Poprzednie częściŻycie poza Prawem - prolog (GTA V)

Życie poza Prawem - Rozdział 2 - Wędrówka z benzyną i zapałką (GTA V)

- Czyżby przemoc i alkoholizm nie były wystarczającym powodem? – prychnęła Patrycja. – Gościu potrzebuje pomocy. Dlatego wkrótce wyślę go w ostatnią podróż.

- Nie chce mi się wierzyć, że możesz to zrobić – odparła postać stojąca w cieniu. – To twój własny ojciec. Jesteś pewna?

- Wiesz co, nie. To tak dla jaj, chciałam, żeby było zabawnie. Zupełnie bez potrzeby leciałeś po benzynę i załatwiałeś mi bilet na drugi koniec świata – do Los Angeles, który jest warty więcej niż zmieści się w moim portfelu. Jak dobrze, że zapytałeś, bo w przeciwnym razie żyłbyś w tym kłamstwie na wieki – wysyczała sarkastycznie i przewróciła teatralnie oczami.

- OK, OK… Ile masz ze sobą?

- Tyle, ile potrzeba, ale najpierw ty.

Na twarzy tajemniczego jegomościa zagościło zdziwienie.

- Nie wierzysz mi, Patrycjo? Swojemu staremu, dobremu kumplowi? No dobrze… Trzymaj – wyciągnął w jej stronę kanister oraz starannie zaklejoną kopertę. Tylko ona, przez swoją nieskazitelną biel, była widoczna pod osłoną nocy. – Odlot o piątej czterdzieści pięć. Resztę informacji odnajdziesz w środku. Nie spóźnij się, bo wpadniesz w niezłe bagno, z którego nawet ja nie będę w stanie cię uratować i będziesz się paprać w poprawczaku przez długie miesiące.

Patrycja schowała kopertę i wyjęła kilkanaście banknotów. Postać przeliczyła je precyzyjnie, przesuwając po nich palcami. Miała na sobie czarne rękawiczki i wskazała na nie, gdy napotkała wzrok szesnastolatki. Dziewczyna skinęła głową na znak, że wie o co chodzi.

- Musisz zostawić jak najmniej dowodów, pamiętaj. Hmm… Według moich obliczeń brakuje aż stówy. A może się mylę? – dodała druga postać.

Patrycja zesztywniała, wstrzymała powietrze.

- Oj, daj spokój, R – wzruszyła ramionami pierwsza. – Potraktuj to jako prezent ode mnie, moja droga.

- Dzięki.

- Żadna rozmowa nie miała tu miejsca, jasne?

- Jasne jak słońce – zasalutowała Patrycja.

Męska sylwetka wynurzyła się z cienia, objęła Patrycję i wyszeptała ciepłym głosem:

- Los Angeles to niebezpieczne miejsce. Kręci się tam pełno tego świństwa. Musisz jak najszybciej dotrzeć do ciotki, inaczej wzbudzisz podejrzenia, a tego nie chcemy. Dziecko kręcące się samotnie po ulicy to wyśmienita atrakcja dla miejscowych gangów lub gliniarzy. Masz jeszcze jakieś pytania, kochanie?

- Dlaczego zwracasz się do mnie w ten sposób? – uśmiechnęła się życzliwie. – Jeszcze raz.

- Kochanie…

- Nie to. Chodzi mi o plan. Rozlewam benzynę i po prostu podpalam? Nie ma opcji, żeby coś się nie powiodło? – czuła, jak pocą jej się ręce.

- Będzie dobrze, jeśli polejesz dokładnie. Nie oszczędzaj, możesz spokojnie wykorzystać całość. Trzy godziny przed lotem pojawi się kierowca, to mój człowiek i jestem co do niego pewny. Wszystko jest idealnie zaplanowane, wyluzuj. A teraz oczyść swój umysł. Zaczynasz nowe życie… Zapomnij o nas. Idź i rób to, co do ciebie należy. Nie spotkamy się już więcej. Jeżeli to wszystko, ruszaj!

Patrycja spojrzała po raz ostatni na przyjaciół. Zapamiętała ich jako dwa cienie, odbijające się od słabego światła latarni. Odczekali chwilę, po czym skierowali się w przeciwną stronę. Cienie wydłużały się coraz bardziej, a po krótkim czasie utonęły w mroku.

- No i zostałam sama z moimi uczuciami. Kanistrem pod pachą, białymi kopertami… Chyba zostanę raperem.

Zaczęła iść jeszcze szybciej, z głową zadartą dumnie ku czarnemu niebu. Moralność krzyczała w jej sercu i uwierała jak olbrzymie kamienie w butach. Nastolatka odpychała ją razem z każdym pokonanym krokiem.

W końcu przecisnęła się przez dziurę w płocie i znalazła się z powrotem w kuchni przez otwarte okno. Ostrożnie uchyliła drzwi od salonu i spostrzegła śpiącego ojca, a w powietrzu unosił się odrażający zapach alkoholu. Przemknęła ciemnym korytarzem do sypialni i niemalże wywróciła ją do góry nogami. Spakowała prawie cały swój dobytek. Nie sprawiło jej to trudności, gdyż nie posiadała zbyt wiele. Trochę ubrań, książki głównie o informatyce oraz pluszowy jednorożec, któremu urwała kiedyś zad. Później ochrzciła go „Koniem bez Dupy” i tak mu już zostało. Ostatnim etapem, a zarazem najtrudniejszym etapem opróżniania chałupy było wymknięcie się do gabinetu i wyciągnięcie stamtąd jakiejś forsy. Ku swojemu zdziwieniu, znalazła tam niewiele. Dużo więcej wygrzebała z kieszeni kurtki, którą nosił tata. Najistotniejsze rzeczy umieściła w bagażu podręcznym.

„Wóz czeka na zewnątrz. Usuń tą wiadomość.”

Po otrzymaniu SMS-a o takiej treści i postąpieniu zgodnie z instrukcją, Patrysia wyszła z domu i wpakowała bagaże do samochodu.

- Hasło? – zapytał mężczyzna, siedzący na miejscu kierowcy.

- Zajebać kury – odparła brunetka, a facet jakby lekko się uśmiechnął.

- Pośpiesz się. Za trzy godziny masz samolot.

- Wiem – zatrzasnęła bagażnik i po raz ostatni weszła do rodzinnego domu.

Stukot obcasów szesnastolatki roznosił się po drewnianych schodach. Dotarła na strych. Rozpoczęła zalewanie pomieszczenia benzyną. Potem uczyniła to samo w łazience, przedpokoju, gabinecie i w kuchni. Nieprzerwana linia substancji ciągnęła się również od jej sypialni do salonu. Na kanapie chrapał nieświadomy niczego ojciec. Wory pod oczami odznaczały się bardziej niż kiedykolwiek, tłusty brzuch wystawał spod za małej koszulki polo, a na czole tkwiły kropelki potu. Starannie zamoczyła również ten pokój za pomocą kanistra. Wyszła do ogrodu, gdzie go opróżniła. Popatrzyła na drobną budowlę, w której się wychowała. Włożyła rękę do kieszeni skórzanej kurtki, palcami wymacała ukradzioną kartę kredytową oraz pudełko zapałek. Wyjęła ten drugi przedmiot i podniosła jedną zapałkę na wysokość oczu. Obracała ją przez chwilę w dłoni, zapatrzona w nią jak w najpiękniejszy krajobraz, zapominając zupełnie o rzeczywistości. „Przepraszam, tato, ale ty musisz zginąć, bym ja mogła żyć.” Przysunęła ją do pudełka. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, nie pozwoliła napłynąć łzom. Drewienko drżało i zdawało się wyczekiwać w równie wielkim napięciu, co Patrycja. Przejechała jego końcówką po pudełeczku. Niechętnie wyskoczył smutny płomień. Obniżała rękę, coraz bardziej, czasem ją cofała. Ogień biegł zgrabnie po patyczku, ku jej palcom. Wstała i pochyliła się nad śladem benzyny. Sekundy dzieliły ją od poparzenia się. Rzuciła zapałkę na ziemię, zerwała się do biegu i mknęła ile sił w nogach w drugą stronę. Do jej uszu dochodziły wybuchy, zawalał się dach, z szyb wylatywało szkło. Ogień ogarnął cały dom w mgnieniu oka. Mocne światło pożaru rozświetlało całą okolicę, która gwałtownie powracała z krainy Morfeusza.

- Gaz do dechy! – krzyknęła i spoglądała na płonący dom. „Jestem Patrycja Horne. Spaliłam własny dom, zamordowałam ojca i właśnie nieznajomy facet wiezie mnie na lotnisko. Stamtąd udam się na drugi koniec świata.”

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania