Zwierzchniczka 2/4
– Tak być kurwa nie może. – Maja z taką siłą uderzyła pięścią w stół, że stojące na nim kufle podskoczyły, a piwo wylało się. – Nie po to są prawa, nie po to naczelnicy, żeby każdy sam wymierzał sprawiedliwość, jak chce i kiedy mu wygodnie. Powinni byli zgłosić się do Nory i zażądać ukarania winnego, czy rekompensaty.
Jeden z mężczyzn siedzących przy stole, zwany przez przyjaciół Gromem westchnął.
– My to wszystko wiemy, ale mleko już się rozlało. Nawet nie mamy pewności, czy chłopak dycha jeszcze, a to podstawa.
– Co proponujesz? – Nora z ledwością mogła usiedzieć na miejscu.
Było jej wstyd, że jako zwierzchniczka klanu nie potrafiła okazać chłodnego dystansu, ale to do cholery chodziło o jej brata. Był jedyną rodziną, jaka jej została. Kiedy rodzice zmarli na gorączkę, wycierała mu nos i spała na ziemi, obok jego łóżka, kiedy miał koszmary. Pięć lat temu, gdy została zaprzysiężona, nie miała pojęcia, że przyjdzie jej dokonywać tak trudnych wyborów, między miłością a prawem. Gorąco pragnęła, żeby ktoś podjął za nią tę decyzję, ale wiedziała, że tak się nie stanie.
Gdy ostatni z całej czwórki, na ogół milczący Mord chrząknął, wszyscy spojrzeli w jego stronę.
– Na początku należałoby się upewnić, czy w ogóle mamy jeszcze o kogo się upomnieć.
– Mogę jechać, choćby zaraz. -- Maja zerwała się na równe nogi. – Ładnie mi w stroju służącej i bez problemu dostanę się do zamku. Żołnierze, jeśli odpowiednio podrapać ich za uchem, mogliby wiele powiedzieć.
– Żołnierze ci w głowie, siadaj i daj nam myśleć.
– Przeszpiegi byłyby dobre, gdybyśmy mieli czas i pewność, że Nir jeszcze trochę pożyje. Wtedy można by wybadać, jakie są nastroje oraz szanse na wyciągnięcie go.
– Dobra, pojadę tam osobiście i spróbuję pertraktować – powiedziała Nora, prostując plecy.
– Jesteś pewna? – Padło pytanie, a trzy pary zatroskanych oczu wlepiło się w przywódczynię.
Odpowiedziało im poważne skinienie głową.
Wielką salę starego zamczyska oświetlały pochodnie, na stałe przymocowane do ścian. Na niewielkim podwyższeniu, w przypominającym tron fotelu siedział siwy mężczyzna. Jego twarz, teraz poszarzała od zmartwień i poorana zmarszczkami, nosiła jeszcze ślady dawnej urody. Za oparciem, czujny, niby przyczajona do skoku pantera, stał młodzieniec, będący na oko w tym samym wieku co Nora. Dziewczyna stała przed nimi pośrodku sali, z rękoma luźno opuszczonymi wzdłuż boków. Nie miała przy sobie broni. A jakże, cały oręż zabrano jej już przy głównej bramie. Była wściekła, celowo nie poproszono jej bliżej, nie zaproponowano krzesła ani strawy, jak zrobiono by względem każdego innego zwierzchnika klanu.
Odetchnęła głęboko, wdzięczna ciemnemu wnętrzu, że zakrywa czerwone plamy, które wraz ze wzrostem ciśnienia pokryły jej twarz.
– Jakiej ceny żądacie za wykup mojego brata? – przemówiła, z całym spokojem, na jaki było ją stać.
Mężczyzna w fotelu lekko pochylił się do przodu, jedno z jego oczu zasnuwało bielmo.
– Pytasz o to, Pani, nie mając nawet pewności czy ten pies jeszcze dycha. – Norę zaskoczyło miękkie brzmienie jego głosu, tak niepasujące do wyglądu. Niby stal, obciągnięta aksamitem.
– Gdyby był martwy, jego zwłoki zdobiłyby już zapewne frontową bramę.
Donośny śmiech Anzelma i jego syna odbił się echem od kamiennych ścian.
Świetnie, pomyślała zwierzchniczka z goryczą, udało mi się ich rozbawić.
– Rozumu nie można ci odmówić, dziewczyno – odezwał się znowu, a ona postanowiła wybaczyć mu ten protekcjonalny zwrot, nie była wszak starsza od jego dzieci. – Twój brat żyje, ale rycerzem to on już na pewno nie zostanie. Nie bez prawej ręki.
Nora trudem powstrzymała westchnienie ulgi, utrata prawej ręki nie była wygórowaną ceną za ocalenie życia. Musieli nie wiedzieć, że Nir był leworęczny, a dobry rzemieślnik z powodzeniem mógł przymocować tarczę do kikuta.
– A więc oddacie mi go? – zapytała, a nadzieja pomału zaczynała kiełkować w jej sercu.
Zgasła jednak prawie natychmiast, kiedy młodszy z mężczyzn położył dłoń na ramieniu starca i szepnął mu coś do ucha. Naradzali się tak przez chwilę, po czym Anzelm znowu zabrał głos.
– Nie do końca zgadzam się z synem, ale przypomniał mi on o pewnym starym zwyczaju, w myśl którego osoba chcąca wykupić członka swego klanu, winna stanąć do pojedynku o jego życie. Możesz podjąć wyzwanie lub zostawić tu chłopaka, a on przez dziesięć lat służby odkupi winy.
Dziewczyna przyłapała się na tym, że odruchowo sięga po broń, której rzecz jasna nie było u pasa.
Ten ruch nie uszedł uwagi starca, zadziwiające, jak wiele widział jednym okiem.
– Nie, to byłoby niepoważne, gdyby mężczyźnie przyszło krzyżować oręż z niewiastą. Jutro będziecie się ścigać.
Komentarze (21)
tu czytałam. Ona została, Ty nas porzuciłaś. Nie jestem kochana, tylko szczera :*
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania