Ziemia Żywiołów

1.

 

Najpierw pojawiła się Ziemia. Dojrzała, mądra i wszechwiedząca. Potrafiła radzić sobie ze wszystkimi otaczającymi ją problemami, a gdy ją przerastały nikt nie mógł zauważyć jej porażki. Chowała się sama w sobie, zatapiała w zielonym runie i samotnie czekała aż kryzys przeminie. Ziemia patrzyła samotnymi oczami na otaczającą ją więdnącą zieleń, na puste wysokie, pełne liści drzewa. Coś jej jednak brakowało.

 

Pewnego dnia ktoś podarował jej Wodę. Nie była dużo młodsza od niej. Najpierw nie dawała o sobie znać i jedynie obserwowała poczynania nowo przybyłej. Ta dotknięciem dłoni sprawiła, że przez jej małą dolinę przepłyną perłowy sznur wody. A rośliny zaczęły wydawać się jej bardziej zielone i radosne. Wyszła z ukrycia, gdy pewnego dnia do jej uszu dobiegł świergot malutkiej ptaszyny.

 

Od tej pory Ziemia i Wody nie potrafiły bez siebie żyć. Wspólnie na siebie oddziaływały i uzupełniały. Kraina z każdym dniem powiększała się i stawała się bardziej zdolna do życia. Jednak z czasem na terenie pięknej krainy pojawiły się także większe zwierzęta, które nieraz atakowały Opiekunki owej ziemi. Przerażone spędzały długie dnie na wysokich drzewach tym samym zaniedbując swoje obowiązki.

 

Tak narodziła się Ogień. Najpierw pod postacią małego płomyka, by potem przekształcić się w pełną postać. Odstraszając zwierzęta, napawając ciepłem i swoją opiekuńczością wraz z dwoma pozostałymi Opiekunkami stworzyły krainę piękną, bogatą i idealną. Niczego im nie brakowało, wypełniały się nawzajem chociaż z czasem zauważyły, że samotne drzewa nie mogą się nawet poruszyć. A woda w rzekach pomimo starań wysychały. Wkrótce trzy Opiekunki były smutne, gdyż nie mogły poznać przyczyny niedoskonałości, która dotknęła ich małe królestwo.

 

Przez wiele dziesiątek lat szukały sposobu by zaradzić problemowi. Spędzając dzień pod olbrzymim klonem po raz pierwszy poczuły coś chłodnego, co poderwało ich włosy i zwiewne materiały, którymi były opatulone. Na dłoni jednej wylądowało śnieżnobiałe piórko, które uniesione podmuchem przekształciło się w Powietrze.

 

Mała Opiekunka sprawiała poważne problemy trzem pozostałym. Nie mogły opanować mocy, którą ze sobą niosła. Wytwarzając tornada i potężne podmuchy wiatru wyrządzała niezwykle potężne szkody w krainie. Jednak wszystkie cztery Opiekunki wniosły do krainy wszystko co było potrzebne by ta rodziła owoce i nadawała się do życia.

 

Przez lata Opiekunki sprawowały piecze nad swoim ogrodem, pielęgnowały krainę i troszczyły się o niego i siebie nawzajem. Nigdy nie zastanawiały się co byłoby gdyby jedna z nich nigdy się nie pojawiła, bądź by jej zabrakło. Wszystkie cztery były bardzo mądre i pilnowały by w krainie niczego nie brakło. A ktoś sprawował piecze nad nimi.

 

2.

 

Człowiek. Zwierzę. Nie wiedziały jak najpierw to określić. Pojawił się w ich małej krainie znikąd. Ziemia była przerażona poczynaniami tych małych rozbójników, czuła jak zrywali owoce z krzewów i deptali delikatne ździbła trawy. Opiekunka ziemi załamała się w końcu i pogrążona w agonii ukryła się by prawdopodobnie nigdy więcej nie wyjść z ukrycia.

 

Kolejna była Woda. Dzikusy zamieszkałe w ich krainie wykorzystywali wodę do dziwnych celów. Woda nie pojmowała potrzeby jej picia bądź kąpania się w niej. Z każdym kolejnym dniem woda była coraz bardziej zanieczyszczona a przerażona zaistniałą sytuacją Opiekunka stopiła się z jednym z potoków i ślad o niej zaginął.

 

Ogień i Powietrze były nie osiągalne. Nie mogli ich dotknąć ani zranić. Powietrze była lekkomyślna, nie brała sytuacji zagrożenia na poważnie, jednak Ogień była innej myśli. Widziała potencjalne zagrożenie wśród plemienia Dzikusów. Ludzie byli dla niej dziwni, przyodziani w pióra, skóry i wyposażeni w ostre przedmiotu.

 

Nie raz słyszały przerażający skowyt Ziemi, gdy widziały padające na podłoże zwierzę. Powietrze zakrywała wtedy sobie oczy, nie mogła patrzeć na barbarzyństwo ludzi. Zostały ostatnie. Ziemia i Woda nie pojawiły się w krainie przez kolejne sto lat. Za to jednak Powietrze i Ogień zrozumiały, że ludzie to ich wróg. Wiedziały, że muszą zaradzić tej pladze, nie mogły pozwolić się jej więcej rozrastać. Postanowiły najpierw z nimi porozmawiać. Pierwsza była Powietrze.

 

Pojawiła się w Edenie jako postać wyniosła i niosąca ze sobą światło. Dzikusy spoglądały na nią z zachwytem i prosiły o łaski. Powietrze od tej pory było wielbione. A każdego dnia zostały składane jej więzy polnych kwiatów i psalmy wielbiące jej moc. Powietrze była im potrzebna do życia, to przez nią oddychali. Jednak trzem pozostałym Opiekunkom wcale się to nie podobało, ich kosztem wielbili ostatnią i najmniej ważną z nich. Tak im się wydawało.

 

Pewnego dnia do Edenu zeszła Woda. Została przyjęta prawie tak dobrze jak jej młodsza siostra. Wielbiona, pławiła się w okrzykach chwały. Jednak szybko zapomniano o niej a na usta dzikusów szybko powróciła najmłodsza z Opiekunek.

 

To rozzłościło Wodę jednak nie rozmawiała o tym z nikim, pielęgnowała w sobie uczucie nienawiści do najmłodszej z Opiekunek. Kolejną która znienawidziła Powietrze była Ogień. Ta została jednak przegnana z Edenu, przerażeni dzikusi wygnali ją z krainy, którą stworzyła wraz z Ziemią. Codziennie słuchała modłów dzikusów, widziała ofiary które składali białej Opiekunce.

 

Ostatnia była Ziemia. Dziękowali jej za żywność i przyrodę, potem ucichli i chwalili Powietrze. Tak było przez długie, kolejne lata. Dzikusy zapomniały kto tak naprawdę sprawił, że mogli pojawić się i przeżyć w pięknej krainie.

 

W końcu nienawiść sięgnęła zenitu. Starsze Opiekunki postanowiły zemścić się na plemieniu w ich krainie, chciały odzyskać ją na własność a tym samym ukarać Powietrze. Przez Eden kolejno przechodziły kataklizmy. Najpierw nadeszła susza spowodowana przez Ogień. Po pewnym czasie dzikusy nie miały już co jeść ani pić. Wszystko zaczęło marnieć w ich oczach. Dzikusy jeszcze bardziej zaczęły modlić się do młodej Opiekunki powietrza, ta jednak nie słuchała. Kolejne było trzęsienie ziemi. Zniszczyło to wielką część krainy, zabiło również bardzo dużą część dzikusów. Potem nastały długie dni powodzi, które doszczętnie zniszczyły krainę i zabiły dzikusów.

 

Eden nie był już tą sama krainą co przedtem, stał się suchą ziemią na której nic nie chciało rosnąć. Opiekunki Żywiołów przerażone tym do czego doprowadziły pewnego razu zrzuciły całą ich winę na niczego nieświadomą, uśpioną Powietrze. Opiekunki nie potrafiły tego dnia znaleźć swojego miejsca w krainie a raczej na suchym, zwęglonym kawałku ziemi. Woda nie potrafiła poprowadzić perlistych smug a Ziemia nadaremno próbowała wyhodować chociażby kłębek trawy. Niebo nad ich głowami przybrało dziwny wyraz a po pewnym czasie mogły usłyszeć ciężkie kroki.

 

Zadzierając głowy widziały jak w ich stronę zbliża się olbrzymia postać w szarej szacie z dziwną złotą zwierzęcą czaszką z olbrzymim jelenim porożem. Jej stopy były zakończone kopytkami. Trzy najstarsze opiekunki były przerażone widokiem, po raz pierwszy w swoim życiu widziały tą postać. Ta jednak nie była przychylna Opiekunkom od razu zapytała.

 

- Która z was dopuściła się tego czynu? - głos postaci był ciężki i roznosił się głośnym echem. - Która z was dopuściła by wasza piękna kraina stała się ruiną?

 

Chwila ciszy. Żadna nie chciała się przyznać do błędu i zebrać nagany oraz kary. Postać patrzyła surowo na siostry za zwierzęcej maski i jeszcze donośniejszym głosem powtórzyła pytanie, by potem dodać.

 

- A gdzie jest Powietrze?

 

W tej chwili w głowie strażniczki Ognia narodził się plan. Zdradziecki i skreślający Powietrze w głowie olbrzymiej postaci.

 

- Uciekła przerażona po tym co stało się w kranie - wytłumaczyła szybko Ogień. Postać przekrzywiła głowę w stronę tłumaczącej się Opiekunki, po czym odezwała się. - Czy to znaczy, że ona jest winna temu?

 

- Tak! - krzyknęły szybko trzy siostry. Postać wydawała się rozwścieczona i wydała z siebie okrzyk, który brzmiał jak imię ostatniej siostry. Ta gdy tylko się pojawiła została brutalnie poszarpana i wydalona z krainy na wieczną banicję, lecz za karę trzy pozostałe siostry nie mogły odrodzić krainy tak dobrej jak przedtem.

 

To jednak nie przeszkadzało siostrom. Odrodziły krainę na swoich zasadach zaznaczając, że dzikusi mają obowiązek wychwalać je oraz ich dzieło. Przez pierwsze lata dzikusy ochoczo wypełniały rozkaz sióstr jednak z czasem czegoś zaczęło brakować dzikusom jak i siostrom. Szybko zauważyły, że kraina więdła i nie wydawała owoców tak dobrych jak za czasów gdy były we cztery.

 

Gdy wszystkie trzy zeszły do Edenu, na cześć tamtej krainy nazwały tak i ową. Dzikusi rzucając im się do stóp prosili o lepsze plony. Kraina powoli umierała, a one nic nie mogły na to poradzić.

 

- Wy pomóc nam!

 

- Wy boginie!

 

Opiekunki słuchały nie poprawnych zdań i z każdą minutą zauważały, że lud dzikusów buntował się przeciwko nim. Nie potrafiły im wytłumaczyć zaistniałej sytuacji, za każdym razem gdy pojawiały się w Edenie były wyklinane i zaklinane. Dzikusy przestawały być im posłuszne, traciły kontrole nad swoim ludem.

 

- My was tu nie chcieć!

 

- My chcieć jeść!

 

Wrzask i ryk. Skrzeczenie ludu było już nie do wytrzymania. Gdy siostry wróciły do siebie a lud usnął, niebo ponownie zasunęły chmury a tupot stóp zwiastował nadejście postaci w zwierzęcej masce. Siostry zlękły się niezmiernie, to był drugi raz, gdy do nich przybyła. Tym razem była jeszcze większa a jej suknia była od dołu porwana, zakrywała deliaktnie kopyta.

 

- Kim jesteś? - zapytała Woda. Postać milczała. Kolejne pytania zadawały kolejno, jednak postać nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Jednak, gdy zapadła niepokojąca cisza postać wydała z siebie przerażający ryk a potem wydarła się na siostry w przykrym oskarżeniu.

 

3.

 

Pozostałe opiekunki były zmuszone do opuszczenia bezpiecznej przystani i odnalezienia najmłodszej z nich. Jednak tylko ona mogła wrócić do krainy. Gdy Opiekunki usłyszały swój wyrok chciały się sprzeciwi, lecz nic nie cofnęło zdania postaci, która wkrótce znikła.

 

- Dlaczego musimy szukać tej małej? - zapytała Ogień.

 

Żadna jej nie odpowiedziała. Zbyt zmęczone podróżą, zbyt zmęczone swoim własnym kłamstwem. Z każdej strony otaczała je sucha równina. Szły boso ocierając się o kaleczące kamienie i wystające szkło. Szły dalej, nie znały swojego konkretnego celu. Nie miały pojęcia, gdzie szukać najmłodszej z nich. Po latach poszukiwań miały dość, zrozumiały w końcu, że ludzie nie mieli łatwego życia w ich kranie. Musieli zdobywać pożywienie by przeżyć, było to jednak dość trudne. Teraz zaczęły doceniać poświęcenie Powietrza, która ich ciągle pielęgnowała i pomagała dzikusom.

 

- Żałuję, tak bardzo żałuję - wysapała zmęczona Woda. Odezwała się do niej Ziemia. - Twoja żałość i przeprosiny nie uratują naszej krainy i nie odnajdzie Powietrza.

 

- Po prostu żałuję, że oskarżyłyśmy ją za nasze błędy, za naszą zazdrość - tłumaczyła dalej strażniczka wody, na co Ogień tylko parsknęła. Pozostałe spojrzały na nią.

 

- Jasne, bo uwierzę - syknęła przez śmiech, było to jednak śmiech parszywy i bezlitosny. - Mówisz tak tylko dlatego, że masz dość kary i chcesz by ta mała się znalazła. Ale pamiętaj, że mamy zakaz powrotu do krainy.

 

- Skoro i tak tam nie wrócimy czy jest sens by szukać Powietrza?! - zapytała zdziwiona Ziemia, na co Ogień zaprzeczyła ruchem głowy, ona już od dawna miała ochotę zrezygnować, nadal czuła do najmłodszej czystą nienawiść. Co takiego miała ona a im brakowało?!

 

- Nie jestem pewna co do tego pomysłu - zaznaczyła Woda, Ogień przewróciła tylko oczyma. - Postać dokładnie się wyraziła, że MUSIMY ją znaleźć.

 

- A co jeśli tego nie zrobimy?

 

- No właśnie nie wiemy, dlatego sądzę, że lepiej nie sprzeciwiać się woli Bóstwa - wytłumaczyła Woda, Ogień tylko warknęła coś pod nosem i ruszyła dalej. Obie Opiekunki spojrzały po sobie i spoglądały jak Ogień oddala się w inną stronę. - Gdzie idziesz?!

 

- Z dala od was i tego cholerstwa! - odkrzyknęła Ogień, ale Ziemia zaniepokojona jej zachowaniem zapytała. - Czy to naprawdę jest według ciebie rozwiązanie? Ucieczka?

 

- A co mi lepszego zostało? - odwróciła się i rozrzuciła ręce po bokach. - I tak nie wrócimy do krainy, nie ważne czy ją znajdziemy czy nie. A nie mam ochoty płaszczyć się przed Powietrzem i błagać ją o wybaczenie.

 

- A może czasem warto schować swoją durna dumę i iść po przebaczenie? - odkrzyknęła do upartej siostry Woda.

 

- Ani mi się śni!

 

Po tych słowach nikt już nic z siebie nie wydał. Ogień rozdzieliła się ze swoimi siostrami, po czym zgniła z zazdrości i wtopiła się podłoże. Woda i Ziemia przeszukiwały każdy kąt krainy w której przebywały. Pewnego dnia doszły do dziwnej równiny. Zdobiły ją ruiny porośnięte mchem, gdy weszły pomiędzy budynki zauważyły, że z każdej strony znajdowały się rzędy porośniętych i owiniętych girlandami liści posągi, każdy z nich miał dziwny wyraz na kamiennej twarzy.

 

- Coś jest tutaj nie tak... - wyrzekła zaniepokojona Woda, a posągi zaczęły się kruszyć wyłamywać ze swojego miejsca. Ziemia złapała Wodę za rękę i rzuciły się do ucieczki, nie widziały innego rozwiązania. Posągi jednak nie dały łatwo za wygraną, kruszyły równinę pod ich nogami by te wpadły w kratery.

 

- Na Żywioły, dlaczego my? - załkała przerażona Woda i podwijając błękitny materiał próbowała jak najszybciej uciec spod ostrzału kamiennych strażników. Te po kilku godzinach ataku odpuściły i zmęczone upadły na ziemię pokrytą skałami i po raz pierwszy w życiu zostały zmożone przez sen.

 

Gdy się obudziły zauważyły, że wokół nich zmienił się krajobraz. Wszędzie było pełno zieleni, która rozrosła się z miejsc kraterów. Ziemia szybko zarządziła dalsza wędrówkę. Przemierzały tym razem doliny i pagórki pokryte zielenią, bujną i dorodną. Podziwiały zwierzęta które kryły się pomiędzy roślinnością. Po kilku miesiącach długiej wędrówki dotarły do miejsca w której ląd przechodził w wodę. Czystą, zimną i pieniącą się niebezpiecznie otchłań.

 

Nie miały większego problemu z przedostaniem się przez większą połowę wodnej drogi, którą wkrótce nazwały oceanem. Rozciągał się on ponad horyzonty i był o wiele chłodniejszy niż rzeki, które znajdowały się w krainie. To wszystko było dla nich takie nowe. Woda nabrała trochę mokrej substancji w dłonie i spojrzała jak przepływa przez jej długie palce. Po kolejnych godzinach wędrówki zauważyły piętrzące się białe lodowce, które dotknięte przez Ziemię popękały i rozsypały się przez wydostające się z nich pnącza. Olbrzymie lodowe skały spadały w ich kierunku.

 

- Skacz do wody! - zażądała strażniczka wody, obie zanurkowały i schowały się pod taflą zimnej wody. Woda wyciągnęła przemarzniętą Opiekunkę Zieleni z wody i ułożyła na gruncie, ten wyglądał inaczej niż wszystkie które już spotkały. Był porośnięty bujnymi, kolorowymi roślinami i to sprawiało, że nabierały w sobie na nowo nadzieii na odnalezienie swojej najmłodszej siostry.

 

Przemierzały ogromne pola słoneczników, które przechodziły w olbrzymie kolonie malw. Ziemia z zachwytem wpatrywała się we wszystko. Była zachwycona nową przyrodą, której sama nie potrafiła wyhodować. Wszystkie rośliny piętrzyły się w stronę złocistej kuli na środku nieba. Pogoda oraz kraina przez którą przychodziły napawała je szczęściem i nie opisaną radością, że wkrótce mogą odnaleźć Powietrze. Podróż przez pola pełne roślin była spokojna i dobrze wpłynęła na ich samopoczucie, żadna ani razu nie pomyślała o Ogniu. Nie wiedziały jednak, że ich siostra już dawno nie żyła. Jednak nadal ocieplała ziemię i pozwalała jej się rozwijać.

 

Gdy ustała noc a obudził się dzień z każdej strony otaczał ich gęsty dym, a bystre oczy sióstr mogły dojrzeć języki ognia tańczące na horyzoncie. Gdy wyszły z gęstej mgły ich oczom ukazały się płonące drzewa, płonące wody. Wszystko płonęło napawając obie siostry strachem.

 

- Musimy stąd uciekać - zarządziła Ziemia a ucieczka z płonącej doliny nie była najłatwiejsza. Grunt zapadał się pod ich bosymi stopami a dym wdzierał się do ich płuc. Nie mogły uwierzyć, że ogień potrafił wyrządzić aż tyle szkód, że był aż takim niebezpieczeństwem.

 

Wydostanie się z ognia zajęło im dwa miesiące wędrówki, równolegle do płonących dolin mieściły się wietrzne pagórki. Tutaj panował chłód. Na nieco wyższych wzniesieniach piętrzył się śnieg, obie siostry po raz pierwszy widziały coś takiego.

 

- Ugh... zimne - jęknęła cicho Woda. Ziemia nawet nie dotykała ich nowego odkrycia, rozglądała się dookoła i szukała jakiegoś znaku, że ich siostra tutaj była. Koniec ich podróży zbliżał się dużymi krokami, zrozumiały to dopiero wtedy, gdy przed ich oczyma pojawiło się białe, malutkie piórko. Delikatne jak płatek śniegu.

 

Zarzuciły wzrok wysoko w górę, za wysokiej góry wyfrunęła biała gołębica a gdy zbliżały się coraz bliżej do miejsca z którego wyfrunęła, słyszały krzyki, śmiechy i śpiew. Wkrótce ich oczom ukazał się cel ich wyprawy. Wśród ludzi tańczyła ona, rzucała swoim ciałem w dźwięk wygrywany na prowizorycznych instrumentach.

 

Gdy je zobaczyła wesoło wykrzyczała ich imiona i rzuciła się w ich ramiona, wszystkie trzy opadły na zielone runo i pogrążyły się w rozmowie o ich długie przygodzie oraz poszukiwaniu jej, wygnaniu z krainy oraz o wielu innych rzeczy.

 

4.

 

Jednak Powietrze była inna. Była pamiętliwa i chętna zemsty za wyrządzone na niej krzywdy. Pielęgnowała złośliwe uczucie w sercu od wielu miesięcy. Te rosło w niej i przedzierało się przez każdy nerw. Nie było w niej krzty dobroci, którą cechowała się, gdy wszystkie cztery mieszkały jeszcze w pięknym Edenie. Pewnego dnia pod wieczór wybuchła wrzawa, a podniecała ją sama Powietrze. Dzikie okrzyki ogarnęły Wodę i Ziemię. Z każdej strony otaczał je rój dzikusów, ci krzyczeli i wydawali z siebie okropne krzyki, machali jakimiś kijami i niebezpiecznie się do nich zbliżali.

 

- I co siostrzyczki? - głos Białej Opiekunki był przeraźliwie słodki, jednak jej oczy wrzały. Ogień zemsty buzował w niej i chciał się uwolnić. Nie pozwoli by coś go uziemiło i uśpiło. - Jak się czujecie?

 

- Powietrze, o co chodzi?

 

- O co? - zaśmiała się wspomniana. - Czujecie tą hańbę i strach przed nieznanym?

 

Najmłodsza z sióstr zaśmiała się sarkastycznie, po czym dzierżonym w dłoni kijem nakazała jej podwładnym przegonić Opiekunki. Dzikusy oderwały się ze swoich miejsc, otoczyły Ziemię oraz Wodę z każdej stronę. Powietrze spoglądała na obraz malujący się przed nią, obserwowała każdy pojedynczy gest i ruch. Czuła w powietrzu zapach ich strachu oraz żalu, jednak teraz nic się nie liczyło. Nie potrzebowała ich i mogła zostawić je tak samo, jak one wcześniej ją. Zacisnęła długie, blade palce na kiju i uderzając o ziemię dwa razy, wydała sygnał do ataku. Dziewczyny pisnęły przerażone, gdy ostre dzidy poszybowały w ich stronę.

 

W rozpaczy i strachu odwróciły się i pobiegły w stronę wschodzącego słońca, zostawiając za sobą jedynie cienie. Tak jak kiedyś Powietrze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania