Poprzednie częściŻycie poza Prawem - prolog (GTA V)

Życie poza Prawem - Rozdział 16 - Tajemnicza Nieznajoma (GTA V)

- Szmata! – krzyknął rozwścieczony Michael, zakładając skórzaną kurtkę.

- Cwel! – Amanda nie pozostała mu dłużna. – Możesz teraz robić wszystko, co ci się tylko podoba! Leć sobie do klubu, uchlaj się i pobaw ze swoimi ulubionymi kurwami!

- Powiedziała była dziwka – prychnął De Santa. – Gdyby nie ja, dalej dawałabyś dupy komu popadnie! A gdybyś nagle doznała jakiegoś oświecenia i rzuciła tą haniebną robotę, pracowałabyś za marną kasę jako sprzedawczyni w spożywczym, lub zamiatałabyś właśnie ulicę! Natomiast po pracy siedziałabyś na cerowanym, skrzypiącym fotelu i chodziła się wypróżniać do prywatnej, luksusowej, publicznej toalety! Nie chciało się uczyć w szkole, co? Łatwiej jest przecież podniecać bogatych napaleńców, prawda?

- Ach, dzięki ci, mój wybawco! – wrzasnęła, tupiąc z całej siły nogą. – Jutro mnie już tutaj nie będzie, wypłacam pieniądze z konta, pakuję się i odchodzę na dobre!

Michael uśmiechnął się, popatrzył na nią z politowaniem i skinął głową.

- No dobrze. Coś jeszcze, Amando? – zadrwił.

- I biorę ze sobą dzieci! To wszystko jest twoja wina! Tracey ma same kłopoty, wiesz w ogóle co ona odwala?! Przez ciebie!

- Poszła w ślady mamusi…

- A Jimmy?! Czy kiedykolwiek się nimi zainteresowałeś?! Nie! Ty cały czas byłeś w „pracy’! Teraz jeszcze wrócił ten psychopatyczny Kanadyjczyk, który o mały włos cię ostatnio nie zabił! – Amanda darła się wniebogłosy.

- Nie mam pojęcia, jaką ty sobie pracę znajdziesz – nie mógł powstrzymać się od złośliwości. - Ale jestem bardzo ciekawy, jak sobie beze mnie poradzisz, bo do tej pory nie robiłaś nic. Byłaś tylko pasożytem żerującym na moim majątku…

- Kłamiesz, idioto! – przerwała mu kobieta.

- Życzę powodzenia na nowej drodze życia – odparł i złapał za klamkę, by otworzyć drzwi.

Amanda uwiesiła się na jego ramieniu. Popatrzyła na niego wzrokiem z mieszaniną wściekłości, strachu i rozpaczy. Jej błyszczące oczy zaczęły napełniać się łzami.

- Dzieci też cię nic nie obchodzą, tak?

- Oj, nie udawaj, że się rozklejasz! Za dobrze cię znam, by w coś takiego uwierzyć. Już zdecydowałaś, że poradzisz sobie sama, więc tego się trzymajmy.

- Wybaczałam ci wszystko! Twoją przestępczość, dziwki, alkoholizm, problemy i inne występki! – łapała się ostatnich desek ratunku.

- Dlaczego? Bo byłem dla ciebie wygodny, a do towarzystwa miałaś innych facetów, zasłaniając się jogą, czy też tenisem. Idealnie to wszystko pojmuję, Amando! A wracając do mnie, znakomicie wiedziałaś, że bierzesz sobie drania i skończonego idiotę! Jakoś pierwszy rok umiałaś wytrzymać bez puszczania się na prawo i lewo, ale potem to było już za trudno? W sumie czego mogłem się spodziewać po dziwce z klubu nocnego?!

- Czemu wyzywasz mamę?! – zagrzmiała jego córka.

Tracey schodziła po schodach do przedpokoju z naburmuszoną miną. Patrzyła Michaelowi wyzywająco w oczy.

- Idź na górę, Tracey – odpowiedział stanowczo De Santa.

- Nie! Nie będziesz jej wyzywać, cwelu! A ja wychodzę!

Michael stanął przed drzwiami, blokując córce drogę. Blondynka próbowała się przepchnąć, ale ten nie miał zamiaru dać jej wyjść.

- Coś ty powiedziała, gówniaro?! Jak się do ojca odzywasz?! Nigdzie nie idziesz, marsz na górę – wskazał ręką, cały czas przesuwając się na lewo i na prawo, by dziewczyna nie mogła przekroczyć progu.

- Czemu tak do niej mówisz?! – Amanda stanęła po stronie córki.

- I właśnie to z niej wyrosło! Mały, rozpuszczony bachor!

- Natomiast z ciebie bezduszny, okrutny, bezwartościowy morderca, który zabije każdą radość, jaką spotka na swojej drodze, Michael! – krzyknęła brunetka, objęła Tracey ramieniem i udała się z nią w stronę kuchni.

Mężczyzna tkwił dobrą minutę w totalnym osłupieniu. Przenikającej ciszy towarzyszyło jedynie głuche tykanie zegara. Zebrał całą swoją siłę, by opuścić dom. Rozwścieczony i jednocześnie smutny, czuł ogromną pustkę. Wsiadł do czarnego samochodu, odpalił silnik, i spojrzał niemrawo przez szybę. W końcu przesłodzonym głosem odezwała się nawigacja, jakby nie rozumiejąc dramatycznego momentu:

- Witamy z powrotem, panie De Santa. Jaki obieramy kierunek?

- Żaden, pieprzona dziwko.

- Wybrane przez pana miejsce nie zostało zlokalizowane. Proszę upewnić się, że wymawia je pan prawidłowo i wyraźnie.

De Santa czym prędzej wyłączył nawigację i przycisnął pedał gazu. Przez dobry kwadrans jeździł nieprzepisowo po okolicy, by tylko nieco odreagować i zapomnieć o sytuacji, panującej w domu. W końcu zatrzymał się na stacji benzynowej, wyjął telefon i zadzwonił do Franklina.

- Cześć, młody! Co dzisiaj porabiasz, może gdzieś wyskoczymy?

- Mam kilka spraw do ogarnięcia z Lamarem. Gościu cały czas truje mi dupę, że nie reaguję na to, co dzieje się w naszym gangu – Families. Ballasi się rozkręcają. Może innym razem?

- Spoko. Za dwa dni mamy spotkanie z Lesterem, do tego czasu miał opracować ten nieszczęsny bank w North Yankton. Trzymaj się, Frank – odparł Michael dosyć smutnym głosem.

Zorientował się, że jedyną osobą, która może mieć choć trochę wolnego czasu jest Trevor. Zdecydował, że woli spędzić większość nocy słuchając radia „O rety skarpety”, gdzie wiadomości prezentował Tadeusz Moczymorda, niż spotkać się z Kanadyjczykiem. Podjechał do pobliskiego hotelu i wynajął pokój, nie zamierzał tego dnia pokazywać się w domu. Z nudów postanowił odwiedzić jeden ze swoich ulubionych klubów, który znajdował się niedaleko.

Wchodząc do środka całkowicie zignorował zapach potu. Zasiadł przy barze i marzył tylko o nachlaniu się do nieprzytomności. Nie tak wyobrażał sobie siebie jeszcze kilkanaście lat temu, gdy poznał Trevora. Myślał, że jego rodzina będzie inna. Był pewien, że będzie miał pieniądze, przyjaciół i szacunek, a jego życie będzie jak wyjęte z bajki. Tymczasem siedział samotnie i topił smutki w alkoholu.

- Upalny dzisiaj dzień, prawda? – zapytał ktoś, znajdujący się po jego prawej stronie.

Odwrócił się w stronę kobiecego głosu. Ujrzał drobną, naprawdę ładną blondynkę, która wyglądała młodo i miło się uśmiechała. Początkowo myślał, że przypadkowo wpadł na Juliette, ale szybko zdał sobie sprawę, że widzi ją po raz pierwszy.

- Żadna nowość – westchnął i zmusił się do uśmiechu, który wyszedł dość sztucznie.

Dziewczyna zdawała się w ogóle tym nie zrazić. Już chciała kontynuować rozmowę, ale mężczyzna dodał:

- Nie wydaje mi się, żebym panią znał.

- Ma pan stu procentową rację. Przeszkadzam?

- Nie, nie przeszkadza pani. Brakowało mi nawet czyjegoś towarzystwa. – Michael postanowił być równie miłym. Może w ten sposób znajdzie towarzyszkę, z którą będzie się dobrze bawić po horrorze, który urządziła mu żona?

- Właśnie widziałam, dlatego się do pana przysiadłam. Picie alkoholu w takich ilościach samemu… Musi być jakiś powód.

De Santa spojrzał na nią podejrzliwie. Dziewczyna budziła w nim niepokój, ale po pewnym czasie uznał, że to co robi jest najzwyczajniej w świecie normalne. Zobaczyła go samego, a że nie miała nikogo do towarzystwa to się dosiadła. Proste? Proste.

Kobieta dalej patrzyła na niego życzliwie, nieco go tym onieśmielając. Spoglądał na nią co jakiś czas, nic nie mówiąc. Gdy napotykał jej wzrok, momentalnie spuszczał oczy i uśmiechał się zawstydzony.

- Nie chciałam być nachalna, jeśli pan tak odebrał to jest mi niezmiernie przykro – przeprosiła szczerze. – Po prostu jestem w tej samej sytuacji. Mogłabym więc o coś pana poprosić?

Michael zawahał się. Mimo to zapytał:

- O co? Wie pani, to zależy.

- Czy mogłabym się panu wyżalić? Nie mam zamiaru zanudzać ściany, czy też barmana, a widzę, że pana gryzie coś podobnego. Och, proszę! Jesteśmy w końcu obcymi ludźmi, w dodatku kompletnie pijanymi!

- Czemu by nie, skoro ma nam ulżyć… Więc co pani…

- Żadna ze mnie pani. Jestem Katherine – podała rękę, którą Michael uścisnął.

- Michael.

- Problemy miłosne, prawda? Widać to na pierwszy rzut oka. Ze mną zerwał narzeczony… I to przez SMS-a! Czy możesz to sobie wyobrazić, bo ja nie?! Będę musiała teraz wszystko odwołać. Nie rozumiem, jak można postąpić w taki sposób.

- Małżeństwo to nie spełnienie marzeń, szczególnie jeśli wiążesz się z dziwką z klubu nocnego, a twoje dzieci pakują cię w same kłopoty…

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Frodo 06.01.2017
    Jakaś ciota dała anonima 1. Ode mnie 5. Brat mi polecił tą serię i chyba przeczytam więcej
  • Igi 06.01.2017
    Dzięki. No niestety nasze kochane anonimy muszą wyżywać się na opowi, bo w realu za ciężko.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania