Poprzednie częściZłodziej dusz - wstęp

Złodziej dusz - rozdział 2

Incydent z dziewczynką przeszedł do przeszłości. Teraz ja, a właściwie moje ciało, byliśmy w centrum wydarzeń. Tłum gapiów zebrał się dookoła. Spoglądając na ich twarze, widziałam różne reakcje. W większości byli przerażeni, szeptali coś między sobą z pobladłymi twarzami.

Byłam piekielnie wściekła i jednocześnie przestraszona.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że żaden z przechodniów nie zareagował. No, prócz tego jasnookiego mężczyzny, który zamartwił się moim stanem, gdy na dłuższą chwilę zatonęłam w przykrych wspomnieniach. Bezradnie patrzyłam, jak z wprawą sprawdza mojemu ciału puls i oddech. Na jego twarzy wymalowało się przerażenie, gdy dotarło do niego, że nie wykazuję żadnych funkcji życiowych.

Zaraz potem zobaczyłam w jego oczach coś na kształt… zrozumienia. Tak, to było odpowiednie słowo. Miałam niejasne wrażenie, że człowiek wiedział, co się tutaj działo.

Rozejrzał się bacznie i powoli dookoła, jakby nie chciał przegapić żadnego szczegółu. W chwili, gdy dostrzegł coś po drugiej stronie ulicy, jego wyraz twarzy zmienił się drastycznie. Wcześniej był skupiony i opanowany, teraz wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować.

Przeraziłam się i powędrowałam wzrokiem na jego spojrzeniem. To, co tam zobaczyłam, poraziło mnie. Gdybym była w swoim ciele, poczułabym mrożący strach, sięgający szpiku kości.

Pierwszy raz widziałam taką postać. Wyglądała jak żywcem wyjęta z innego świata. Odziana w czarną, jednolitą szatę, z wielkim kapturem na głowie i twarzą ukrytą w jego cieniu, emanowała złem. Jej zamazane kontury sprawiały, że wyglądała jak niedokończony rysunek.

– To moja kuzynka. – Usłyszałam głos nieznajomego mężczyzny. Spojrzałam ponownie na niego. – Proszę mnie przepuścić, zabiorę ją do szpitala.

„Nie, nie, nie!”, krzyczała moja dusza. Nie wiedziałam właściwie, o co w tym wszystkim chodziło i to mnie napawało lękiem. Jasnooki wziął moje ciało na ręce, dokładnie w momencie gdy ta tajemnicza postać zaczęła kroczyć w moim kierunku.

– Prędzej umrę, niż ją dostaniesz – wymamrotał nieznajomy i począł iść w kierunku, z którego ja przyszłam.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę dziwnej, nieludzkiej formy. Szła teraz przez ulicę. Za nic miała to, że sunął w jej stronę rozpędzony samochód. Gdy zobaczyłam, jak przenika przez auto, a jej rysy jeszcze bardziej się rozmazują, postanowiłam się ewakuować. W tym samym momencie dotarło do mnie, że ta postać ma jakąś duchową formę, skoro różne rzeczy mogły przez nią przechodzić. Podobnie było ze mną. Przenikałam przez ściany, drzwi i okna, ale nie mogłam dotknąć żadnego przedmiotu.

Najszybciej jak mogłam, sunęłam w stronę mężczyzny niosącego moje ciało. Coś mi mówiło, że znajdę w nim ratunek i jak się okazało później, wcale się nie myliłam.

 

***

Szum drzew przyprawiał mnie o spokój. Spokój ducha.

Spoglądałam na urokliwy, malutki domek i niewielkie podwórko ogrodzone drewnianym płotkiem. To niezwykłe siedlisko otaczały drzewa, wielkie i majestatyczne, milczący świadkowie. Budynek wyglądał jak żywcem wyjęty z dawnych, przedwojennych lat.

Skupiając się na bardziej realnych rzeczach, niż podziwianie lokalnych widoków, byłam, krótko mówiąc, w czarnej dupie. Moje ciało znajdowało się właśnie tam, w tym domku. Nieznajomy kłamał. Wcale nie zamierzał zabrać mnie do szpitala. Wywiózł mnie gdzieś na jakieś odludzie, z dala od cywilizowanego świata.

Kompletnie nie rozumiałam jego intencji, choć coś podpowiadało mi, że nie musiałam się go bać. Mimo tego i tak miałam ochotę zrobić mu krzywdę, ale najpierw musiałam znów wrócić „do siebie”, by móc zacząć działać.

Naraz drzwi domku zaskrzypiały i na małe podwórko wyszedł ten mężczyzna, z czarno – białym kundelkiem, nieśmiało kroczącym u jego boku.

– Tutaj jesteś – stwierdził, patrząc wprost na mnie.

Zaskoczył mnie tym. Jak to możliwie, że on mnie widział? Kim był, że posiadał takie zdolności? Czyżbym miała przed sobą najprawdziwsze medium? W jednej chwili ogarnęła mnie ogromna ciekawość.

Piesek, z oczami tak wielkimi, jak dwa spodki, zaczął szczekać. To już mnie tak bardzo nie zszokowało. Gdzieś już czytałam o tym, że zwierzęta posiadają zdolność wyczuwania zjawisk nadnaturalnych, a moje „umiejętności” raczej się do takich się kwalifikowały.

– Spokój, Saba – Skarcił psa właściciel, a zwierzak potulnie zamilkł. – Chodź za mną, musisz znów połączyć się ze swoim ciałem.

Otworzył przede mną drewnianą furtkę. Chcąc zademonstrować swoje zdolności, od niechcenia „przepłynęłam” obok, nie korzystając z jego zaproszenia. Mężczyzna uniósł lekko brwi na ten widok, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

Gdy znalazłam się w środku, poczułam się mile zaskoczona. Wygląd domku z zewnątrz był mylący; w środku było przytulnie i czysto, choć cała powierzchnia nie mogła mieć więcej niż czterdzieści metrów kwadratowych.

Z niewielkiego przedsionka wchodziło się wprost do skromnie urządzonej kuchni. Nie rozglądając się zbytnio, przeszłam od razu do drugiego pomieszczenia, czegoś w rodzaju salonu. Z ulgą dostrzegłam spoczywające na kanapie swoje ciało. Podpłynęłam bliżej siebie.

Jasnooki mężczyzna podszedł do sofy. W ręku miał malutką buteleczkę z jakimś zielonym płynem.

– Kropla wystarczy, byś mogła wrócić – poinformował mnie.

Dopiero teraz miałam mu się okazję lepiej przyjrzeć. Wcześniej nie potrafiłam się skupić na jego postaci, zbyt dużo się działo. Nieznajomy musiał być parę lat starszy ode mnie. Miał duże oczy o jasnym, czystym spojrzeniu, z którego bił spokój. Jego włosy, podobnie jak moje, były w jasnym kolorze, aczkolwiek miały bardziej pszeniczny odcień. Twarz, z wystającymi kośćmi policzkowym, pełnymi ustami oraz kilkudniowym zarostem nadawała mu przystojnego wyglądu.

– Gotowa? – zapytał.

Kiwnęłam głową, chociaż nie byłam gotowa. Przez myśl mi przeszło, że jestem głupia. Zaufałam obcemu, chociaż nie powinnam. Co, jeśli chciał mnie otruć? Za późno było jednak na takie rozważania.

W chwili, gdy kropelka tego przedziwnego płynu spadła na moje usta, poczułam znajome zasysanie, a potem równie znany ból. O dziwo, sam proces wchodzenia duszy w ciało trwał o wiele krócej, niż zwykle.

Mimo to, gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, wrzeszcząc na całe gardło. Czułam się tak, jakby przed chwilą ktoś próbował mi połamać wszystkie kości.

– Dziękuję – szepnęłam, poruszając dłońmi.

Czułam się jak nowo narodzona. Cudownie znów być w swoim ciele. Móc czuć każdy nerw i poruszać kończynami, oddychać. Znów byłam sobą.

Dlatego też, z refleksem godnym kota, poderwałam się na nogi i trzasnęłam mężczyznę w twarz. Przez chwilę stał, oniemiały, z tą buteleczką w ręku.

– Za co? - spytał.

– Za uprowadzenie mojego ciała – odpowiedziałam hardo.

Byłam na niego zła, ale jednocześnie zaciągnęłam spory dług. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek będę w stanie go spłacić.

Zadziwiało mnie to, jak się zachowywałam. Zostałam porwana, wywieziona gdzieś na odludzie, pozbawiona kontaktu ze światem i trwałam w spokoju? Paniko, gdzie jesteś?

– Przepraszam, to było konieczne – odparł mężczyzna, pocierając policzek.

Zrobiło mi się głupio, że go uderzyłam, ale jakoś nie umiałam wydusić z siebie słowa. Wpatrywałam się w jego oczy, przepełnione smutkiem. Nie wiedziałam, o czym myślał w tej chwili, ale zrobiło mi się go naprawdę żal.

– Dziękuję – powtórzyłam. – I przepraszam – dodałam. - Chyba dłużej nie powinnam korzystać z twojej uprzejmości. Naprawdę dużo dla mnie zrobiłeś.

Dopiero teraz zorientowałam się, że moja torebka oraz znajdujące się w niej rzeczy walały się gdzieś po ulicy. Nie miałam przy sobie niczego, ba, nawet nie wiedziałam jak wrócić do domu.

Poczułam przelewającą się przeze mnie falę rozpaczy. Tego było już za wiele. Łzy gwałtownie napłynęły mi do oczu. Nie powstrzymywałam ich. Miałam gdzieś to, że mażę się przy obcym facecie. Chciałam wyrzucić z siebie cały ten strach i niepewność dnia dzisiejszego, pozbyć się tych emocji, resztę rzeczy miałam gdzieś.

Nieoczekiwanie poczułam na swoim ramieniu dotyk dłoni tego mężczyzny, mojego wybawcy. Jeszcze dziwniejsze w tym wszystkim było to, że poczułam się dzięki temu lepiej, byłam przekonana, że mam czyjeś wsparcie.

– Nie bój się – szepnął. – Pomogę ci, Anastazjo.

Następne częściZłodziej dusz - rozdział 3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • No chyba Anastazja znalazla bratnią duszę, kogoś kto ją nauczy kontrolować jej „dar”.
  • wolfie 09.04.2018
    Dziękuję, Maurycy :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania