Poprzednie częściZłodziej dusz - wstęp

Złodziej dusz - rozdział 3

Wyprostowałam się gwałtownie. Moja twarz stała się kamienną maską, mimo iż wciąż jeszcze miałam łzy na policzkach. Otarłam oczy wierzchem dłoni i spojrzałam wymownie na nieznajomego, potem na jego rękę na moim ramieniu.

Opuścił ją. Widziałam po nim, że jest przygaszony, ale znów nie znałam powodu jego zachowania. Zresztą teraz specjalnie mnie to nie obchodziło. Miałam do niego wiele pytań, zbyt dużo rzeczy w tym momencie wydawało mi się być niejasne.

– Skąd wiesz, jak mam na imię? – zapytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Chciałam mu pokazać, że byłam twardsza, niż mu się wydawało, mimo tego wcześniejszego okazania słabości.

– Z twoich dokumentów – odpowiedział, patrząc prosto na mnie.

Skwitowałam jego słowa parsknięciem. Kolor jego spojrzenia był tak niezmącony i czysty, ale miałam nieodparte wrażenie, że kłamał. Nie wiedziałam, dlaczego nie chciał wyznać mi prawdy, dlaczego ją ukrywał.

Na szczęście wciąż jeszcze miałam asa w rękawie.

– Okej. – mruknęłam, coraz bardziej rozdrażniona. – Jak w takim razie wytłumaczysz mi to, że wiesz o moich… umiejętnościach?

Uśmiechnął się, zakłopotany i przeczesał prawą dłonią swoje pszeniczne włosy, ale nie odezwał się. Zirytowałam się. Nie podobało mi się, że podchodził w ten sposób do całej sprawy. Czułam się bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem.

– Słuchaj – warknęłam, opierając się pokusie, by go trzasnąć. – Nie udawaj luzaka, widziałam twoją reakcję na tamtą postać. Wyglądałeś, jakbyś już się z nią spotkał. Dlaczego mnie uratowałeś, co? Dlaczego nie przeszedłeś obok mnie obojętnie, tak jak inni? Nie wiem, kim jesteś, ale żądam, byś odpowiedział na moje pytania. – Ostatnie słowa niemal wykrzyczałam.

Rosnąca we mnie furia musiała znaleźć jakieś ujście. Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę bardzo brzydko zakląć, ale się powstrzymywałam. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko przeciągał, w jakim celu próbował zyskać na czasie.

– To długa historia – mruknął, odwróciwszy się w stronę okna. Jego lewa dłoń zaciskała się tak mocno na tej małej buteleczce z zielonym płynem, że bałam się, iż za chwilę pęknie mu w ręku.

Usiadłam na kanapie, cała rozedrgana z nadmiaru emocji. Nieśmiało przydreptała do mnie Saba i położyła łebek na kolanach. Patrząc tymi swoimi wielkimi oczyskami, westchnęła. Odruchowo ją pogłaskałam i o dziwo, poczułam ulgę. Postanowiłam okazać cierpliwość i nie wywierać na niego nacisku, chociaż do końca nie wiedziałam, czy dobrze robię.

By o tym nie myśleć, przeciągnęłam spojrzeniem po pokoju. Sufit był tutaj dość nisko, przez co czułam się przytłoczona, jakby miał za chwilę spaść mi na głowę. Grube belki przebiegające przez całą szerokość pokoju były czyste i wyglądały, jakby były świeżo polakierowane. Naprzeciwko kanapy znajdował się regał zajmujący całą ścianę, a na nim mały telewizor i parę książek.

Rzuciło mi się w oczy zdjęcie. Jedna, jedyna fotografia w ramce. Odruchowo podniosłam się i podeszłam do niej. Nie odważyłam się jej wziąć do ręki, jedynie dokładnie się przyjrzałam. Widnieli na nim młody chłopak, obejmujący uśmiechniętą staruszkę. Od razu założyłam, że tym chłopcem był mój milczący porywacz. W tej kobiecie było coś niesamowicie znajomego, ale nie umiałam dokładnie określić, co.

– To moja babcia. – Głos chłopaka sprawił, że mimowolnie drgnęłam, gwałtownie wyrwana z zamyślenia. Spojrzałam na niego. Smutek wyzierał z jego oczu.

– Zmarła niedawno. Była dla mnie najważniejszą osobą w życiu – mówił, a ja powróciłam na swoje miejsce na kanapie.

Uśmiechnęłam się na te słowa. Pomyślałam o swoich rodzicach, ale nie odezwałam się. Instynktownie czułam, że nie powinnam była się wtrącać, jeśli chciałam dowiedzieć się jak najwięcej.

– Opiekowałem się nią do końca życia. Chciałem się odwdzięczyć, za to, co dla mnie zrobiła, gdy ojciec wyrzucił mnie z domu. Wciąż bardzo mi jej brakuje, ale myślę, że wciąż nade mną czuwa. – Spojrzał gwałtownie na mnie. To było tak intensywne, że aż zabrakło mi tchu. – A ty, Anastazjo, kogo straciłaś? – przekrzywił głowę niczym drapieżny ptak, obserwujący swą ofiarę.

Nagle poczułam się nieswojo, ale nie wiedziałam, czemu. Chłód rozszedł się po całym moim ciele.

– Rodziców – wyszeptałam drżącym głosem. Nie chciałam znów poddawać się przeszłości, wracać do tamtego dnia, ale coś nie dawało mi spokoju. Nagle uświadomiłam sobie, co.

– Ten pies – powiedziałam z mocą, pewna swoich słów. –Wypadek rodziców nie był przypadkiem. On zrobił to celowo. – Chwilę potem ogarnęłam, jak głupio to brzmiało.

Mężczyzna kiwnął głową z powagą.

– To zwierzę to tylko jego przejściowa postać – powiedział. Zimna dłoń zacisnęła się na moim gardle. – Dzisiaj miałaś okazję zobaczyć go w pełnej krasie. Złodziej dusz, bo tak właściwie się nazywa, poluje głównie na dzieci, bo ich duszki są najbardziej wartościowe. – skrzywił się z niesmakiem.

Nie umiałam nazwać tego, co czułam w tej chwili. Bałam się, że za chwilę znów wybuchnę płaczem z powodu nadmiaru emocji. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

– To nie było twoje pierwsze spotkanie ze Złodziejem dusz. Kiedy miałaś dwa latka, usiłował cię zabić, dokładnie w ten sam sposób, w jaki próbował zrobić to dzisiaj. Ale przeżyłaś. Udało mi się cię uratować – uśmiechnął się, ale ten gest nie obejmował jego oczu.

Dotarły do mnie jego słowa i objął mnie strach, ale nie z powodu Złodzieja. Zaczynałam się obawiać mężczyzny, z którym przebywałam w jednym pokoju. Wiedział o mnie tyle rzeczy, podczas gdy ja nie wiedziałam o nim nic. Przerażało mnie to.

Widać miałam twarz jak otwartą księgę, bo powiedział do mnie:

– Nie skrzywdzę cię, Anastazjo. Możesz mi zaufać.

– Dlaczego miałabym ro zrobić? – odparowałam buntowniczo.

Jego uśmiech rozszerzył się nieznacznie, a w tych nieskazitelnych oczach zalśniły łzy. Kompletnie nie rozumiałam tego, co się z nim działo.

– Bo jestem twoim bratem – wykrztusił w końcu.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami, gdy to powiedział. Potem zemdlałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania