Poprzednie częściZmierzch Północy cz.1

Zmierzch Północy cz.8

Kroki odbijały się echem w całym tunelu. Ambroży zniekształcał swój opanowany wyraz twarzy za każdym razem, gdy musiał podeprzeć się ściany oblepionej dziwną tłustą substancją. Zawartość ściekowa sięgała do łydek, utrudniając posuwanie się dalej. Niewyraźne kontury postaci po kolejnych sekundach nabierały ludzkiego kształtu. W pewnej chwili Pikiel był przekonany, że to człowiek. Przyspieszył kroku i ostanie dzielące go od niego metry przeszedł dumnie bez oznak zmęczenia. Ciemna postać spuściła głowę, dodatkowo kryjąc ją pod kapturem. Nie odzywała się. Nie chciała być rozpoznana. Wstyd? Lęk? Raczej to drugie. Ambroży Pikiel był mężczyzną słów, a nie czynu. Przy czym słowa te były puste i pozbawione jakiejkolwiek treści. Ich celem było zmylenie drugiej osoby. Otulenie jej z pozoru piękną gadką. Swoją nijakość przepełniającą jego egzystencję Pikiel starał się ukryć pod pstrokatymi płaszczami, ułożonymi zgodnie z każdym dniem tygodnia w jego szafie. Sposób maskowania ćwiczył latami. Doszedł w tym rzemiośle do perfekcji.

Minęli się szybko, bez zbędnych wzajemnych obserwacji. Dźwięk taplających się w ściekach butów zagłuszał narastającą ciszę.

— To nie przypadek — usłyszał nagle zza pleców. Ambroży odwrócił się i przypatrzył oddalonej od niego o kilka kroków zgarbionej postaci.

— To było do mnie?

— Nie, głośno myślałem. Ale skoro to usłyszałeś możliwe, że ta wiadomość była też do ciebie — Lewa dłoń szybkim ruchem zdjęła czarny kaptur z głowy.

— Ściekowy menel — zadrwił Pikiel. - Wracasz do domu, czy idziesz po żarcie?

— Ci, którzy między wami obcowali, mieli rację — pokiwał z dezaprobatą głową. Wasza godność spłynęła do kanałów.

Gdy ostatnim razem go spotkał, facet wyglądał jak umierająca kupa szlamu pomieszana z gównem. Ku jego zdziwieniem ten sam facet teraz żwawo podążał przez ściekowy potok. Nie było w nim nic ze wcielenia które zademonstrował podczas pierwszego spotkania z Ambrożym.

— Ładnie to tak oszukiwać przechodniów o swym nieszczęsnym losie?

— Taka już moja rola w tym społeczeństwie. Zobaczyłeś jedną z wielu moich masek — Facet uśmiechnął się kpiąca. — Ostatnim razem byłeś bardziej pokojowo nastawiony do mej osoby. Zwątpiłeś do reszty?

— Przejrzałem na oczy. Jesteście straceni. Północ zmiażdży was jedną pięściami, drugą to samo zrobi z resztą.

Tamten nawet nie odpowiedział. Pokiwał głową w geście politowania i odszedł znikając w mroku tunelu. Ambroży mruczał coś pod nosem dłuższy czas. Przekonany o swej racji i głupocie Południowców wyszedł na powierzchnię. Panowała noc. Od kilku godzin trwał czas Nocnych Zmor. Była to nazwa zwyczajowa na wszelkiego rodzaju zdziczałe stwory za dnia urywające się w opuszczonych kamienicach, nieużywanych lub zawalonych tunelach ściekowych czy pod mostami. Spotkanie z nimi zazwyczaj kończyło się bolesną śmiercią i spektaklem rozrywania twojego ciała przez ostre i długie kły maszkar. Nawet dzienne kanibalistyczne rodzinki nie dorównywały ohydztwu, jakie niosły ze sobą Nocne Zmory.

Mężczyzna stracił pewność siebie po kolejnych kilku chwilach. Ciągłe niepokojące szelesty i dziwne chrobotania ze wszystkich stron skutecznie wypompowywały z Pikla resztki odwagi, którą szczycił się, szydząc z menela. Auto stało kilkadziesiąt metrów od niego. Wiekowe lampy rozświetlały mroki nocy opornie i bez większych rezultatów. Ich światło było w stanie stworzyć jedynie niewielkie koło wokół trzonu. Ta niepraktyczność spowodowana wiekiem latarni nie przeszkadzała mieszkańcom. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się na ulicę w samym środku nocy.

Mężczyzna stawiał kroki powoli, bezustannie obserwując otoczenie. Dźwięki nie cichły. Co więcej, wydawało mu się, że co chwila długi, szczurkowaty ogon wyłaniał się z mroku raz z jednej, raz z drugiej strony. To przerosło jego nadmuchany heroizm. Niczym stepująca baletnica podreptał z powrotem do tunelu. Była to jedna z najlepszych decyzji, jaką pojął w ostatnim czasie, to jest, jakieś kilka lat. Ledwo zdążył zatrzasnąć za sobą żelazną kratę bezpieczeństwa, a pokryte żółtawym glutem zębiska zacisnęły się na niej. Odurzający smród z paszczy stwora otumanił Ambrożego. Jego nogi zamienił się w niestabilna galaretę, a on tracąc równowagę w ostatniej chwili podparł się zardzewiałym prętem, stojącym obok ściany tunelu.

Stwór obserwował każdy jego ruch. Wbił w niego puste gałki oczne i z nienaturalnym wytrzeszczem obserwował poczynania Pikla. Wyglądem przypomniał przerośniętego szczura, wychudzonego i z pyska jakby spokrewnionego z człowiekiem. Syczał i oblizywał się swym krwawo czerwonym jęzorem wielkości męskiego przedramienia co chwila. Ambroży zmęczony kilkoma ruchami ręki w celu przepędzenia stwora usiadł, opierając się o oślizgłą ścianę tunelu. Jakoś nie przeszkadzał mu już tłusty szlam na jej powierzchni. Nawet nie zorientował się, kiedy jego powieki zasłoniły oczy, a on zapadł w błogi sen. Kiedy wrota sennych marzeń w końcu ustąpiły, a on mógł wejść do świata pragnień, do jego uszu dobiegł głośny strzał. Poderwał się na równe nogi. Chwilę zajęło, gdy spostrzegł, iż cały upaprany jest w krwi leżącego za kratą stwora. Rozwalony w połowie łeb z resztkami mózgu przyciągnął w mig inne nocne maszkary, tym razem o wiele mniejsze, jednak łakome mięsa. Przed Piklem stanął dobrze zbudowany facet ubrany z dziwny, zgniłozielony kombinezon. Nie odzywając się, pokazał spuchniętym paluchem w dal tunelu i odszedł. Ambroży nadal nieco zdezorientowany poszedł za nim. Obaj bez słowa przeszli jakieś trzysta metrów, po czym stanęli przed dobrze oznakowanymi drzwiami ze skrótem już znanym Piklowi. Wrota otworzył się. Wnętrze pomieszczania wyglądało bardzo przytulnie. Dwa skórzane fotele stały przed drewnianym biurkiem, za którym siedział osłonięty chustą mężczyzna. Kiwnięciem głowy dał znak gorylowi, że może odejść.

— Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w ściekach najlepiej — prychnął śmiechem facet. - Znowu się spotykamy. Jak miło.

— Jak dla kogo.

— Poznałeś mnie. A myślałem, że jesteś o wiele głupszy. Jak to łatwo oceniać ludzi.

— Moja ocena jest aktualna. To samo ze stosunkiem do waszych samozwańczych przewrotów — skwitował szybko Ambroży.

— Ja tu do człowieka z chlebem a on we mnie kamieniami. Powiem ci coś malowana panienko — ryknął groźnym tonem — szczęście cię nie opuszcza. Mogłem kazać rzucić cię na pożarcie tej maszkarze, która ci pokrzyżowała nocny spacer po najgorszej dzielnicy Południa, ale tego nie zrobiłem. A wiesz, dlaczego nie? Bo jesteś dobrym materiałem na błazna dla moich ludzi. Będziesz ich bawił, żeby chłopaki zbytnio się nie denerwowali przed każdym kolejnym wypadem na rzeź, z której połowa pewnie nie wróci.

— To rozumiem. Nie umiesz grać dobrego. Jakoś od początku zaleciało mi to plastikiem.

— Zadziwia mnie ta udawana odwaga w twoim głosie. Gdy tylko zobaczyłeś Szczuromłota, twój płaszczyk powiewał za tobą niczym tęczowa sukienka strachliwej dziewicy.

— Po co to wszystko? Po co tu jestem? Masz mnie za ostatniego idiotę, a jednak zależy ci żebym tu został. Jakie masz plany wobec mnie?

Facet zamyślił się na chwilę. Zmarszczył łysinę i wziąwszy głęboki oddech odpowiedział:

— Jesteś nam potrzebny. Brakuje nam kogoś stamtąd, znaczy z Północy. Znasz dobrze ich zachowania, ich reakcje na wiele sytuacji. Do tej pory opieraliśmy się jedynie na przypuszczeniach i relacjach tajnych pijaków, którzy podobno kiedyś tam na granicy sobie byli, ale i tak dużo nie widzieli. A nawet to nie musiało być prawdą.

— Chcecie ze mnie szpiega zrobić?

— Wojna jest blisko. Nasz oddział nie jest jedyny. Kolejne stworzyły się w poszczególnych dzielnicach. A jak będzie trzeba to i cywile pójdą w ogień bitwy. Dla nich nie ma znaczenia czy wygrają, czy zginą. Każda z tych opcji jest lepsza niż życie w gównie, pomiędzy truchłami i robactwem. Dzielenie z nimi domów.

— Niech sobie zorganizują zbiorowe samobójstwo. To na jedno wyjdzie.

— Idioci siedzą w pierdlu. Czemu to nie jest twój dom? Północ to zaraza. My jesteśmy lekiem — Facet poczerwieniał i zapewnił gniew łykiem zimnej substancji w metalowym kubku.

— Posłuchaj mnie teraz uważnie. Północ to mój dom. Tam się wychowałem i mieszkam. Nie zniszczę swojego domu — Pikiel spojrzał na starą mapę obrazującą podział miasta przed i po rewolucji. Czerwona linia przebiegająca przez środek była do tej pory symbolem bezpieczeństwa. Wpajano mu, że to dzięki niej Północ staje się z kolejnym rokiem rajem. Mur wysokości kilkudziesięciu metrów co chwila był wzmacniany i rozbudowywany, aby stał przez kolejne lata. Nazwano go Żelazną Tarczą Dziesięciu Pokoleń, zapewniając, że tyle generacji przeżyje ta budowla.

Ambroży pamiętał, kiedy po raz pierwszy podjęto próbę zmasowanego wtargnięcia na część północną miasta. Bojownicy Południa z szaleńczą zaciekłością zarzynali kolejne oddziały Północy. W końcu jednak trafili na strzelców, którzy przerzedzili ich żywy taran, po czym dokończyli dzieła zbijając resztę. W prasie grzmiało. Południowcy stali się w oczach Północy bezapelacyjnymi potworami i krwiopijcami, których należy odizolować od czystej i nieskalanej rasy ludzkiej.

Facet nie ciągnął tej rozmowy dalej. Uznał najwidoczniej, że Ambroży to typ najgorszy spośród wszystkich.

— Słowa na nic się zdadzą — Wcisnął zielony guzik na biurku i po chwili w pomieszczeniu znalazł się kolejny mężczyzna. Kazał Piklowi wstać i iść za nim. Ten po początkowy protestach uległ, zauważając zawieszony na pasku mężczyzny pistolet.

— Obyście prowadzili mnie do wyjścia. To ohydne powietrze drażni moje płuca.

— Czeka cię miła niespodzianka — powiedział idący przed nim facet.

Kolejne dziesięć minut szli z jednego korytarza w drugi, przez kilka drzwi i dziwnych przejść. Cel, do którego zmierzali jak się miało okazać był sposobem na opór Pikla. Ten już nie raz wahał się którą stronę obrać. Choć nikt o tym nie wiedział był czas, że naprawdę popierał Południowców, jednak teraz nic na to nie wskazywało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Ritha 14.08.2018
    Ładnie naparzasz, wpisuje Twoją serię w kolejkę po Nuncjuszu, to ułatwi sprawę
  • Ritha 14.08.2018
    (5 nie od mła)
  • marok 14.08.2018
    Ritha zaszczyconym być na twej liście ;D
  • Ritha 14.08.2018
    No baa!
  • Keraj 15.08.2018
    Przyjemnie się czytało 5
  • fanthomas 15.08.2018
    marok to ja też cię dodaję na czarną listę ;)
  • marok 15.08.2018
    Czarna lista Watykanu?
  • fanthomas 15.08.2018
    marok z watykanu to nuncjusza pytaj
  • Justyska 15.08.2018
    "Ambroży Pikiel był mężczyzną słów, a nie czynu. Przy czym słowa te były puste i pozbawione jakiejkolwiek treści. " - bardzo fajne :(

    "Ku jego zdziwieniem ten sam facet " - zdziwieniu
    "Północ zmiażdży was jedną pięściami, drugą to samo zrobi z resztą" - pięścią
    "Przed Piklem stanął dobrze zbudowany facet ubrany z dziwny, " - w dziwny

    Jeszcze coś tam było, ale jestem na tel i ciężko mi sie kopiuje. Nie ważne. Dobrze się czytało. Jakoś polubiłam tę serię, bo mam wrażenie, ze wyobraźnią Cię nosi i z całych sił starasz się ja okiełznać.:) Ciekawa jestem dokąd to zaprowadzi. Czy Pikiel przejdzie na stronę poludniowcow?
    Pozdrawiam serdecznie!
  • marok 16.08.2018
    Dziękuje bardzo. Nanisosr poprawki jak najszybciej.
  • Ritha 11.09.2018
    Jestem nie w formie jeśli chodzi o komentowanie, więc będziesz musiał mi wybaczyć :)
    Pierwszy akapit bardzo spoczi, opis Ambrożego fajny.

    „— Ściekowy menel — zadrwił Pikiel. - Wracasz do domu, czy idziesz po żarcie?” – ostatnia kreseczka za krótka
    „Nie było w nim nic ze wcielenia które zademonstrował” – przecinek przed „które”
    „Facet uśmiechnął się kpiąca” – kpiąco*

    Wiesz co, trochę brakuje emocji. Bo np. patrz:
    „— Przejrzałem na oczy. Jesteście straceni. Północ zmiażdży was jedną pięściami, drugą to samo zrobi z resztą”
    Coś się niby zapowiada, jakieś groźby, ale ja się nie boję. Jestem wyluzowana jak czytam to opko. Brakuje napięcia, tudzież związku czytelnik-bohater. Z kolei opisy i prowadzenie narracji jest bardzo przyjemne, mówiłam już zresztą.
    „Ledwo zdążył zatrzasnąć za sobą żelazną kratę bezpieczeństwa” – ładne

    „Jego nogi zamienił się w niestabilna galaretę, a on tracąc równowagę w ostatniej chwili podparł się zardzewiałym prętem, stojącym obok ściany tunelu” – zamieniły* się w niestabilną* + przecinek po „równowagę”
    „Wrota otworzył się” – otworzyły*
    „prychnął śmiechem facet. - Znowu się spotykamy” – kreseczka
    „Ja tu do człowieka z chlebem a on we mnie kamieniami” – dałabym przecinek przed „a”
    „Ten po początkowy protestach uległ’” – początkowych*
    en już nie raz wahał się którą stronę obrać”” – przecinek przed „w którą”

    Ok, tyle nałapałam. Czyta się przyjemnie, aczkolwiek brakuje mi czegoś, czego określić jeszcze nie umiem. Być może poczucia, ze fabuła prowadzi do czegoś konkretnego, być może zwrotu akcji. No zobaczymy dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania