Poprzednie częściZłodziej dusz - wstęp

Złodziej dusz - rozdział 1

Dzień rozpoczął się zwyczajnie. Budzik zadzwonił wpół do siodmej. Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam tak mocno, że aż zatrzeszczały mi wszystkie kości. Byłam zmęczona. Nie, to słowo było nieodpowiednie. W moim przypadku wyrażenie „udręczona dusza” nabierało nowego znaczenia. To mój duch był sponiewierany nocnymi wędrówkami.

Wyjrzałam przez okno. Pierwsze promyki słońca wyglądały zza bielutkich jak twarożek, pierzastych chmur. Jaka miła odmiana po nocnym deszczu, pomyślałam. Aż chciało się wyjść z domu.

Wychodząc z mojej skromnej sypialni na korytarz, jeszcze raz przeciągnęłam się jak kot. Nim weszłam do łazienki znajdującej się po mojej lewej stronie, zajrzałam w głąb mieszkania. Było w nim cicho i spokojnie, co oznaczało, że moja współlokatorka znowu wyszła do pracy przede mną, jak zwykle, zresztą.

Z Wiktorią mieszkałyśmy razem od pół roku. Znalazłam jej ogłoszenie dotyczące wspólnego lokum na jednym z portali społecznościowych. Wiki była starsza ode mnie o dwa lata i miała proste jak druty czarne włosy sięgające pasa oraz wydatne usta. Ubrana w ciemne ciuchy, sprawiała dość mroczne wrażenie. Zawsze wychodziła wcześnie z rana i przebywała całymi dniami poza domem. Nie miałam pojęcia, czym się zajmowała ani co robiła w wolnym czasie, bo nie interesowałam się jej życiem, tak jak ona moim. Niby razem mieszkałyśmy, ale nie wiedziałyśmy praktycznie nic o sobie. Obydwie byłyśmy tak samo powściągliwe i milczące, nie potrzebowałyśmy wzajemnego towarzystwa. I obydwu nam to pasowało.

 

***

Idąc ulicą, otuliłam się mocniej chustką, gdy owiał mnie wiosenny wietrzyk. Była za dwadzieścia ósma i zapowiadał się przyjemny dzień. Przyroda powoli budziła się po zimowym śnie do życia. Na drzewach rosnących wzdłuż chodnika przysiadywały ptaki i śpiewały swoje melodie, ale nikt nie zdawał się tego zauważać. Mijali mnie różni ludzie, ponurzy, niewyspani, każdy spieszący w swoją stronę.

Zmierzałam do malutkiej kawiarenki, mieszczącej się w najbardziej ruchliwej części miasta, ulokowanej w ulicy uchodzącej za deptak. Pracowałam tam jako kelnerka. Nie była to moja wymarzona praca, ale doceniałam ją i starałam się ze wszystkich sił. Gdyby nie ona, miałabym bardzo nieciekawą sytuację finansową.

Moją uwagę przykuł słodki obrazek: jakiś młody mężczyzna prowadził za rękę swoją córeczkę, na oko trzyletnią. Śmiali się i dokazywali, jakby nie widzieli świata poza sobą. Tyle miłości.

Nieoczekiwanie dla siebie poczułam falę zazdrości skierowaną ku tej niewinnej, słodkiej dziewczynce. Zaraz potem zastąpiły ją smutek i żal.

Moi rodzice zginęli w wypadku, gdy miałam raptem dwanaście lat. Pamiętałam do dziś, jak w jednej chwili mój świat się zawalił. Po tym wydarzeniu wylądował w bidulu, bo nie miałam nikogo, kto mógłby się mną zaopiekować. Z tamtego okresu nie posiadałam żadnych miłych wspomnień. W domu dziecka towarzyszyły mi ciągle strach i niepewność, byłam zagubiona, żyłam we własnym świecie. Ciągle wyobrażałam sobie, że moi rodzice któregoś dnia wrócą i mnie stamtąd zabiorą, ale nigdy się tak nie stało.

Powróciłam do rzeczywistości, przywrócona gwałtownym krzykiem mężczyzny. Jego córeczka nieoczekiwanie wyrwała mu się i pobiegła za psem, który wybiegł na ulicę, tuż przed rozpędzony samochód. Ten widok zmroził mi krew w żyłach, zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, jakby to mnie za chwilę miał potrącić ten pojazd. Oblał mnie zimny pot i zamknęłam oczy, czekając na ten charakterystyczny dźwięk uderzenia.

Ale na szczęście nic takiego się nie stało. Rozległ się gwałtowny pisk hamulców i przerażony wrzask dziecka. Drżąc na całym ciele, rozchyliłam powieki. Ojciec już był przy małej i tulił ją do siebie. Blady jak ściana kierowca samochodu wysiadł i począł wywrzaskiwać tyradę na temat wychowania dzieci, jednocześnie masując się w okolicach serca.

Na miejscu ojca dziewczynki, rozszarpałabym tego bydlaka na miejscu. Zachował się nieodpowiedzialnie, pędząc z taką szybkością.

Chwilę potem wyrzuciłam te myśli z głowy, bowiem moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.

Ten pies, prowodyr całego zamieszania, wydawał mi się być… znajomy. Czarny jak noc kundel do złudzenia przypominający wilka, siedział po drugiej stronie ulicy na chodniku i patrzył... wprost na mnie. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Nieoczekiwanie kolejna fala wspomnień uderzyła we mnie gwałtownie.

 

Leżę na ulicy, boli mnie całe ciało. Nie mogę podnieść głowy, ktoś, jakiś obcy, pochyla się nade mną i bacznie mi się przygląda. Mój rozmyty wzrok rejestruje jego czerwony strój.

– Jak się czujesz? – pyta mnie.

Nie jestem w stanie wydusić ani słowa, dym wciąż drapie mnie w gardle, łzawią mi oczy. Towarzyszy mi uczucie strachu.

– Gdzie mama? – szepczę, ale on nie słyszy mojego pytania.

Zaczynam gwałtownie kasłać. Wtem pochyla się nade mną druga postać. Ma na sobie inne ubranie, w czarnym kolorze.

– Jak ta mała? – dopytuje się nowo przybyły.

– Ma tylko parę otarć. To prawdziwy cud, że przeżyła praktycznie bez żadnego uszczerbku – odpowiada ten w czerwonej odzieży. – Taka tragedia. Zginęli przez tego psa. Wybiegł im tuż przed maskę – dodaje nieco ciszej, ale to i tak dociera do moich uszu.

Zginęli? Czy on mówi o moich rodzicach?

Z mojej piersi wyrywa się szloch, który przeradza się w gwałtowny krzyk. Zaczynam się rzucać na wszystkie strony, wrzeszcząc wniebogłosy…

– Halo? – Czyjś dotyk na moim ramieniu gwałtownie przywrócił mnie do teraźniejszości. – Dobrze się pani czuje? – Jasnoniebieskie spojrzenie nieznajomego uważnie badało moją twarz.

Moje niewidzące oczy były utkwione w tym przeklętym psie. Czułam się tak, jakbym miałam za chwilę zemdleć. Przeszyły mnie gwałtowne mdłości i chwytając się za brzuch, zgięłam się w pół, by nie zwymiotować, a jednocześnie ogarnęła mnie dziwna lekkość, jakbym zrzuciła się z siebie ciężki, zimowy płaszcz.

Chwilę potem zrozumiałam, czemu asystowało to nietypowe uczucie. Znów wyszłam z własnego ciała. Tyle że tym razem w dzień, na ulicy pełnej ludzi. Gorzej być nie mogło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • KarolaKorman 28.03.2018
    ,,. Czułam się tak, jakbym miałam za '' - miała
    ,, jakbym zrzuciła się z siebie ciężki, zimowy '' - bez ,,się''
    Ja też potrzebuję rano godziny, by dojść do siebie i zebrać się do pracy :) To tak mi przyszło do głowy, czytając :)
    I masz ci los. Teraz duch postanowił pozwiedzać ulice miasta i to w dzień.
    Zostawiłam 5, pozdrawiam :)
  • Karolinaaaaa 30.03.2018
    Wciągające???? czekam na kolejne części!
  • Ayano_Sora 01.04.2018
    Trafiłam tu całkiem przypadkiem, los był dla mnie łaskawy. :)
    Baardzo ciekawy pomysł, co prawda jako miłośniczce anime (tak, mangozyeb ze mnie) motyw opuszczania duszy przez ciało nie jest obcy - "Noragami" :D Jestem baaardzo ciekawa w jaki sposób go wykorzystasz. Narracja bardzo mi się podoba, przyjemnie się czyta, nie ma dialogów na zasadzie "ping-pong", czego nie lubię. Chyba polubiłam główną bohaterkę, chociaż jeszcze zbyt mało o niej wiem, żebym mogła cokolwiek powiedzieć. Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział :D
    Pozdriawiam! :)
  • wolfie 04.04.2018
    Dziękuję za komentarze :) Postaram się wrzucić niedługo kolejną część :)
  • No powiem pierwsza część nawet bardziej intrygująca niż wstęp, więc cóż, będę czytał dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania