Poprzednie częściZmierzch Północy cz.1

Zmierzch Północy cz. 4

Byłą dłuuuuga przerwa. Nie wiem czy to jeszcze pójdzie. Ale co tam. Może da radę. A i zmieniony jest też tytuł, bo poprzedni był zbyt absurdalny :)

 

http://www.opowi.pl/ambrozy-pikiel-na-skrajnym-wariactwie-a41343/

http://www.opowi.pl/ambrozy-pikiel-ciezkie-wariactwa-iv-a41440/

http://www.opowi.pl/ambrozy-pikiel-ciezkie-wariactwa-iv-a41565/

 

To poprzednie części :)

 

Jego gruchot nader sprawnie mijał kolejne kamieniczki i jednorodzinne domy. Pikiel z naturą wścibskiego obserwatora pochłaniał kolejne obrazy do swojej pamięci, nie zważając na kierunek, w który podążał. Mimo dość skąpych przepisów o ruchu drogowym, które właściwie ograniczały się jedynie do prośby o łaskawe nierozjeżdżanie przechodniów, jego styl jazdy wzbudził spore zainteresowanie tutejszych. Ten oryginalny slalom nie był znany w tamtych stronach, nie wspominając, że samo auto wywoływało ciche westchnięcie zazdrości pod nosem. To, że nawet umierające Bąblowce z uwagą się temu przyglądały, o czymś świadczyło. Ambroży nadal pozostawał na granicy swojego barwnego świata wyobrażeń kosmicznych a ponurą ociekającą szlamem rzeczywistością. Na jego szczęście auto znajdowało się na torze kolizyjnym ze starą mosiężną latarnią z czasów przed rewolucją. Pamiętała ona te szczęśliwe czasy, kiedy ludzie potrafili żyć w zgodzie z południowcami i nie odcinać im łbów za kichnięcie w restauracji. Ostatnie pokolenie, w których umysłach zapisały się obrazy tej zgody, dawno stali się pożywką dla swoich potomków lub wysokoenergetycznym nawozem dla ogrodników. Stan jego świadomości nie pozwalał na skuteczną reakcję zapobiegawczą.

Sunął po chropowatej nawierzchni asfaltu nieobecny w tym świecie. Dopiero wydobywające się z gardeł lub innych otworów gardło podobnych głosy wyrwały go niczym chwast z wymiaru absurdu i wymysłów. To spowodowało wciśnięcie hamulca w ostatniej chwili. A to tylko jedna z wielu sytuacji, kiedy ni stąd, ni zowąd jego mózg teleportował świadomość w wyludnione miejsce, gdzie Ambroży przebywał z każdym kolejnym przeniesieniem, coraz więcej czasu. Ci, którzy jakimś cudem śmieli zwrócić na to uwagę, przegrywali już w eliminacjach. Pikiel potrafił jednym precyzyjnym zdaniem zniszczyć ich życie na długie tygodnie. To był zresztą jeden z głównych powodów jego samotności. On sam uważał to za pozytywny nawyk rozwijający jego postrzeganie świata.

Jeszcze kilka minut zajęło mu dojście do siebie i zrozumienie zaistniałej sytuacji. Południowcy stali jak wryci. Niektórzy zdziwieni jednak większość zażenowana.

– I pomyśleć, że nasi przodkowie lata temu klękali na kolanach przed takimi kretynami. Zabrali naszą wolność łatwiej niż ślepej larwie Ściekołaza żarcie — rozniosło się po ulicy.

Inni tylko przytakiwali porozumiewawczo do siebie. Ambroży odpalił gruchota i z zaciśniętymi zębami odjechał. Tłum nawet po tym nie rozszedł się całkowicie. Stali na jezdni i jeszcze długo ze sobą szmerali.

Po raz pierwszy zamyślił się nad swoją egzystencją. Zwykle żył z dnia na dzień bez obaw o przyszłość. Jego mózg skutecznie odpierał wszystkie myśli związane z tym, co będzie jutro. Teraz już nie potrafił. Na szczęście kamienica Walentego była już w zasięgu wzroku. Auto zaparkował w sporej odległości tak na wszelki wypadek. Ta dzielnica nie oferowała ochrony całodobowej. Przechodząc obok wnęki pomiędzy dwoma budynkami, napotkał w stercie łachmanów starego pijaka. Był człowiekiem. Ranga żula była dla niego przepustką do życia w tej części miasta. Tacy praktycznie nie istnieli w wymiarze moralnym. Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków. Taki tryb życia prowadził i tak do śmierci wcześniejszej czy wydłużonej w czasie. Ich zwłoki sprzątano i spalano w piecach uprzednio poćwiartowane.

– Idziesz do tej kamienicy? - spytał ponuro, wygrzebując się spod cuchnących szmat.

– Do 23. Nie mam żadnych pieniędzy więc na nic twoje prośby — odpowiedział Pikiel pewnym głosem.

– Mam w dupie twoje pieniądze. Zdechnę w przeciągu kolejnych kilku dni. Z kolejnym wzejściem słońca jestem coraz słabszy.

– Chcesz okazania ci litości? Myślisz, że pochylę się nad tobą i wyrwę z nędzy?

– Nie chcę od ciebie nic, ale na twoim miejscu bym tam nie wchodził.

– A to niby dlaczego?

– Widzisz kretynie te dwa pojazdy obok kamienicy? Te z dziwnym wybrzuszeniem na dachu? - wskazał swym gnijącym na czubku palcem. - To radiowozy. Gliny są tam od godziny. Ktoś sobie zdechł.

– Wiesz coś więcej? - drążył, mając dziwne przeczucie, że wie, o kogo chodzi.

– Nic nie wiem. Tyle, co widziałem. Ale to ktoś z góry. Chyba ostatnie pięterko.

– Nie mam innego wyjścia. Idę.

– Oni nie lubią, jak im się łby zawraca. Po co się wystawiać na talerzu?

– Mam sprawę do jednej szumowiny z tej kamienicy. I lepiej, żeby moje przeczucie tym razem się myliło.

Przeszedł niespokojnie przez próg klatki schodowej. Pleśń pomieszana z brudem i dziwnym szlamem koloru jaskrawej żółci spływała po ścianach ze wszystkich stron. Parter był wylęgarnią robactwa maści wszelakiej. To było jednak do przewidzenia. Tym razem jednak pełzające skupiska tych wytworów natury przedarły się również na piętro. Zamieszkała była dopiero druga kondygnacja. Szedł dalej, starając się zachować spokój. Schody, które stanowiły pożywkę dla całych koloni tych małych dziwadeł, skrzypiały za każdym krokiem. O windzie w tej dzielnicy można było pomarzyć. Samobójstwo sąsiada było bardziej prawdopodobne niż jej zakup w twojej kamienicy. Nagle usłyszał czyjeś głosy. Były bardzo wyraźne i dochodziły z ostatniego pietra. Gdy zobaczył, że dwaj dość krępej budowy policjanci stoją przy wejściu do mieszkania numer 12, ugryzł się w język. Według staruchy, z którą miał przyjemność dyskutować, to było mieszkanie Walentego. Podszedł bliżej do sypiących czerstwymi tekstami funkcjonariuszy.

– Co tu się stało?

– A pan to kto, że się pyta? Rodzina? Brat z innej matki?

– To chyba też rodzina — Pikiel wiedział, że zaleje go fala żenady i prostackiego humoru.

– Zależy dla kogo. Ja tam nie toleruje.

– Siostry też byś nie tolerował — wtrącił drugi.

– No tu bym się mógł zastanawiać — ryknął śmiechem. - Dobra, ale ktoś ty? - zwrócił się do Pikla.

– Przyjaciel Walentego.

– Przyjaciel? Takie ścierwo miało przyjaciół. Ale spóźniłeś się chłopie. Zdechł sobie w nocy.

– Tak po prostu? To raczej mało prawdopodobne.

– Poderżnięte gardło. Dwadzieścia strzykawek z jakąś breją ciągle siedzi mu w żyle. Z kim ty się zadajesz?

-- Sam już nie wiem — mruknął pod nosem. - Mogę na chwilę wejść?

– Nawet na ćwierć sekundy nie możesz. Tu się stało morderstwo, a to już nie byle co. Takie rzeczy to nie gwałt, że sobie możesz rentgena mieszkaniu robić.

– Ty Bajgiel zobacz co znaleźli? - Łysy mężczyzna z wyrazem twarzy jak na widok gołego Dwugłowca podszedł do jednego z policjantów i wręczył mu kartkę z napisem, którą trzymał dłoni Walenty.

– Kapitan Alkodron? A co to za ścierwo kolejne?

–Jakaś stara menda. Siedemdziesięciolatek z północy. Szlajał się tam za młodych lat, kiedy jeszcze istniał park wisielców. Żul pełną gębą. Siedzi w więzieniu na Walifrontowej.

– Park wisielców? No to dziadek miał wesoło. Ten obiekt zamknięto już przeszło dwadzieścia lat temu. A tak w ogóle to, co to za kretyńskie nazwisko?

– To jego ksywa. Ale za cholerę nie wiem, dlaczego akurat taka.

Pikiel jedynie stał i przyglądał się rozmowie. Nawet nie słuchał, choć po chwili zrozumiał, że to kluczowa informacja.

– Ty jeszcze tutaj? Zjeżdżaj mi stąd. Nawet ten płaszcz z północy nie daje ci wstępu do mieszkania — ryknął Bajgiel, wchodząc do mieszkania.

Ambroży zszedł do swojego gruchota lekko zniesmaczony. Pierwszą myślą była ponowna wizyta u staruchy, jednak w tej sytuacji rozsądniejszym wyjściem wydawało się wiezienie i Kapitan Alkodron.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • marok 27.05.2018
    Dzięki za anonimowe pinć ;)
  • Regimus 28.05.2018
    Zmieniony tytuł. Ludziom w łowie mieszasz. Weź się zdecyduj.
  • marok 28.05.2018
    I co z tego człowieku. Zmieniłem bo mogę. Jak to kogoś zraziło to szkoda. Zdaje sobie sprawę, że po miesiącu raczej nikt nie będzie chciał wracać do tego. No może ktoś tam zerknie. Nieważne. Bedę sobie pisał do końca. Nie pasuje, drzwi po lewej.
  • Regimus 28.05.2018
    marok nie że się nie podoba ale to trochę mylące. A co do tej przerwy to masz sporo racji. Wbicie się ponownie w klimat będzie trudne. Nie wiem czy ktoś się pokusi.
  • marok 28.05.2018
    Regimus no to trudno. Nikt nie będzie, przeżyje. Chce to skończyć i wiedzieć że mam jakąś tam serie, a że nie będzie czytana to drugorzędna sprawa :)
  • Regimus 28.05.2018
    marok ciężko mi w to uwierzyć. Zresztą sam to zaniedbałeś to teraz masz. Czytelnicy poszli i nie wrócą
  • Ritha 29.05.2018
    Ok, najpierw wsparcie techniczne :)
    „Zmierzch Północy cz 4” – zdaje mi się, że kropka po „cz”
    „nie zważając na kierunek, w który podążał” – w którym*

    Czytam wstęp i mam wrażenie, że konstrukcję niektórych zdań złożonych, tudzież zwrotów można by poprawić, ale ja stylistycznie niezbyt, więc może mądrzejsi wdepną.

    „Ambroży nadal pozostawał na granicy swojego barwnego świata wyobrażeń kosmicznych a ponurą ociekającą szlamem rzeczywistością” – „Na granicy swojego (itd) i* ponurej*, ociekającej* szlamem rzeczywistości*” , bo jeśli dasz tam „a”, to musiałbyś przebudować pierwszą część i dorzucić „pomiędzy”, na granicy pomiędzy czymś tam a czymś tam, a jak dasz „i” to będzie git. To dokładnie tak jakbyś napisał „na granicy płaczu a śmiechu”, więc na granicy płaczu i śmiechu, albo na granicy pomiędzy płaczem a śmiechem, tak to widzę.

    Ps. Ociekająca szlamem rzeczywistość to gites zwrot.

    „Ostatnie pokolenie, w których umysłach zapisały się” – „ostatnie pokolenie” zdaje mi się liczbą pojedynczą, wiec „w którego umyśle”, chociaż pokolenie to grupa/masa, mnogość umysłów, ehh, za głupiam i ja na to, nie wiem.

    „To spowodowało wciśnięcie hamulca w ostatniej chwili. To byłą” – 2 x „to” W drugim zdaniu możesz napisać „A to tylko jedna z wielu sytuacji...”
    „To byłą tylko jedna z wielu sytuacji” – była*

    Dobra, wklejam zanim się skazuje i zara brnę dalej.
  • Ritha 29.05.2018
    „życie na długie tygodnie. To był zresztą jeden z głównych powodów jego samotnego życia” – 2 x „życie”, w drugim można napisać „To był zresztą jeden z głównych powodów jego samotności*”

    „Pikiel potrafił jednym precyzyjnym zdaniem zniszczyć ich życie na długie tygodnie. To był zresztą jeden z głównych powodów jego samotnego życia. On sam uważał to za pozytywny nawyk rozwijający jego postrzeganie świata” – kurde! Czytasz to potem? W sensie, napiszesz, odczekasz kwadrans i czytasz? Nie zgrzyta Ci zaczynanie zdań od „To był”, „To coś tam..”, albo w środku zdania. Dużo też „był/była” itp. Takie konstrukcje sa kartonowe, Maroczkoku. Karton. Papier. Tu mnie jeszcze bliskie sąsiedztwo „samotnego” i „sam” irytuje. A wcześniej „jednym” i jeden”! Nie wiem jak to zmienić, próbowałam trzy razy, ciężko mi się poprawia już napisane zdania. Zostaw, ale miej na uwadze na przyszłość.
    „To był chyba pierwszy raz” – tu też!

    „To był chyba pierwszy raz, jak zamyślił się nad swoją egzystencja”, napisałabym:
    ”Po raz pierwszy zamyślił się nad swoją egzystencją”, albo „Wówczas pierwszy raz zamyślił...(itd)”, albo nawet „Tego dnia pierwszy raz...”, „W tym (albo tamtym) momencie pierwszy raz...”

    „Zwykle żył z dnia na dzień bez obaw o przyszłość. Jego mózg skutecznie odpierał wszystkie myśli związane z tym, co będzie jutro” – to są dwa zdania, spoko zdania, ale dwa o tym samym, moim zdaniem (powtarzam, tylko moim) za dużo dublujących się informacji, wydaje mi się to nadtłumaczone, zaburza dynamikę, ale ja na punkcie tempa mam fioła, więc możesz pisać po swojemu, spokojniej (choć miej świadomość, że spokojniej często znaczy nudniej w przypadku jakichś powiedzmy przygodowych opowieści).

    „Był człowiekiem. Ranga żula była” – był/była
    Ale...
    „Ranga żula była dla niego przepustką do życia w tej części miasta” – to mi się bardzo widzi, baaaaardzo! Pojedyncza wstawka że „Był człowiekiem” też. Miodzio. Można więc wykluczyć powtórzenie pisząc: „Ranga żula stanowiła przepustkę do życia w tej części miasta” i bedzie gites.

    Cały ten fragment:
    ”Ta dzielnica nie oferowała ochrony całodobowej. Przechodząc obok wnęki pomiędzy dwoma budynkami, napotkał w stercie łachmanów starego pijaka. Był człowiekiem. Ranga żula była dla niego przepustką do życia w tej części miasta. Tacy praktycznie nie istnieli w wymiarze moralnym. Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków” – powoduje, ze ciekawość wzrasta. Tutaj już mam ochotę zerkac, co bedzie dalej.

    W ogóle to widać włożoną pracę i nie jest źle, ja ino chce pomóc radami, weź na to poprawkę. Te powtórzenie, niektóre zwroty, to wszystko jest do wyćwiczenia.

    Musze wyjść z pracy, dokończe potem wybacz :DD Zeszło mi troszku ;)
  • Ritha 29.05.2018
    A i najważniejsze. Musisz się wczuć. Musisz zobaczyć tego żula, poczuć te ścieki, nawet temperaturę panującą wokół, stopień oświetlenia miejsca (dzień/noc/półmrok), musisz tam być - wtedy będzie samo szło ;)
  • marok 29.05.2018
    Ritha no widzę że cię wena no komentowania nie opuszcza. Widzę że mam jeszcze sporo do zrobienia ale to dobrze. Mam zajęcie na te 5 leniwych dni wolnego. Te powtórzenia nawet po przeczytaniu mi nie wyłapują się. Jestem zawsze podekscytowany, kiedy skończę pisać kolejną część ;)
    Może dlatego nie widzę tych wielu błędów. A są dosyć rażące w oczy. Ale naprawdę dzięki za tyle wskazówek. :)
  • Ritha 30.05.2018
    Oks, przyszłam dokończyć, ale przeleciałam jeszcze raz oczkami od początku, stricte dla fabuły, bo czytanie pod kątem wyłapywania błędów lub jakichś niedociągnięć, lekko zaburza odbiór tekstu jako całości. Więc..

    „Na jego szczęście auto znajdowało się na torze kolizyjnym ze starą mosiężną latarnią z czasów przed rewolucją” – dobre zdanie (choć czy faktycznie miał szczęście?)

    „Pamiętała ona te szczęśliwe czasy, kiedy ludzie potrafili żyć w zgodzie z południowcami i nie odcinać im łbów za kichnięcie w restauracji” – to też mi się widzi, przedstawia kawałek historii w ciekawy sposób

    „Ostatnie pokolenie, w których umysłach” – dalej mi się tu gryzie przy czytaniu

    „Stan jego świadomości nie pozwalał na skuteczną reakcję zapobiegawczą” – cudne (że ja tego wczoraj nie wychwyciłam)

    „gardło podobnych” – nie wiem czy to oddzielnie jest poprawnie, czy nie powinno być razem, tudzież z kreseczką, hm, oddzielnie wygląda dziwnie

    „Tacy praktycznie nie istnieli w wymiarze moralnym. Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków. Taki tryb życia prowadził i tak do śmierci” – tacy/taki/tak, w drugim można by zaszaleć:
    „Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków – tryb życia w prostej linii prowadzący do śmierci”, czy jakoś inaczej. Obadaj po swojemu

    „Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków. Taki tryb życia prowadził i tak do śmierci” – to by pasowało „z każdym kolejnym”

    „wybrzuszeniem na dachu? - wskazał swym gnijącym na czubku palcem” – wskazał z dużej, natomiast gnijący na czubku palec to spoko opis

    „Te z dziwnym wybrzuszeniem na dachu? - wskazał swym gnijącym na czubku palcem. - To radiowozy. Gliny są tam od godziny. Ktoś sobie zdechł” – „To” do wywalenia. Po myślniku wystarczające będzie „Radiowozy”. Zresztą unaturalnia dialog.

    „Parter był wylęgarnią robactwa maści wszelakiej” – dbasz o te opisy, git

    „To było jednak do przewidzenia. Tym razem jednak” – karton + 2 x jednak

    „tych wytworów natury” i dwa zdania dalej „tych małych dziwadeł” – myślę, że w drugim „tych” do wywalenia

    „O windzie w tej dzielnicy można było pomarzyć. Samobójstwo sąsiada było bardziej prawdopodobne niż jej zakup w twojej kamienicy”– 2 x „było” + zwror w drugej osobie- „twojej” jest irytujący, może: „Winda w tej dzielnicy była jedynie marzeniem. Bardziej prawdopodobnym wydawało się samobójstwo sąsiada, niż jej zakup”. Hm, zakup? Moze montaż? „Winda w tej dzielnicy była jedynie marzeniem. Bardziej prawdopodobnym wydawało się samobójstwo sąsiada, niż jej montaż”. To po mojemu, obadaj swoim okiem.

    „Nagle usłyszał czyjeś głosy” – bez czyjeś, wiadomo, że czyjeś, do kogoś należeć muszą, „Nagle usłyszał głosy” daje lepszy efekt

    „Nagle usłyszał czyjeś głosy. Były bardzo wyraźne i dochodziły z ostatniego pietra” – BYŁY jest ulubionym, marokońskim słowem roku. Pacz!
    ”Nagle usłyszał głosy, wyraźne, dochodzące z ostatniego piętra”. Lepszy klimat, lepsze napięcie i bez niepotrzebnych określeń.

    „– A pan to kto, że się pyta? Rodzina? Brat z innej matki?
    – To chyba też rodzina” – heh, dżołk nawet wyszedł, uśmiechnęłam się :)

    „– Przyjaciel? Takie ścierwo miało przyjaciół” – git, tak by mógł ten pan powiedzieć, jakby nie lubił tego drugiego, umartego pana, git

    -- Sam już nie wiem – co to za kreski tam są na początku? Efekt Dopplera? ;P
    „–Jakaś stara menda” – odstęp po kreseczce

    Od strony fabularnie zaciekawia, nie każ czekać na następną miesiąc. Ustaw sobie jakieś założenie co do częstotliwości, typu jedna na tydzień na przykład. Językowo też jest nieźle, widać że myślisz nad zdaniami. Uważam, ze idzie ku lepszemu.
    Pozdro :)
  • Ritha 30.05.2018
    Cos mi się tu poebało:
    „Polowali na drobne robactwo i pili śluz ze ścieków. Taki tryb życia prowadził i tak do śmierci” – to by pasowało „z każdym kolejnym”

    To a propo tego bylo:
    "Zdechnę w przeciągu kolejnych kilku dni. Z kolejnym wzejściem słońca jestem coraz słabszy", że z jazdym kolejnym wzejsciem (wschodem moze?), a i tak kolejnym jest 2x, woec z pierwszego zdania out
  • marok 30.05.2018
    Ritha dzięki wielkie za włożona pracę. Doceniam to.
  • Ritha 21.06.2018
    Smutno bez kłota. Przesyłam pozdrowienia, 3mam kciuki za wyjscie z problemów na prostą.
    :)
  • Justyska 11.07.2018
    Dobra tu na dziś kończę. O błędach nie gadam, bo widzę długie komentarze to się nie wcinam, bo za kiepska jestem. Ale co do fabuły, to mam chyba troszkę inne spojrzenie, bo przeczytałam na raz. I powiem szczerze, że jestem ciekawa co dalej. Stwarzasz świat z wielu abstrakcyjnych szczegółów w których łatwo się zgubić zarówno autorowi jak i czytelnikowi. Ten drugi może, ale pierwszy nigdy. Jak dasz radę to pociągnąć tak, żeby to wszystko trzymało się kupy to szacun serio. Bo dla mnie to jest tekst, który można potraktować na dwa sposoby:
    1. pisze głupoty żeby było śmiesznie
    2. Pisze tak żeby można było interpretować i uśmiechnąć się przy okazji.
    Preferuję drugą wersje, gdyby nad tym posiedzieć, to można mnożyć znaczenia dotyczące biedy czy upadku społeczeństwa.
    No tak jakoś to widzę. Zostawiam gwiazdki i pozdrowienia.
  • marok 11.07.2018
    Justyska, fajnie że zajrzałaś pod moja seryjną wypocinę. Odniose się jutro bo teraz padam na twarz
  • marok 12.07.2018
    No i jestem. Tak szczerze to ja tez bym przychylił się do wersji drugiej. Na początku faktycznie miało to być po prostu głupkowate pisanie, czysty absurd, dla śmiechu. Jednak z czasem obmyśliłem wiarygodniejszą fabułę i postanowiłem odejść od czystego absurdu jedynie wplatając go niekiedy między wierszami. Utrzymanie to w kupie aby miało jakikolwiek sens to jak na razie najtrudniejsze dla mnie zadanie, ale jak z tym sobie poradzę to już będzie bardziej z górki ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania