 

***

 

Samotna nie czuję się i czuję się jednocześnie. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Nikt nie chce pobyć obok i nic więcej, a ja bym chętnie znieruchomiała na chwilę, odpoczęła. Czasami tylko czuję, że zawadzam, że nie tutaj jest moje miejsce, nie wśród tych ludzi. Chciałabym wyjechać. Otwierają się drzwi do Gdyni, chodź, jedź, odpocznij. Tylko na trzy miesiące. Znajdziesz tu pracę, przecież skończyłaś staż, nie masz już pracy.

– Będąc razem, zrobimy…

On upiera się, bym pojechała z nim na trzy miesiące, bym odpoczęła.

Ale ja chcę też odpocząć od niego.

 

***

 

Jeszcze dwa tygodnie temu czułam pustkę, jakby nic nie było przede mną i poza mną, a właśnie tam stoją oni i przyglądają mi się. Nowi znajomi. Nie moi, bez obrazy, lecz bardzo was polubiłam. To śmieszne, że macie tu swoje regionalizmy, napiszę kiedyś opowiadanie, osadzę je na Świętojańskiej i nad morzem. „Nad morzem powietrze jest lekkie” – mówią.

Trochę tak, a trochę nie. Powietrze pachnie słono i drży od trzasku drzwi, gdy poprosiłam go wczoraj, by nie przedstawiał mnie jeszcze jako plus jeden.

Zresztą… ciekawe, czy polubilibyście mnie, gdybym to była tylko ja, nie – właśnie – plus jeden? Czy jestem ciekawą osobą, mam wartość inną, jakąś, swoją? Nie wiem. Wiem tylko, że gdybym przyjechała tu sama, nigdy byśmy się nie poznali. Nie powinnam chyba jednak myśleć, że kiedyś, gdy to się nie uda, nigdy więcej was nie zobaczę.

Szkoda, bo jesteście wspaniali.

 

***

 

Czuję się zduszona. Za dużo rozrywek, za dużo wyjazdów, za mało ostoi, pracy, siebie w mnie, ciszy do pisania, ciszy do bycia, ciszy. Za dużo oparów tęczy, zapachów zieleni, stukotu kieliszków, nowych twarzy, za dużo nas. Za mało kotów, Pratchetta, Paktofoniki, glanów i zwykłej herbaty. Akurat teraz, gdy próbuję się wylizać po wczoraj – tę dziarę zrobiłam za swoje, nikt nie uwierzy – i wymagam momentu spokoju, nie dasz mi spokoju nawet ty. Każdy czegoś chce, a nikt nie chce pobyć ze mną sam na sam i zamknąć na chwilę ryj, pogapić się w pustkę.

Dociera do mnie, że im dłużej mi tego nie dajesz, tym bardziej tego pragnę. Swojego? Nie mam już nic.

 

***

 

Czuję, że nie wiem, ale powinnam wiedzieć, więc zapytam. Bo tak właściwie jak długo boli ból? Walka jest stanem przynależnym człowiekowi, więc powinnam walczyć o swoje, zaprzeczać, kłócić się. Tylko że jestem postacią wyjętą z baśni o sierotkach, betą, i narratorem wszechwiedzącym zarazem. Wiem, ale nie oceniam. Poprawiam ewentualnie wszystkich, tylko nie siebie. Bety nie widzą swoich błędów.

Od tego ma się inne bety.

Czuję, że wciąż się nie obudziłam, ale też czuję się w tym wszystkim niebezpiecznie chora – jakby uciekał mi grunt spod nóg, uciekają drzwi, nie zdążę przez nie przejść, zostanę tu, bo tak wyszło. Przyłapuję siebie, że bardzo dużo fantazjuję, co jest przynależne do 4w5, choć nie wierzę w enneagramy, cyferki, gwiazdy, obrzędy i nakazy premiera, by odrzucić kilka dobrych lektur ze spisu. A jednak brak wyobraźni podobno dla 4w5 brzmi jak kastracja. My, dzieci 4w5, podobno mamy skłonności do przeżywania jednej sytuacji latami i umierania za nią codziennie. Wyobrażania sobie różnych wersji. Widzenia inaczej. Lepiej tam niż tu.

Gdy nic nie robię, wszystkim wydaje się, że patrzę przez siebie, a ja w tym czasie jestem na przykład na deskach katowickiego teatru czy w domu, biorąc kąpiel i podśpiewując pod nosem nu jazz. Nie jestem w poczekalni urzędu pracy. Jestem u siebie i mówiąc mu wprost jak w Carmen: „Nic z tego nie będzie”. W urzędzie uśmiecham się do siebie pod nosem.

Życie fantazjami bywa niekiedy takie realne.

 

***

 

Czuję się w niewielkim stopniu jak wtedy, gdy jeszcze byłam gdzieś z kimś innym, powiedział wtedy do mnie: „poradzisz sobie”. Wierzyłam w to wtedy i mogłabym wierzyć jeszcze, bo podejrzewałam, że ktoś nigdy mnie nie okłamał. Nigdy mnie nie okłamał, dopóki nie obiecał mi sylwestra na dachu. Dopóki nie dożył go. Od tamtej pory myśl, że sobie poradzę, nie opuszczała mnie, rozwijała się we mnie. Trzymałam ją wtedy, była moja. Pieściłam ją, dbałam o nią i chowałam przed światem. Może kiedyś uda mi się ta sztuka istnienia, że odnajdę siebie i spokój w sobie. I odwagę. Może uda mi się znaleźć kogoś, kto powie mi podobnie i nigdy nie skłamie, i będę miała na czym się oprzeć i znów coś dotrze. Coś, co będzie dla mnie kolejną wskazówką na przyszłość.

Proszę, niech mi ktoś powie: „Nie”.

 

________

 

Dwa tygodnie później nie znalazłam nikogo, kto powiedziałby mi, żeby nie robić niczego wbrew sobie. Wszyscy tylko zapewniali mnie, że dobre partie nie są złe.

Dobre partie nie są złe.

Dobre partie nie są złe.

Dobre partie nie są złe.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Niemampojecia96 26.11.2016
    ''i zamknąć na chwilę ryj, pogapić się w pustkę. '' - nie chciało mi się już od pewnego momentu tego czytać, ale rozumiem Twoje potrzeby, czy tam - potrzeby bohaterki, by ludzie zamknęli ryj :3
  • Quincunx 29.11.2016
    E........ No fajowskie jest to pisanie! Fajowskie!!!
    Dobre pisanki nie są złe.

    Podobało się. Bardzo.
  • Nazareth 19.01.2017
    Podobał mi się twój tekst, to coś czego niestety nie mogę napisać, bo nie był to przecież tekst do "podobania się". Może za dużo z niego zrozumiałem, może za głęboko w tym siedzę by móc ocenić. Nie będę przedłużał i powiem tylko: jeśli byś chciała pogadać wiesz gdzie mnie znaleźć ;) (gdybyś chciała pomilczeć również)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania