Złodziej dusz - wstęp

Dochodziła północ, gdy znów TO się stało. Zbliżyłam się do okna, przez które wpadało światło ulicznej latarni i potoczyłam wzrokiem po pustej ulicy. Ani śladu żywego ducha. Gałęzie drzew kołysały się pod wpływem wiatru i zacinał deszcz; gdzieś w oddali słychać było ujadanie psów. Poczułam strach.

Powoli odwróciłam się od okna i spojrzałam na postać dziewczyny leżącej w łóżku, okrytej jedynie prześcieradłem. Była dość młoda i miała przeraźliwie bladą, niemalże przeźroczystą skórę. Uśmiechała się przez sen, jakby jej głowy nigdy nie nawiedził żaden koszmar. Burza jej jasnych loków rozsypała się na poduszce, tworząc coś w rodzaju aureoli. Mimowolnie poczułam coś na kształt troski, choć nie wiedziałam czemu.

Tak, ta dziewczyna zdecydowanie przypominała mi anioła. Brakowało jej tylko skrzydeł.

Był tylko jeden mały problem. Ona… przestała oddychać. Jej serce przestało bić parę minut temu. W gruncie rzeczy była martwa.

Choć nie do końca. Ogólnie mówiąc, to dość skomplikowane.

W oczach trzeciej osoby, obserwującej to wszystko z zewnątrz, byłabym potworem. Nie pomogłam tej biednej dziewczynie, bo tak właściwie nawet bym nie potrafiła tego zrobić. Ja nawet nie mogłam jej dotknąć. W zasadzie to byłam bezsilna i mogłam się temu wszystkiemu biernie przyglądać.

I nikt nie mógł mnie dostrzec. Chyba że byłby medium lub kimś w tym rodzaju.

Tak się składało, że to ja była tą dziewczyną. Jej ciało należało do mnie. A moja dusza, wbrew woli, postanowiła zrobić sobie wycieczkę i tak po prostu… się oddzielić. Tak się stało poprzedniej nocy. I jeszcze wcześniej.

Jakby się tak nad tym zastanowić, to cierpiałam na tą niezwykłą dolegliwość już ładnych parę lat. Ale nie potrafiłam nic z tym zrobić, zresztą nie miałam nawet do kogo zwrócić się o pomoc.

Podsumowując, tak wyglądały ostatnie lata mojego życia. W nocy „budziłam się” poza swoim ciałem i nie mogąc nic zrobić, cierpliwie czekałam, aż z powrotem w nie „wejdę”. Samego procesu oddzielania nigdy nie zapamiętałam.

Kładłam się do łóżka, potem bęc!, i już byłam w formie duchowej. Jeśli chodziło o o przebieg łączenia się duszy z ciałem, to było to bolesne. Zawsze uważałam, że miałam wysoki próg bólu, ale to, co przechodziłam każdej nocy, było prawdziwym koszmarem. Cierpienia nie do opisania, godne piekielnych tortur.

Po tym wszystkim, nie przebudzałam się od razu, lecz „połączona” na nowo pogrążałam się w błogich objęciach Morfeusza. Jednocześnie odzyskiwałam wszystkie funkcje życiowe, moje serce znów biło.

Umierałam i rodziłam się na nowo każdej nocy. I tak w kółko. Jeszcze nie nauczyłam się tego kontrolować i to było dla mnie naprawdę męczące. Mimo przeciwności, wierzyłam, że prędzej, czy później moje życie się ustabilizuje. Wstając tamtego dnia z łóżka, nie wiedziałam jeszcze, jak pokręconą ścieżkę wybrał dla mnie los.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 27.03.2018
    ,,że to ja była tą dziewczyną'' - byłam
    ,, Jeśli chodziło o o przebieg łączenia '' - tu masz 2x o

    Bardzo ciekawy wstęp, intrygujący :)
    Dobry pomysł, zaciekawiłaś mnie
    Zerknę do kolejnej części
    Zostawiam 5 i pozdrawiam :)

    PS. Miło znów przeczytać coś od Ciebie :)
  • Dobry, intrygujący początek. Zapowiada się ciekawe opowiadanie. Jestem bardzo na tak!
  • Enchanteuse 06.04.2018
    "Burza jej jasnych loków rozsypała się na poduszce, tworząc coś w rodzaju aureoli." - sugeruję pozbycie się zaimka, masz go w poprzednim zdaniu.
    "Jej serce przestało bić parę minut temu." - powtórzenie "przestało" jest też w poprzednim zdaniu.

    Poza tymi drobnymi błędzikami nie mam żadnych zastrzeżeń. Dość ciekawe jak na początek. Zobaczymy, jak to się potoczy dalej :)
  • wolfie 09.04.2018
    Dziękuję za miłe słowa, Enchanteuse :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania