Prolog
Prolog
Jak co dzień wracał ze szkoły wraz ze swoją młodszą siostrą. Lekki wiatr smagał jego lekko przydługie, ciemnobrązowe włosy. Oboje z uśmiechem na twarzy szli w stronę swojego domu, gdzie czekali na nich rodzice. Chłopak był pełen radości, ponieważ był to dzień jego urodzin.
- Bracie? - zapytała nieśmiałym głosem dziewczynka - Czego sobie zażyczysz, przy zdmuchiwaniu świeczek?
- Hmm… zastanówmy się. - chłopak chwilę pogłówkował - Myślę, że zażyczę sobie, aby nasza rodzina na zawsze pozostała razem i żyła szczęśliwie. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Dziewczynka cicho się zaśmiała.
- Cieszę się, że mam takiego troskliwego brata - rzekła, po czym przytuliła się do jego ramienia.
Chłopak westchnął, po czym podrapał się po tyle głowy i spojrzał w niebo. Szare chmury zaczęły zakrywać przejrzysty nieboskłon, a pogoda szybko zmieniła się ze słonecznej na deszczową. Nie minęła nawet chwila, a krople spadające na dachy budynków, wylewały się już strumieniami przez rynny.
- Schowajmy się tam! - powiedział biegnąc i wskazując palcem na nie duży daszek, który wystawał z ceglanego budynku. Było pod nim na tyle miejsca, że oboje bez problemów zmieścili i osłonili się przed niespodziewaną ulewą.
Czas mijał nieubłaganie, a deszcz nadal nie ustępował.
- Nie można wierzyć tym głupim prognozom pogodowym - powiedział oburzony chłopak, po chwili dodając - Zaczekaj tu chwile, pójdę do najbliższego sklepu kupić parasolkę.
- Zmokniesz jeszcze bardziej - rzekła dziewczynka.
- I tak jestem już całkiem przemoczony - chłopak wskazał na swój ubiór, po czym wybiegł spod osłony w stronę sklepu oddalonego o kilkadziesiąt metrów. Biegł jak najszybciej, by jego młodsza siostra nie musiała zbyt długo na niego czekać, bowiem wiedział, że jest niecierpliwą osobą, która nie znosi spędzać czasu w jednym miejscu. Po dwóch minutach sprintu, był już u celu. Zadyszany wszedł do sklepu przez automatyczne drzwi i przywitał się ze sprzedawcą. Szybko sięgnął po parasolkę i podszedł do kasy.
- 200 Jenów - powiedział sklepikarz z uśmiechem na twarzy.
Chłopak szybkim ruchem wyłożył na blat daną kwotę, po czym wybiegł ze sklepu, uprzejmie się przy tym żegnając. Powrót zajął mu już nieco dłużej.
- Co tak długo braciszku? - szepnęła pod nosem.
- Wybacz - odrzekł chłopak
Naprawdę jej nie rozumiem. Jeżeli to było długo… Co prawda drogą powrotną już szedłem, ale to nie zmienia faktu, że pobiegłem do tego sklepu, jak najszybciej się dało - mówił sobie w myślach - Z resztą, mniejsza o to - wyrwał się z zamyślenia, po czym wykonał ręką gest, który mówił, aby dziewczynka weszła pod parasol. Ta od razu pod niego wskoczyła i chwyciła chłopaka za rękę. Ten już zbytnio nie przejmując się jej wybrykami, ruszył naprzód w stronę domu. Nie minęło kilka minut, a cel ich wędrówki ukazał się przed ich oczami. Był to nieduży, dwupiętrowy domek rodzinny z małym ogródkiem po obu stronach, w którym rosła nieduża jabłoń. Murek otaczały z zewnętrznej strony zielonkawe krzewy, na których rosły przepiękne białe kwiaty. Chłopak nagle się zatrzymał. Jego uwagę przykuły lekko uchylone frontowe drzwi. Ciekawe dlaczego są otwarte w taką pogodę? - zapytał siebie w myślach.
- Coś nie tak braciszku? - spytała zmartwionym głosem.
- Nic, a nic - odpowiedział z uśmiechem na twarzy, po chwili ruszając dalej.
Otworzył furtkę i przeszedł na teren domostwa. Wolnymi krokami zbliżał się do uchylonych drzwi, gdy niespodziewanie usłyszał dźwięk tłuczącego się szkła. Hałas dobiegał z wnętrza domu. Chłopak natychmiast ruszył przed siebie. Kiedy miał już złapać za klamkę, ponownie usłyszał dźwięk, lecz tym razem brzmiał, jak wystrzał z pistoletu.
- Braciszku boję się - powiedziała przerażona dziewczynka.
- Nie martw się. Braciszek Cię obroni - odrzekł poważniejszym, niż do tej pory, głosem.
Przełknął ślinę i powoli otworzył drzwi. Widok jakiego doświadczył, był najgorszym ze scenariuszy spisanych przez Boga. Kilkanaście metrów przed nim, na posadzce pełnej szkła i czerwonej mazi, która niewątpliwie była krwią, leżała jego matka z postrzeloną klatką piersiową.
- Przyszliśmy by spłacić swój dług.
Nieznany głos dobiegał z kuchni, gdzie leżała martwa kobieta. Nagle zza ściany został pchnięty mężczyzna, który uderzył o blat znajdujący się koło nieżywego ciała. Był to jego ojciec, któremu został wbity nóż. Gdy zdał sobie sprawę, że jego dzieci stoją w drzwiach, wykrztusił z siebie ostatnie słowa i krzyknął na tyle ile mógł “Uciekajcie!”, mając przy tym przerażoną twarz.
- Braciszku? Co się dzieje?! - zapytała dziewczynka
Lecz chłopak stał wryty, jak w mur.
- Braciszku? - zapytała ponownie, wyglądając przy tym z za jego boku. Gdy ujrzała rodziców leżących na ziemi, od razu ruszyła ku nim.
- Mamo! Tato! - krzyknęła, a łzy spływały po jej policzkach.
Gdy chłopak się ocknął, jedyne co zobaczył to siostrę biegnącą ku śmierci.
- Mi... - chciał wykrzyczeć jej imię, ale coś odebrało mu głos. Wyciągnął rękę, lecz jedyne co zdołał zrobić, to musnąć jej palce. Chłopak upuścił parasol i upadł na kolana. Jego siostra już była przy rodzicach.
- Skąd ona się tu wzięła? - anonimowy głos znów się odezwał - Z resztą nieważne. Jej też się pozbądź.
Zza ściany wyłonił się wysoki mężczyzna ubrany w kominiarkę, czarny płaszcz i buty, oraz ciemne spodnie. W dłoni trzymał pistolet wycelowany w dziewczynkę, która jedynie płakała i przytulała się do ciał zmarłych rodziców.
- Strzelaj! - krzyknął - Nie mamy zbyt wiele czasu.
Po tych słowach chłopak zamknął oczy, a jedyne co usłyszał, to huk wystrzału. Gdy po chwili je otworzył i zobaczył krew wypływającą z ciała jego siostry, coś pękło w jego sercu. Szybko wstał i cofnął się o kilka kroków. Gdy wyszedł poza posesje, zaczął uciekać przed siebie. Biegł tak szybko, jak tylko potrafił, wylewając przy tym łzy, które mieszały się z nieustającymi kroplami deszczu.
“ Miasto pozostało miastem, deszcz pozostał wspomnieniem. Moje serce pokryły blizny, a moja osoba stała się nikłym cieniem”.
Komentarze (6)
Straszny obraz, ciekawe co teraz zrobi chłopak.
4 na początek. :=)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania