Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Złota kura

Chatka jest taka mała, że gdyby od wewnątrz ściany pomalować, to by zabrakło miejsca.

Start i meta to prawie jedno.

Dlatego za bardzo się nie rozpędzam. Musiałbym hamować, zanim bym zaczął biec.

Na zewnątrz rośnie las. Tak mi kiedyś powiedziano i muszę wierzyć na słowo.

Bo jak sobie wyjdę, to wygląda wciąż tak samo.

Trochę mi widok drzewa zasłaniają, ale cóż.

Innym drzewom, też drzewa zasłaniają i dlatego czuję się mniej obserwowanym.

Mam większą prywatność.

 

Ale nie tak do końca.

Od czasu do czasu, odwiedza mnie młody krasnoludek ze starego grzyba.

Za każdym razem mi przypomina, że jest moim: wyobrażeniem.

Wierzę mu na słowo. Skoro tak mówi i go widzę, to niech sobie będzie tym czym jest.

Często prowadzimy rozmowy. Ale na sznurku. Żeby nam nie uciekły.

Nie ma nic gorszego, jak się takie konwersacje, po obejściu pogubią.

Można przez pomyłkę nadepnąć. Wtedy sens wypowiedzi może się zmienić.

Buciki każę mu wycierać, żeby mi nie nabrudził runem leśnym lub wyciem wilków.

 

Wszystkim najbliższym drzewkom, czubki poobcinałem.

Nie chcę brać przykładu – gdybym się zapomniał.

Pielęgnuję normalność mojego umysłu.

Wszystko ze mną w porządku. Zwierzaki, też tak mówią.

Tylko ryby w pobliskim strumyczku, obraziły się na mnie.

Nie chcą ze mną gadać.

 

Między moją chatką a lasem, jest trochę wolnego miejsca.

Mogę sobie pobiegać, skoro u siebie w mieszkaniu nie mogę.

Krasnoludek by mógł, ale nie chce biegać samotnie.

Często się o niego potykam. Mnie to nie przeszkadza. Ale jemu tak.

Straszy mnie, że wyjdzie mi z głowy.

A przecież już dawno wylazł. Głupi on czy co. A kto ze mną biega? Bądźmy poważni.

Musiałbym się potykać o jakieś: halucynacje. Też coś. Mało tu wystających korzeni.

Dziwnych, bo za prostych i za długich, ale zawsze.

 

Tak sobie wiodłem normalne życie… aż do teraz.

Dzisiaj rano wszystko się zmieniło.

Budzę się, a tu ciemno. No tak prawie.

Gdyby było zupełnie ciemno, to bym się nie zorientował, że leżę w pokoju gdzie nic nie widać.

A coś tam jednak widzę.

 

Drzewa przyciśnięte do okien. Las chce mnie odwiedzić – pomyślałem.

Gdzie to wszystko pomieszczę.

A poza tym wiadomo to , co na tych drzewach siedzi.

Nie mam tylu krzeseł. I takiego długiego stołu.

A nawet gdym miał, to i tak bym nie miał, bo bym tego całego ambarasu tutaj nie zmieścił.

 

Słyszę jakiś szum. Drzwi się otwierają i wchodzi szyszka.

Mało co dostrzegam, ale mój wzrok zaczyna się przyzwyczajać do tego,

że mało widzi – kiedy chce widzieć.

Szyszka podskakuje po wszystkich kątach i tyle. Nic nie mówi.

Ja też milczę, bo nie znam szyszkowego języka.

Nie przyprowadza drukarza, żeby tłumaczenie drukował. Ale co tam. I tak nie ma takiej potrzeby.

Po chwili wchodzi krasnoludek. Wita szyszkę. Coś tam szepcą i wychodzą.

Drzewa coraz głośniej, zaczynają się ocierać o szyby. Wpraszają się bezczelnie.

 

Nagle podłoga zaczyna pękać. Widocznie była torturowana. To nie ja. Przecież spałem.

Widzę po spodem jakieś długaśne coś. Srebrzyste jakieś. Dom zaczyna się ruszać.

Co się dzieje - chyba myślę. Patrzę jeszcze raz w głąb.

Wiem, że jestem trochę czubkiem, ale żeby aż tak.

Nagle zdaję sobie sprawę, że cały dom jedzie po szynach. Zaczynam widzieć lepiej.

Drzewa się oddalają od okien. Cały czas stały w miejscu.

Samemu się dziwię, że chociaż ze mnie trudny przypadek, to coś tam jednak umysłem kombinuję.

Aż czuję, jak mi się mózg ślizga.

Czaszka się poci, od wewnątrz. Znowu widzę krasnoludka, jak wchodzi do mojej głowy.

Może dlatego. Z tej ciasnoty – te ósme poty.

 

Nagle czujemy dziwny zapach, robimy się senni i słyszymy głos:

 

– Zwijamy manele. Kończymy na dziś. Jego do autka i do zakładu.

Traktować dobrze i z szacunkiem.

Jest zbyt cenny. To złota kura, co nam znosi złote jaja.

Musimy tylko uważać, żeby jej nie zatkało z wrażenia,

jak się dowie, do czego służy oraz ile ma na koncie.

Ale nasze konto jest większe. Tego już nie musi wiedzieć.

Trochę ma nie równo pod grzebieniem… ale nie aż tak. Byle gdakał jak chcemy.

Jutro dalszy ciąg zdjęć. Żeby tylko światło dopisało. Są pytania?

 

– A co z krasnoludkiem? Chce więcej kasy.

– Pogadam z nim. Nie widzę przeszkód.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Felicjanna 13.01.2018
    Mówiąc szczerze, nie zakumałam zakończenia, ale i tak Twój język będzie mi zawsze odpowiadał. Bajeczny, bajkowy, zabawny.
    Pozdrówka i ukłony. Smaczków do zerżnięcia mnóstwo, tak i nie wymieniam i nie zapisuję, bo może podkusić, a w złych kręgach obecnie przebywam.
  • Dekaos Dondi 13.01.2018
    Dzięki Felicjanno za słowa owe. Czasami aż za bardzo dziwacznie piszę. Tak mam. Pozdrawiam.
  • Blanka 13.01.2018
    Ja też mam trochę problem z zakończeniem, ale ogólnie bardzo lubię Twój styl. Lekki, zabawny, sympatyczny, pokręcony, bajkowy, słowem: Dekaosowy;) Mnóstwo fajnych kawałków przy których mordka się śmieje. Fajnie, DD;)
  • Dekaos Dondi 13.01.2018
    Dzięki Blanko. Też mam problem z końcem. Pierwsza wersja była jednoznaczna. Ale niech tak zostanie. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania