Złe oko/prolog [Dam radę!]

– To jakiś żart, prawda? – oczy czarnoksiężnika zabłysły żywym szkarłatem.

– Ależ panie Tora, wie pan dobrze, że to zbyt poważna instytucja, żebyśmy mogli sobie pozwolić na żarty – odrzekła oschle dyrektorka.

– Tu chodzi o dalsze życie tego dziecka – dodała po chwili i spojrzała na śpiąca w łóżku dziewczynę.

– Tylko nie dziecka! – podniosła się szybko, jakby to słowo było jakimś zaklęciem albo dźwiękiem budzika. Dziewczyna rozejrzała się po swoim małym pokoiku ręką odrzucając spadające na twarz kosmyki czarnych włosów.

– Co to za konus? – powiedziała wskazując na stojącego obok dyrektorki czarnoksiężnika, który wyraźnie nie był zadowolony z jej jakże subtelnego stwierdzenia. Widziała jak jego oczy płoną, zupełnie jak oczy ojca, tylko że blask, który się z nich wydobywał był znacznie silniejszy, obezwładniający swą mocą.

– Panie Tora, proszę się uspokoić, to tylko dziecko! – rzekła dyrektorka łapiąc drżącą z gniewu rękę maga.

– Nie dziecko – zaczął spokojnie – Baaaachor, bachor, pieprzony bachor, bez kultury! – zakończył wylewnie. I dyrektorka i Laura, obie były pewne, że czarnoksiężnik wybuchnie. Jego oczy były jak wulkany, ręce jak tsunami, a twarz zdradzała mordercze zamiary. Jednak, co dziwne, uspokoił się, wziął głęboki oddech i spojrzał raz jeszcze na dziewczynę, tym razem spokojnym, miłym wzrokiem.

– Jak masz na imię? – spytał cicho, jakby zupełnie zapomniał o swoim gniewie.

– Laura – powiedziała pewnie, choć jeszcze przed chwilą czuła strach i coś, czego dawno nie doświadczyła - zachwyt – Jesteś magiem, prawda?

– Jeszcze tego nie zauważyłaś? – zapytał oschłym, nieprzyjemnym głosem – Tak, stoi przed tobą najwspanialszy ze wszystkich magów, władca ognia, Tora, etc. etc.

– Tygrys... – wyszeptała do siebie Laura.

– Tygrys? Jaki tygrys? – zapytał czarodziej, jakby te słowa były skierowane do niego.

– Tora... To po japońsku znaczy tygrys – powiedziała Laura patrząc mu prosto w oczy.

– Nie jesteśmy w Japonii, dziewczynko.

– Ekhm – wtrąciła się dyrektorka – Chyba nie zapomniał pan, po co pan tu przybył, tak?

– Tak, tak, nie zapomniałem – odrzekł czarnoksiężnik odsuwając się od łózka i dziewczyny.

– Mówi pani, że mam się nią zająć, tak?

– Co? – powiedziała Laura, choć nikt nie zwrócił na to uwagi.

– Podobno szukał pan jakiegoś potencjalnego ucznia – zaczęła dyrektorka – Uznaliśmy, że adopcja dziecka rozwiąże ten problem, bo oczywiste jest, że nikt normalny nie wyśle dziecka na magiczne praktyki.

– Taka jest smutna prawda – Tora potwierdził słowa kobiety.

– Niech dziękuje pan Bogu, bo ta dziewczyna spadła nam dosłownie z nieba. Może nie ma pan odpowiednich kwalifikacji, ale udało nam się wszystko załatwić. Może pan ją śmiało wziąć ze sobą..

– Chciałem chłopca – uciął szybko Tora.

– Co!? – tym razem Laura odezwała się znacznie głośniej, ale tak jak poprzednio, została zignorowana.

– Panie Tora, niech pan nie wybrzydza, nie znajdzie pan lepszej okazji – ciągnęła dyrektorka, co coraz bardziej niepokoiło Laurę, bo ta rozmowa zaczynała przypominać targowanie, a nie było to nic dobrego w kontekście opieki nad nią.

– Nie wytrzyma treningu – stwierdził szybko czarodziej.

– Dam radę! – powiedziała głośno i tym razem zwrócono na nią uwagę – Moi rodzice byli magami... Wiem, jak to wygląda. Poradzę sobie.

– Nie po-ra-dzisz sobie. – odrzekł Tora kładąc nacisk na każdy wyraz – Nie wiesz jak wygląda trening u mnie. Na bank wymiękniesz.

– Chcesz się pan założyć? – Laura uderzyła w kruchą dumę ognistego maga.

– Czy ty próbujesz przekonać mnie, wielkiego Torę, bym poszedł na układ z jakimś durnym bachorem? – odrzekł z pogardą.

– Tak, chcę ci pokazać, że nawet ktoś taki jak ja jest godny twojego treningu – powiedziała pewnie i wyprostowała swoją delikatną sylwetkę.

– Odważnaś, dziewczyno – stwierdził Tora spoglądając na nią czerwonym wzrokiem – Dobrze, zostaniesz moją uczennicą. Nie licz jednak, że dostaniesz jakąkolwiek taryfę ulgową. Będę cię trenował tak ciężko jak i mnie wytrenowano, a wiedz, że mój trening to było czyste piekło. Będziesz płakać, łamać kości i nie doznasz choćby chwili wytchnienia.

– Dam radę. Moi rodzice we mnie zwątpili, pan we mnie nie wierzy, ale ja wierzę, wierzę, że mogę osiągnąć coś niemożliwego - Oczy dziewczyny błyszczały szczerym, niewinnym zapałem. Piękny, dziecięcy wzrok, który z odwagą spoglądał w daleką przyszłość. Tora, on też kiedyś miał taki wzrok.

– Ha! I to mi się podoba, dziewczyno. Już dawno u nikogo nie widziałem takiego wzroku. Zaimponowałaś mi. Teraz jestem pewien. Lauro, zostaniesz moją uczennicą – powiedział Tora z dziwnym dla siebie zapałem.

– Dziękuję, to będzie dla mnie zaszczyt pobierać od pana nauki – odrzekła Laura kłaniając się i pokazując wyuczone w domu dobre maniery.

– Cudownie – wtrąciła dyrektorka – Jak widzę, wszystko poszło gładko i sprawnie. Proszę, panie Tora, niech pójdzie pan teraz ze mną. Podpiszemy stosowne dokumenty.

– Laura – powiedział zanim jeszcze wyszli z pokoju – Idziesz z nami. Muszę mieć na ciebie oko.

Dziewczyna posłuchała czarnoksiężnika. Podeszła do niego i razem z nim, i z dyrektorką opuściła obskurny, mały pokój. Nie złapała Tory za rękę, ale czuła bijące od niego ciepło. Nie był wiele wyższy od niej, nie wyglądał jak potężny mag, ale czuła, że jego moc, charakter i wola są silniejsze od wielu, wielu ludzi. Czarna jak nocne niebo peleryna tak naprawdę, a przynajmniej w jej mniemaniu, skrywała człowieka ciepłego, potrafiącego wyciągnąć dłoń do zmarzniętej, potrzebującej osoby. Ona była tą biedną osóbką, a on jej opiekunem. Nie, nie ojcem, bo Laura już nie wierzy w ich istnienie. Teraz jest tylko mistrz i uczeń, i nadchodzący dzień próby, który swym żarem wypali jej dalsze przeznaczenie. Być może go nie przetrwa i wypadnie poza granice swojej drogi, ale nie to zaprzątało jej głowę. Na pewno nie to.

– Laura Barrens – przeczytał Tora, gdy już opuszczali sierociniec – Tak jest tutaj napisane. To naprawdę twoje nazwisko?

– Tak – odrzekła Laura spuszczając wzrok.

– Wyrzucili cię z domu, tak? Co zrobiłaś?

– Nie chcę na razie o tym rozmawiać... – Dziewczyna nadal unikała kontaktu wzrokowego.

– Jak tam chcesz... – odrzekł z lekkim zrezygnowaniem Tora – I tak prędzej czy później mi wszystko wyśpiewasz – zakończył z uśmiechem.

Laura nie odpowiedziała. Chwilę później podjechała żółta taksówka, która mieniła się na tle starych dębów. Opuścili to miejsce razem, jako mistrz i uczeń, choć jeszcze godzinę temu nie wiedzieli nawet o swoim istnieniu. Los jest przewrotny i nigdy nie wiadomo kiedy wznieci się nowy ogień, choćby zdawało się, że zabrakło już powietrza. Nigdy nie wiadomo...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Keraj 23.06.2018
    Ta dziewczyna ma j... jak facet.5
  • Pan Buczybór 23.06.2018
    A może nawet większe
  • Canulas 24.06.2018
    Tekst bardzo fajny. Dialog żywy i ciekawy.
    Powtarzasz jeden błąd (w kilku miejscach). Po wtrąceniu dialogowym piszesz z wielkiej, ale zapominasz o kropce.

    No i na samym końcu się zastanawiam czy (zważywszy na płeć) nie lepiej zapisać: mistrz i uczennica?

    A tak, to bardzo git
  • Pan Buczybór 24.06.2018
    Dzięks

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania