Poprzednie częściZielony Deszcz

Zielony Deszcz: "Zwierciadło przeszłości #1 "

Słońce zaczęło leniwie wzbijać się ponad góry przysłaniające Frunshstad od zachodniej strony. Zaś na wschodzie nadal panowała senna przyciemniona atmosfera, a im dalej w las, tym bardziej mroczna. W głębokim gąszczu przy skalnym wodospadzie, z którego woda spływała do szerokiej i ciemnej tafli wody, stała wilczyca. Przyglądała się w wodę, jak gdyby kontemplowała nad swoim odbiciem.

 

Nagle spłoszona szybko uciekła w las.

 

Woda zaczęła bulgotać, wokół bąbelków wzburzona piana i nagłe pojawienie czarnej fali wyglądającej jak płynna smoła rozlana na białą główkę od szpilki. Powolnym, chwiejnym krokiem wynurzała się coraz większa część, aż w końcu ukazała całą swą postać. Stanęła blisko brzegu i upadła pozostawiając tors na drobnych kamyczkach, a nogi na wznak tak, że stopy nadal pozostawała w wodzie.

 

Wilczyca powoli stawiała łapę za łapą, nie odwracając wzroku od ofiary. Stanęła. Lekko schyliła głowę, ugięła łapy... I uciekła znowu spłoszona.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

"-Sama wiecznie nabieram tej wody, nic liczyć na te nasze latorośle nie można." -stęknęła i uniosła wyżej kosz wypełniony szarymi materiałami.

 

Kobieta Była niska i krępa. Narzucona niechlujnie, długa kremowa szmata, była założona na rodzaj sukni. Cała przepasana grubym sznurkiem z juty. Duże piersi, wyglądały jak gdyby miały zaraz wyskoczyć spod cienkiej tkaniny. Twarz była tłusta i pełna zmarszczek. Małe oczy prawie całe ukryte pod chomikowatymi policzkami. Cała buzia była uwydatniona przez niechlujnie spleciony kok.

 

"-Jak se pościelisz, tak się wyśpisz. Ja moje krótko trzymałam, jak czegoś nie chciały porobić to od razu porty w dół i badyl." -odrzekła stojąca obok kobieta. Była ubrana bardziej schludnie, wyblakła czerwona suknia była zapinana na biuście czarnymi kamyczkami, a same piersi nie były już tak obfite, jak u jej rozmówczyni. Włosy ulizane do tyłu odsłaniały chuda i zmęczoną twarz, bladą o wielu zmarszczkach.

 

"-Aj. Ja nie lubowałam się w karach cielesnych. Wiesz, jak źle wspominam swoją matkę. Nie była z niej dobra k... Widzisz, że to, co ja? " - stanęła nagle i odłożyła kosz na ziemię.

 

"-Najświętsza Panienko!" - Przeżegnała się i złapała za ramię towarzyszkę. "-Czy ona jest nieodziana?"

 

"-Na to wygląda. Może trza podejść? Zapytać."

 

"-O... ooo zwariowała! Jakaś ladacznica! Pewnie jaki chłop jo tu miał."

 

"-Zostawiłby tako młode? Głupiaś!"

 

"-Wiesz jak tera ich tu dużo w biedzie. Byle czego się złapie, by mieć grosz." - teatralnie po każdym słowie klepała drugą kobietę, mówiąc półszeptem. "-Chodźmy czym prędzej! Może martwa. I co? Jeszcze polezie w świat, żeśmy co jej zrobiły!"

 

"-Mówisz?" - powiedziała z przerażeniem, zakrywając usta dłonią.

 

"-A jak!"- rzekła z dumą, unosząc głowę wyżej niż wcześniej. "-Chodźmy, że stąd." -zaczęła ciągnąć grubaskę za sobą, w stronę, z której zaszły.

 

"-Czekaj! Kosz wezmę". - powoli zbliżyła się do sterty ubrań. Z trudem się zgięła. Poczuła na sobie lekkie szarpanie za materiał. "

 

-Przestań mnie pospieszać, mój kręgosłup..." - zamarła. Jej oczy spotkały się ze spojrzeniem, ale nie tego, którego się spodziewała. Piękne, koloru malachitu tęczówka sprawiała, że krępa kobieta zastygła.

 

Chwilę trwało, zanim wszystko nabrało życia. Piersiasta kobiecina odskoczyła od nagiej czarnowłosej kobiety i szybko rozejrzała się po okolicy. Na kamykach za nieznajomą leżała jej towarzyszka.

 

"-Zzzz zabiłaś ją!" -krzyknęła. Upadła na kolana i zaczęła kłaść się brzuchem z rękoma uniesionymi nad głową. "

 

"-Oszczędź mnie! Mam dzieci na garnuszku, mają tylko mnie."

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Była tak przez kilka minut powtarzając raz po raz te same słowa. Kiedy jednak jej kolana traciły, jakiekolwiek czucie uniosła lekko głowę. Nie widząc niczego, podniosła jeszcze wyżej, ale nadal nie dostrzegła nieznajomej. Następnie już wyprostowała plecy i rozejrzała się porządnie wokół.

 

"-Gdzie...ona?! -Wyszeptała ze zdziwieniem. -Boże mój! Dziękuję Ci!" -Poczęła całować usypana kamykami ziemię.

 

"-Na Najświętszą Panienkę! Moja głowa!"

 

"- Amira? Oh! Żyjesz." -Doczłapała na kolanach do leżącej niedaleko kobiety.

 

"-A ty? Nic się tobie nie stanęło? Ja chyba zemdlałam."

 

"-Też tak sądzę. Chodźmy stąd czym prędzej."

 

"-Tak. Masz rację."

 

Obie szybko opierając się o siebie nawzajem, utykając, poczęły iść przed siebie.

 

"-Amira?"

 

"-Tak Jakuta?"

 

"-Chyba zacznę je lać... wiesz? To nie na moje zdrowie prać te łachany."

 

"-Mówiłam?!"

 

Mocny wiatr zaczął przechodzić przez las, aż dotarł nad rzekę, w której stronę porwał pusty kosz.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania