Poprzednie częściZmierzch Ostrza – Rozdział 1

Zmierzch Ostrza – Rozdział 26

Zbrojownia von Chesterów okazała się imponująca. Rzędy oręża stojące równo pod ścianą, od broni krótkiej białej do ogromnych, metalowych luf na kołach. Było tu wszystko, o czym marzył każdy dyktator, zdolny opłacić wielką ilość żołnierzy. W ciemnościach oświetlanych nikłymi promieniami słońca wpadającymi przez otwarte drzwi bracia dostrzegali nieznane kontury różnych obiektów. Kto wie, co stworzył ten dziwny wampir...

— Zanim przekroczycie próg magazynu, muszę was ostrzec. — Kapitan wilkołaków szerzej otworzył drewniane wrota. — Nasz pan bywa ekscentryczny, a zarazem mało skrupulatny w swych wynalazkach. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się wspaniałą bronią, może zranić również władającego. Dlatego tym razem pomogę wam z wyborem ekwipunku, w końcu polujecie na członka mojej rasy. A kto wie o nim więcej niż wilkołak? — Podszedł do półki i zdjął z niej kusze, podobną do tej używanej przez Edmunda.

— Myślałem, że raczej zostawisz nas samych. W końcu, jak sam stwierdziłeś wcześniej, polujemy na twojego towarzysza. — Thomas z niechęcią przekroczył próg budynku. Broń zgromadzona w nim kusiła niezmiernie, ale strach przed dziwnymi tworami skutecznie potęgował ostrożność.

— Domena wojen wewnętrznych nie jest zarezerwowana wyłącznie przez człowieka. Istoty stare podzielone są na wiele klanów, będące nie rzadko wrogiem wobec siebie. Tak, jak jesteśmy świadomi własnych słabości i pokonywania ich, tak wiemy, gdzie trafiać wilczego oponenta. — Podał broń Edmundowi. — Widziałem cię i wiem, że potrafisz się z nią obchodzić.

— Wygląda identycznie jak moja... — Zaczął oglądać oręż z lekkim rozczarowaniem. Spodziewał się czegoś innego, lepszego.

— Niech cię nie zmyli wygląd. Cięciwa wykonana została z wilczego włosia, niezwykłe mocnego i elastycznego materiału. Drewno zostało wzmocnione alchemią, a znaki runiczne, niewidoczne na pierwszy rzut oka dodają siły pociskowi. Również bełty nie są zwykłe. — Podniósł czarno-czerwony kołczan. — Groty wykonane ze stopu stali i srebra z wydrążonymi rowkami na truciznę, lotki stworzono z piór gryfa, co czyni bełt stabilnym i celnym. Wprawdzie musisz się trochę namęczyć przy napinaniu, ale wierzę, że sobie poradzisz.

— Nieźle chwalisz broń niejako przeciwko sobie — rzucił kąśliwie Thomas.

— Dla ciebie też coś mam niedowiarku. — Wyciągnął długi, dwuręczny miecz. — To podarunek od naszego pana. Wykuty z mieszanego materiału, idealny na potwory. Nawet ja nie wiem, jakie metale wchodzą w jego skład. Można go nosić przy pasie, choć nie polecam szybkiego biegu. W wytrenowanych i doświadczonych dłoniach może służyć, jako dwu, albo jednoręczny. — Włożył broń do ciemnej pochwy i oparł o ścianę. — Co do ekwipunku miotanego... — Z beczki wyciągnął trzy, ząbkowane oszczepy, błyszczące w świetle słońca. — Z dodatkiem srebra i kryształami trucizny. Im dłużej jest w ciele, tym toksyna czyni większe spustoszenie. Zastanów się, w kogo celujesz, szansa na wyjście z tego cało, wynosi praktycznie zero. Prócz bojowego rynsztunku mam dla was mikstury. — Założył wielgachną torbę na ramię Edmunda. — Ta w kolorze krwi posiada zdolności lecznicze, srebrna rani przeciwnika i ogłusza oślepiającym blaskiem, a ostatnia, czarna wywołuje ogromne ilości dymu, który w dodatku odstrasza. To tak na wypadek, gdybyście musieli wycofać się. — Jego usta spowił złośliwy uśmieszek. — Niestety brak jest odzieży, czy też zbroi. Musicie uważać, wprawdzie pazury wilkołaka nie są zatrute, ale potrafią wyrządzić szkody. Do nocy pozostało dużo czasu, zalecam więc praktyczne przystosowanie się do nowego ekwipunku. — Dłonią wskazał na plac za magazynem. — Tam jest poligon, nikt tam nie wchodzi, z uwagi na możliwość utraty życia. Ćwiczcie do woli, a teraz żegnam. — Bez zbędnych ceregieli wrócił drogą do posiadłości.

Bez słowa zajęli się nowymi zabawkami, każdy w swoim kącie, zachowując odpowiednią odległość. Thomas powoli, niemal z namaszczeniem wyciągnął broń z osłony. Prezentowała się wyśmienicie, błyszczące długie ostrze, które samym swym widokiem informowała o niesamowitej ostrości oraz misternie wykonana rękojeść z czarnego kamienia. Najpierw chwycił ją w jedną dłoń. Ciężar robił swoje, choć przy użyciu odpowiedniej siły z łatwością mógł posłużyć bez drugiej ręki. Spróbował wykonać młynek, lecz tylko stęknął z bólu. Dawno już nie miał czegoś takiego w dłoni. Te marne wojskowe mieczyki nie umywały się do tego.

Na rękojeści ułożył drugą dłoń, pewnie chwytając, uczynił szeroki wymach. Kolejny spazm bólu, mięśnie jeszcze się nie rozgrzały. Zacisnął zęby i ponowił próbę, tym razem niemiłe uczucie zmalało. To znak, że mógł kontynuować. Następny wymach, parowanie niewidzialnego ciosu wymyślonego przeciwnika. Zaczął więc walkę, skupiając maksymalnie zmysły, przypominając sobie niezliczone potyczki i batalie. Czerwień zagościła na jego policzkach, a pot zrosił obficie czoło, mimo to kontynuował jednoosobowe starcie. Zamachnął się i ostrze niesione siłą, prawie pozbawiło głowy, stojącej nieopodal Elizabeth. Zatrzymanie żelastwa kosztowało go sporo wysiłku, szpic niemalże dotykał gardła.

— Co ty tutaj robisz? — wysapał, odsuwając miecz.

— A to panienka nie może przechadzać się po swoim terenie? — spytała z dumnym uśmieszkiem na pięknej twarzy.

— Ta panienka prawie i dosłownie straciła głowę. — Co ta kobieta znowu knuła?

— Czyżbyś nie wierzył w swoje umiejętności? — Usiadła na słomianej kukle, przypominającej konia. — Wiedziałam, że mnie w porę zauważysz.

— Czego chcesz? — Wrócił do dalszych ćwiczeń, obserwując dziewczynę kątem oka.

— Zwierzyna, na którą polujecie, ma coś mojego. Chce to odzyskać.

— Potężny wampir sam tego uczynić nie może? — Potężnym ruchem odciął słomianą głowę. Te kukły zupełnie nie przedstawiały w stu procentach ciał oponentów, ale dobrze było coś zniszczyć.

— Przedmiot ten znacząco wpływa na moje zmysły, chyba nie chcesz, bym przez przypadek zabiła niewinną osobę, albo zniszczyła budynek. — Podeszła do niego i palcami zaczęła przesuwać po jego torsie. — Jeśli to spalisz, nie pożałujesz. Zawsze odpłacam się za przysługi. Artefakt jest obwiązany moimi włosami, to medalion z celtyckimi symbolami. Powodzenia — rzuciła słodkimi głosikiem i bez pośpiechu ruszyła w stronę domu.

Po kilku minutach, gdy jej sylwetka znikła, wrócił do ćwiczeń. Nic nie poradził, że uroda tej zdradzieckiej wampirzycy tak przyciąga wzrok. Jedno go zastanawiało, w jaki sposób straciła, czy też dała przedmiot, który jej zagrażał? Śmieszna sytuacja, która pokazuje, że nie ma idealnych istot. Noc zbliżała się powolnymi krokami, słońce ustępowało miejsca księżycowi, ociężale i powoli schodząc z nieba. Bracia powoli przyzwyczaili swe umiejętności do nowych broni. Teraz wystarczyło tylko zapolować.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Mex 20.11.2019
    Spoko cykl opowiadań znalazłem parę błędów ale do fabuły nie ma co się przyczepić. Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały :)
  • krajew34 20.11.2019
    Miło, że wpadłeś. Co do błędów to nadal moja pięta Achilesowa. Co bym się nie starał i tak zawsze coś się znajdzie. Miło mi, że choć fabuła się spodobała. :)
  • JamCi 20.11.2019
    krajew34 chętnie pomogę w temacie na ile umiem.
  • krajew34 20.11.2019
    JamCi spoko, zawsze poprawiam, jak czytelnik coś zauważy. Nic na siłę.nie jestem jakimś geniuszem, by było to aż takie ważne.
  • JamCi 20.11.2019
    krajew34 u mnie zawsze jakieś błędy. Inni się przydają.
  • krajew34 20.11.2019
    JamCi największy plus z publikacji w internecie. Inni bardzo często zauważą, to co autorowi umyka. Sam tak mam z utworami kogoś innego.
  • JamCi 20.11.2019
    krajew34 ja też. Wiersze spoko. Ale proza sto poprawek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania