Zielone domy i wszystko, co obok

-Ale ja pana nie uderzam - usłyszałem głos zza ramienia. Właściwie miałem wrażenie, że to mówi moje ramię. Eech, czas w końcu odpocząć, pomyślałem, i nawiązać trochę kontaktu z rzeczywistością.

Obróciłem się. kawałek za mną stał Rysiu - uroczy staruszek z wyjątkowo zaśniedziałym umysłem. W moim duchu gwiazda osiedla. Nieraz zastanawia mnie, czy nie on jest w tym świecie prawdziwym artystą - ten drobny człowieczek o tajemniczych obyczajach, krążący stale po okolicy, jakby energii nigdy nie miało mu braknąć, i przykuwający oczy przechodniów - zwłaszcza nie będących mieszkańcami naszej małej, lecz gwarnej spółdzielni. Uśmiecham się do niego niepewnie. W duszy czuję nagły przypływ spokoju, który być może nie powinien nastąpić dzięki widokowi rozbieganych oczu Rysia, próbujących wyglądać ukradkowo spod krzywo osadzonych na długim nosie okularów.

-Wszystko w porządku. Cieszę się, że pan mnie nie uderza - odparłem po krótkiej chwili

-To dobrze, że pana nie uderzam - rzucił niewyraźnie - Dobrze. A, panie. Proszę pana!

-Tak, panie Rysiu.

-A powie mi pan.

-Hm? Nie rozumiem. Co mam powiedzieć?

-Która godzina - wyjaśnił i otworzył niebieskie oczka szerzej jednocześnie drapiąc się po brzuszku i przestępując zawzięcie z nogi na nogę

-14:30

-Dziękuję - powiedział błyskawicznie. Jego ruchy, sprawiające wrażenie niekontrolowanych, na chwilę się uspokoiły. Coś przemyślał - Dzięki! - rzucił jeszcze, jakby radośniej - obrócił się na pięcie tak jak tylko potrafił i odczłapał. Jego głowa kiwała się na wszystkie strony. Otwarłem bagażnik zaparkowanego pod blokiem samochodu, wyjąłem ładowarkę do laptopa i poszedłem do bloku. Przespać się.

 

17:20 - Obudziłem się. Bardzo dobrze. Że się obudziłem i spałem.

-Judyś! - zawołałem do dziewczyny, rozmasowując wiecznie obolałe kolana - Zrobisz mi herbatę? Czarną. Parzoną z plasterkiem podgrzybka. Tak, jak lubię najbardziej.

-Robi się - rzuciła i pobiegła do kuchni skwapliwie, jakby cały dzień nic nie robiła i ucieszyła się tą odmianą. Mogło być i tak.

-Słuchaj w ogóle - podjęła - jaki wiersz dostałam od ucznia. Kolejny z gatunku niepokojących - mruknęła nad notatnikiem z przepisaną pracą chłopca - Myślę, że z Rysia będą ludzie.

Jud prowadzi od dwóch lat warsztaty literackie z dziećmi z podstawówki. Niezwykłe okazy się zdarzają. Najwięcej na tych zajęciach zyskuje sama Judyta. Dzięki tej pracy nigdy nie brak jej inspiracji. Mnie też, prawdę mówiąc, wiele nieraz dają odczyty czasami rozbestwionej dziecięcej twórczości. Wieczorami przelewam je na płótno. Jest kolorowo i absurdalnie. A czasami do tego zbyt sensownie.

Zaczęła czytać tekst małego Rysia - imiennika szalonego staruszka:

-Benek czasu przeszłego. - spojrzała znad notatnika po wypowiedzeniu tytułu i przeszła dalej:

Benek wstał, Benek się zesrał, brezent-prezent, Benek zmarł.

Już dawno.

Zesrał się więc i coś zjadł.

Później coś założył i coś rozlał.

Nie pamiętał co.

Benek zakręcił gaz, Benek sarknął, Benek smarknął, Benek pierdnął, Benek wyszedł drzwiami.

Benek zakręcił zamki, Benek zszedł po schodach, Benek wsiadł w samochód, Benek jechał, Benek nie jechał, Benek to, Benek tamto.

Benek gdzieś dojechał, Benek wysiadł, gdzieś poszedł i coś robił.

Benek przestał coś robić, pojechał, wysiadł, poszedł i nie robił.

Benek nie robił, Benek smarknął, Benek sarknął, Benek srał, Benek spał.

Dobranoc, Beniu.

Zaskakujące - pomyślałem - że te dzieciaki-dziobaki mnie jeszcze zaskakują, a na głos powiedziałem:

-Znasz jakiegoś Benka?

Judi tylko popatrzyła zamglonymi oczami. Chwile trzymała na mnie swoje promienie zamyślenia, ale po chwili zerwała się z miejsca nie udzieliwszy odpowiedzi. Usiadła na krześle barowym i wzięła tablet.

-Tolkien wzywa. Do jutra.

Tak. Praca życia. Niektórzy nigdy nie dorastają i doskonale na tym wychodzą. Bardzo to doceniam. Moją długoletnią badaczkę Śródziemia. Jedyną taką w galaktyce. Cholera, pomyślałem, cholera, cholera. Wolny dzień. Wolna noc. Wiedziałem już, że farby będą w ruchu. Strzeż się podłogo.

 

No i znowu obudziłem się cały upaćkany z bolącą głową pośród chemicznego odoru. Eksperymenty. Środek na owady sprawia, że emulsja ciekawie zachowuje się na płótnie. Świetna sprawa. Tylko, że nadal zapominam wietrzyć. Przeczołgałem się do drzwi i wypełzłem do przedpokoju. Później dalej - do sypialni. Do łóżka.

 

10:05 - Nowy dzień. Kolejny rozdział. Co mi przyniesie - nie wiem. Pobudki pobudkami. Kolana wciąż bolą. Myśli niepewne. Potrzeba Rysiów w moim życiu. Gdzie ta Judi się znowu podziewa? I co jej przyniesie Słońce? Nad Śródziemiem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Canulas 12.07.2019
    "Wszystko w porządku. Cieszę, że pan mnie nie uderza - odparłem po krótkiej chwili" - zjadleś "się".

    "- Dziękuję - Powiedział błyskawicznie. Jego ruchy, sprawiające wrażenie niekontrolowanych, na chwilę się uspokoiły. Coś przemyślał - Dzięki! - Rzucił jeszcze, jakby radośnie" - powiedział i rzucił z małej.

    Tak jeszcze gdzieś brak ogonka, ale nic.
    Prostsza treść niz zazwyczaj, przynajmniej powierzchownie.
    Rozkręca się przy Benku. Tam też zaciekawia. Faktycznie zibrazowanie dziecięcego toru myślowego jest inspirujące. Coś pomiędzy snem (jeśli idzie o wiarę w świat), ale z zachowaniem mobilności.
    Ciekawy tekst, ale bez efektu wow.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania