Żołędzie
Łono z dębu wydala je na świat takim samym
ślepym ruchem jak wysokie głowy, którym
wystarczy jeden cios w tuszu aby
otworzyć celebrację na cześć szarych neuroz.
Lądują na ziemi miękko tak jak brąz potworów
z pobliskich brył - kolejny odpad natury,
nadający się na wiejski kiermasz lub do
enzymu trawiennego w dziupli na skwerze.
Podnoszę jeden z nich, pytając
czy tym razem nie zauważył przypadkowo
panny, noszącej harfę w środku koka.
Nic nie widział.
Ano tak, przecież współgrają tylko
z symfonią ciaśniejszych relacji.
Komentarze (17)
Trzeba troche czasu, ale w końcu dociera do mózgownicy, tekst zdecydowanie do wielokrotnego czytania. Dobry tekst!
żołędzie i panna z harfą...
- tęsknota ojca za córką, która już nie zbiera żołędzi i od dawna ,,ma go w dupie'' tj. od czasu rozwodu z matką
- próba odszukania dawno niewidzianej kochanki, z którą spotykało się niegdyś pod pewnym dębem
on jest pomylony, więc nie bierz tych słów na serio.
wywal dziada za drzwi :]
Bardzo mocne i osobiste myśli. Wydawało by się, że dąb jest tutaj mocną podwaliną relacji międzyludzkich. Jednak jesteśmy słabi.
Pozdrawiam i miłego wieczoru
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania